
Death Stranding 2: On The Beach Recenzja gry
Recenzja Death Stranding 2 - najlepsza gra generacji. Arcydzieło Kojimy to 10/10
Zapowiedź Death Stranding 2 wzbudziła we mnie mieszane odczucia - „jedynka” to kompletna, zamknięta przygoda niepotrzebująca kontynuacji. Teraz, po skończeniu sequela, widzę, że byłem cholernie głupi, bo pierwsze Death Stranding to ledwie wprowadzenie.
Recenzja powstała na bazie wersji PS5.
Kolejne dni mijają, a ja wciąż tkwię w dziwnym stanie, nadal trzęsąc się z emocji i niedowierzania, ale on faktycznie to zrobił. Hideo Kojima przeszedł samego siebie i przebił swoją legendę, dostarczając w zasadzie nie tylko idealny sequel niesamowicie oryginalnej gry sprzed paru lat, ale i serwując na ten moment (a możliwe, że nawet ostatecznie) swe magnum opus. Dzieło będące zarówno kulminacją, jak i najdonośniejszą celebracją jego wieloletniej kariery i szalonych ambicji w łączeniu widowiskowej filmowości, reżyserskiej smykałki, szczytowych rozwiązań technologicznych oraz niesamowicie pomysłowej rozgrywki pełnej niecodziennych patentów. Trudno się przygotować na tę podróż, bo takie tytuły pojawiają się w branży raz na dekadę albo i rzadziej. „Jutro jest w Waszych w rękach” i tylko czeka, byście je ukształtowali. Przyszli kurierzy, pora tym razem zjednoczyć Australię, jeszcze raz popychając ludzki gatunek na kurs ekscytującej nadziei. Żal mi, że ta historia jest już za mną, a Wam piekielnie zazdroszczę tego, czego wkrótce doświadczycie. Trzymajcie się tam mocno i przygotujcie na wielokrotne opady szczęki.

Pierwsze ujęcie - niezapomniany moment.Death Stranding 2: On The Beach, Sony Interactive Entertainment, 2025.
Przyznaję, że pierwsza zapowiedź Death Stranding 2 wzbudziła we mnie ambiwalentne uczucia. Choć do „jedynki” podchodziłem z rezerwą, ostatecznie gra bardzo mi się spodobała i po jej ukończeniu czułem, że była to kompletna, zamknięta przygoda niepotrzebująca ani kontynuacji, ani dalszego rozwoju marki. Teraz, z perspektywy czasu, widzę, że byłem cholernie głupi (nie pierwszy i nie ostatni raz)! Po poznaniu sequela upewniłem się w jednym – pierwsze Death Stranding stanowiło jedynie wprowadzenie do tego szalenie dziwnego uniwersum, gdzie zaświaty symbolizowane przez plażę przenikają się z rzeczywistością żywych. To była po prostu udana próba udowodnienia sobie i graczom, że Kojima jako twórca nie jest niewolnikiem Metal Gear Solid na smyczy Konami i nadal ma w sobie wystarczające pokłady kreatywności, by sprawnie powołać do życia fantastyczne, unikalne uniwersum, o którym będzie głośno na całym świecie.
Teraz ten artysta nie musi nikomu nic więcej udowadniać, a po wprowadzeniu przyszła pora na prawdziwy show, wykorzystujący pełny potencjał koncepcji „kija i liny” inspirowanej modernistyczną twórczością Kobo Abe. Materializację marzeń dziecka zakochanego w filmach, które wyrosło na jednego z najznamienitszych projektantów w historii branży gier. Po rozpoczęciu Death Stranding 2 od pierwszych minut czuć, że zespołowi nie brakowało budżetu ani czasu i zamiast zajmować się żmudnym projektowaniem fundamentów rozgrywki czy kiełznaniem silnika Decima, ekipa mogła w pełni skupić się na ekspresji artystycznej przy jednoczesnym szlifowaniu tego, czym najbardziej zachwycała pierwsza część. Efekt tego jest tak dobry, że aż surrealistyczny w odbiorze!
