Recenzja gry Routine. Kosmiczny horror w stylu Davida Lyncha i Stanisława Lema, który wciąga i nie puszcza

Routine opiera się na paru znanych, wręcz oklepanych motywach z innych horrorów science fiction, a mimo to potrafi na ich podstawie wykreować wyjątkowo przytłaczającą, ciężką atmosferę i momentami naprawdę przestraszyć.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Komentarze

To miało być rutynowe (he, he) zadanie – kolejny krótki „indyk” do przejścia i zrecenzowania, „indyk”, na którego dość niecierpliwie czekałem, bo błąkać się po wymarłych bazach w grach uwielbiam od czasów Space Hulka i Alien Breeda. Zapowiedziane wieki temu Routine dostarczyło mi jednak czegoś więcej: kilku momentów przedzawałowych i sporej rozkminy po ujrzeniu napisów końcowych. Mimo długiego pobytu w deweloperskim piekle wyszedł z tego bowiem horror science fiction z atmosferą tak gęstą, że chyba nie ma noża, który by ją pokroił!

Routine, Raw Fury Games, 2025.

Nie wiem jednak, czy jest to gra dla wszystkich miłośników straszenia. Wyobraźcie sobie połączenie symulatora chodzenia pokroju Dear Esther z Obcym: Izolacją – tyle że nie w hollywoodzkim stylu Ridleya Scotta, tylko bardziej Davida Lyncha i Stanisława Lema razem wziętych – w interpretacji jakiegoś awangardowego, europejskiego reżysera niszowego kina niezależnego. Routine bywa dość oszczędne, jeśli chodzi o fabułę, narrację i scenografię, nie brakuje tu za to dziwnych scen, „creepy” widoków, jump scare’ów, ciągłego zagrożenia i świdrującej uszy oprawy dźwiękowej. Wszystko to tworzy naprawdę ciężki, czasami wręcz męczący klimat. Jeśli jednak ktoś da radę przebrnąć przez tę specyficzną mieszankę, pozna jeden z ciekawszych kosmicznych horrorów ostatnich lat.

Zakończenie nie spodoba się każdemu

Fabuła Routine podzielona jest na kilka wątków z różnych okresów i dopiero pod koniec można je sobie – do pewnego stopnia – poskładać za pomocą sporadycznie odnajdywanych audiologów, dokumentów i maili załogi bazy. Są one na dodatek bardzo oszczędne, często ograniczone do jednego krótkiego zdania – widzimy jakieś imiona, nazwiska, ale nie da się ich przyporządkować do żadnej twarzy. Twórcy użyli dość oklepanych motywów w postaci tajemniczej zarazy czy wyprawy do kosmicznych jaskiń, w których odkryto coś, co zdecydowanie nie powinno zostać przywleczone do bazy, a mimo to jakoś udało im się stworzyć z tego całkiem intrygującą historię.

Routine, Raw Fury Games, 2025.

Po części jest to zasługą tego awangardowego stylu i oszczędności w narracji, a na koniec dochodzą jeszcze symboliczne przekazy, nawiązania do wątków z Biblii i tu już można się pokusić o trochę własnej interpretacji, zwłaszcza że po drodze pojawia się scena wywołująca bardzo duże emocje. Dla jednych będzie to sporą zaletą gry, powodem do dalszych rozmyślań, dla innych wręcz przeciwnie – zakończenie może wydać się im trochę rozczarowujące i mało widowiskowe. Wszystko znowu rozbija się o to, czy preferuje się hollywoodzki styl, czy taki bardziej artystyczny, niszowy.

Retrofuturystyczna izolacja

Routine, Raw Fury Games, 2025.

Skąd to wcześniejsze porównanie do Obcego: Izolacji? Po pierwsze – retrofuturystyczny styl bazy i sprzętu w klimatach z lat 70./80. Wszystko przypomina tu erę „beżowych” komputerów i pierwszego Macintosha, zwłaszcza interakcje z interfejsem terminali. Wszędzie widać porozrzucane kasety VHS, jest salon automatów arcade, są detale w postaci znajomego kroju pisma czy firmy o nazwie Joust Electronics, jak pewna klasyczna gra. Lokacje w Routine zostały dopieszczone w najdrobniejszych szczegółach – wydają się bardzo symetryczne, minimalistyczne w liczbie używanych obiektów oraz wykorzystujące styl i elementy dekoracji wnętrz z lat 70. Nieważne, że często mało co widać, bo jest po prostu ciemno. Gra świateł to kolejny atut scenografii – wszystko to składa się na konkretną wizję tego, jak ta pozycja ma wyglądać i jaka ma być jej atmosfera.

