autor: Marcin Łukański
Dante's Inferno - recenzja gry
Chociaż wycieczka do Piekła w skórze Dantego, zaserwowana przez EA, nie jest wierna literackiemu pierwowzorowi, to i tak może się podobać. Szczególnie fanom efektownych i krwawych slasherów.
Dante Alighieri. Boska komedia. Gra. Slasher. Jeszcze nie tak dawno ten zestaw słów w mojej świadomości wzajemnie się wykluczał. Electronic Arts, tworząc Dante’s Inferno, usilnie próbuje nas przekonać, że wirtualna rzeczywistość i dzieło Dantego mogą wspólnie zaistnieć. Niestety, nie jest tak różowo, jakby się mogło wydawać, chociaż sama gra wyszła naprawdę nieźle.
Zacznijmy od tego, że Dante’s Inferno z Boską komedią ma niewiele wspólnego. Twórcy wykorzystali ogólną wizję piekła, ostro w niej namieszali, trochę jej ucięli, dużo do niej dodali i przygotowali drinka, którego nie wszyscy lekko strawią. Fabuła gry jest dość prosta: Beatrycze, ukochana Dantego, zostaje uprowadzona na samo dno Piekła przez Lucyfera. Dante oczywiście nie może puścić takiej zniewagi płazem, zabija Śmierć, zabiera jej kosę i rusza uwolnić swą miłość z zakazanych rąk diabła. Pominę tutaj rozwodzenie się nad samym tryptykiem i porównywanie go z grą, bo nie ma to najmniejszego sensu. Poprzestańmy na tym, że w Dante’s Inferno mamy dziewięć kręgów Piekła inspirowanych Boską komedią oraz co pewien czas możemy porozmawiać z Wergiliuszem, który raczy nas cytatami z książki. Cytatami, których i tak mało kto wysłucha, bo przecież jak tutaj stać spokojnie w miejscu, gdy przed chwilą skończyliśmy krwawą walkę, a przed bohaterem cały zestaw śmiercionośnych pułapek, czyhających tylko na jego nierozważny krok.
Producent przed premierą gry bardzo głośno zachwalał ogromną różnorodność poszczególnych kręgów Piekła. Owe zachwyty możemy już z czystym sumieniem potraktować jako legendę, ale – jak wiadomo – w każdej legendzie jest ziarnko prawdy. Poszczególne etapy faktycznie różnią się od siebie kilkoma elementami: czy to stylistyką wykonania, czy to kolorystyką, czy to różnymi rodzajami piekielnych przeciwników. Problem w tym, że wędrując przez kolejne kręgi, bardzo często nie zauważamy wyraźnej granicy między niektórymi obszarami. Twórcy wyjątkowo upodobali sobie zabawę z kolorystyką i drobnymi zmianami w teksturach, które tak naprawdę nie zawsze rzucają się w oczy. Na szczęście trafiają się wyjątki od reguły i niektóre lokacje prezentują się fenomenalnie. Warto szczególnie zwrócić uwagę na perwersyjnie spaczony krąg pożądania, w którym panuje gigantyczna Kleopatra, obrzydliwy i skryty w galaretowatej substancji krąg obżarstwa czy pozłacany i pełen przepychu krąg skąpstwa. Jeśli miałbym kiedyś opisać Piekło, to właśnie te wizje Wayne’a Barlowa, który odpowiada za oprawę artystyczną gry, trafiają w sedno wypaczonej, demonicznej rzeczywistości.
Na szczęście w przypadku istot zamieszkujących piekielne otchłanie nie ma się do czego przyczepić. Barlow wykonał kawał dobrej roboty i snujące się po kręgach potwory przerastają niejedne koszmarne majaki. Znajdujemy tutaj inspirowane seksualnymi wizjami, demoniczno-perwersyjne istoty z kręgu pożądania, ociekające śluzem grubasy z kręgu obżarstwa czy pełne nienawiści upadłe anioły. W kręgu skąpstwa natrafiamy na zdeformowanych nieszczęśników o dwóch głowach, których ciało pokryte jest złotem, a w rękach dzierżą błyszczące przepychem i nabijane kolcami kule. Walczymy również z okrwawionymi niemowlakami, które zamiast dłoni posiadają wrośnięte w przedramiona ostrza. Cała ta demoniczna gromada szarpiących i gryzących ciał ma tylko jeden cel – zniszczyć, zdeptać i pożreć Dantego. Przeciwnicy robią niesamowite wrażenie. Ogromna szkoda, że nie zawsze towarzyszy im ciekawe i urozmaicone otoczenie.
Istotnym czynnikiem dla fanów slasherów z pewnością okaże się to, że nasi wrogowie nie tylko wyglądają imponująco, ale również stanowią nie lada wyzwanie nawet na normalnym poziomie trudności. Walki potrafią być bardzo wymagające, a leczące źródła często są złośliwie rozmieszczone w dużych odległościach od siebie. Niejednokrotnie przychodzi nam powtarzać poszczególne fragmenty gry, a każdy checkpoint i punkt zapisu witamy z radością. Warto jednak zwrócić uwagę, że Dante’s Inferno, to nie to samo co Ninja Gaiden – nie ten stopień zaawansowania technik walki i nie ten niemal groteskowo wysoki poziom trudności. Przygody Dantego to bardziej God of War z przyciętymi skrzydłami. Funkcjonuje tu niemal identyczny system walki, quick time eventy i ogólna mechanika próbująca naśladować przygody Kratosa. Nie zmienia to jednak faktu, że przedzieranie się przez diabelską menażerię sprawia wiele frajdy, animacja ruchów Dantego jest bardzo widowiskowa, a finishery mają swój smaczek, chociaż są mniej krwawe i nie tak efektowne jak te z God of War. Mechanika walki jest dość prosta, a wyprowadzanie poszczególnych combosów nie sprawia trudności i nie wymaga restrykcyjnego wyczucia tempa uderzania w guziki, co z pewnością ucieszy mniej radykalnych fanów gatunku.