Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

System Shock 2: 25th Anniversary Remaster Recenzja gry

Recenzja gry 9 lipca 2025, 12:00

Recenzja gry System Shock 2: 25th Anniversary Remaster - bezkompromisowa wierność oryginałowi

Nowa wersja System Shocka 2 już nie próbuje udawać remake’u. To solidny remaster, który pozwala bezproblemowo doświadczyć jednej z najlepszych gier w historii – z całą jej surowością, ale też urokiem produkcji z lat 90.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Dwa lata temu studio Nightdive uraczyło nas nową wersją jednej z najlepszych, najważniejszych gier w historii – System Shocka. Gry, która zdefiniowała gatunek immersive simów i pokazała w 1994 roku, jak można dodać wciągającą fabułę do raczkujących wtedy strzelanek FPP. Bez System Shocka nie byłoby Deux Exa, Half-Life’a, Thiefa i innych. Tak dobrze przyjęta produkcja oczywiście doczekała się sequela – w 1999 roku pojawił się System Shock 2, który do formuły pierwszej części dodawał jeszcze elementy survival horroru i kładł większy nacisk na mechaniki RPG. Krytycy ponownie mówili o grze wybitnej, wyprzedzającej swoje czasy, choć oceny nie przełożyły się na sukces komercyjny i dobre wyniki sprzedaży, podobnie zresztą jak poprzednio.

Przez kolejne lata oba tytuły doczekały się jednak kultowego statusu, a społeczność utrzymywała je przy życiu różnymi modyfikacjami. Wydany nie tak dawno, już oficjalnie, System Shock Remake był tak bardzo wierny oryginałowi, że balansował na granicy remake’u i remastera. Pod tym względem wyraźnie odróżniał się chociażby od nowych wersji Resident Evili czy Dead Space’a, które zachwycają nowoczesną oprawą graficzną. Odnowiony sequel już więc samym tytułem wskazuje, że tym razem to tylko remaster oryginału z 1999 roku. Fanów System Shocka 2 i gier z lat 90. przekonywać do zagrania zapewne nie trzeba, ale nowi gracze powinni mieć na względzie, że oprócz wielu ponadczasowych zalet, jakie gra nadal posiada, parę elementów bardzo słabo się zestarzało i wymaga sporo wyrozumiałości.

Nostromo vel Von Braun wciąż zachwyca narracją i gęstą atmosferą

Czym System Shock 2 zachwyca do dzisiaj? Przede wszystkim świetną, wciągającą, niezwykle klimatyczną fabułą, umiejętnie podawaną w formie audiologów, komunikatów i scenografii poszczególnych lokacji. Po 42 latach od wydarzeń na stacji Citadel mających miejsce w „jedynce” eksperymentalny statek kosmiczny Von Braun, osiągający szybkość powyżej prędkości światła, wyrusza w dziewiczą podróż poza Układ Słoneczny, razem z przycumowanym do niego wojskowym statkiem Rickenbacker. Po pięciu miesiącach Von Braun odbiera sygnał alarmowy z planety Tau Ceti V. Ekipa ratunkowa odkrywa na miejscu wyrastające z ziemi jaja, z których wylęgają się pasożytnicze organizmy obcych i szybko infekują całą załogę statku...

Brzmi znajomo? W tym momencie zaczyna się gra – nasz bohater, wyszkolony żołnierz, zostaje wybudzony ze snu kriogenicznego na pokładzie medycznym Von Brauna. Pobudka kończy się amnezją, więc razem z nim odkrywamy, że dryfujący w kosmosie statek jest niemal wymarły, z wyjątkiem dziwnych, zmutowanych hybryd dawnych członków załogi, groźnych droidów i innych złowrogich istot. Tylko niejaka doktor Janice Polito nadaje do nas i stara się przeprowadzić przez kolejne pokłady kosmicznego statku widmo opanowanego przez obcą formę życia, szukając przy okazji sposobu, by ją zniszczyć. W tym wszystkim sporą rolę odgrywa jeszcze sztuczna inteligencja SHODAN z „jedynki”, co zapowiadała już zresztą okładka gry.

