Graliśmy w Assassin's Creed: Origins – ostrożna rewolucja Ubisoftu - Strona 2
Oto jest! Nowa odsłona serii Assassin's Creed zabierze nas w podróż w czasie: odwiedzimy starożytny Egipt, wdrapiemy się na piramidy, a na koniec powalczymy w stylu znanym z… Wiedźmina 3. Na targach E3 graliśmy w Assassin’s Creed: Origins.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Assassin's Creed Origins – najlepsza gra w historii tej serii?
Sowa czy dron?
ZMIANY, ZMIANY
Origins to pierwsza duża odsłona serii Assassin’s Creed, w której zabraknie minimapy. Autorzy wykorzystali patent Bethesdy z serii The Elder Scrolls, polegający na umieszczeniu paska nawigacyjnego w górnej części ekranu. Kolejne warte zainteresowania punkty będą się sukcesywnie pojawiać na kompasie, w miarę naszego zbliżania się do nich.
Specyficzne podejście do eksploracji świata wymusi częste korzystanie z usług wytresowanego orła, który działa na identycznej zasadzie jak... sowa w Far Cry Primal. Ubisoft znany jest z tego, że do swoich nowych produkcji lubi wrzucać rozwiązania sprawdzone w innych grach i z takim właśnie przypadkiem mamy tu do czynienia. Jak działa zwiadowca? Bardzo prosto. Po „wystrzeleniu” ptaka możemy latać na nim na dość ograniczonej przestrzeni i oznaczyć markerami wrogów oraz interesujące lokacje. Te ostatnie wystąpią w formie pytajników, zupełnie jak w Wiedźminie 3. Dopiero zbliżenie się do takiego punktu ujawni jego funkcję. Warto od razu dodać, że wbrew obawom fanów w Origins pojawi się również tzw. wzrok orła. Bayek będzie mógł skanować okolicę „pulsacyjnie” – na takiej samej zasadzie, jak robiło się to w Unity, a umiejętność ta pozwoli wskazać położenie cennych przedmiotów, np. skrzyń ze skarbami.
Nie ukrywam, że to właśnie warstwa eksploracyjna przedstawia się w Origins najciekawiej. Duży, otwarty świat (porównywalny z tym z Black Flag, co naprawdę robi wrażenie) daje nadzieję na wiele interesujących lokacji, nie tylko miast z prawdziwego zdarzenia, ale również malutkich wiosek i oaz. Trudno jednak w tej chwili powiedzieć, jak wiele różnych aktywności zaoferuje gra i jak prędko się one znudzą. Poprzednie odsłony cyklu Assassin’s Creed szybko stawały się zbyt powtarzalne pod względem zadań pobocznych, a i same gry nie zawsze były ciekawe. Deweloperzy z Ubisoftu będą musieli się naprawdę mocno nagimnastykować w tej materii, jeśli weźmiemy pod uwagę dostępny obszar, a o rodzajach aktywności na razie mówić nie chcą. Nie wiadomo dlaczego.
Wiedźmin w Egipcie
Przez lata sporo kontrowersji w Assassin’s Creed wzbudzała walka, bo – nie licząc pierwszej odsłony – była ona szalenie łatwa. Deweloperzy konsekwentnie robili ze skrytobójców prawdziwe maszyny do zabijania, a rywale cierpliwie ustawiali się w kolejce, żeby dostać potężne bęcki. Próby naprawienia tej sytuacji w Unity i Syndicate udały się połowicznie – starcia wymagały większego zachodu, ale po dokoksowaniu postaci wracaliśmy do punktu wyjścia.
Remedium przyszło z dość nieoczekiwanej strony – autorzy zapatrzyli się na rozwiązania dostępne w Wiedźminie 3 i opracowali zupełnie nowy mechanizm wymiany ciosów. Teraz nie wystarczy wpaść w grupę wrogów i systematycznie wciskać jeden przycisk, żeby nasz śmiałek sukcesywnie eliminował kolejnych niemilców. System walki wymaga stosowania uników i odskoków, co zmusza do większej uwagi. Problem stanowi jednak to, że same potyczki wyglądają niezbyt realistycznie. Przesuwający się w mgnieniu oka asasyn to nie jest to, do czego przyzwyczaił nas chociażby tańczący z gracją wokół wrogów Ezio Auditore.
Narzekania na mniejszy realizm dotyczą zresztą całego Origins. Po pierwszej prezentacji fanom niespecjalnie przypadł też do gustu wylatujący na żądanie orzeł, sterowanie wypuszczoną z łuku strzałą oraz... wtręty z pogranicza mitologii w postaci walk z fantastycznymi stworami. Owszem, sporo racji będą mieć ci z Was, którzy przypomną wątek Pierwszej Cywilizacji, zeskakiwanie ze stumetrowej wieży w stóg siana czy też inne fantazje rodem z gatunku science fiction. Problem polega jednak na tym, że po wejściu do Animusa gra całkiem zgrabnie trzymała się realiów historycznych i pomijając rozwiązania gameplayowe (wspomniane już skoki wiary), oszczędzała nam scen rodem z God of War. Origins pod tym względem wydaje się na tę chwilę zupełnie inną pozycją, a to z kolei może zniechęcić dotychczasowych fanów cyklu.