Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 10 listopada 2009, 13:02

Torchlight - recenzja gry

Torchlight to potrawa smakująca jak Diablo, doprawiona szczyptą Fate'a, a przyrządzona przez twórców Hellgate: London. Jak smakuje? Przekonajcie się sami.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Torchlight spadł na mnie jak grom z jasnego nieba i gdyby nie kompletny przypadek, pewnie przegapiłbym jego premierę. Byłby to niewątpliwie duży błąd, bo debiutanckie dzieło firmy Runic Games zdążyło w bardzo krótkim czasie zdobyć liczną rzeszę zwolenników, o czym najlepiej świadczą przychylne wypowiedzi krytyków oraz graczy. Postanowiłem zatem przyjrzeć się bliżej tej produkcji, najpierw testując jej wersję demonstracyjną, a potem kładąc łapska na pełnej edycji, która za stosunkowo niewielkie pieniądze dostępna jest za pośrednictwem systemu elektronicznej dystrybucji Steam.

Udzielenie odpowiedzi na pytanie, czym jest Torchlight, nie sprawia jakichkolwiek trudności. Dzieło firmy Runic Games jest po prostu wiernym klonem Diablo, wzbogaconym o kilka interesujących rozwiązań, które kilka lat temu mogliśmy podziwiać w innym produkcie reprezentującym gatunek hack & slash, zatytułowanym Fate. Jak się okazuje, podobieństwo do obu wymienionych wyżej pozycji nie jest przypadkowe. Grę zaprojektowali Travis Baldree (twórca Fate’a), bracia Max i Erich Schaefferowie (założyciele studia Blizzard North i główni autorzy serii Diablo), a także utalentowany zespół programistów, pochodzących z nieistniejącej już firmy Flagship Studios. Ta ostatnia do niedawna zajmowała się przygotowywaniem Mythosa. Biorąc pod uwagę doświadczenia powyższych osób, nikogo nie powinno dziwić, że ich pierwszym produktem jest właśnie czystej krwi hack & slash.

Bohatera wybieramy spośród trzech klas.Podział klasyczny: wojownik, łuczniczka i mag.

Torchlight pozwala wcielić się w rolę nieustraszonego bohatera (do wyboru są trzy różne klasy), który przybywa do tytułowego miasteczka, aby pomóc jego mieszkańcom w uporaniu się ze złem, czyhającym w okolicznych podziemiach. Podobnie jak w grach z serii Diablo osada pełni rolę bazy wypadowej. Można tutaj w spokoju zebrać siły do kolejnych walk, sprzedać zdobyty w trakcie wędrówki złom, kupić nową broń, magiczne przedmioty i różnego typu mikstury, a także skorzystać z pomocy miejscowych fachowców i np. transmutować kamienie szlachetne czy też zakląć posiadany oręż. Na powierzchni otrzymujemy liczne zlecenia od mieszkańców wioski, które najczęściej wiążą się z unicestwieniem wskazanego stwora bądź przyniesieniem z podziemi jakiegoś cennego przedmiotu. Nic skomplikowanego, ale trudno się czepiać, bo Torchlight to przecież typowe klikadło w klimacie fantasy i jego głównym celem jest ciągły grind. Jeśli zatem zaliczasz się do fanów erpegów i jesteś spragniony wyzwań intelektualnych, możesz od razu zmienić kanał. To bajka dla miłośników sieczki.

Zmagania w Torchlight cechują się bardzo dużą dynamiką. Pod ziemią roi się od rozmaitych stworów, które nie wykazują przyjaznych zamiarów, dlatego należy je jak najszybciej unicestwić. W szerzeniu zagłady pomaga niezwykle bogaty arsenał, począwszy od broni białej, poprzez łuki i pistolety, na potężnych zaklęciach ofensywnych skończywszy. Tak jak w Diablo oręż może wykazywać magiczne właściwości, więc znalezienie odpowiedniego miecza czy elementów zbroi szybko staje się dodatkową atrakcją rozgrywki. Wielbiciele zbierania klamotów będą w Torchlight wniebowzięci, bo z zabitych stworów wypada tyle różnorodnego złomu, że w ciasnym plecaku szybko zaczyna brakować miejsca. Na szczęście za graczem cały czas biega wierny pies lub kot, któremu możemy wcisnąć do toreb to, czego sami nie jesteśmy w stanie udźwignąć.

