King's Bounty: Legenda - recenzja gry
Jeśli miałbym określić King’s Bounty jednym słowem, rzekłbym „spektakularna”. Od samego początku gra powala na kolana.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Moda na przeróbki hitów sprzed lat trwa i nie omija również gatunków poważniejszych niż zręcznościówki. Nie tak dawno mieliśmy okazję zapoznać się z nową wersją Kolonizacji Sida Meiera, a już pojawił się kolejny produkt, którego korzenie sięgają początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Mowa oczywiście o grze King’s Bounty: Legenda, która – choć strategią nie jest – powinna zainteresować wszystkich fanów serii Heroes of Might and Magic. To właśnie King’s Bounty, dzieło Jona van Caneghema sprzed kilkunastu lat, stało się podwaliną pod słynny cykl o bohaterach mocy i magii i to właśnie ono zostało na początku bieżącego roku wskrzeszone przez rosyjskie studio Katauri Interactive. Po dość długim okresie oczekiwania gra wreszcie trafia na polski rynek.
King’s Bounty: Legenda to udane połączenie kilku gatunków. Mamy tu przygodówkę, dużo cech charakterystycznych dla produkcji spod znaku RPG, a na dokładkę sporo elementów strategicznych, objawiających się walką z podziałem na tury. To właśnie ten ostatni czynnik powoduje, że gra niesłusznie nazywana jest klonem lub podróbką Heroesów. Tak naprawdę obie serie stawiają na coś zupełnie innego. W King’s Bounty nie mamy ekonomii, rozbudowy zamków i tym podobnych niuansów. W grze interesuje nas wyłącznie rozwój postaci, kupowane w różnych lokacjach jednostki, eksploracja ogromnego świata, walka ze stworami i wypełnianie questów.
W King’s Bounty mamy do czynienia z klasycznym schematem „od zera do bohatera”, który prostego i niczym nie wyróżniającego się mieszkańca fantastycznej krainy przeobraża w potężnego wojownika, jedynego śmiałka zdolnego uratować świat. O swojej wyjątkowości przekonujemy się stopniowo, w kilkunastu rozbudowanych misjach głównego wątku fabularnego. Oprócz tego gra oferuje ponad dziewięćdziesiąt zadań pobocznych, w większości luźno związanych z główną intrygą.
Zadania mają bardzo różny charakter, ale najczęściej eksterminujemy wskazane przez zleceniodawców potwory lub bohaterów niezależnych, a także poszukujemy wartościowych przedmiotów, co na ogół również wiąże się z walką. Autorzy mieli kilka interesujących pomysłów na bardziej oryginalne questy (np. próba otwarcia zamka szyfrowego w Kordarze), ale niestety tylko kilka. Bez wątpienia szkoda, gdyż klasyczne misje po pewnym czasie zaczynają troszkę nużyć swoją powtarzalnością.
Najciekawsze zadania w King’s Bounty to te, które pozwalają graczowi dokonywać wyborów, mających istotny wpływ na rezultat końcowy. W kilku przypadkach wybory te prowadzą do zaskakujących konkluzji. Ba! Zdarza się nawet, że taka a nie inna decyzja odblokowuje misję, która nie jest dostępna w tradycyjny sposób. Takie zabiegi bardzo cieszą, gdyż sprawiają, że w King’s Bounty można z powodzeniem zagrać ponownie i sprawdzić inne rozwiązania. Jest to nawet wskazane, gdyż charakter rozgrywki zmienia się również w zależności od tego, którego śmiałka wybierzemy na początku zmagań, ale to akurat ma wpływ głownie na walkę z licznymi przeciwnikami.