Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 grudnia 2004, 13:09

autor: Piotr Lewandowski

Armie Exigo - recenzja gry

Do walki stają trzy ogromnie różniące się plemiona: imperium, upadli i bestie. Boje toczymy przeciwko upadłym, dostając pod kontrolę coraz to nowe typy jednostek. Na początku tworzymy armię z paladynami i elfami na czele...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Giganta, jakim jest bez wątpienia Electronic Arts, nie trzeba nikomu przedstawiać. Firma skupia pod swoimi skrzydłami znaczną liczbę pododdziałów, daje także szansę, jako wydawca, mniej znanym acz uzdolnionym grupom developerskim. Takim właśnie zespołem jest węgierski Black Hole Games. Sama nazwa zdecydowanie nic nie mówi, do tego, czy na terenie Węgier kiedykolwiek powstała jakaś dobra gra? Niestety, moja pamięć świeci pustkami lub po prostu – taki tytuł nie istnieje. EA to EA, oznacza to mniej więcej tyle, że giganci zwykle się nie mylą. Efektem tego, śmiałe konkurowanie Armii Exigo z nie wymagającym reklamy Władcą Pierścieni: Bitwą o Śródziemie. A działo się to podczas trwania tegorocznych targów E3.

Zapewne większość z Was już się domyśliła, z jakim gatunkiem rozgrywki mamy do czynienia. Chodzi w tym wypadku oczywiście o grę strategiczną. Takie określenie wydaje się być jednak krzywdzące, bo Armie Exigo to coś więcej niż zwyczajna strategia. Nikogo nie zdziwi stwierdzenie, że większość gatunków gier rozwija się ku doskonałości, oferując coraz to większe możliwości i atrakcje. Pozwalają na to głównie stale rosnące możliwości sprzętowe, choć liczą się też wygórowane wymagania graczy i konkurencja. Do tytułów pokroju Exigo trafia wiele elementów wprost z innych gatunków gier. Nie mówiąc już o stale rosnącej liczbie jednostek i obiektów na ekranach naszych monitorów. Electronic Arts i takie tematy – pewnie coś wymagającego sprzętowo, łatwego, efektownego i... nie wymagającego wysiłku umysłowego? Tutaj jednak mile się rozczarujemy. Nad pracami czuwali najlepsi gracze z Battle.net, maniacy StarCrafta i Warcrafta. Więc prawdopodobnie o wysoką jakość trybu multiplayer nie ma się co martwić. Dodatkowo szefem nie jest osoba przypadkowa, to Andres G. Vajna, który współpracował przy takich hitach kinowych, jak pamiętny Rambo oraz przy najnowszym Terminatorze. Nie może być źle, jeśli porzucił branżę i światła Hollywood na rzecz ekranów kilkunastocalowych.

Przypomina się „Dungeon Siege”.

Pierwsze, co rzuca się w oczy po uruchomieniu gry, to piękno przedstawionego świata. Dawno nie widziałem tak wspaniale wyglądającej gry tego typu. Kraina fantasy czaruje gracza różnorakimi krajobrazami: miastami, wioskami, jaskiniami, lodowcami – wszystko jak z bajki. Zapomnijmy o 2D, czekają na nas pełne trzy wymiary. Do tego kod gry oferuje dość wysoki poziom interakcji z otoczeniem, który ma często bezpośredni wpływa na rozgrywkę. Tak więc, do strony graficznej produkcji nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Przy tym wymagania sprzętowe są na bardzo akceptowalnym poziomie i bezstresowa rozgrywka możliwa jest na sprzęcie średniej klasy. Poziomy ładują się szybko, tak więc zapotrzebowanie na pamięć operacyjną nie wydaje się być zbytnio wygórowane. Liczba obiektów w ruchu często dochodzi do liczby dwóch setek, a mimo to, zabawa jest komfortowa – wielkie brawa. Zaznaczam przy tym, że modele nie cierpią na brak niewystarczającej ilości wpakowanych w nie polygonów. Ogólnie wygląd gry przypomina bardzo Warcrafta 3, z tym że produkt Black Hole Games jest zdecydowanie ładniejszy. Zauroczony wyglądem Armii Exigo zacząłem recenzję jakby od końca, czas więc na to, co tygryski lubią najbardziej.

