Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 października 2001, 10:43

autor: Mateusz "Gabriel Angel"

Operation Flashpoint: Cold War Crisis - recenzja gry

Operation Flashpoint, to symulator, nie tyle żołnierza, co wojny, łączący w sobie elementy wielu różnych gatunków, z akcją umiejscowioną w z lekka alternatywnym świecie roku 1985.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

„Nie wiem jaka broń będzie użyta w III Wojnie Światowej, ale w IV Wojnie Światowej będą to kamienie i patyki” – Albert Einstein

Pamiętam, jak parę lat temu, boom przeżywały różnego rodzaju symulatory, czy to helikopterów, samolotów, czołgów, czy też innych, czasem niekoniecznie „naturalnych” pojazdów. Wiele z tamtych tytułów, to dzisiaj gry kultowe. Ale jak każdy boom, tak i ten, był głośny, ludzie się nim zachwycili, później odbił się głębokim echem i przeszedł, pozostawiając po sobie tyko garstkę fanatyków. Od dłuższego czasu, producenci gier komputerowych odchodzą od gatunku jakim jest symulator (mam na myśli symulator klasyczny). Dlaczego? Powodów jest parę.

Przede wszystkim dlatego, iż symulator jest gatunkiem bardzo precyzyjnie oddającym temat, o którym w nim mowa. I o ile wydawać by się mogło, iż to powinno przemawiać na jego korzyść, o tyle rzeczywistość jest zupełnie inna – powiedziałbym - odwrotna. Specjalizacja symulatora na dzisiejszym rynku gier komputerowych, jest uważana, jeśli nie za słabość, to na pewno za pewnego rodzaju ograniczenie. W końcu koncentruje się on tylko na jednym temacie, podczas gdy równolegle istnieje wiele innych gier, łączących w sobie multum różnych gatunków i tematów. Gry te, najczęściej przewyższają grywalnością zwykłe symulatory i to one znajdują odbiorców w większej liczbie graczy na całym świecie. Obecnie, symulator to gra przeznaczona wyłącznie dla garstki fanów. Oczywiście każdy z nas ma czasem ochotę sobie polatać, pojeździć (w profesjonalny sposób), ale nie każdy ma pieniądze, aby za tą przyjemność zapłacić. Bardziej skłonni jesteśmy kupić hybrydę, gdyż potencjalnie oferuję ona więcej zabawy (co często okazuje się złudne).

Innym powodem jest nasycenie rynku symulatorów. Czy ktoś w ogóle potrafiłby zliczyć wszystkie symulatory lotnicze?!? Powoli po prostu zaczyna brakować pomysłów na stworzenie dobrego symulatora. Samochód odpada. Czołg, helikopter? To też już było. Może coś w kosmosie, świat Gwiezdnych Wojen byłby dobry. Też pełno. A może symulator żołnierza? O, tego jeszcze nie było. A w każdym bądź razie, nie tak, jak to zrobiła firma Bohemia Interactive.

„Celem wojny nie jest oddanie życia za swoją ojczyznę, ale sprawienie, iż inny drań odda życie za swoją”gen. G.C. Patton

Operation Flashpoint to nie taki zwykły symulator żołnierza, o jakim większość z Was myśli. Nie jest podobny do np. Soldier of Fortune, gdzie kierujemy postacią załadowaną po zęby arsenałem i przedzieramy się przez kilometry korytarzy, eksterminując wszystko co się rusza. Nie ma też nic z brawurowych akcji Unreal’a, Quake’a czy Counter-Strike’a. Myślę, że najbliżej mu do innego mod’a Half-Life’a – Team Fortress. Nie, jednak nie. Ale ma coś z serii Delta Force i niedawno wydanej World War II Online, chociaż to też nie to. Po głębszym zastanowieniu, dochodzę do wniosku, że takiej gry jeszcze nie było.

OPF, stworzony przez naszych południowych sąsiadów, to symulator, nie tyle żołnierza, co wojny, łączący w sobie elementy wielu innych symulatorów. Tak, można sterować pojazdami, można nawet latać pojazdami. I co najważniejsze można to robić w każdej chwili. Ale o tym dopiero za chwilę. Wpierw czas na małe tło historyczne.