Zapożyczony z Fate’a zwierzak jest generalnie ciekawym udogodnieniem i to nie tylko ze względu na wspomnianą wyżej dodatkową przestrzeń w ekwipunku. Nasz pupil aktywnie pomaga nam w eliminowaniu potworów (do wyboru są trzy postawy, które determinują jego zachowanie w trakcie walki), a gdy go o to poprosimy, odnosi targane przez siebie przedmioty do wioski, by je sprzedać. Ta ostatnia funkcja to wręcz zbawienie dla tych graczy, których w Diablo irytowała ciągła konieczność powrotu do obozu, w celu upłynnienia cennych znalezisk na gotówkę. W Torchlight po prostu wpychamy zwierzęciu do plecaka niepotrzebny złom, klikamy na odpowiednią ikonę i voila! – całą żmudną operację czworonożny kompan wykonuje za nas. Dzięki temu bohater może skupić się na dalszej eksploracji podziemi, a na powierzchnię wybierać się tylko wtedy, gdy naprawdę zachodzi taka konieczność.

Tak jak w innych produktach tego typu prowadzona przez gracza postać rozwija się w oparciu o punkty doświadczenia zdobyte w walce. Po osiągnięciu kolejnego poziomu możemy zwiększyć cztery podstawowe cechy naszego podopiecznego, a także nauczyć się zdolności specjalnej z rozbudowanego drzewka, które do złudzenia przypomina to, co widzieliśmy kilka lat temu w Diablo II. Co ciekawe, w Torchlight obecny jest też wskaźnik sławy, systematycznie rosnący wraz z likwidacją wrogich bohaterów, znaczenie trudniejszych do zabicia niż zwykłe stworki. Kiedy zdobędziemy wyższy poziom renomy, postać otrzymuje dodatkowy punkt do wybranej przez siebie umiejętności, dzięki czemu potrafi szybciej się rozwinąć. Choć rozwiązanie to nie jest nowe i tak jak zwierzak wcześniej pojawiło się w grze Fate, jest ono bardzo pomysłowe i trzeba je zaliczyć na plus.

W grze nie brakuje wielkich stworów,które oprócz punktów doświadczenia dostarczają nam także sławy.

Większość plansz generowana jest w sposób losowy, dlatego szanse, że natrafimy na identyczny układ pomieszczeń w kolejnej rozgrywce, są znikome. W grze nie występuje za to znany z Diablo II respawn stworów, a więc raz wyczyszczony poziom pozostaje pusty do końca przygody. Osobiście uważam takie rozwiązanie za dobre, ale na pewno znajdą się tacy, którym pomysł ten nie przypadnie do gustu. Torchlight niejako wymusza na użytkowniku, by w pogoni za kolejnymi punktami doświadczenia zapuszczał się coraz niżej, a co za tym idzie, stawiał czoła mocniejszym przeciwnikom. O pompowaniu statystyk bohatera na katowaniu słabeuszy nie ma zatem mowy.

Żywię do Diablo ogromny sentyment, dlatego już od pierwszych chwil Torchlight mnie zauroczył. Przez kilka pierwszych minut poczułem się nawet tak, jakbym ponownie wylądował w Tristram, w czym zasługa muzyki Matta Uelmena, odpowiedzialnego również za fenomenalną ścieżkę dźwiękową w pamiętnej grze firmy Blizzard Entertainment. Ogromną radość sprawiło mi mordowanie pierwszych stworków w kopalniach, a także masa bezczelnych zapożyczeń z kultowego pierwowzoru – autorzy bez zająknięcia skopiowali większość mechanizmów rządzących rozgrywką i wcale nie uważam, że należy to traktować jako minus, bo są to rozwiązania dobre.