Routine, Raw Fury Games, 2025.

Druga znajoma rzecz z Obcego: Izolacji to uczucie ciągłego zagrożenia i konieczność ukrywania się. Zamiast ksenomorfa są tu ogromne, humanoidalne roboty oraz... coś jeszcze, ale... bez spoilerów! No i takie spotkanie to w zasadzie game over. Jesteśmy zwykłym inżynierem, nie potrafimy walczyć i w sumie nie mamy czym – pozostaje ucieczka, wchodzenie pod stoły, ukrywanie się w cieniu. Przeciwnicy nie są jakoś szczególnie zaciekli w poszukiwaniach, nie ma ich też zbyt wielu – to zdecydowanie nie jest skradanka i wrogowie nie stanowią tu dużego wyzwania. Mamy względną swobodę eksploracji, a jednocześnie ciągle odczuwa się pewną presję – na tyle, by starać się zachowywać czujność.

Routine, Raw Fury Games, 2025.

Dużą rolę odgrywają też efekty dźwiękowe, bo wrogów częściej słychać, niż widać. A gdy już ich widać z bliska, są to naprawdę upiorne sceny, które potrafią przestraszyć. Taki efekt osiągnięto po części dzięki jump scare’om – niby tani chwyt, jednak nie pojawia się zbyt często i potrafi przerazić jak w mało którym horrorze. Poza tym jeden taki oskryptowany moment, powiązany z fabułą, ma bardzo zaskakujący przebieg i strach szybko przeradza się w nim w zupełnie inne emocje – za sprawą niezwykle przejmującego widoku, którego chyba nigdy nie zapomnę.

Immersja i brak prowadzenia za rękę

Routine, Raw Fury Games, 2025.

Skoro więc nie można walczyć, to co można robić? Głównie aktywować kolejne przejścia, windy, drzwi, szukać kodów, pinów i dokumentów, jak w wielu innych symulatorach chodzenia. Do dyspozycji mamy przypominające pistolet narzędzie C.A.T., którym można odczytywać napisy w ultrafiolecie, przeciążać układy elektryczne, otwierać niektóre zabezpieczone drzwi i łączyć się z lokalną siecią przy specjalnych terminalach, gdzie oprócz czegoś w stylu dziennika bohatera umieszczono opcję zapisu rozgrywki.

Nie ma checkpointów, autosave’ów, nie ma nawet pauzy, bo po wciśnięciu klawisza Escape i wyświetleniu menu gry przeciwnik ciągle może nas dopaść. Warto zatem zapisywać stan gry w każdym możliwym miejscu, gdyż w razie zgonu pozostaje jedynie wczytać poprzedni save. Zupełnie niepotrzebnie za to dodano mechanikę uzupełniania zasilania w module C.A.T. Baterie leżą wszędzie w takich ilościach, że co chwilę się o nie potykamy, nie ma więc w tym żadnego elementu survivalu, żadnego wymogu oszczędzania energii, tylko irytujące dodatkowe kliknięcie co jakiś czas.

Routine, Raw Fury Games, 2025.

Same zagadki środowiskowe związane z otwieraniem drzwi i zdobywaniem kodów są raczej z gatunku tych łatwiejszych, jakby twórcy nie chcieli celowo komplikować rozgrywki. Większość wymaga od nas głównie spostrzegawczości, choć raz musiałem sobie rozpisać pewne symbole na kartce, by łatwiej odgadnąć kod, w innym przypadku trzeba było trochę krążyć po lokacji i przekierowywać ograniczone zasilanie do odpowiednich w danej chwili drzwi albo przeanalizować ścianę tekstu o chemicznych roztworach – i tu pewnym problemem może być brak polskiej wersji językowej.

Przy zagadkach warto też podkreślić dwie rzeczy. Wszystkie przeszkody, na jakie natrafiamy, wynikają z fabuły gry. Są efektem działania załogi bazy – to jej członkowie poblokowali przejścia, poukrywali różne kody, o czym dowiadujemy się z zapisków i audiologów. Nic nie jest tu sztucznie dodane z sufitu przez devów, nic nie prowadzi nas za rękę, co jeszcze bardziej podkreśla, jak spójny i przemyślany okazuje się ten świat. A druga rzecz to fakt, że wszelkie kody i symbole są generowane losowo dla każdej rozgrywki, nie da się więc przebiec przez grę, zerkając na gotowy poradnik.