System Shock 2 świetnie wykorzystuje i łączy ze sobą znane motywy science fiction i horroru. Umiejętnie tworzy gęstą atmosferę przemierzania ogromnego, pustego statku kosmicznego, którego historię odkrywamy, słuchając nagrań załogi z naprawdę niezłym voice actingiem. Warto też podkreślić, że nie ma tu spamowania dziesiątkami wrogów. Niczym w Obcym: Izolacji jesteśmy niby sami, choć nigdy nie wiadomo, gdzie może czaić się jakieś niebezpieczeństwo, co zmusza do ciągłej uwagi i buduje napięcie.

Klasyka, która się (prawie) nie starzeje

System Shock 2 to również genialne projekty poziomów składających się z sieci korytarzy, pomieszczeń różnego przeznaczenia, wind, drabin, śluz i drzwi, do których trzeba poznać kod. Oczywiście wszystko to bez żadnych strzałek, markerów pokazujących, gdzie iść i co zrobić – sami musimy na to wpaść, rozglądając się i słuchając audiologów, pamiętając, co gdzie było, bo niejednokrotnie trzeba wrócić w jakieś miejsca. Tworzy to idealny, miejscami nieco wertykalny labirynt, konstrukcję wymagającą, ale nie frustrującą. Przy zachowywaniu odrobiny uwagi nie ma momentów, w których można utknąć i kręcić się w kółko pół godziny po tych samych pokojach, szukając dalszej drogi, ale piszę to z punktu widzenia weterana, który na takich grach się wychował, jeszcze przed erą „samograjów”.

Inną zaletą SS2 jest swoboda w rozwoju postaci, pozwalająca tworzyć coś w rodzaju buildów nastawionych na konkretne typy broni, używanie modułów cybernetycznych i mocy psionicznych. To nawet dość hardcore’owe doświadczenie, bo nie ma tu żadnej opcji respecu zdobywanych punktów i pewnymi wyborami można sobie rozgrywkę mocno utrudnić, zwłaszcza w późniejszych etapach. Nie ma też „farmienia” expa. Każda możliwość ulepszenia postaci stanowi ogromną nagrodę i spory dylemat, bo do wyboru są cztery kategorie z różnymi przydatnymi perkami.

Jeśli za bardzo skupimy się na pasku zdrowia i hakowaniu, może się okazać, że przez pół gry nie będziemy w stanie użyć nowo zdobytego karabinka automatycznego albo granatnika, które wymagają innych statsów. Tak – da się tu niejako samemu zafundować sobie soft-locka! Nie trzeba też dodawać, że każda apteczka i sztuka amunicji jest na wagę złota – trzeba ciągle analizować, jaką bronią najlepiej zaatakować dany typ wroga, by nie marnować zasobów. System Shock 2 to na tle dzisiejszych gier hardcore’owe doświadczenie, ale o takim pozytywnym wydźwięku, serwujące dość wyważone wyzwanie i zapewniające sporo satysfakcji.

Konserwacja dzieła sztuki

Wszystkie te zalety System Shocka 2 oczywiście odnoszą się także do wersji 25th Anniversary Remaster! To dokładnie ta sama gra sprzed lat, tyle że przystosowana do współczesnych komputerów. Twórcy podeszli z dużym szacunkiem dla materiału źródłowego, nie ingerując weń, nie zmieniając, tylko działając trochę jak konserwatorzy dzieł sztuki. Mamy więc tekstury wysokiej rozdzielczości, wsparcie dla kontrolerów i ultrapanoramicznych ekranów 21:9, wsteczną kompatybilność z modami, które można aktywować od razu w menu, zestaw osiągnięć do odblokowania oraz „skarbiec” z grafikami i filmikami zza kulis powstawania oryginalnej gry. Trzeba też dodać, że wszystko działa szybko, płynnie i bardzo stabilnie. Zdarzają się sporadyczne glicze, choć mogą one sięgać jeszcze czasów oryginału – mam tu głównie na myśli odrzucanie zabieranego przedmiotu, gdy nie ma miejsca w ekwipunku. Może on czasem spaść tak niefortunnie, że znika za teksturą innego obiektu.

