Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 lutego 2006, 15:26

Command & Conquer: The First Decade - recenzja gry

Command & Conquer: The First Decade podsumowuje dziesięcioletnią historię serii i umożliwia ponowne zagłębienie się w zmagania pomiędzy zwaśnionymi frakcjami. Kompilacja oferuje niemal wszystkie produkcje z cyklu oraz liczne bonusy.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

31 sierpnia 1995 roku, na rynku elektronicznej rozrywki pojawiła się produkcja o nazwie Command & Conquer – gra wojenna rozgrywana w czasie rzeczywistym, za której powstanie odpowiadali twórcy Dune II: The Building of a Dynasty – firma Westwood Studios. Program odniósł oszałamiający sukces (również w naszym kraju), nic więc dziwnego, że już wkrótce pojawiły się kolejne odsłony cyklu. W ciągu minionej dekady otrzymaliśmy w sumie siedem gier i sześć dodatków.

Command & Conquer: The First Decade podsumowuje dziesięcioletnią historię całej serii i umożliwia graczom ponowne zagłębienie się w zmagania pomiędzy zwaśnionymi frakcjami. Zgodnie z obietnicą, kompilacja oferuje niemal wszystkie produkcje z cyklu (zabrakło jedynie Sole Survivor Online) oraz liczne bonusy.

Poniżej znajdziecie spis moich uwag dotyczących pakietu, które – mam nadzieję – pomogą Wam w podjęciu decyzji o jego ewentualnym zakupie. Z przyczyn oczywistych darowałem sobie opis i ocenę poszczególnych gier wchodzących w skład zestawu... Jeśli potrzebujesz opinii na temat konkretnych programów, bez problemu znajdziesz je na łamach naszego serwisu.

O pakiecie i instalacji słów kilkaset

Zestaw wydany jest w estetycznym, tekturowym opakowaniu, mniej więcej tej samej wielkości, co publikowane w Stanach Zjednoczonych gry. W środku znajdziemy standardowe pudełko DVD, a w nim dwa krążki, dwustronny plakat (format A3) oraz siedemdziesięciostronicową instrukcję.

Sprzedawany w Polsce zestaw Command & Conquer: The First Decade to wersja importowana z Wielkiej Brytanii. Oznacza to, że instrukcja obsługi jest w języku angielskim. Zarówno na opakowaniu, jak i w książeczce nie znajdziemy ani jednego słowa w naszej rodzimej mowie, co może skutecznie odstraszyć niektórych nabywców. Oczywiście ta sama uwaga dotyczy gier i filmów zaprezentowanych na bonusowej płycie DVD.

Do zestawu dołączony jest dwustronny plakat formatu A3.

Mimo, że instrukcja jest przygotowana bardzo starannie, nie zawiera ona podstawowych informacji dotyczących rozgrywki w żadną z wymienionych gier. Na siedemdziesięciu stronach zmieściły się jedynie opisy jednostek i budynków, a także obrazki z drzewami technologicznymi poszczególnych frakcji. Pierwszoosobowej strzelaninie o nazwie Command & Conquer: Renegade, poświęcono zaledwie dwie strony – znajdziemy tam opis klawiszy, nic poza tym. Ewidentnie widać, że zestaw skierowany jest do ludzi, którzy mieli okazję zapoznać się już ze wszystkimi tytułami i nie potrzebują żadnych wskazówek dotyczących rozpoczęcia zmagań. Warto mieć to na uwadze, żeby później srogo się nie rozczarować.

Instalacja gier jest prosta jak konstrukcja cepa. Możemy ją wykonać automatycznie, ale wówczas należy się liczyć z utratą niemal 10 GB miejsca na dysku twardym. Drugie rozwiązanie (znacznie oszczędniejsze) polega na wyborze interesującego nas tytułu. Po zakończeniu zabawy jednym z nich, zawsze możemy dorzucić kolejny za pomocą banalnej w obsłudze aplikacji. Ta ostatnia pełni zresztą jeszcze jedną istotną funkcję – to właśnie przez nią uruchamiamy wszystkie tytuły. Command & Conquer: The First Decade nie tworzy żadnych dodatkowych grup w Menu Start, jak również ikon. Jeśli chcemy uruchomić jakąkolwiek grę bez ingerencji programu głównego, będziemy musieli samodzielnie stworzyć ikony (to w pewnym sensie wada, o czym za chwilę).

