Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Forspoken Recenzja gry

Źródło fot. Square Enix
i
Recenzja gry 30 stycznia 2023, 17:15

autor: Krzysiek Kalwasiński

Recenzja Forspoken. Nie takie straszne, jak je malują

Są gry, które już przed premierą spotykają się ze złym odbiorem. A gdy w końcu trafiają na rynek, okazują się tak kiepskie, jak większość przewidywała. W tym przypadku sytuacja wygląda jednak inaczej. Forspoken jest bowiem bardzo dobre.

Recenzja powstała na bazie wersji PS5. Dotyczy również wersji PC

Kampanii marketingowej Forspoken nie śledziłem ze szczególną uwagą. Na grę spojrzałem z zaciekawieniem z powodu pierwszego zwiastuna, gdy nosiła ona jeszcze roboczy tytuł Project Athia. Spodobał mi się pomysł na magiczny parkour i stylistyka tej produkcji. Automatycznie włożyłem ją wtedy do szufladki z napisem: „Do sprawdzenia, kiedyś”. I tak sobie tam leżała aż do momentu, kiedy w sieci podniosło się larum, pojawiła się masa memów, a nowe dzieło Square Enix stało się pośmiewiskiem. I nagle wyglądało to tak, jakby misją większości wypowiadających się o nim osób było zniechęcenie doń reszty świata. Do teraz próbuję zrozumieć dlaczego, bo to po prostu udana gra.

Festiwal wulgarnej żenady

PLUSY:
  1. świetna, charakterna Frey i jej interakcje z bransoletą;
  2. dobrze poprowadzona i emocjonująca opowieść, która potrafi zaskoczyć;
  3. intrygujący świat, jego historia i unikalny styl artystyczny;
  4. znakomita muzyka Beara McCreary’ego i Garry’ego Schymana;
  5. koty!
  6. satysfakcjonujący, dynamiczny i efektowny system walki...
MINUSY:
  1. ...w którym da się znaleźć parę braków;
  2. drobne niedoróbki w mechanice poruszania się.

Fabuła i ogólnie rozumiana narracja to dla większości dzisiejszych graczy najważniejszy element, zaraz obok oprawy wizualnej. Forspoken ma tu szczególnie przechlapane, bo do czynienia mamy z „irytującą” i wulgarną bohaterką oraz przestarzałą grafiką (a także absurdalnie wysokimi wymaganiami sprzętowymi). Ale dywaguję, przejdźmy do konkretów. Opowieść, którą poznajemy w grze, przybliża losy Frey – przebywającej w Nowym Jorku bezdomnej, która żeby przeżyć, musiała niejednokrotnie ubrudzić sobie rączki (kradzieżą i wykonywaniem zleceń dla gangu). Popadła w końcu w konflikt z prawem, a jej zleceniodawcy nie są zadowoleni z jej kolejnych porażek. Uprzykrzają jej więc życie.

Coś tam jednak udało się jej zaoszczędzić – na tyle, by móc wkrótce wyrwać się z tego nieprzyjaznego miejsca i znaleźć sobie oraz swojej kotce (imieniem Homer) lepszy (czy jakikolwiek) dom. Jej marzenie jednak wkrótce zostaje zmiażdżone, bo wskutek pożaru traci schronienie i pieniądze, musi więc oddać swoją pupilkę pod opiekę przyjaźnie nastawionej sędzi. Aż serce mi się pokroiło na widok tych wzruszających scen. To wszystko później się tylko spotęgowało, gdy widziałem protagonistkę pozbawioną nadziei, na skraju rozpaczy i niemal gotową, by ze sobą skończyć.

Historia trochę zmienia ton z chwilą, gdy Frey natrafia na tajemniczą bransoletę, za sprawą której zostaje przeniesiona do czarodziejskiej krainy. Tam szybko dowiaduje się, że potrafi władać magią, a żeby było ciekawiej, prawie zostaje zaatakowana przez ogromnego smoka. Sam na jej miejscu rzucałbym mięsem (żeby mógł sobie pojeść) jak nigdy dotąd i trudno byłoby mi otrząsnąć się z szoku. A informacji tylko przybywa – zaraz okazuje się bowiem, że dziewczyna jest jedyną nadzieją na uratowanie wymierającej krainy i zamieszkujących ją ludzi. „Dość, zamknijcie się wszyscy i dajcie mi święty spokój”.

Frey w Nowym Jorku nie ma lekko. Ten świat do niej nie należy. - Recenzja Forspoken. Nie takie straszne, jak je malują - dokument - 2023-01-30
Frey w Nowym Jorku nie ma lekko. Ten świat do niej nie należy.

Patrząc na dotychczasowe losy głównej postaci, doskonale rozumiem, skąd wzięła się jej szorstkość, bycie wredną i wulgarną. Nie chce słuchać o pozostawaniu ostatnią nadzieją przypadkowych ludzi i ich bohaterką albo przekleństwem – w zależności od wydającego opinię. Chce się wyrwać z tego szaleństwa i wrócić na swoje, mimo iż władanie magią wydaje się ekscytujące. Tym trudniej o chęci, skoro skazana jest na towarzystwo niemilknącej bransolety (ochrzczonej przez nią jako Cuff – „kajdany” z angielskiego), która męczy ją ciągłym gadaniem.

