Graliśmy w Assassin's Creed: Origins – ostrożna rewolucja Ubisoftu - Strona 3
Oto jest! Nowa odsłona serii Assassin's Creed zabierze nas w podróż w czasie: odwiedzimy starożytny Egipt, wdrapiemy się na piramidy, a na koniec powalczymy w stylu znanym z… Wiedźmina 3. Na targach E3 graliśmy w Assassin’s Creed: Origins.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Assassin's Creed Origins – najlepsza gra w historii tej serii?
Wróćmy jednak do samej walki. Poczynione zmiany sprawiły, że wrogów tłucze się zupełnie inaczej niż dotychczas. Potyczki są bardzo bezpośrednie i dużo zależy od umiejętności gracza. Część uderzeń da się zablokować tarczą, istnieje też możliwość parowania z opcją zastosowania kontrataku. Mało tego, autorzy opracowali sprawny system tworzenia kombosów, które pozwalają nie tylko wyprowadzać ciosy, ale też włączyć do sekwencji użycie gadżetów, np. petard dymnych. Nowością jest także pasek adrenaliny, napełniający się w trakcie starcia. Kiedy dobije on do maksimum, Bayek będzie mógł wykonać morderczy atak, na ogół posyłający oponenta na tamten świat.
Sprawne tańczenie wokół rywali ułatwi również mechanizm ich oznaczania, który pozwoli skupić się tylko na jednym przeciwniku, a co za tym idzie – uczynić potyczkę bardziej wyrafinowaną i mniej chaotyczną. Warto dodać, że dla osób niebędących w stanie ogarnąć nowego systemu twórcy przygotowali też opcję przełączenia się na klasyczne mechanizmy. Jak to jednak wypada w akcji, nie dane nam było sprawdzić.
Ostrożny optymizm
Origins zawiera rozbudowany system rozwoju postaci. Jest on o tyle istotny, że wzorem Wiedźmina 3 (znowu!) zadaniom przypisano sugerowany poziom, na którym powinniśmy je wykonać. Zdobywane po awansie punkty zdolności będziemy przekuwać na konkretne umiejętności w dość rozbudowanym drzewku. To ostatnie stanowi jedną całość, ale da się wyróżnić trzy grupy determinujące konkretne style rozgrywki. Nie ma żadnych ograniczeń w planowaniu rozwoju protagonisty, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytanie, czy w trakcie jednej rozgrywki będziemy w stanie rozwinąć wszystkie talenty. Warto od razu dodać, że na wbudowanych ekranach bohatera spędzimy całkiem sporo czasu. Origins ma do zaoferowania pokaźną liczbę środków zagłady i gadżetów (np. strzałki usypiające i wspomniane wcześniej petardy dymne), gra proponuje także prosty system rzemiosła, pozwalający nie tylko tworzyć nowe przedmioty, ale też rozkładać znajdowane po drodze bibeloty.
W ostatecznym rozrachunku Assassin’s Creed: Origins prezentuje się intrygująco. Nie potrafię teraz powiedzieć, czy wszystkie zaserwowane przez Ubisoft zmiany przypadną mi do gustu, ale szanuję deweloperów za to, że wyszli poza dotychczasowy schemat i przynajmniej próbują wdrożyć nowe rozwiązania, nawet jeśli są to bezczelne zapożyczenia z innych produkcji, przede wszystkim z Wiedźmina 3. Dużo obaw mam co do aktualnego działania gry – tytuł nie był wolny od bugów i glitchy. Co prawda autorzy zaznaczyli, że mamy do czynienia z wersją alfa, ale w kontekście rychłej premiery obecność błędów źle wróży, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę kondycję poprzednich dzieł z tej serii w dniu ich ukazania się i dodatkowy czas, który rzekomo miał zostać przeznaczony na doszlifowanie całości.
Zagadką pozostaje też fabuła. Historia Bayeka i jego wpływ na powstanie bractwa asasynów są na razie ściśle strzeżoną tajemnicą i poza ogólnikami deweloperzy nie puszczają pary z ust. Zupełnie nic nie wiadomo o wątku współczesnym, który w kolejnych latach ulegał systematycznej marginalizacji. Origins ma rzekomo stanowić nowe otwarcie w tej kwestii, ale to wiadomo z plotek, a nie od autorów gry, a to z ich chcielibyśmy usłyszeć jakieś konkrety. Tym razem się nie udało, poczekamy do gamescomu.
ZASTRZEŻENIE
Wyjazd autora tekstu na targi E3 opłaciliśmy we własnym zakresie.