Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

A Plague Tale: Requiem Recenzja gry

Źródło fot. Focus Entertainment
i
Recenzja gry 17 października 2022, 20:00

Recenzja gry Plague Tale: Requiem - jakość The Last of Us za pół ceny

Produkcja AA zdobywcą tytułu GOTY? A Plague Tale: Requiem może dokonać takiej sztuki – albo raczej mogłoby, gdyby Elden Ring i God of War: Ragnarok nie debiutowały w 2022 roku. Bo z takimi gigantami będzie trudno. Szkoda.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Przypuszczam, że tytuł tej recenzji mógł wzbudzić zainteresowanie – lub pewne ożywienie czy wręcz poruszenie – więc winien jestem czym prędzej poddać go delikatnej klaryfikacji. Brakuje w nim mianowicie wyrażeń „nieco ponad” i „prawie”. Pierwsze odnosi się do ceny. A Plague Tale: Innocence kosztuje na Steamie 169,99 zł – dwukrotność tej kwoty przekracza o 0,98 zł wartość The Last of Us: Part I w PS Store (gdzie notabene dzieło Asobo Studio jest droższe niż na PC). „Prawie” można by zaś postawić przy słowie „jakość”.

Budżet – to zasadnicza różnica między A Plague Tale a The Last of Us. Za perypetiami Amicii i Hugona nie stoi wielomiliardowa potęga firmy Sony. Focus Entertainment operuje znacznie mniejszymi kwotami – wobec czego opisywaną tu grę wypada przyporządkować raczej do segmentu AA aniżeli AAA (choć jakże zatarta potrafi być między nimi granica!). Innymi słowy, Asobo Studio nie dysponowało równie wielkimi jak Naughty Dog zasobami – także ludźmi i czasem – by w tym samym stopniu wszystko wypolerować, wyszlifować, wypomadować do ostatniego szczegółu. A i tak Requiem jest wspaniałe.

The Plague Tale of Us?

PLUSY:
  1. trzymająca w napięciu i rozdzierająca serce opowieść;
  2. mistrzowska reżyseria, w której wszystko jest na swoim miejscu;
  3. wyraziste i wiarygodne postacie, do których od razu się przywiązujemy;
  4. dopracowana, różnorodna i wciąż relatywnie świeża rozgrywka;
  5. wysmakowany projekt poziomów, tak pod względem wizualnym, jak i gameplayowym;
  6. obezwładniający klimat;
  7. fenomenalna muzyka Oliviera Deriviere;
  8. całość wciąga tak, że chce się przy tej grze zarywać nocki;
  9. rozsądna długość (ok. 15–20 godzin zabawy).
MINUSY:
  1. kiepska optymalizacja;
  2. niegrzeszący sztuczną inteligencją przeciwnicy;
  3. drobne potknięcia tu i tam (np. w mimice, animacjach, rozmieszczeniu punktów zapisu).

Nim jednak opowiem o owej wspaniałości, trzeba rozstrzygnąć pewną zasadniczą kwestię. Czy A Plague Tale nie powinno aby uchodzić za plagiat The Last of Us? Podobieństwa są liczne, to prawda. Przygodowo-akcyjna rozgrywka TPP z silnym naciskiem na skradanie. Dwoje bohaterów, z których jedno to kruszyna z niezwykłymi zdolnościami, a drugie – starszy opiekun, waleczny i zaradny. Posępny i okrutny świat, nad którym wisi nadnaturalne, iście apokaliptyczne zagrożenie. Można by tak wymieniać jeszcze chwilę.

Owszem, źródło inspiracji studia Asobo jest oczywiste. Jednak nawet jeśli A Plague Tale jest naśladowcą czy wręcz imitatorem, w żaden sposób nie umniejsza to jego sukcesu. Przeciwnie – chwała należy się francuskiemu deweloperowi za to, że wziął na warsztat arcydzieło i dokonał jego twórczej reinterpretacji, która nie ustępuje pierwowzorowi ładunkiem emocjonalnym, artyzmem ani atmosferą. Już Innocence stanowiło dla The Last of Us dość mocną konkurencję na tych polach, a Requiem niemal sięga do poprzeczki zawieszonej przez Part II.

O kalce nie ma zresztą mowy już ze względu na same realia, w których dzieje się akcja A Plague Tale. Europa z połowy czternastego stulecia to zupełnie inny świat niż dwudziestopierwszowieczne Stany Zjednoczone, a plaga szczurów przedstawia sobą diametralnie odmienne zagrożenie niż grzyb zmieniający ludzi we wcale-nie-zombie. To dwa argumenty, które powinny wystarczyć do ucięcia dyskusji.