Niestety, im dłużej pozostawałem pod ziemią, tym mniejszą ochotę miałem na kontynuację zabawy. Torchlight okazał się wciągający tylko przez krótką chwilę, bowiem z każda kolejną godziną ogarniało mnie coraz większe znużenie. Grając w Diablo, miało się świadomość, że gdzieś tam na dnie czai się prawdziwe zło, że żmudna penetracja podziemi w końcu doprowadzi nas do spotkania z największym wrogiem i że nie będzie to łatwa potyczka. Nigdy nie zapomnę, jak ostrożnie posuwałem się po zejściu do Piekła, obawiając się każdej grupy stworów, która pojawi się na mojej drodze. Tutaj było wręcz odwrotnie i przez Torchlight przeleciałem jak burza. Na normalnym poziomie trudności, gra nie stanowi większego wyzwania (zginąłem zaledwie raz na samym początku i tylko przez własną głupotę), a nacierające zewsząd hordy przeciwników, choć czasem kilkakrotnie wyższych od naszego bohatera, nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Produkt firmy Runic Games jest po prostu okrutnie widowiskowym, ale za to zupełnie bezstresowym symulatorem mordu, pozbawionym tego czegoś, czym charakteryzowało się właśnie Diablo. Samo zabijanie i świetna muzyka nie były w stanie przykuć mnie do monitora na długo. A to jest już bardzo poważny zarzut, bo największym wrogiem dobrej zabawy jest nuda, a ta niestety wyraźnie zaczęła dominować po kilku godzinach.

Fani zbieractwa będą wniebowzięci– w Torchlight jesteśmy wręcz zasypywani przedmiotami.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że Torchlight znajdzie liczną rzeszę oddanych wyznawców. Tak naprawdę ma on ku temu duże predyspozycje, bo już dawno na rynku nie pojawiła się gra, która byłaby tak wierną kopią Diablo w kwestii mechaniki. Jeśli ktoś jest w stanie przełknąć specyficzną oprawę wizualną, luźniejszy niż w blizzardowym produkcie klimat, kilka kontrowersyjnych rozwiązań, jak np. przedmioty zajmujące jeden slot w ekwipunku (jeśli to przejdzie w Diablo III, to się zastrzelę), a na dodatek kocha zbieranie „lootu”, tłuczenie potworków i eksplorację podziemi, to zapewniam, że kontakt z Torchlight będzie dla niego niesamowitym przeżyciem.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PS. Zainteresowanym polecam zaznajomienie się z wersją demonstracyjną, która jest dostępna na Steamie. Jeśli po kilkudziesięciominutowej wizycie w kopalni nadal będziecie siedzieć przed monitorem z wywieszonym jęzorem, to kupno tej gry okaże się naprawdę dobrą inwestycją.

PLUSY:

  • totalna sieczka, jak na klasyczny hack & slash przystało;
  • masa broni, przedmiotów magicznych oraz innego złomu zbieranego w trakcie gry;
  • losowe generowanie przedmiotów;
  • trzy zróżnicowane klasy do wyboru;
  • fantastyczna muzyka.

MINUSY:

  • szybko się nudzi;
  • brak motywacji do nieustannego parcia naprzód;
  • źle zrobiony ekwipunek z przedmiotami na jednym slocie;
  • niepasująca do klimatu oprawa wizualna;
  • niedoróbki techniczne – wiszące w powietrzu zwłoki, zacinający się bohaterowie niezależni.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

sekret_mnicha Ekspert 5 sierpnia 2010

(PC) Sprawdzona receptura znana z pierwszego Diablo przyprawiona miłą dla oka grafiką 3D gwarantuje tonę grywalności.

8.5
Recenzja gry Torchlight - konsolowa konwersja odpowiedzi na Diablo
Recenzja gry Torchlight - konsolowa konwersja odpowiedzi na Diablo

Recenzja gry

Konsolowy Torchlight zawitał na Xbox LIVE Marketplace półtora roku po swojej pecetowej premierze. Warto było poczekać, bo w wygodnym fotelu z padem w ręce zwiedzanie podziemi jest jeszcze przyjemniejsze.

Torchlight - recenzja gry
Torchlight - recenzja gry

Recenzja gry

Torchlight to potrawa smakująca jak Diablo, doprawiona szczyptą Fate'a, a przyrządzona przez twórców Hellgate: London. Jak smakuje? Przekonajcie się sami.

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes - recenzja gry. Legenda wróciła, ale strzyka ją w kościach
Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes - recenzja gry. Legenda wróciła, ale strzyka ją w kościach

Recenzja gry

Duchowy spadkobierca serii Suikoden robi wszystko, by ożywić wspomnienia sprzed kilku dekad. Jest przy tym tak konsekwentny, że kontakt z nim wymaga zaakceptowania wielu archaizmów i rozwiązań rozwiniętych później przez licznych konkurentów.