Czym mogłaby być gra Battlefield 5, czyli nasza lista życzeń - Strona 4
Od momentu wydania ostatniej militarnej części serii minęły już ponad dwa lata, nadszedł więc czas na kolejny projekt DICE. Nim jednak doczekamy się oficjalnej zapowiedzi, zastanówmy się, czego w ogóle spodziewamy się po Battlefieldzie 5.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Battlefield 1 – najlepszy Battlefield od czasów Bad Company 2
To zostawić, to przywrócić, a to zmienić
W serii istnieje cała gama rozwiązań, o których nie ma co wspominać – są tak oczywiste, że gdyby ich zabrakło, po prostu nie byłoby gameplayu. Jest jednak kilka rzeczy, które zasługują na szczególne wyróżnienie i zdecydowanie powinny zostać rozwinięte w kolejnej części gry.

Choć wielu z nas dostaje drgawek na sam dźwięk słów „kampania dla jednego gracza w Battlefieldzie”, wiemy, że DICE nie odpuszcza tego pomysłu, nawet jeśli tryb fabularny pochłania sporą część budżetu gry. Hardline próbował to urozmaicić, wprowadzając nowe mechaniki i starając się skupić bardziej na fabule, ale myślę, że nie tędy droga do sukcesu. Przeważająca większość graczy kupuje Battlefielda dla rozgrywek multiplayerowych, więc dlaczego by nie stworzyć kampanii, która przygotuje do starć z innymi graczami? Bardzo chciałbym zobaczyć ścieżkę fabularną niesilącą się na korytarzowe doświadczenie z pomysłami, które w rozgrywkach dla wielu graczy się nie pojawią, tylko dającą konkretny cel do osiągnięcia – już od nas samych zależałoby, w jaki sposób do tego podejdziemy. Wychwalałbym DICE pod niebiosa za misję, której celem byłoby schwytanie znajdującego się w rezydencji groźnego terrorysty, jeśli tylko miałbym możliwość wybrania pomiędzy cichym podejściem z drużyną, z użyciem broni z tłumikiem a wjazdem wozem opancerzonym przez frontową bramę albo wykończeniem obrońców atakiem z powietrza. Innymi słowy, kampania single player powinna dawać namiastkę doświadczenia, które czeka nas w rozgrywce dla wielu graczy – nawet kosztem spektakularnych oskryptowanych wydarzeń.
Battlefield Hardline jest dla wielu rozdziałem w historii DICE wartym jedynie zapomnienia, ale nie można zaprzeczyć, że przyniósł on również pewne dobre pomysły w rozgrywce dla wielu graczy, które zasługują na zachowanie ich w serii. Pierwszym z nich jest tzw. „ostra rywalizacja”. To forma rozgrywki ligowej w krótkich sezonach, w których mierzą się ze sobą drużyny składające się z 5 graczy. Każdy wygrany mecz powoduje awans w rankingu, a każda przegrana – spadek. Gracze dobierani są według umiejętności, co oznacza, że im więcej rozgrywek kończy się naszym zwycięstwem, tym trudniejszy przeciwnik staje nam na drodze w kolejnym meczu. Taka formuła, będąca dodatkiem do standardowych trybów, ma potencjał i sprawdzi się doskonale wśród tych, którzy chcą wynieść konkurowanie z innymi graczami na jeszcze wyższy poziom. Czyżby w Battlefieldzie mógł pojawić się potencjał e-sportowy?

Drugie z interesujących rozwiązań z Hardline’a, to tak zwany „status żywej legendy”. Umożliwia on najbardziej wytrwałym graczom, którzy osiągnęli maksymalną rangę w grze, otrzymanie jednego poziomu legendarnego kosztem maksymalnej rangi i wszystkich „unlocków”. Tak, oznacza to, że mozolne dążenie do 150 rangi i odblokowywanie każdej broni i gadżetów rozpoczyna się na nowo. Status legendarny to przede wszystkim zmiany kosmetyczne (aby nie zaburzyć balansu), ale dzięki temu pojawia się nowy (choć w sumie ten sam?) cel, do którego mogą zmierzać gracze z setkami godzin na liczniku.