Dodatkiem wbudowanym w remaster jest też tryb sieciowy – możliwość przejścia kampanii w maksymalnie czteroosobowym co-opie. Nie ma żadnej wyszukiwarki randomowych graczy – trzeba mieć kod wejścia od znajomych albo samemu hostować rozgrywkę i taki kod wysłać towarzyszom – dodajmy, że niezależnie od tego, jakiej platformy używają. Ale w mojej ocenie kooperacja zupełnie do tej gry nie pasuje. Kwintesencją System Shocka 2 jest eksplorowanie wymarłego statku widmo, odsłuchiwanie audiologów, poczucie ciągłego zagrożenia, świadomość, że gdzieś jest jeszcze ktoś żywy, do kogo trzeba się przedostać. Kiedy widzisz przy tym biegających chaotycznie w różne strony towarzyszy, a co więcej – słyszysz ciągłe rozmowy, żarty – klimat kompletnie siada! Powiedzenie, że „każda gra jest lepsza w co-opie” w tym przypadku się nie sprawdza, bo System Shock 2 broni się sam – nie trzeba go ulepszać towarzyskimi pogaduszkami. Może przy piątym przejściu, może dla niektórych streamerów będzie to jakaś opcja, natomiast pierwszy kontakt z fabułą gry powinien jednak odbywać się w samotności.

Bezkompromisowa wierność materiałowi źródłowemu

Największą ingerencję twórców w poprawę grafiki widać chyba w modelach broni, które wyraźnie zyskały więcej detali. Poza dopasowaniem rozdzielczości tekstur do współczesnych standardów poprawiono też oświetlenie oraz – nieznacznie – wygląd przeciwników. I to by było na tyle. Wystrój lokacji słabo się zestarzał, z dominującymi wszędzie, bardzo sterylnymi korytarzami. Ale takie były wtedy czasy zachłyśnięcia się akceleratorami 3D i brakiem pikseli. Remake być może coś by tu zmienił, remaster jest wierny oryginałowi.

Surowe pozostałości dawnych technologii i ówczesnych możliwości są częścią interfejsu oraz systemu walki, które również mocno trącają myszką. Trzeba mieć na uwadze, że będziemy się zmagać z bardzo pokracznymi animacjami, zwłaszcza podczas walki wręcz za pomocą klucza i przy korzystaniu z wychylania się zza narożników. Od początku będziemy przeklinać system błyskawicznego psucia się broni. W interfejsie z kolei niestarannie rozmieszczone przedmioty będą blokować dodawanie kolejnych – trzeba się wtedy pobawić w Tetrisa, a używając kontrolera, nie znajdziemy przycisku do szybkiego aplikowania apteczek – niewykluczone jednak, że przyszłe patche coś tu zmienią.

PLUSY:
  1. to jedna z najlepszych gier wszech czasów – nadal zachwyca narracją, klimatem, świetnie łączy elementy SF i horroru;
  2. działa „prosto z pudełka” – szybko, płynnie, bez błędów, bez konieczności instalowania modów i żmudnej konfiguracji;
  3. remaster jest do bólu wierny oryginalnej wersji, z wszelkimi jej zaletami i wadami;
  4. spełnia współczesne standardy techniczne: 4K, obsługa kontrolera i ekranów ultrapanoramicznych;
  5. oferuje wsparcie dla modów wprost z menu i osiągnięcia;
  6. zestaw materiałów zza kulis produkcji gry stanowi miły dodatek dla największych fanów.
MINUSY:
  1. to nie do końca wada, ale warto mieć na uwadze dawną surowość wielu mechanik rozgrywki, które nie dla wszystkich będą akceptowalne;
  2. dobór przypisania klawiszy na kontrolerze mógłby być lepszy (brakuje np. szybkiego użycia apteczki).