Akcja gry toczy się w z lekka alternatywnym świecie roku 1985. Pisze z lekka, gdyż scenariusz kampanii w grze mógł się zdarzyć naprawdę. Z historii powinniśmy pamiętać datę 1985 jako początek rządów Michaiła Gorbaczowa, a co za tym idzie początek Pierestrojki. Imperium Zła jest nadal potęgą militarną wszechświata, liczącą miliony żołnierzy i tony rozpadającego się, acz groźnego, sprzętu. Zimna wojna nie jest już tak zimna, ale ocieplenie jeszcze nie nastąpiło.

Grę zaczynasz na południu wyspy Malden, jako członek małego amerykańskiego oddziału, gdzie właśnie kończysz swoje szkolenie. Twoje szkolenie jest sprytnie wplecionym w scenariusz tutorialem, dobrze tłumaczącym i pokazującym podstawowe komendy oraz zachowania w grze. Tuż po jego zakończeniu (naprawdę tuż), dostajemy zgłoszenie o niezidentyfikowanej aktywności na wyspie. Zostajemy wysłani w celu zbadaniu całej sprawy i napotykamy tam na... niezbyt przyjaźnie nastawionych sowietów. Okazuje się, iż jeden z wysoko postawionych generałów Związku Radzieckiego, nie zgadza się z reformami Gorbaczowa i postanawia na własną rękę prowadzić politykę zagraniczną swojego imperium. Tak zaczyna się konflikt, który wkrótce przerodzi się w małe piekło na ziemi, a my mamy nieszczęście znaleźć się w samym jego centrum.

OPF oferuje kampanię składającą się z 30 misji, w której przyjdzie nam początkowo wcielić się w młodego żołnierza o nazwisku Armstrong, by po przejściu wielu misji stać się dowódcą oddziału, rozkazywać swoim podwładnym podczas akcji i wybierać odpowiedni ekwipunek przed rozpoczęciem zabawy. Ale nie tylko Armstrongiem świat żyje. W dalszej części kampanii wcielimy się w innych żołnierzy jak chociażby dowódcę czołgu, pilota helikoptera czy samolotu A-10 Thunderbolt. Są także misje, w których jako członek elitarnego oddziału, przedzieramy się na tyły wroga, sabotując jego obronę przeciw-powietrzną, czy niszcząc stojące w bazie czołgi.

Misje są bardzo rozbudowane, mądrze skonstruowane, z częstymi zwrotami akcji – nieraz przeżywałem zawał serca uciekając przed sowieckim kontratakiem czołgów T-72. Całość sprawia wrażenie, iż rzeczywiście bierzemy udział w prawdziwym wojennym harmidrze. A realizm potęguje nowy silnik graficzny Real Virtuality, który odpowiedzialny jest za ten przytłaczający ogrom wszystkiego.

„Na wojnie nie ma substytutu dla wygranej”gen. Douglas MacArthur

Silnik graficzny generuje niesamowitą ilość modeli, tekstur i przestrzeni. Każda z czterech wysp (oprócz wyspy pustynnej), która znalazła się w grze, to wielki teren, na który składają się wioski, miasteczka, lasy, doliny, pola no i oczywiście kawałek morza. Kiedyś próbowałem przebiec całą wyspę, ale po 10 minutach zrezygnowałem. Może samochodem sportowym byłoby szybciej? Szkoda, że autorzy nie pomyśleli o rzekach i mostach, bo ilość rozwiązań taktycznych znacznie by wzrosła. Za to jestem pod wrażeniem warunków pogodowych, gdzie w nocy naprawdę nic nie widać (noktowizor też niewiele daje) i gdzie warunki atmosferyczne jak i pora dnia mają ogromny wpływ na przebieg misji. Teraz już wiem dlaczego wiele z wielkich bitew było przekładanych z powodu złej pogody. Cykl dnia i nocy jest perfekcyjny, a nad zachodem słońca o mało co się nie rozpłakałem, przypłacając moją skłonność do melancholii życiem.

A oprócz terenów są przecież jeszcze żołnierze i cała masa arsenału jeżdżącego. Do wyboru mamy 11 klas postaci, od szarego żołnierza, przez oficera, spadochroniarza, żołnierza z ciężkim karabinem maszynowym, do pilota czy snajpera. Także arsenał, którego używają ci wojacy jest godny podziwu. Miłośnicy uzbrojenia znajdą tutaj różne odmiany karabinu M-16, miny, wyrzutnię rakiet ziemia-ziemia i ziemia-powietrzne, ciężki karabin maszynowy M-60, granaty, flary, lornetkę, noktowizor czy bardzo skuteczny karabin snajperski M-21. Sowieci używają oczywiście zgoła innego sprzętu z nieśmiertelnym Kałasznikowem na czele.