„Każdy człowiek posiada własną filozofię, która dla innego nic nie znaczy”
Od wydarzeń z pierwszego Death Stranding minęło kilka miesięcy. Po ponownym zjednoczeniu Ameryki i powstrzymaniu zagrażającego ludzkości masowego wymierania gatunków Sam się wycofał, by z dala od rządu móc w spokoju wychowywać swoją córkę Lou. Po traumatycznych wydarzeniach bohater znalazł własną, prywatną ostoję i układa sobie życie na nowo, wypatrując z nadzieją, co przyniesie jutro. Oczywiście sielanka nie może trwać wiecznie – naszego protagonistę odwiedza stara znajoma Fragile, która oznajmia, że wysiłki Sama przyczyniły się do zautomatyzowania pracy kurierów dzięki wykorzystaniu botów i sztucznej inteligencji. Jednocześnie pojawiła się nowa anomalia – tajemnicza brama prowadząca do Australii. Po raz pierwszy od apokaliptycznego wdarcia się śmierci ma miejsce komunikacja między mieszkańcami obu kontynentów i okazuje się, że połączenie Ameryki siecią chiralną doprowadziło do destabilizacji innego regionu (czy to stąd wzięło się hasło reklamowe „dwójki”?). Sam musi więc ponownie założyć plecak i tym razem połączyć Australię, co ma otworzyć kolejne bramy i pomóc w zjednoczeniu całej planety. Oczywiście podczas przeprawy okazuje się, że nic nie jest takie, jakie się wydaje, a prosta misja staje się znów dramatyczną walką, nie tylko o losy ludzkości, ale i odzyskanie kontroli nad własnym życiem.

W Death Stranding 2 nie brakuje fantastycznie zrealizowanych walk z bossami.Death Stranding 2: On The Beach, Sony Interactive Entertainment, 2025.
Fabuła Death Stranding 2 to rzecz jasna danie główne i brylant w koronie tej produkcji. Sequel ma zdecydowanie lepsze tempo; fabularne trzęsienie ziemi następuje dość prędko, a w kolejnych rozdziałach nowe tajemnice rozbudzają ciekawość i gdy wreszcie dochodzi do trzeciego aktu, aż trudno złapać oddech pomiędzy kolejnymi zwrotami akcji. Nie każdy z nich mnie kupił, parę okazało się niespodziewanie przewidywalnych w formie, ale większość jednak urzeka mistrzowską realizacją. Całokształt wielokrotnie rozsadził mi czerep, zachwycając na licznych płaszczyznach. To przepiękna opowieść powodująca lawinę szczerych emocji pozostających z nami na długo.
W poniższym akapicie ogólnikowo wspomnę o paru wątkach i motywach tematycznych występujących w grze – jeśli nie chcecie się czegoś przez przypadek domyślić i pragniecie wejść w grę na ślepo, do czego ze wszystkich sił zachęcam, darujcie sobie ten fragment recenzji. Nie oglądajcie również żadnych zwiastunów, jeśli do tej pory udało Wam się przed tym uchronić.
Fabuła Death Stranding 2 nie jest moim zdaniem tak enigmatycznie zawiła jak w pierwszej części – może wynika to z faktu, że „jedynka” nakreśliła już zasady rządzące tym światem, więc trudniej zostać zaskoczonym czymś skrajnie abstrakcyjnym, choć takich chwil też nie brakuje. Niemniej to wciąż Kojima, który na swój unikalny sposób komentuje otaczającą nas rzeczywistość i współczesne trendy, przedstawiając znane z życia codziennego zjawiska w krzywym zwierciadle swojego uniwersum. Choć pierwsza odsłona cyklu powstała przed pandemią, jej tematyka zaskakująco rezonowała z problemem odnawiania więzi rozdzielonego społeczeństwa. „Dwójka” zaś mówi o wyjściu z tej kryzysowej sytuacji. Historia porusza kwestię żałoby z syndromem psychologicznego wyparcia i straty. Sugestywnie nawiązuje do politycznej fikcji i przypomina komentarze z Metal Gear Solid 2 dotyczące sztucznej inteligencji (w końcu dzisiaj to gorący temat), choć nie zgłębia tego jakoś bardzo mocno, uderzając raczej w spirytystyczne i fatalistyczne tony. Można się tu doszukać takich trudnych tematów jak przymusowa aborcja, handel ludźmi i nieetyczne, rządowe eksperymenty w niehumanitarnych warunkach.

Mnóstwo tu kadrów będących małymi dziełami sztuki.Death Stranding 2: On The Beach, Sony Interactive Entertainment, 2025.
