Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 lipca 2006, 12:15

autor: Maciej Kurowiak

Kingdom Hearts II - recenzja gry

Jeśli ktoś zna Japończyków i ich skłonności do robienia z pozoru nawet najprostszych wątków istnego kogla-mogla, to powinien zdawać sobie sprawę, z czym mamy do czynienia w KHII. Liczba nowych postaci, wydarzeń i wątków jest ogromna.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2.

Istnieje wiele światów, ale wszystkie dzielą to samo niebo. Właśnie takie motto przyświecało stworzeniu pierwszej części Kingdom Hearts – projektu tyleż ryzykownego, co wysokobudżetowego, bo próbującego połączyć ogień z wodą. Dwa różne światy do siebie podobne i zarazem tak bardzo różne – należące do popkultury, ale jeśli można w niej wyznaczyć jakieś azymuty (a krocząc logiką pewnego bliźniaka, także symetrie lub asymetrie), to jednak sytuujące się na przeciwnych biegunach. Świat Disneya, zróżnicowany i przebogaty, bardzo amerykański, a przez to zrozumiały i uniwersalny – gdzie zawsze zwycięża dobro, a prawdziwe zło, charakterystyczne jedynie dla naszego gatunku, prawie nie istnieje. Z drugiej strony mamy uniwersum Square, firmy, która przez lata obecności na rynku japońskim zdążyła zapisać w masowej wyobraźni imiona bohaterów takich jak Squall, Cloud czy Sephiroth. Uniwersum także baśniowe, ale nie unikające trudnych pytań dotyczących człowieka.

Starzy znajomi w akcji.

Nim powstało Kingdom Hearts, synteza tych światów wydawała się być raczej niemożliwa i bardzo sztuczna. Dla fanów Square było to mniej więcej tak samo absurdalne jak pomysł, by Freddy Krueger miał gościnnie wystąpić w Modzie na Sukces. Wielbicieli Disney’a w większości najzwyczajniej w świecie to nie obchodziło, gdyż ich baza nie jest nawet w połowie tak ortodoksyjna jak tysiące młodszych i starszych miłośników rozmaitych Final Fantasy. Trudno więc powiedzieć, która z korporacji ryzykowała więcej i jaki będzie efekt postawienia poważnego Squalla obok Kaczora Donalda. Square-Enix do produkcji oddelegowało swoich najlepszych ludzi, a dzięki mocom budżetowym Disney’a w przedsięwzięcie zaangażowano japońską supergwiazdę muzyki pop, Hikaru Utadę. Głosy w wersji amerykańskiej podkładali m.in. znany z Szóstego Zmysłu, Haley Joel Osment czy czarny charakter z Titanika – Billy Zane. Efekt przerósł najśmielsze oczekiwania. Dziś Kingdom Hearts i jego bohaterowie, Sora czy Kairi cieszą się podobną estymą jak herosi światów Final Fantasy. Nowej Fantazji wprawdzie nie stworzono, ale połączenie udało się znakomicie i gra sprzedała się w milionach egzemplarzy, a Square-Enix natychmiast przystąpiło do prac nad częścią drugą, która niebawem powinna wylądować na europejskich półkach.

Kingdom Hearts II, co może wprawi niektórych w spore zdumienie, nie jest w prostej linii kontynuacją części pierwszej. W czasie, gdy fani czekali na dalsze przygody Sory, Square-Enix do spółki z Nintendo wydało na konsolę Game Boy Advance sequel Kingdom Hearts pt. Chain of Memories. KHII na konsolę Sony kontynuuje większość wątków rozpoczętych właśnie w rzeczonym Chain of Memories. Jeśli ktoś zna Japończyków i ich skłonności do robienia z pozoru nawet najprostszych wątków istnego kogla-mogla, to powinien zdawać sobie sprawę, że próba rozpoczęcia KHII, bez uprzedniego zapoznania się z wydarzeniami z produkcji na GBA, może skończyć się totalną konfuzją. Liczba nowych postaci, wydarzeń i wątków jest ogromna, a w części drugiej oprócz znanych już Sory, Rikku, Donalda czy Goofiego spotkamy też Namine, Axela czy tajemniczego Diza. Przyjdzie nam stawić czoła sekretnej Organizacji XIII, a jakby tego było mało, zło wcale nie zostało unicestwione, a pokonany Anzem ma się świetnie.

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]