Po kilkuminutowej eksploatacji omawianego zestawu można dojść do słusznego wniosku, że panowie z Electronic Arts bardzo starali się, aby maksymalnie uprościć życie wszystkim graczom. Pierwsze trzy odsłony cyklu wrzucamy na dysk wraz z oficjalnymi rozszerzeniami, nie musimy więc marnować czasu na ich dodatkową instalację. Oznacza to, że po uruchomieniu Command & Conquer i Command & Conquer: Red Alert od razu mamy do dyspozycji bonusowe scenariusze, a w Command & Conquer: Tiberian Sun mini-kampanie. Tylko Command & Conquer: Red Alert 2 i Command & Conquer: Generals pozwalają graczom na wybór – jeśli nie chcemy instalować rozszerzeń, to po prostu odznaczamy je z listy.

Gramy!

Moje największe obawy związane były z debiutancką odsłoną cyklu, dlatego też właśnie ją zainstalowałem jako pierwszą. Programiści z Electronic Arts nie wysilili się. Poza możliwością bezstresowej eksploatacji gry w systemie Windows XP, gra nie została w jakikolwiek sposób zmodyfikowana. Mogłoby się wydawać, że to dobre rozwiązanie – w końcu po co grzebać przy czymś, co było dobre – każdy kij ma jednak dwa końce. Zawarty w zestawie Command & Conquer to wersja Gold z 1997 roku, która niestety najlepszym wynalazkiem firmy Westwood Studios nie była. Osiem lat temu producenci doszli do wniosku, że wystarczającym krokiem naprzód będzie rozgrywka w podwyższonej rozdzielczości. O ile upiększanie właściwej części rozgrywki miało swoje dobre strony, tak w przypadku filmów – stanowiących przecież jedną z atrakcji debiutanckiej odsłony cyklu – była to całkowita porażka. Autorzy zdecydowali się na wprowadzenie do cut-scenek przeplotu, który znacznie zmniejszył szanse na odczytanie pojawiających się w ich trakcie tekstów (było ich co prawda niewiele, ale czasem przedstawiały one cenne informacje, pozwalające graczowi dowiedzieć się więcej o świecie gry). Panowie z Electronic Arts przeplotu nie usunęli, pozostawiając wszystko w oryginalnej formie. Szkoda.

Okno programu instalacyjnego. Tu w łatwy sposób możemy dodać lub usunąć wybrane gry.

Jak się później okazało, wszystkie gry zawarte na krążku pozostawione są w swoich oryginalnych wersjach. Przeplot widzimy więc również w Command & Conquer: Red Alert, a podczas próby gry przez Internet w pierwszej odsłonie cyklu, pokazuje się nam informacja o konieczności zainstalowania programu Westwood Chat. Problem polega na tym, że aplikacja ta zdechła śmiercią naturalną wieki temu. O graniu przez sieć w Command & Conquer i Command & Conquer: Red Alert możecie więc śmiało zapomnieć.

Wspomniałem wcześniej, że program instalacyjny nie tworzy bezpośrednich ikon do poszczególnych gier. To dla mnie ogromna wada i znów na pierwszy plan wysuwa się tutaj debiutancka odsłona cyklu. Każdy posiadacz Command & Conquer Gold wie, że program ten korzysta z dwóch rozdzielczości ekranu: 640x400 i 640x480. Chociaż ta druga jest oczywiście lepsza (minimalnie bo minimalnie, ale jednak), domyślnie ustawiana jest pierwsza z nich. Celowo przekopałem się przez zawarte w katalogach pliki tekstowe, aby odnaleźć informacje, czy można w jakikolwiek sposób to zmienić. Bez skutku. W opublikowanym w 1997 roku oryginale do tego celu służyła odrębna aplikacja, nazwana Setup. Po krótkiej eksploracji dysku twardego udało mi się odnaleźć ten użyteczny programik w katalogu z grą – szkoda jednak, że z poziomu Menu Start nie prowadził do niego żaden link. Chwilę później dowiedziałem się dlaczego...

Jakakolwiek próba zmiany rozdzielczości ekranu kończy się niepowodzeniem, gdyż pierwszej edycji gry nie można uruchomić za pomocą pliku, który w normalnych warunkach (czyt. w roku 1997) odpalał program. Command & Conquer do znudzenia prosi o włożenie oryginalnych płyt kompaktowych. Dzięki takiemu rozwiązaniu niemożliwa staje się również rozgrywka w ukryte misje z dinozaurami, gdyż ich wywołanie uzależnione było od wprowadzenia specjalnego parametru do linii komend. W rezultacie Command & Conquer z zestawu jest uboższy od swojego pierwowzoru, co osobiście traktuję jako karygodne niedopatrzenie.