Jak na ironię to już kolejna gra Kojimy wręcz obsesyjnie wykorzystująca symbolikę Moby Dicka stosowaną przez niego w formie częstych metafor funkcjonowania społeczeństwa. Traficie na zatrzęsienie motywów, którym można się pojedynczo przyglądać i analizować, a następnie zestawiać z tym, jaki mają wpływ na pełny obraz opowieści – w której ostatecznie chodzi przede wszystkim o miłość do najbliższych, zachowanie wolności i konstruowanie własnej tożsamości identyfikującej nas jako indywidualne jednostki gatunku ludzkiego, zdolne do tworzenia własnego dziedzictwa i przekazywania go dalej, by pozostawić po sobie ślad. Ważne jest przy tym nawiązywanie więzi w uporczywym dążeniu do rozwoju przy konieczności adaptacji do skrajnie nieprzyjaznych warunków – co znów potrafimy osiągnąć wspólną pracą jako jedna, wielka i zjednoczona pomimo początkowych podziałów społeczność. O tej grze po prostu chce się rozmyślać. Cały czas rozważam przeróżne kwestie poruszone w tej opowieści i jestem zauroczony jej przekazem.
Death Stranding 2 a znajomość „jedynki”
Death Stranding 2 teoretycznie nie wymaga znajomości pierwszej odsłony cyklu, ale odradzam zaczynanie od sequela. Gra co prawda oferuje podsumowanie pierwszej przygody, ale jest ono bardzo lakoniczne i za wiele z niego nie wyniesiecie. Kontynuacja serwuje jednak dużo ekspozycji i gdy odnosi się do momentów z „jedynki”, bohaterowie dokładnie tłumaczą, co się działo w przeszłości – główny wątek sequela pojmiecie zaś bez przeszkód, gdyż ostatecznie opowiada on osobną historię.
Niemniej nie polecam – fabuła bardzo mocno opiera się na emocjach łączących Sama z Lou i bohaterami poprzedniej części. Czasem zabraknie Wam wyraźnego kontekstu, gdy ważna postać niespodziewanie powróci, a pewne zdarzenia zostaną pozbawione ładunku emocjonalnego i zauważalnie stracą na sile oraz wyrazie. Dodatkowo znajomość „jedynki” pozwoli Wam zrozumieć, o co właściwie chodzi w tym świecie, co z kolei znacznie ułatwi poznawanie kontynuacji.
Idę albo nie idę, czyli trochę o byciu kurierem
Odpocznijmy chwilę od laurek wystawianych scenariuszowi. Fundament rozgrywki Death Stranding 2 bardzo przypomina to, na czym bazowała poprzednia gra, można powiedzieć, że jest w zasadzie... identyczny. Zmieniło się jednak na tyle dużo, że w sequel grałem zupełnie inaczej, stosując kompletnie inną taktykę w optymalizowaniu tras. Zmienił się również balans aktywności. Zauważycie to szybko, gdyż już początek gry zmusza do otwartego skradania się, budzącego delikatne skojarzenia z Metal Gear Solid – oczywiście Sam to kurier i nie dysponuje takimi umiejętnościami oraz doświadczeniem jak Snake z The Phantom Pain. Nadrabia to jednak w inny sposób, chociażby za sprawą gadżetów. Bezpośrednich konfliktów jest tutaj dużo więcej niż poprzednio, a same zlecenia także urozmaicono w odczuwalny sposób. Mniej mamy teraz ciągłych, następujących po sobie serii roznoszenia paczek, a więcej różnorodności w typach misji i dynamicznych zwrotów przebiegu zlecenia – ot, czasem trzeba się gdzieś zakraść, by przejąć towar. Wbić do fabryki pełnej mechów, aby wyłączyć rdzeń, czy wyeliminować obóz, uważając jednocześnie na arsenał wroga, by nie doszło do detonacji potężnej bomby (zdarzyło mi się ją zabrać, a następnie przewrócić o kamień, co nie skończyło się dla mnie najlepiej, ale wyglądało przekomicznie). Innym razem musimy uratować żywego kangura, gasząc jednocześnie rozprzestrzeniający się pożar. Doczekaliśmy się także pełnoprawnych walk z bossami, które zachwycają widowiskowością. Death Stranding 2 wychodzi w zasadzie naprzeciw każdej krytyce, jaka spadła na pierwszą odsłonę cyklu, oferując zatrzęsienie poprawek typu quality of life.

Każde życie jest cenne i warto je chronić.Death Stranding 2: On The Beach, Sony Interactive Entertainment, 2025.