Do walki stają trzy ogromnie różniące się plemiona: imperium, upadli i bestie. Jako początkujący jasnowidz twierdzę, że członkami pierwszej z nich są głównie ludzie. Boje toczymy przeciwko upadłym, dostając pod kontrolę coraz to nowe typy jednostek. Na początku tworzymy armię z paladynami i elfami na czele. Towarzyszą im gnomy wraz z krasnoludami oraz inne najrozmaitsze pokraki. W miarę postępów w rozgrywce, przyjdzie objąć kontrolę nad resztą, czyli paskudnymi trollami, ogrami, demonami i innym tałatajstwem pokroju goblinów. Oczywistym jest, że każda z dostępnych ras ma swoje cechy charakterystyczne, dobre i złe strony, określoną wytrzymałość i predyspozycje bojowe. Tylko i wyłącznie zdolności prowadzącego rozgrywkę decydują o ich, umiejętnym bądź nie, wykorzystaniu. Magia demonów daje im przewagę w zwarciu, gnomy potrafią wznosić budynki, ich mocną stroną jest obrona. Co więcej, niektóre rasy dysponują dodatkowymi zdolnościami specjalnymi. Ludzie-jaszczury dla przykładu, pozostawieni samopas, potrafią „zlać się” z otoczeniem niczym kameleony. Wspomniałem wcześniej o interakcji z otoczeniem, która dodaje zabawie niewątpliwego smaku. Predyspozycji górnika opisywać nie trzeba, lecz już konkretne trzęsienie ziemi może przenieść większość oddziałów na inny poziom. Nie jest problemem wysłanie gnoma do podziemi, w tym celu ork używa „drobnej” perswazji w postaci młotka – dobre.

Zmienne warunki pogodowe – kolejny atut gry.

Przy bogatym zróżnicowaniu jednostek, można obawiać się jednego – czy gra nie stawia za dużych wymagań i tym samym na ekranie nie powstanie przypadkiem operacja chaos, bez ładu i składu, wyrwana spod naszej kontroli? Jakże jednak Electronic Arts mogłoby pozwolić sobie na błąd tego rodzaju. Sterowanie, mimo że czerpie garściami z klasycznych wzorców (Warcraft), ma kilka nowatorskich cech. Najważniejsze jednak, że jest dość łatwe w opanowaniu. Oczywiście, czym byłaby gra bez wyzwań. Upadli są bardzo trudni w kontrolowaniu, za to rozgrywka nimi jest zgoła odmienna od tej, oferowanej przez imperium czy bestie. Nie interesują nas surowce, a w głównej mierze magia. Przy tym doświadczenie dzielone jest sprawiedliwie pomiędzy wszystkich upadłych, jednocześnie też awansują oni na kolejne poziomy. Właściwie nie sposób opisać wszystkich cech, zalet, wad, umiejętności czy wzajemnych wpływów na siebie wszystkich ras. Nawet po kilku dniach obcowania z dziełem wprost z „czarnej dziury” odkrywamy w tym aspekcie coś nowego, ciekawego bądź zaskakującego.

Coraz częściej przychodzi przemierzać ogromne zamczysko z malutką świeczką w nadziei, że kolejny tytuł w jakimkolwiek gatunku, zaskoczy nas czymś nowatorskim czy wręcz rewolucyjnym. Minęły stare dobre czasy, gdy niemal każda gra wprowadzała w naszą drugą rzeczywistość powiew świeżości. Developerzy byli na etapie odkrywania możliwości sprzętu, dopiero się uczyli. Gry – szczególnie u nas – były swoistym undergroundem. Ach, rozmarzyłem się, lecz o co mi chodzi? Obecny potencjał obliczeniowy domowych PC, w dużej mierze pozwala na niemal nieograniczone możliwości. Do fotorealizmu czy fizyki ziaren piasku niesionych wiatrem wciąż jest nam daleko, lecz kto broni mieszać gatunki lub uzupełniać, rozbudowywać te istniejące o cechy innych? Takich właśnie dodatków, czy jak kto woli naleciałości, jest w Armiach cała masa. Nie będę się rozpisywał, bo w sumie są to drobinki, a nasz główny kąsek zwie się mapy wielopoziomowe.

Te, dodając wspomnianą interakcję, są istotną zaletą produkcji i stanowią dla podstarzałej formy rozgrywki remedium, dodającym jej rozmachu, czyniącym ją w dużej mierze atrakcyjniejszą. Dla przykładu, nie jest problemem, by na wroga poziom niżej spadł grad naszych strzał. A może tak zablokujmy naturalne ujście lawy? Nie ma problemu. Efektem śliczna erupcja wulkanu. Można też zburzyć tamy i, niczym we Władcy Pierścieni, zalać podziemia. Istnieją jednostki (choćby wspomniany górnik, demony), potrafiące tworzyć przejścia między poziomami w dowolnym punkcie mapy. Czary też, choć nie wszystkie, często wywierać będą wpływ również na ten drugi poziom.

Znalazłem Diablo - jakiś słaby, chyba na odwyku. :-)

Właściwie wygląda to jak seria Heroes of Might & Magic, gdzie do starć dochodziło nad i pod powierzchnią. Należy pamiętać, że HoMM to jednak zwykłe 2D i wydarzenia z jednego poziomu w żaden sposób nie wpływały na ten drugi. Tutaj na szczęście jest inaczej i obcowanie z grą należy do niewątpliwych przyjemności.