Walka jest bardzo realistyczna. Nie ma w misjach miejsca na brawurę w stylu Rambo – to nie Dziki Zachód. Czasem wystarczy jeden strzał by położyć przeciwnika na ziemię. To oczywiście oznacza, iż ty też musisz uważać, gdyż jesteś równie kruchy i śmiertelny co twoi przeciwnicy. Najlepszą taktyką, gdy usłyszysz już strzały, wybuchy i krzyki w swoim radio jest położyć się na ziemi i znaleźć schronienie w postaci najbliższego krzaka. Możesz tak przeczekać do końca misji, a nuż twój oddział (często mały batalion), wykona misje pomyślnie bez ciebie. Ale lepiej jest wyjąć lornetkę i zorientować się co się dzieje. Szkoda przegapić tego co się dzieje. A jeśli komuś przeszkadza tryb FPP, zawsze może przełączyć na widok z za pleców, co bardzo pomaga właśnie podczas skradania się i chowania.

Zawiedzeni będą fani bliskich starć z wrogiem, gdyż w OPF, tak jak na wojnie, ledwo co widać swoich wrogów. Najczęściej wygląda to tak, ze strzelasz do małych punkcików, które gdzieś tam się przemieszczają, i modlisz się, aby nie byli to twoi ludzie. Niektórym wydaje się, iż to niszczy cały urok strzelania i zabijania, ale to nieprawda. Tu jest jak na wojnie. Wychylisz głowę i wracasz do kraju w plastykowym worku. Nie ma także sensu naciskanie spustu podczas biegu, bo rozrzut jest większy niż z „kałacha”. Kusi mnie, aby napisać pełen realizm, ale autorzy starali się wypośrodkować zabawę z autentyzmem. Owszem, po przebiegnięciu paru kilometrów, gracz dyszy jak lokomotywa, a serce wali jak młot pneumatyczny i ciężko wtedy w cokolwiek trafić (po prostu lufa się trzęsie), ale mając na plecach ważącą dobre parę kilogramów wyrzutnię, przebiegniecie tyle samo i efekt będzie taki sam.

Sztuczna Inteligencja prezentuje się bardzo dobrze. Żołnierze sami wiedzą, gdzie się schować i kiedy zacząć strzelać. Jedyny błąd jaki zauważyłem, to problem właśnie z bliskimi starciami. Czasami komputerowi żołnierze potrafią przebiec obok ciebie, nawet cię nie zauważając. No cóż, jest przynajmniej okazja, aby przyjrzeć się technice motion capture, którą wykorzystano do animacji postaci. Będąc dowódcą oddziału, możesz wydać dziesiątki różnego rodzaju rozkazów, od związanych z walką, po rozkazy dotyczące formacji i taktyki oraz zachowania poszczególnych jednostek.

„Najszybszym sposobem na zakończenie wojny, jest jej przegranie”George Orwell

Z tego co pamiętam, próby połączenia różnych symulatorów w jednej grze kończyły się zazwyczaj katastrofą. OPF to pierwsza gra, której naprawdę się to udało i gdzie pojazdy, z drobnymi wyjątkami, prowadzi się dobrze zarówno w trybie FPP jak i TPP. W grze jest ponad trzydzieści pojazdów, którymi możemy sterować. Zaczynając od transportowych jak jeepy, trucki, samochody cywilne, ambulanse czy ciężarówki z paliwem i amunicją przez pojazdy opancerzone jak czołgi (np. T-72, M1A1), poprzez „lżejszy” sprzęt (np. BMP, M113), kończąc na innym sprzęcie latającym (helikoptery i samoloty), pływającym i jeżdżącym.

To jeszcze nic. Większość z tych pojazdów posiada multum miejsc które gracz może obsługiwać. Oznacza to, iż można być zarówno kierowcą, strzelniczym jak i dowódcą (np. czołgu). Można też wsiąść jako pasażer i o wiele szybciej przemieścić się z punktu A do punktu B. Mnie szczególnie urzekły helikoptery, gdy siadają na ziemi, a ze środka wyskakuje cały oddział żołnierzy. Ale to trzeba samemu zobaczyć.