Mikrozarządzanie jest uzależniające jak nigdy, chociażby z uwagi na poprawione planowanie tras. Rekonesans ma więcej sensu, bo umożliwia dokładniejsze skanowanie wrogich baz i ustalenie liczby przeciwników, a wygodny skrót pozwala błyskawicznie uporządkować ładunek – generalnie wszystkie upierdliwie niegdyś czynności są tutaj mniej irytujące. Walka jest lepsza i jest jej więcej. Poprawiono strzelanie i oddano do naszej dyspozycji znacznie bogatszy arsenał broni oraz gadżetów, poszerzając jednocześnie możliwości ofensywne. Uwielbiałem przekradać się przez bazy przeciwników i bezszelestnie eliminować niezorientowanych wrogów. Lokacje są ciekawiej zaprojektowane do walki, a wymiany ognia bywają ekscytujące. Do tego doszły drobne elementy RPG i rozwijanie statystyk, tak więc im częściej posyłamy soczystego headshota ze strzelby, tym lepiej się nią posługujemy. Dla wygody możemy także założyć na pojazd działka, które automatycznie strzelają do przeciwników, i dodatkowo prowadzić na przykład ostrzał z granatnika prosto w grupę zmechanizowanych wrogów. Sam nie jest jednak Terminatorem i taka brawura może szybko skończyć się jego śmiercią, gdyż noszone przez nas worki z krwią odnawiają HP powoli, a salwy pocisków błyskawicznie nas wykrwawiają. Na wyższych poziomach trudności nie obejdzie się zatem bez bardziej taktycznego podejścia. Szczególnie spodobała mi się opcja nasyłania wynurzonych na wrogów, łapiących takiego nieszczęśnika i zabierających go z pola walki. A skoro mowa o zjawach – starcia z nimi również nabrały dodatkowej werwy. Dostaliśmy bumerang wykorzystujący krew bohatera, który idealnie sprawdza się w walce z wynurzonymi, dodano nawet możliwość przechwytywania wielkich umarłych z opcją nasyłania ich na atakującego nas przeciwnika. Dochodzi wówczas do efekciarskiego starcia kaiju przy akompaniamencie muzyki budzącej mimowolne skojarzenia z klasycznymi filmami o Godzilli. Pierwszy moment tego typu powoduje ciarki na plecach.
Natomiast podróżowanie, którego wcale nie brakuje i nie zostało przysłonięte nadmiarem akcji, ponownie relaksuje i pozwala oczyścić umysł przy dźwiękach fantastycznych utworów, które niespodziewanie włączają się w idealnej chwili – choć ten patent nie ma już aż takiej siły jak w „jedynce”. Należy też pamiętać o nieco rozwiniętym aspekcie społecznym z pierwszej części i warto docenić dodatkowe opcje niesienia pomocy i proszenia o nią, jak i łatwiejsze przekazywanie przedmiotów czy materiałów innym graczom; zlecając wydobycie surowców w kopalni, możemy pozwolić, aby odebrał je inny użytkownik. W gruncie rzeczy działa to wszystko jak w pierwszej odsłonie serii, a że przed premierą mogłem tego systemu ledwie liznąć, nie będę nadmiernie wchodził w szczegóły.
Kontynuacja jest też różnorodniejsza pod względem klimatu. Pamiętam, że już w „jedynce” zachwycałem się plenerami, ale w pewnym momencie poczułem, iż po wielu godzinach w jednej lokacji zaczęło się robić monotonie. Meksyk i Australia wypadają pod tym względem diametralnie inaczej – urzekające krajobrazy zapierają dech w piersiach, a moc aktywności dodatkowych sprawia, że nie ma mowy o znużeniu. Choć na nowym kontynencie spędziłem o wiele więcej godzin, cały czas czułem, że idę przed siebie i odkrywam nowe, często wręcz majestatyczne lokacje – bo tutaj nie brakuje scenerii żywcem wyjętych z innego świata i nie chodzi wcale o smoliste zaświaty.

Kojima Productions przygotowało graficzne fajerwerki - dosłownie.Death Stranding 2: On The Beach, Sony Interactive Entertainment, 2025.
