Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Rayman Legends Recenzja gry

Recenzja gry 3 września 2013, 13:56

Recenzja gry Rayman Legends - fenomenalna platformówka staje się jeszcze lepsza

Choć wydawało się to niemożliwe, Ubisoftowi udało się stworzyć produkt jeszcze lepszy niż Rayman Origins. Legendy nie odkrywają wszystkich atutów od razu i stanowią kapitalną rozrywkę zarówno dla dzieci, jak i dla platformówkowych wyjadaczy.

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PC, PS3

PLUSY:
  • świetnie zaprojektowane, różnorodne poziomy;
  • dobrze wyważony stopień trudności – łatwa kampania dla dzieciaków, trudne wyzwania tylko dla hardkorowców;
  • obszerna zawartość, sporo rzeczy do odblokowania;
  • oferuje dużo radości zarówno w singlu, jak i w kooperacji;
  • wizualny projekt lokacji;
  • etapy muzyczne;
  • kapitalna oprawa graficzna i dźwiękowa.
MINUSY:
  • mały chaos w trybie kooperacji;
  • licznik Lumów.

Ubisoft długo nie miał pomysłu, co zrobić z Raymanem. Po tym jak Michel Ancel w 1999 roku skupił się na innych projektach, seria coraz bardziej zaczęła oddalać się od swych korzeni. Potrzeba było ponad dekady, by francuski koncern wreszcie przejrzał na oczy i wysmażył klasyczną do bólu dwuwymiarową platformówkę. Wydana dwa lata temu gra Rayman Origins szturmem podbiła serca fanów, zgarnęła wysokie oceny w recenzjach i sprzedała się wystarczająco dobrze, by dać zielone światło ewentualnej kontynuacji. Ta pierwotnie miała powstać wyłącznie z myślą o konsoli WiiU, ale na szczęście producenci znad Sekwany z czasem zdecydowali się obsłużyć też posiadaczy innych urządzeń. I dziękujcie im za to, bo Rayman Legends to bezsprzecznie ścisła czołówka gatunku, który od paru lat, głównie za sprawą twórców niezależnych, przeżywa prawdziwy renesans.

Starcia z bossami rządzą. - 2013-09-03
Starcia z bossami rządzą.

Nowy Rayman nie wyciąga wszystkich asów z rękawa od razu. Mały zgrzyt pojawia się już na starcie – fani, którzy rozłożyli poprzednią grę na czynniki pierwsze, raczej nie będą zachwyceni wyraźnym obniżeniem stopnia trudności. W pierwszych epizodach idzie nam jak po maśle. Uzbieranie sześciuset Lumów i uwolnienie dziesięciu Małaków nie stanowi większego problemu – wystarczy dobrze się rozglądać, by każdy poziom zaliczyć ze stuprocentową skutecznością, a to w Origins – nawet w początkowej krainie – było nie do pomyślenia. Zabawę ułatwiają też gęsto rozsiane checkpointy, przypadkowa śmierć nie zmusza nas do powrotu do początku sekwencji i praktycznie przed każdym niebezpiecznym fragmentem znajduje się automatyczny punkt zapisu. Takie podejście do sprawy z otwartymi ramionami przyjmą mniej wymagający gracze i dzieci, hardkorowcy mogą natomiast poczuć się rozczarowani. Im zabraknie powodów, by powtórnie wracać do ukończonych etapów – widząc wszystkie puchary nad symbolizującymi levele obrazami, po prostu przejdą dalej i szybko zapomną, czego doświadczyli kilka minut wcześniej. Niepokojem początkowo napawa też fakt, że Rayman Legends wydaje się pozbawione czasówek, czyli piekielnie wymagających etapów, zmuszających użytkownika do ukończenia ich w określonym przez autorów terminie.

Im dalej w grę, tym jednak coraz lepiej. Poszczególne lokacje (nawet w obrębie tej samej krainy) mocno różnią się od siebie oprawą wizualną, a my stajemy wobec coraz trudniejszych wyzwań, praktycznie ciągle zaskakiwani świeżymi pomysłami. Jest to o tyle ważne, że Rayman nie rozwija się w Legends w takim samym stopniu jak w Origins – produkt nie oferuje głównemu bohaterowi żadnych premierowych zdolności. Nowości widać za to w innych aspektach, np. w konstrukcji poziomów. Prym wiedzie tu zwłaszcza epizod o nazwie „20.000 mil podlumskiej podróży”, który zawiera kapitalny etap quasi-skradankowy, zmuszający naszego podopiecznego do unikania systemów alarmowych w ukrytej w głębinach metropolii. A takich niekonwencjonalnych zagrań znajdziemy tu znacznie więcej i naprawdę trudno nie być pod ich wrażeniem.

Repertuar zdolności Murfyego poszerza się z epizodu na epizod. - 2013-09-03
Repertuar zdolności Murfyego poszerza się z epizodu na epizod.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja Super Mario Bros. Wonder - zachwycający powrót króla platformówek
Recenzja Super Mario Bros. Wonder - zachwycający powrót króla platformówek

Recenzja gry

Podchodziłem do Super Mario Bros. Wonder z dużą rezerwą, bo ostatnie platformówki 2D z udziałem hydraulika były mocno odtwórcze i nie miały tej magii co kiedyś. Okazało się jednak, że Nintendo odrobiło zadanie domowe.

Recenzja gry LEGO Skywalker Saga - beztroska rozrywka na trudne czasy
Recenzja gry LEGO Skywalker Saga - beztroska rozrywka na trudne czasy

Recenzja gry

LEGO Star Wars Skywalker Saga, choć nieidealne, dostarcza na rynek cenny ładunek, którego chyba wszyscy teraz potrzebujemy: czystą rozrywkę pozbawioną ciężkiej fabuły i trudnych emocji. Suchy humor, ulubione uniwersum i tysiące znajdziek.

Recenzja gry Psychonauts 2 - mózg rozwalony
Recenzja gry Psychonauts 2 - mózg rozwalony

Recenzja gry

Psychonauts 2 miesza w głowie wieloma stylistyczno-narracyjnymi dziwnościami, chwyta za gardło masą zwrotów akcji i pomysłów na siebie, a na sam koniec łapie za serce ciepłem i morałem snutej opowieści. Psychodeliczny szał ciał, ot co.