autor: Bolesław Wójtowicz
Syberia II - recenzja gry
Niezwykle klimatyczna recenzja drugiej części jednej z najlepszych gier przygodowych ostatniego czasu - "Syberii II".
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
To już chyba moje ostatnie słowa... Nie wiem, ile jeszcze zdołam napisać, gdyż kres mojej podróży jest już coraz bliższy, zarówno tej ziemskiej, jak i duchowej... Zapewne, gdy będziecie czytać te słowa, ja już... Nieważne... Wierzę w to, iż starczy mi jeszcze sił, że zdołam na tyle mocno trzymać pióro w dłoni, by opowiedzieć wam tę historię. Czy będzie długa? Nie wiem... A czy długie jest jedno ludzkie życie?
Kiedy poznałem Kate Walker, początkowo wydawało mi się, że to jeszcze jedna, brutalna i agresywna, prawniczka zza Wielkiej Wody. Zazwyczaj ludzie stamtąd, których miałem okazję spotkać, wydawali mi się być nieokrzesanymi, twardo stąpającymi po ziemi prostakami, za nic mającymi ludzkie marzenia i pragnienia. Oni, zaślepieni dążeniem do zrobienia kariery i pieniędzy, potrafili zdeptać wszystko, co stanęło im na drodze. Kate jest jednak inna... Z czasem opowiedziała mi swoje przygody, których dane było jej zaznać, by mnie wreszcie odnaleźć, opisała słowami jak uporczywie szukała mnie w Valadilene, w Barrockstadt... Zdecydowała się nawet na to, by powędrować moimi śladami aż do Rosji, do zapomnianego przez Boga i ludzi Komkolzgradu... Aż wreszcie mnie odnalazła... Co nią kierowało, czy aby na pewno tylko zlecenie z jej kancelarii prawniczej? Chyba nie... Zresztą, po co ja o tym piszę, marnując papier i siły, pewnie większość z was o tym już wie, gdyż historia ta jakiś czas temu stała się tematem wielu opowiadań i artykułów w prasie...
Podpisując wówczas umowę w Aralbad, byłem święcie przekonany, że na tym koniec, że Kate Walker powróci szczęśliwie do swojego wspaniałego, amerykańskiego świata, będzie żyła tam długo, bogato i szczęśliwie, opowiadając wnukom, iż kiedyś miała okazję spotkać szaleńca, który wierzył w to, że gdzieś jeszcze żyją mamuty. Wszak osiągnęła wszystko to, po co została wysłana, a szefowie, naciskani przez jej matkę, uporczywie domagali się, by wracała do kancelarii. A jednak stało się inaczej... Jej bieg za pędzącym już pociągiem, był jednocześnie pogonią... za dzieciństwem, za tlącymi się jeszcze w niej dziecięcymi, niespełnionymi marzeniami.
Kiedy zasiadła przede mną w przedziale, poprosiłem ją, by zabrała mnie na Syberię, tam, gdzie wśród niebieskiej trawy żyją jeszcze ostatnie mamuty. Wiedziałem, że sam nie jestem w stanie tego dokonać, nawet przy nieocenionej pomocy Oscara... Czas poczynił straszliwe spustoszenia w moim organizmie, a podróż, która nas czekała, była niezwykle trudna i wyczerpująca... Widziałem w jej oczach wahanie, duchową rozterkę, obawę, że jednak jestem tylko oszalałym staruszkiem, który dąży do zguby własnej i innych... Na szczęście, to była tylko chwila, sekunda zawahania przed podjęciem życiowej decyzji... A potem ta obietnica, słowa, na które tak długo czekałem: Zabiorę cię, Hans, pojedziemy na Syberię...