Do tego wszystko nabrało dynamiki. Warunki atmosferyczne potrafią mieć mocniejszy wpływ na zabawę, a obfite opady są w stanie doprowadzić do tego, że przepełniona rzeka wyleje na naszych oczach, zmuszając do zmiany trasy. Doszły też trzęsienia ziemi, a nawet... groźne oraz błyskawicznie rozprzestrzeniające się pożary i odpowiednie narzędzia do walki z nimi. Oczywiście nie będę Wam ściemniał, że Kojima przygotował jakąś niesamowitą symulację żyjącego świata, bo wiele z tych aktywności uruchamia się za sprawą określonych skryptów, abyśmy podczas fabuły ich nie pominęli. Tak czy siak, wypadają super. Wspomniałem, że można teraz tropić żywe zwierzęta i odprowadzać je do schroniska? No to macie kolejną opcję zabawy podczas eksploracji świata. To ledwie kropla w całym morzu modyfikacji poczynionych w rdzeniu gry, bo przecież słowem nie zająknąłem o nowych metodach szybkiej podróży, nowych konstrukcjach do wybudowania pokroju gorących źródeł służących za punkt odpoczynku i szybkiej podróży czy kolejek szynowych w kopalni, wydobywających ogromne ilości materiałów do tworzenia autostrad. Usprawnień i nowości (moim zdaniem trafionych) jest MASAKRYCZNIE dużo.
Wszystko to jednocześnie powoduje, że Death Stranding 2 faktycznie sprawia wrażenie gry... nieco mniej polaryzującej i przychylniejszej „niedzielnym” graczom. Szczerze wierzę, że „dwójka” może do siebie przekonać osoby sceptycznie nastawione do „jedynki”, o ile nie są one przesadnie uprzedzone do twórczości Kojimy i samego pomysłu na zabawę. Pamiętajcie również, że gra ukazała się w pełnej polskiej wersji językowej i oferuje zarówno dubbing, jak i napisy w naszym rodzimym języku. W opcjach można oczywiście osobno dostosować wersję językową głosów i tekst, a ja podczas grania zauważyłem raptem jedną literówkę – poza tym oceniam naszą lokalizację bardzo dobrze i podobały mi się obecne w niej neologizmy. Całość prezentuje wysoki poziom wykonania, do którego przyzwyczaiły nas już gry wydawane przez Sony.
Death Stranding 2 to uczta dla kinomanów
Miłość do kina wybrzmiewa potężnie w Death Stranding 2, co raczej nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, bo już w „jedynce” mieliśmy z tym do czynienia. Kontynuacja jednak i na tym polu wykonuje wyraźny krok naprzód. Zespół Kojima Production osiągnął perfekcję w skanowaniu aktorów, a rezultaty są dosłownie fotorealistyczne i podczas przerywników filmowych miejscami nie sposób odróżnić cyfrowe aparycje od żywych pierwowzorów. Każdy detal zachwyca, a mimika postaci przekazuje nawet mikroskopijne oznaki emocji. Jest to poziom dalece wykraczający poza jakąkolwiek grę dostępną obecnie na rynku i nie chodzi tylko o odwzorowanie twarzy, ale również o animację, fantastyczne oświetlenie i tekstury, kinową gradację kolorów budującą nastrój oraz niesamowite ujęcia kamery, które wraz z wyśmienitą reżyserią pozwalają wyciągnąć z obrazu jak najbardziej filmowe doznania. Jest tu hollywoodzkie bogactwo i arthouse’owa stylistyka.
Norman Reedus wygląda po prostu jak żywy. Cudowna Léa Seydoux zachwyca w swojej roli i dostała tym razem dużo więcej czasu antenowego – jej wątek i relacja z Samem potrafią nieść całą grę. Shioli Kutsuna jest za to urocza i pocieszna ze swoimi urzekającymi uśmiechami, a Elle Fanning przoduje w niewiarygodnych wręcz scenach akcji. George Miller zaś doskonale pasuje wizualnie do całego uniwersum i ma dramatyczny wątek, który chwyta za serce – wzmacniając także wszechobecne nawiązania do Moby Dicka. Czarujący Luca Marinelli też się tu odnalazł i godnie wchodzi w buty Madsa Mikkelsena, odgrywając podobną rolę, będącą jednocześnie wielkim ukłonem w stronę Solid Snake’a – nie tylko z uwagi na wygląd, ale i pod paroma innymi względami można postrzegać jego postać jako metakomentarz do tej kultowej serii i jej bohatera. Wszystkich jednak bije na głowę Troy Baker w roli Higgsa, który wykonał swoją aktorską życiówkę i wątpię, by kiedykolwiek przebił ten występ (liczę jednak, że aktor udowodni, iż się mylę). Jego bohater kradnie każdy moment, w którym się pojawia; potrafi być rozbrajająco zabawny, przerażający, ale i wzbudzać współczucie. Delikatnie rozczarował mnie Dollman stworzony na wzór Fatiha Akina – jego kreacja, choć początkowo ciekawa, szybko sprowadza się do roli sidekicka zrzucającego na gracza miejscami zbędną ekspozycję fabularną. Każda persona z głównej ekipy ma tu swoje 5 minut i jest ważnym elementem opowieści, dodając do niej swój koloryt i istotny wkład w główny cel gry – nikt nie zostaje pominięty, a szczerą chemię między załogą DHV Magellana pięknie widać w kluczowych momentach.