Autorzy nie dopracowali też kwestii współpracy gry Command & Conquer z jej oficjalnym dodatkiem. Bez ręcznej manipulacji plikami (należy skopiować plik scores.mix z folderu covert do głównego katalogu gry), nie usłyszymy żadnego utworu muzycznego, które zostały zaimplementowane w rozszerzeniu. Dziwi mnie też fakt, że plik „filmowy” w The Covert Operations waży prawie 200 megabajtów, mimo iż zawiera on raptem jeden nowy przerywnik (chodzi tu o odprawę Kane’a przed walką z dinozaurami).

Użytkownicy gry na Zachodzie zwracają również uwagę na poważny błąd w Command & Conquer: Red Alert. Problem polega na niemożności obejrzenia filmów z odpraw, kiedy gramy Sowietami. Miałem identyczne kłopoty. Do czasu opublikowania odpowiedniej łaty raczej nie ma co liczyć na to, abyśmy zobaczyli w akcji Józefa Stalina, objaśniającego nam cele w kolejnych misjach.

Nowsze tytuły z serii (od Command & Conquer: Tiberian Sun w górę) nie sprawiają już żadnych kłopotów. Otrzymujemy dokładnie to samo, co w przypadku oryginalnych gier (bez ukrytych haczyków), nie ma więc sensu się nad nimi w tym miejscu rozwodzić.

Bonusowa płyta DVD – wywiad z Louisem Castle.

Bonusowy krążek

Dodatkową atrakcją w zestawie jest druga płyta DVD, która stanowi podsumowanie dziesięciu lat istnienia cyklu na rynku elektronicznej rozrywki. Autorzy przygotowali kilka materiałów filmowych, spośród których najdłuższy (około dwudziestu pięciu minut), poświęcony jest omówieniu kolejnych gier z serii. Warto zwrócić na niego uwagę głównie dlatego, że historię cyklu opowiada jeden z jego twórców – Louis Castle. Niegdysiejszemu współtwórcy firmy Westwood Studios poświęcono również krótki wywiad.

Oprócz tego znajdziemy tutaj galerię grafik koncepcyjnych, amatorskie filmy nagrane przez fanów (a dokładniej laureatów konkursu zorganizowanego przez Electronic Arts), zwiastun oraz kilka innych ciekawostek, np. kilka zdań dotyczących najnowszej gry z serii: Command & Conquer 3.

Materiał filmowy trwa około pięćdziesięciu minut i ogląda się go z prawdziwą przyjemnością (z punktu widzenia fanów, najatrakcyjniejsze będą oczywiście wypowiedzi pana Castle’a). Należy jednak pamiętać, że dodatki nie są przetłumaczone (nie można również uruchomić napisów w języku angielskim), dlatego filmy docenią tylko Ci z Was, którzy bez problemu rozumieją mowę Amerykanów.

Czy warto?

Odpowiedź na to pytanie jest tylko jedna: Tak! Mimo zawartych powyżej uwag dotyczących problemów z pierwszymi odsłonami cyklu, braku możliwości zabawy przez Internet w przypadku niektórych tytułów i niezbyt dobrze wykonanej instrukcji (mimo wszystko przydałyby się nawet najprostsze wskazówki dotyczące rozgrywki dla początkujących), pakiet spełnia swoje zadanie znakomicie. Sześć gier wraz z dodatkami daje łącznie setki godzin dobrej zabawy. Biorąc pod uwagę przystępną cenę oraz atrakcyjne pod względem wizualnym wykonanie zestawu, Command & Conquer: The First Decade to pozycja, którą z pewnością warto mieć na półce. A wszelkie błędy zostaną zapewne już wkrótce poprawione – miejmy taką nadzieję...

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Command & Conquer: The First Decade - recenzja gry
Command & Conquer: The First Decade - recenzja gry

Recenzja gry

Command & Conquer: The First Decade podsumowuje dziesięcioletnią historię serii i umożliwia ponowne zagłębienie się w zmagania pomiędzy zwaśnionymi frakcjami. Kompilacja oferuje niemal wszystkie produkcje z cyklu oraz liczne bonusy.

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.