Nostalgiczna wyprawa albo wizyta w skansenie

Nie zrozumcie mnie jednak źle – w żadnym przypadku nie są to narzekania na System Shocka 2: 25th Anniversary Remaster, tylko raczej takie ogólne uwagi, by nie oczekiwać od gry czegoś, czego nigdy w niej nie było. Generalnie przy remasterach ocenia się jakość samego odnowienia, a nie grę jako taką – i tu naprawdę nie ma się czego przyczepić. Wszystko wygląda i działa świetnie bez najmniejszych zgrzytów, ma dodatki, które zadowolą największych fanów serii. Malkontenci mogą jedynie pomarudzić, że większość z tego istniała już wcześniej w postaci różnych modów. Niby tak, ale jak się raz uruchomi wersję, która po prostu działa, bez kombinowania i ściągania iluś tam rzeczy, to trudno już wrócić do tego, co było.

Jeśli jesteście ciekawi, możecie zerknąć do oryginalnej recenzji na GOL-u, która ukazała się 1,5 roku po premierze gry – wcześniej GOL jeszcze nie istniał! Wersja 25th Anniversary Remaster będzie dla niektórych nostalgiczną wyprawą do lat 90., a dla innych, którzy po raz pierwszy natkną się na konieczność użycia kodu 451, czyli znak rozpoznawczy immersive simów, trochę taką wizytą w skansenie, gdzie można na własnej skórze doświadczyć, jak to drzewiej robiło się pewne rzeczy. Warto wtedy przymknąć oko na dawną jakość różnych mechanik rozgrywki, uszanować decyzję twórców remastera o jak najmniejszym ingerowaniu w materiał źródłowy i poznać do końca, jaki był finał drugiego spotkania z SHODAN – nie bez powodu System Shock 2 jest jedną z najlepszych gier w historii!

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

Recenzja FBC: Firebreak. Wybrakowany coop, który zamiast o Control przypomina o Redfallu
Recenzja FBC: Firebreak. Wybrakowany coop, który zamiast o Control przypomina o Redfallu

Recenzja gry

FBC: Firebreak to ewidentnie jakiś eksperyment, próba stworzenia gry multiplayerowej przez speców od fabularnych doświadczeń singlowych ze studia Remedy. Można się było więc spodziewać, że nie wszystko od razu tu „kliknie”. No i nie kliknęło…

Recenzja Death Stranding 2 - najlepsza gra generacji. Arcydzieło Kojimy to 10/10
Recenzja Death Stranding 2 - najlepsza gra generacji. Arcydzieło Kojimy to 10/10

Recenzja gry

Zapowiedź Death Stranding 2 wzbudziła we mnie mieszane odczucia - „jedynka” to kompletna, zamknięta przygoda niepotrzebująca kontynuacji. Teraz, po skończeniu sequela, widzę, że byłem cholernie głupi, bo pierwsze Death Stranding to ledwie wprowadzenie.

Recenzja gry Onimusha 2: Samurai’s Destiny. To była świetna gra w czasach PS2 i ćwierć wieku później nic się nie zmieniło
Recenzja gry Onimusha 2: Samurai’s Destiny. To była świetna gra w czasach PS2 i ćwierć wieku później nic się nie zmieniło

Recenzja gry

Możliwe, że mieliście okazję zapoznać się z moimi pierwszymi wrażeniami ze zremasterowanej wersji Onimushy 2: Samurai’s Destiny. Teraz przyszła pora na pełną recenzję i rozwinięcie paru myśli – w końcu to prawdziwa sentymentalna wyprawa w przeszłość.