Routine, Raw Fury Games, 2025.

Trzeba się zatem wysilić albo raczej wczuć w bohatera gry i samodzielnie eksplorować każdy zakątek księżycowej bazy. A o immersję naprawdę zadbano, bo nie ma tu praktycznie żadnego interfejsu ekranowego, oprócz małej kropki przy obiektach do interakcji. Wszystko jest naturalnie wkomponowane w otoczenie, w przedmioty i sprzęt bazy, nic nie wybija z klimatu podkreślanego jeszcze niesamowitymi efektami dźwiękowymi. Nawet muzyka, nawiasem mówiąc świetna, autorstwa Micka Gordona (tego od nowego Dooma), pojawia się tylko w paru wybranych momentach.

Jeden raz wystarczy!

Routine okazało się jedną z tych pozycji, przy których poczułem ulgę po ukończeniu i w które nigdy bym nie zagrał po raz drugi. Nie dlatego, że jest złe – wręcz przeciwnie – to naprawdę przerażający horror z niezwykle spójnym, immersyjnym światem. Po prostu twórcom udało się wykreować tak ponurą, tak przytłaczającą atmosferę, że wirtualna eksploracja księżycowej bazy potrafi przyprawić o duży dyskomfort. W przypadku innych produkcji raptem 5 godzin potrzebnych do ich ukończenia często uznaje się za czas nieco za krótki – w tym przypadku jest to jak najbardziej wystarczająca ilość i dobrze, że gra nie okazuje się dłuższa. Ponownie nie zagram, ale z chęcią będę czytał teorie i rozważania innych graczy na temat zakończenia i tego, co naprawdę przytrafiło się ekipie przeszukującej kompleks jaskiń The Canal...

Routine, Raw Fury Games, 2025.

PLUSY:
  1. ciężka, ponura, wręcz przytłaczająca atmosfera wymarłej bazy na Księżycu;
  2. spójny, przekonujący świat gry w świetnie odtworzonym retrofuturystycznym stylu;
  3. zagadki środowiskowe, naturalnie wkomponowane w fabułę oraz otoczenie i zachęcające do eksploracji;
  4. immersja i brak prowadzenia za rękę;
  5. wyjątkowo dobre jump scare’y;
  6. kapitalne efekty dźwiękowe i świetna muzyka Micka Gordona.
MINUSY:
  1. oszczędna narracja i zakończenie mogące nie wszystkim przypaść do gustu;
  2. to zdecydowanie bardziej symulator chodzenia niż skradanka czy survival horror;
  3. brak polskiej wersji językowej.
Routine

Routine

PC Xbox
Data wydania: 4 grudnia 2025
Routine - Encyklopedia Gier
8.0

GRYOnline

9.2

Steam

8.0

OpenCritic

Wszystkie Oceny
Oceń

1

8.0
bardzo dobra

Routine

Routine to jedna z tych gier, przy których poczułem ulgę po ukończeniu i do których nigdy nie wrócę. Nie dlatego, że jest zła – wręcz przeciwnie – to naprawdę przerażający horror z niezwykle immersyjnym światem. Atmosfera tutaj jest tak ponura, że może odstraszać. I dobrze!

Routine

Recenzja gry Routine. Kosmiczny horror w stylu Davida Lyncha i Stanisława Lema, który wciąga i nie puszcza
Recenzja gry Routine. Kosmiczny horror w stylu Davida Lyncha i Stanisława Lema, który wciąga i nie puszcza
Recenzujący:
Platforma:
PC Windows PC Windows
Data recenzji:
9 grudnia 2025

GRYOnline.pl:

Facebook GRYOnline.pl Instagram GRYOnline.pl X GRYOnline.pl Discord GRYOnline.pl TikTok GRYOnline.pl Podcast GRYOnline.pl WhatsApp GRYOnline.pl LinkedIn GRYOnline.pl Forum GRYOnline.pl

tvgry.pl:

YouTube tvgry.pl TikTok tvgry.pl Instagram tvgry.pl Discord tvgry.pl Facebook tvgry.pl