Na początku wspomniałem, że nad rozwojem gry czuwali najlepsi gracze z Battle.net. To bez wątpienia powinno mieć przełożenie na jakość trybu multiplayer – i ma – jest on rewelacyjny. Główne danie, to możliwość kooperatywnego przejścia całego trybu single player. Dodatkowo, mamy naturalnie tryby klasyczne, z możliwością gry maksymalnie dwunastu graczy na czterdziestu specjalnie przygotowanych mapach. O poziomie rozgrywki krótko wspomnę, ten przypomina bardzo War-/StarCrafta. Dla osób, którym te tytuły są obce, przygotowałem dwa słowa – jest świetnie. Nic więcej dopowiadać nie potrzeba, jedynie niedowiarków zachęcam do zapoznania się z dostępnym demem multi (jest i demo single). Nikt nie powinien czuć się zawiedziony, po prostu poziom oferowanej zabawy jest bardzo wysoki i z pewnością przypadnie wszystkim do gustu.

Stronę dźwiękową produkcji wypada nazwać dobrą. Nie zachwyciło mnie nic szczególnego, ale też nie mam się do czego przyczepić. Po zaznaczeniu postać wydaje swój charakterystyczny odgłos czy okrzyk, znowu kłania się Warcraft. Odgłosy walki wydają się być realistyczne, są dobrze dobrane i mogą się podobać. To samo z muzyką, jej klimaty określiłbym mianem filmowej. Często podkłady są pompatyczne, starając się ze wszystkich sił podkreślić atmosferę grozy. Po kilku dniach mamy przesyt, bo motywy zwyczajnie się nudzą. Co wcale nie znaczy, że są złe. Nawet ulubiona płyta chodząca kilka dni pod rząd może w końcu zirytować.

Ciężko mi jednoznacznie określić grupę odbiorców, do jakiej adresowany jest przedstawiony produkt. Z oceną gry będzie zdecydowanie łatwiej. Bardzo dobra grafika, dźwięk na poziomie, wysoka grywalność obu trybów (single i multi) oraz dość niskie wymagania sprzętowe – czego chcieć więcej? Ogromnych minusów też nie zauważyłem, owszem, są drobne błędy, ale te zapewne szybko naprawi jakaś łatka. Być może się czepiam – moje prawo – ja chcę więcej nowości. Do tego, dlaczego przez cały czas czułem się, jakbym grał w jakiś klon War-/StarCrafta? Może to wpływ właśnie czołowych graczy z Battle.net? W kopiowaniu doskonałych wzorców nie ma nic złego, lecz ileż można? Na szczęście nie wszyscy gracze zaczynali przygodę z PC tak dawno jak ja, zatem obce są im doznania płynące z obcowania z np. pierwszą częścią Warcrafta. Nie powinno być chyba tak, że siadam do nowej gry, nie wchodzę w ustawienia sterowania, tylko od razu gram i... mimo to, od razu czuje się jak w domu. Wszystko wiem, po pięciu minutach dobrze się bawię. O ironio, oprawa nie ta, ale ja już grałem w coś takiego, choć zdecydowanie mniej „wypasionego”.

Jedna z walk przy potoku, niewielu śmiałków ocalało.

Tak więc, nie wiem czy Armie Exigo są grą dla wszystkich. Fani gatunku, a szczególnie War/StarCrafta nie powinni być zawiedzeni, bo poczują się jak w domu. Dla młodszych graczy tytuł będzie zapewne tym, czym dla mnie był kiedyś Warcraft. Nie zdziwię się jednak, gdy stary wyjadacz po dziesięciu minutach zabawy wyda odgłos dezaprobaty. Co więcej, nie będzie można odmówić mu racji.

Podsumowując, bardzo dobry tytuł, praktycznie bez wad. Powinien ukontentować każdego miłośnika gatunku, o ile ten jeszcze się nim nie przesycił.

Piotr „Bandit” Lewandowski

PLUSY:

  • bardzo dobra grafika;
  • wysoka grywalność;
  • małe wymagania sprzętowe;
  • świetny multiplayer.

MINUSY:

  • za mało nowości;
  • za dużo naleciałości z War-/StarCrafta.
Armie Exigo - recenzja gry
Armie Exigo - recenzja gry

Recenzja gry

Do walki stają trzy ogromnie różniące się plemiona: imperium, upadli i bestie. Boje toczymy przeciwko upadłym, dostając pod kontrolę coraz to nowe typy jednostek. Na początku tworzymy armię z paladynami i elfami na czele...

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.

Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization
Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization

Recenzja gry

Millennia miały doprowadzić do ekstremum to, co najlepsze w serii Civilization. Niestety, twórcom przyszło do głowy nazbyt wiele pomysłów, jak tego dokonać, i potknęli się o własne nogi.