Narracyjny błogostan

Zasadnicza kwestia numer dwa – znajomość pierwszej części nie jest konieczna, by móc zasiąść do części drugiej. Owszem, Requiem stanowi kontynuację wydarzeń przedstawionych w Innocence – akcja toczy się mniej więcej rok później – ale twórcy podejmują przede wszystkim wątek tytułowej plagi i jej związku z głównymi bohaterami. Reszta to w zasadzie nowe otwarcie i każdy odnajdzie się w fabule (na co zresztą mam zaświadczenie narzeczonej, która towarzyszyła mi w przechodzeniu opisywanej tu produkcji i zaangażowała się w wydarzenia na ekranie równie mocno jak ja). Niemniej zachęcam do rozpoczęcia znajomości z Amicią i Hugonem od Innocence, bo to też była bardzo dobra gra. No i dzięki temu wyłapiecie różnorakie nawiązania.

Wszystkie screeny w recenzji zostały wykonane na wysokich ustawieniach graficznych, z DLSS w trybie zrównoważonym.

W fabularne szczegóły nie będę się wdawał – ograniczę się do paru ogólników – bo im mniej wiecie, tym lepiej dla Was. Uwierzcie mi. Tylko wkraczając w tę grę bez świadomości wydarzeń, które Was czekają, pozwolicie jej zdetonować zawarty w niej ładunek emocji z całą mocą. A jest to moc przepotężna. To jedna z tych opowieści, które zostawiają nas z pustką w głowie, myślami w rozsypce i swoistym słodkim ciężarem w duszy – brzemieniem smutku, ale i zarazem radością z poznania bohaterów, którzy na długo zagoszczą w naszej pamięci. Podobne peany mógłbym piać na cześć The Last of Us. Myślę, że trudno o bardziej wymowne słowa uznania dla studia Asobo.

Nie oznacza to jednak, że A Plague Tale: Requiem jest od początku do końca ciężkie, dołujące, przytłaczające. Twórcy znaleźli też miejsce na pogodę ducha, uśmiech i chwile wytchnienia. Ogólnie rzecz biorąc, scenarzyści wiele się nauczyli przez te trzy lata (z hakiem), które minęły od wydania Innocence. Widać to w scenopisarstwie, w dialogach i w postaciach. Do poziomu Naughty Dog nadal może trochę brakuje, ale postępu na tym polu nie da się przeoczyć.

To samo można – i trzeba – powiedzieć o aktorstwie głosowym i animacjach. Gdy po tych trzech latach wróciłem do pierwszego A Plague Tale dla celów porównawczych, od razu po rozpoczęciu nowej przygody pomyślałem: „Ależ drewno!”. Znamienne, że przez 20 godzin grania w Requiem takie spostrzeżenie nie nasunęło mi się ani razu. Owszem, ruchom postaci miejscami brakuje szlifu, nogi im się czasem plączą, a mimika bywa nadmiernie oszczędna – zwłaszcza w odniesieniu do kogokolwiek innego niż trójka czy czwórka najważniejszych bohaterów – ale i tak kontynuację od Innocence dzieli przepaść. Mniejsza wyrwa zieje między Requiem a wysokobudżetowymi grami AAA.

Lokacje mają całkowicie liniową konstrukcję (pomijając odnogi z nielicznymi znajdźkami), a przed graczem nie są stawiane żadne wybory. Dzięki temu opowieść ma starannie wymierzone tempo i trafia gracza tak silnym ładunkiem emocji.

Rezultat tych wszystkich udoskonaleń jest taki, że postacie stały się nadspodziewanie dojrzałe, wyraziste, charakterne i wiarygodne – bardziej ludzkie. Nie minęło wiele czasu, a sympatia do Amicii i Hugona, którą wyniosłem z „jedynki”, przerodziła się w najszczerszą miłość do tych bohaterów. Śmiałem się razem z nimi, gdy Hugo przestawał być li tylko dziecinną kulą u nogi z mroczną tajemnicą, pokazując oblicze słodkiego brzdąca, który lubi piórka i zamki, a boi się kóz (choć widział straszne rzeczy, jakich żadne dziecko nie powinno oglądać).