Niestety tryb symulatora pojazdów nie ustrzegł się kilku błędów o których należy wspomnieć. Bardzo słabo wypada walka powietrzna, gdzie (szczególnie) samolotem A-10 strasznie ciężko w cokolwiek trafić, a mapę można przelecieć w minutę. Poza tym, latanie czymkolwiek strasznie spowalnia granie, gdyż widać znacznie większy teren i komputer musi wyświetlić o wiele więcej obiektów i tekstur. Wygląda to tak, jakby silnik tej gry, nie był stworzony do symulacji lotu, chociaż na helikoptery narzekać nie można.

Miałem również trochę problemów z prowadzeniem czołgów. Będąc dowódcą takowego, mój kierowca wybierał czasami nie najlepszą trasę na dotarcie do wyznaczonego miejsca - był po prostu głupi. Ponadto gdy czołgów w formacji jest troszkę więcej, bardzo często dochodzi do zderzeń, które co prawda nie robią żadnych szkód, ale są irytujące i psują trochę realizm. Narzekać też można na szybkość wykonywania poleceń przez załogę, a w czołgu, to przecież bardzo ważna sprawa. Szczególnie, gdy na polu, na którym przed chwilą słychać było śpiew ptaków, dochodzi do mini bitwy pod Prochorowką.

Oprócz kampanii, do wyboru jest kilkanaście pojedynczych misji, w które możemy pograć bez żadnych zobowiązań, a których ilość znacznie można zwiększyć bawiąc się dołączonym do gry prostym edytorem misji. To naprawdę chyba najprostszy edytor jaki miałem okazję oglądać. Już teraz na Internecie krążą dzięki niemu setki (jak nie tysiące) nowych misji dla trybu singleplayer jak i multiplayer. Zaraz po wydaniu OPF, fani gry zaczęli tworzyć także własne kampanie oraz nowe mody do gry. Silnik tej gry jest tak skonstruowany, iż z łatwością można dodawać nowe oddziały, wyspy, tekstury itd. Już niebawem wyjdzie mod Operation Vietnam, a w kolejce czeka kilkanaście pozostałych, równie ciekawych jak i ekscentrycznych (mod Gwiezdnych Wojen!).

„Ludzkość musi położyć kres wojnie, bo wojna położy kres ludzkości”John Fitzgerald Kennedy

Gra posiada także tryb multiplayer (deathmatch lub cooperative), dzięki któremu na jednym serwerze może się bawić do 100 osób. I dopiero w tym trybie Operation Flashpoint pokazuje na co go stać. Zabawa szybko wciąga i uzależnia. Wszystkie małe potknięcia ze sztuczną inteligencją nie mają tutaj znaczenia, gdyż myślą ludzie, a oni są najbardziej wymagającymi przeciwnikami.

Operation Flashpoint jest jedną z najlepszych gier w jakie grałem. Trochę to banalne i trywialne stwierdzenie, ale zapewniam – w tym przypadku nie rzucam słów na wiatr. Ta gra się po prostu nie nudzi. Swoboda z jaką możesz się poruszać i czym możesz się poruszać, robi niesamowite wrażenie. Misja może trwać 15 minut, a równie dobrze może trwać i 3 godziny, w zależności jaką taktykę sobie wybierzesz. Niektórzy narzekają na wysokie wymagania sprzętowe. Nie przeczę, są wysokie, ale mimo tego warto kupić tą grę. Niedługo ceny stanieją na tyle, iż będziecie mogli kupić maszynę, która z łatwością obsłuży ten silnik. A na horyzoncie jak na razie nie widać gry, która mogłaby zdetronizować Operation Flashpoint.

Był kiedyś boom na symulatory. Teraz ma on na imię Operation Flashpoint, a jego echo długo nie przeminie.

Gabriel Angel

Operation Flashpoint: Cold War Crisis - recenzja gry
Operation Flashpoint: Cold War Crisis - recenzja gry

Recenzja gry

Operation Flashpoint, to symulator, nie tyle żołnierza, co wojny, łączący w sobie elementy wielu różnych gatunków, z akcją umiejscowioną w z lekka alternatywnym świecie roku 1985.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.