Ja zaś śledziłem jej często dramatyczne poczynania z niedowierzaniem, bo to wszystko wygląda wręcz nierealnie jak na możliwości obecnego sprzętu – jakbym poczuł powiew nowej generacji. Nieustannie zatrzymywałem grę, wykonując zrzuty ekranu, bo pragnienie uchwycenia niemal każdego momentu było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Ja od tej gry miejscami zgłupiałem, a gdy nie grałem, to śniłem o niej po całodniowych sesjach przy konsoli.

Nie ma opcji, że ja gdzieś nie wjadę.Death Stranding 2: On The Beach, Sony Interactive Entertainment, 2025.
To wszystko robi piorunujące wrażenie między innymi dlatego, że Death Stranding 2 ma dużo lepiej ulokowany oraz przede wszystkim większy budżet od „jedynki” (a przynajmniej tak to wygląda) i posiada ZNACZNIE więcej scenek z żywymi aktorami, a przy tym przedstawia fabułę w bardziej ludzki, bezpośredni, dynamiczny sposób – również łatwiejszy w odbiorze dla osób preferujących jasne potwierdzenie tego, co się właściwie dzieje na ekranie. Relacje między postaciami okazują się o wiele częstsze i ciekawsze, co jest odpowiedzią na zarzut dotyczący zbyt dużej liczby hologramów w „jedynce” – te oczywiście nie zniknęły, ale główna fabuła tym razem ogranicza je w zasadzie do przyjmowania głównych zleceń. Koniec z dalszymi kompromisami, a Kojima ponownie jest w swoim żywiole, kręcąc mnóstwo przerywników. Podczas wielu z nich czułem ciarki, inne powodowały stres i roztrzęsienie, a kolejne wzruszały do łez i wywoływały autentyczny opad szczeki z uwagi na skalę widowiskowej akcji – te momenty trzeba zobaczyć, nawet jeśli sama gra Was nie interesuje.
Budżet i włożony czas widać też w perfekcyjnym stanie technicznym, do którego nie miałem najmniejszych zastrzeżeń nawet na bazowym PS5. W trybie jakości nie dostrzegłem żadnego spadku płynności animacji, a podczas całej gry nie spotkałem się z żadnym błędem i widocznym glitchem. Pod tym względem dostaliśmy grę na pierwszy rzut oka wręcz wzorcową dla całej branży – ale więcej szczegółów omówi dedykowana jej recenzja techniczna.
Wznieśmy toast, czekając na jutro
To oczywiście nie wszystko, bo obok najgłośniejszych występów mamy obowiązkowo masę easter eggów i pomniejszych epizodów gościnnych w postaci preppersów; wszystkie zapewniły mi masę radości, jak chociażby mistrz pizzy, który wysyła nam kod na darmowy placek – wpiszcie go, a czeka na Was zaskakująca niespodzianka. Wielu z tych mieszkańców schronów otrzymało pomniejsze wątki fabularne, jak np. akcja z tajemniczymi „jeźdźcami bez głowy”, co dodatkowo motywuje, aby rozwijać z nimi więź i dostarczać paczki.