Miałem ochotę płakać, gdy Amicii napływały łzy do jej pięknych oczu w reakcji na niesprawiedliwości i okrucieństwa czternastowiecznego świata, a potem wraz z nią zaciskałem pięści, pałając żądzą odwetu na tych, którzy usiłują wyrządzić krzywdę jej bliskim. Prawdę rzekłszy, równie silna więź nigdy nie powstała między mną a Ellie z The Last of Us – choć mordercze skłonności są wspólne obu dziewczynom, motywacje i czyny Amicii wypadają w moich oczach bardziej przekonująco i bardziej ludzko.

Co zaś się tyczy aktorstwa głosowego, powiem tylko tyle, że Charlotte McBurney jest na ten moment moją faworytką w walce o nagrodę za najlepszy występ w grze w tegorocznych plebiscytach. Wykonała ciężką i pierwszorzędną pracę, wyrażając ból, strach i wściekłość Amicii. Na pochwały zasługuje też praktycznie cała reszta obsady, ze szczególnym wyróżnieniem odtwórców ról Arnauda i Sophii – nowych bohaterów, którzy bodaj lepiej niż ktokolwiek inny dowodzą, że Asobo Studio wiele się nauczyło w dziedzinie kreślenia wyrazistych postaci, pisania zajmujących dialogów i reżyserowania angażujących cutscenek.

O czarnych charakterach również mógłbym powiedzieć to samo, ale ich odkrycie pozostawię Wam. Wyjawię jedynie, że twórcy bardzo zręcznie operują całą paletą odcieni szarości i nie ma tu prawie nikogo, kto byłby jednoznaczne złą personą. To jeszcze jeden czynnik przekładający się na emocjonujące, nieprzewidywalne i trzymające w napięciu aż do utraty tchu sceny, którymi ta opowieść jest gęsto usiana.

Mimice brakuje sporo do poziomu osiąganego przez Naughty Dog (dzięki użyciu drogiej techniki performance capture), ale i tak Asobo Studio przekazuje mnóstwo emocji głosami i twarzami postaci - a zwłaszcza oczami!

Uczta dla zmysłów

Drugim obok warstwy narracyjnej filarem, na którym wyrasta wspaniałość A Plague Tale: Requiem, jest projekt poziomów – zarówno od strony audiowizualnej, jak i stricte gameplayowej. Wizualia jakie są, każdy widzi. Artyści środowiskowi znów spisali się na medal, tworząc lokacje, które tchną wprost obezwładniającym i namacalnym klimatem. Potrafią budować nastrój w mistrzowski sposób, posługując się starannie dobranymi barwami i szczegółami otoczenia.

Przejście od sielanki festynu w typowo średniowiecznym mieście do brudu i rozkładu dzielnicy opanowanej przez zarazę jest płynne i niemal niezauważalne. To również zasługa reżysera, który kieruje odpowiednio rozgrywką, dbając o stopniową eskalację bodźców trafiających do zmysłów gracza, by poddać go określonym emocjom. Na każdym kroku trafiamy przy tym na miejsca, wprawiające w zachwyt – lub odrazę – i utrwalają się nam one w pamięci. Nic, tylko przerywać co chwilę grę i uwieczniać pejzaże wbudowanym trybem fotograficznym.

No i jest jeszcze muzyka. Boże, ta muzyka! Olivier Deriviere swoimi kompozycjami był w stanie niemal w pojedynkę zwrócić uwagę milionów ludzi na A Plague Tale: Innocence – i to samo udaje mu się w Requiem. Tej ścieżki dźwiękowej mógłbym słuchać w nieskończoność, za każdym razem czując dreszcze przy tych samych fragmentach, przy których miałem ciarki na plecach podczas gry. Mówiąc krótko, warstwy audio i wideo idealnie współgrają ze sobą, czego rezultatem jest jedyny w swoim rodzaju spektakl, od którego nie sposób się oderwać.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

kalevatar Ekspert 16 listopada 2022

(PS5) Jezu, ta muzyka. Środkowa część gry trochę przydługa, ale wynagradza ją z nawiązką zakończenie, przez które przechodziłam z otwartymi ustami i dłońmi zaciśniętymi na padzie. Oczko mniej od 10/10 tylko dlatego, że gra emocjonalnie przeczołgała mnie mocniej niż byłam na to gotowa i muszę teraz iść na jakąś terapię.

9.0

KA.EL Ekspert 20 października 2022

(XSX) Wygląda i brzmi cudownie, gameplayowo lepsze pod każdym względem od "jedynki", fabularnie odpowiednio domknięte. Mimo to czuję, że wymęczyło mnie bardziej od Innocence. Kwestia długości - o parę twistów oraz rozdziałów za dużo. Still, warto.

7.5
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.