W przypływie empatii wobec mieszkańców sam się na Frey denerwowałem. „Przecież ci ludzie potrzebują pomocy!” – krzyczałem do telewizora. Szybko jednak dotarło do mnie, że dodaje jej to autentyczności. Ostatecznie bardzo ją polubiłem, m.in. dlatego, że nie jest typową nieskazitelną i bohaterską protagonistką, która bezmyślnie podąża wytyczoną ścieżką. Buntuje się, kłóci (rzucając kilkoma bardzo przykrymi wyrażeniami) i apeluje do wszystkich, aby się od niej odwalili. To jej mechanizm obronny. Nigdy się dla nikogo nie liczyła, jest sierotą, odkąd pamięta, i niemal każdy spotkany przez nią człowiek nie życzył jej niczego dobrego. Czuła, że na tym świecie nie ma dla niej miejsca. Nic więc dziwnego, że jest skrajnie nieufna i myśli tylko o sobie.

Interakcje z drugim bohaterem z gry, czyli wspomnianym wyżej Kajdanem, również przedstawiono bardzo fajnie. Początkowa szorstkość przeradza się w koleżeńskie uszczypliwości, a następnie ich relacja jeszcze bardziej się ociepla, co owocuje pewnego rodzaju przywiązaniem (w zestawie z komplementami). Niejednokrotnie uśmiechnąłem się pod nosem w odpowiedzi na ich przekomarzanie. Trochę przywodzi mi to na myśl NieR-a albo Drakengarda (z naciskiem na „trójkę”), bo tam występuje podobna dynamika. A że obie te pozycje kocham z całego serca, skojarzenie jest więc jak najbardziej pozytywne.

Fabuła jako całokształt całkiem nieźle się sprawdza. Nie jest niczym odkrywczym i zmieniającym człowieka (to prawdziwa rzadkość, wręcz nieistniejąca w mainstreamie), ale dostarcza emocji, angażuje i zostaje we wspomnieniach. Potrafi też momentami zaskoczyć, a nawet chwycić za serce.

Problem stanowią natomiast scenki, w których postacie czasem poruszają się jak w grach z ery PlayStation 2. Wymachują dziwnie rękoma i przybierają nietypowe pozy albo mają zaskakującą mimikę. Rzuca się też w oczy fakt, że trzeba swoje odczekać na skończenie dialogu. Brakuje także płynnych przejść z przerywników do akcji. Te wszystkie elementy powiedziały mi jedynie, że twórcy dysponowali niewystarczającym budżetem, ale odbioru całości mi nie zepsuły.

Stylistyka świata jest ciekawa, a monotematyczna kolorystyka dodaje jej uroku. - Recenzja Forspoken. Nie takie straszne, jak je malują - dokument - 2023-01-30
Stylistyka świata jest ciekawa, a monotematyczna kolorystyka dodaje jej uroku.

Pusty, martwy i nieinteresujący świat

Nie samą fabułą Forspoken jednak stoi. Sporo się tutaj bowiem eksploruje i walczy. Otwarty, dość pokaźnych rozmiarów świat jest pusty i wręcz martwy. Poza miastem Cipal nie ma tu żadnych NPC potrzebujących pomocy. Jest to uzasadnione fabularnie – przekleństwo trawiące krainę zmienia ludzi i zwierzęta w bezmyślnych zombie (albo mutanty), a wspomniane miasto jest ostatnim bastionem ludzkości. Dodatkowa zawartość ogranicza się więc do zręcznościowych wyzwań. Mamy tu losowo generowane podziemia z minibossem na końcu i nagrodą w postaci ekwipunku. Są wyścigi z czasem i proste łamigłówki, za którymi kryją się dodatkowe przedmioty do podniesienia. Na otwartej przestrzeni również znajdują się minibossowie. I ja to łykam bez popity, bo w końcu mogę pograć, zamiast biegać od dialogu do dialogu.

Z mapy w zasadzie nie korzystałem. Kierowałem się zawsze do fabularnego celu (idąc za kompasem), ale jak coś w oddali przykuło moją uwagę, to się tam udawałem i spędzałem kilka przyjemnych chwil na mierzeniu się z wyzwaniem. Poświęcałem też czas zbieraniu surowców i roślin, bo przydają się w craftingu – tym bardziej że przedmioty lecznicze najczęściej wytwarzałem samodzielnie. A leczyć musiałem się sporo. Nie brakuje też innych elementów, takich jak schronienia czy wieże odkrywające teren.

Przyjemnie mi się zwiedzało ten świat, bo jest on intrygujący (także za sprawą dobrze zaserwowanego lore’u), również wizualnie. Początkowa kraina urzekła mnie swoją ponurą aurą i kryształami zdobiącymi horyzont. Później jest bardziej atrakcyjnie i w sumie warto jak najszybciej pokonać pierwszego bossa – po tym eksploracja (oraz walka) zyskuje za sprawą nowych możliwości. Lekko drażnił mnie natomiast magiczny parkour, bo Frey lubi się zablokować na otoczeniu, co niestety psuje flow. Braki nadrabia możliwością surfowania po wodzie, co jeszcze bardziej usprawnia eksplorację.

Są też bardziej „klasyczne” obszary. - Recenzja Forspoken. Nie takie straszne, jak je malują - dokument - 2023-01-30
Są też bardziej „klasyczne” obszary.

Jeśli natomiast chodzi o zadania poboczne, to jest poprawnie. Dostępne są one tylko w mieście i najczęściej dotyczą udania się w jakieś miejsce, czasem stoczenia walki albo nawet porozmawiania z kilkoma osobami. Pozwalają lepiej zapoznać się z tymi ludźmi i ich codziennością. Frey to kociara, jest tu więc też sporo chodzenia za tymi zwierzątkami – na wzór tropienia lisów w Ghost of Tsushima. A że sam jestem kociarzem, to czasami za jakimś pobiegłem i skorzystałem z okazji do interakcji.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.