- oszałamiająco piękna oprawa audiowizualna ocierająca się miejscami o fotorealizm;
- nieziemska kinematografia scen akcji i aktorskie występy;
- emocjonalna fabularnie podróż, której prawdopodobnie nigdy nie zapomnę;
- więcej akcji, skradania się i zauważalnie poprawionej walki;
- efekciarskie starcia z bossami i potyczki z nowymi przeciwnikami;
- szybsze tempo historii i bardziej różnorodna, dynamiczniejsza rozgrywka;
- ponownie spokojny i często kontemplacyjny charakter przepraw;
- usprawnione, rozwinięte i uzależniające mikrozarządzanie wyprawami;
- wszystkie te szalone momenty, humor i elementy, które mógł zrealizować wyłącznie Hideo Kojima;
- cała masa nowości i mnóstwo poprawek natury QoL bezpośrednio wpływających na rozgrywkę;
- wręcz wzorowy stan techniczny;
- Troy Baker w roli Higgsa to potężna aktorska popisówa, która kradnie każdą scenę.
- fabuła tym razem mniej enigmatyczna i ze zbyt dużą ilością ekspozycji.
Death Stranding 2 proponuje masę treściwej zawartości dodatkowej, a ta obdarowuje nas naprawdę użytecznymi nagrodami – to nowe bronie, gadżety, a nawet zdolności i całkowicie nowe opcje rozgrywki oraz walki, jak np. funkcja nasyłania na przeciwników wynurzonych za sprawą powietrznego ostrzału albo psi dron kamikaze uganiający się za wrogami. Wiele z tych rzeczy jest opcjonalnych i goniąc za fabułą, możecie je całkowicie pominąć. Jest tego cała masa, ale nie chcę zdradzać szczegółów, bo większość aż się prosi, by samodzielnie ją odkrywać. Pewien środek transportu (ten zdobędziecie akurat w głównym wątku) rozłożył mnie totalnie na łopatki – w żadnej grze z zachowawczego segmentu AAA nie natraficie na takie wariactwo – te słowa to gigantyczna pochwała pod adresem studia Kojima Productions, bo takie wychodzenie poza schematy trzeba doceniać.
Nie śmiałbym nawet marzyć o tak wspaniałej grze
Death Stranding 2 nie musi być idealne, ale jest wyjątkowe jako gra i kontynuacja, która przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Trudno mi wskazać prawdziwe wady. Grałem jak nawiedzony, nie mogąc doczekać się kolejnych scen, często z bólem serca odrywając się od kurierskiej pętli dostarczania przesyłek z pobocznych zleceń. To kompletne doświadczenie – o wiele większe, lepsze, dynamiczniejsze, znacznie ciekawiej przemyślane i różnorodniejsze względem poprzedniej części. Dodam, że nie ukończyłem całej zawartości dodatkowej, ale i tak poznanie głównego wątku i liźnięcie aktywności pobocznych zajęło mi 51 godzin. Spoglądając na mapę, jestem też pewien, że spędzę drugie tyle czasu, by zobaczyć wszystko, co gra ma do zaoferowania.

Dziękuję, że miałem szansę to przeżyć.Death Stranding 2: On The Beach, Sony Interactive Entertainment, 2025.
Kojima Productions stworzyło dzieło, przy którym nie jestem w stanie czuć czegokolwiek negatywnego – pozostaje wręcz bezgraniczny zachwyt nad tym, do jakiego punktu dotarła branża, by zrealizować taką hiperprodukcję. Tu droga, hollywoodzka prezencja łączy się z pełną swobodą kreatywną i przestrzenią do interpretacji, a wszystko to zbudowane na trzonie uzależniającej gry wideo. Siląc się na chłodne spojrzenie, mógłbym zwrócić uwagę, że parę kluczowych zwrotów fabularnych wypada w kreskówkowy sposób leniwie, ale to naprawdę delikatne potknięcia, jakimi ostatecznie nie zaprzątałem sobie głowy. Zdaję sobie sprawę, że ta przygoda nie spodoba się każdemu w takim stopniu jak mnie, ale nie ma gier kochanych przez wszystkich – i to jest właśnie ogromna zaleta Death Stranding oraz twórczości Hideo Kojimy. W moich oczach to nie tylko gra roku i wielkie przeżycie, ale i na ten moment najważniejsza premiera trwającej generacji konsol – myślę że ciężko będzie to przebić, przynajmniej w moim osobistym rankingu. Oglądając napisy końcowe, nie mogłem się pozbierać, a teraz jest mi po prostu przykro, że to wszystko już za mną i trudno mi tę myśl znieść. Takiego poruszenia dawno nie przeżyłem i życzę Wam, abyście chociaż w niewielkim stopniu poczuli się tak jak ja podczas jednoczenia Australii.