Recenzja Jurassic World Evolution 2 - fajna gra, ale dinozaury fajniejsze
Co otrzymamy po skrzyżowaniu Parku Jurajskiego z tycoonem? Odpowiedzi na to pytanie udzielili naukowcy z Frontier Developments. Eksperyment się udał, i choć JW Evolution 2 wykazuje cechy obojga rodziców, to nie wszystkie geny udało się zachować.
- dinozaury! Dużo dinozaurów!
- nowe tryby gry – Teoria Chaosu i Wyzwanie urozmaicają rozgrywkę;
- zdobywanie skamielin i synteza nowych gatunków dają sporo frajdy;
- wpływająca na rozgrywkę złożona charakterystyka każdego gada w naszym parku;
- umiejętne wykorzystanie hollywoodzkiej licencji;
- gra jest piękna…
- …i nieźle udźwiękowiona;
- w końcu polskie tłumaczenie!
- zbyt prosta, mało złożona;
- nuda wkradająca się w mechanizmy zarzadzania parkiem i jego ekonomią;
- śmieszna liczba dostępnych budowli czy choćby elementów wystroju wybiegu/parku;
- czynności i zdarzenia sztucznie utrudniające grę;
- problemy z kolizjami i przenikającymi się obiektami;
- drobne problemy techniczne z oświetleniem i fizyką.
Od pierwszego momentu, gdy moim oczom ukazało się logo nowej gry spod szyldu brytyjskiego studia, a ryki welociraptorów rozdarły powietrze, mój umysł popadł w wewnętrzny konflikt. Z jednej strony był mały chłopiec zafascynowany dinozaurami i ich majestatem, z drugiej – entuzjasta zarządzania, liczenia, optymalizowania. Gra będąca bezpośrednią kontynuacją tytułu z 2018 roku doprowadziła mnie do schizofrenicznego sporu!
Bawiłem się przy niej znakomicie, realizując dziecięce marzenia, obcując z prehistorycznymi gadami i podziwiając kunszt, z jakim programiści Frontiera powołali je do życia. Mimo to strateg i fan serii Anno, Frostpunka czy poprzednich gier studia, z Planet Zoo i Rollercoster Tycoon na czele, wciąż odczuwa pewien niedosyt.
Nie da się jednak ukryć, że tytułowa ewolucja postępuje – Jurassic World Evolution 2 jest w wielu aspektach grą lepszą od poprzedniczki. Rozgrywka, w szczególności mechanizmy ekonomiczne i te związane z zarządzaniem, zostały rozbudowane, oprawa audio-wideo pieści zmysły, otrzymaliśmy nowe tryby zabawy, a zaimplementowane zmiany wskazują, że twórcy nie pozostali głusi na krytyczne głosy społeczności graczy. Nie jest idealnie, ale jest lepiej.
Kamera… akcja
Przyznam zupełnie szczerze, że nie należę do grona fanów filmowej sagi, na której opiera się Jurassic World Evolution 2. Nie sposób jednak nie docenić sposobu, w jaki gra oddaje jej klimat.
Licencja, której Universal Pictures udzieliło brytyjskiemu studio, to popkulturowy skarbiec, z którego twórcy czerpią pełnymi garściami. Tak więc, prócz kultowej już muzyki, miejsc znanych i lubianych (Isla Nublar czy park w San Diego), spotkamy też postacie żywcem wyjęte z dużego ekranu. Zobaczymy nie tylko dobrze znane twarze Johna Hammonda, Iana Malcolma czy Owena Grady’ego, lecz również usłyszymy ich głosy, których użyczyli ekranowi odtwórcy z Jeffem Goldblumem na czele.
Na tym niespodzianki dla fanów się nie kończą. Do dyspozycji gracza oddany został nowy tryb rozgrywki, tzw. Teoria Chaosu. Przygotowane przez twórców scenariusze wrzucają nas bezpośrednio w wir wydarzeń znanych z dużego ekranu. Pięć scenariuszy, odpowiednio dla każdego tytułu z serii. Trzeba przyznać, że z ich pomocą Frontier bardzo umiejętnie tworzy iluzję uczestnictwa w owym przedstawieniu, stawiając przed graczem kolejne zadania i prowadząc fabułę ustami filmowych postaci. Jednocześnie daje nam możliwość odpowiedzi na pytanie „co by było, gdyby…”, a co za tym idzie – poprowadzenia niektórych wydarzeń nieco mniej... drastycznie, niż czynią to ich filmowe pierwowzory.
Zatarte tryby
Skoro już przy trybach rozgrywki jesteśmy – prócz wspomnianej wcześniej teorii chaosu mamy do dyspozycji kolejne trzy – kampanię, wyzwania oraz piaskownicę.
Kampania, co tu dużo mówić, nie zachwyca. Można potraktować ją jako przydługi samouczek wprowadzający w podstawy zarządzania parkiem – w tym przypadku: zarządzania ośrodkiem badawczym, gdyż odwiedzającymi nasz przybytek są nie goście, a naukowcy/pracownicy. Mimo że – co do zasady – kampania jest nośnikiem fabuły, trudno tym mianem określić przedstawioną tu historię.
Kampanię podzieloną na 5 misji nazwać można za to epilogiem wydarzeń z filmowej sagi – oto, jako zespół badawczy, odpowiedzialny niejako za przedostanie się dinozaurów do środowiska naturalnego, staramy się przywrócić równowagę oraz zapewnić bezpieczeństwo zamieszkującym Amerykę obywatelom oraz samym gadom. Całość wypełniona jest dialogami postaci znanych z filmu (swoją drogą napisanymi nie najgorzej i okazjonalnie zabawnymi). Tyle.
Właściwa gra rozpoczyna się w pozostałych trybach. W przeciwieństwie do poprzedniej części, do piaskownicy mamy dostęp od samego początku bez konieczności jej odblokowania, a sama jej formuła stanowi gatunkowy standard. Ot, określamy warunki rozgrywki spośród wielu dostępnych modyfikatorów, wybieramy miejsce, w którym nasz przyszły park powstanie, po czym generujemy mapę i voila. Kawałek ziemi, który zostaje oddany w nasze ręce, może zapełnić się strukturami, dinozaurami i gośćmi wedle naszego upodobania.
Na nieszczęście nie ma w tym wszystkim żadnych warunków ograniczających, które decydują o naszym zwycięstwie bądź porażce. Ktoś może uznać to za zaletę, ja zadawałem sobie natomiast tytułowe pytanie z Sienkiewiczowskiej prozy (tej z akcją w Rzymie). Dużym minusem jest również fakt, iż 9 obszarów, które możemy wybrać jako miejsce budowy parku, to tak naprawdę 9 predefiniowanych map, które za każdym razem wyglądają identycznie. Brak tu czynnika losowego w postaci ukształtowania powierzchni, rozmieszczenia wód czy lasów. Rozmiar też jest zdefiniowany domyślnie. Na bezkresny park liczyć zatem nie możemy.
Najciekawiej, w moim odczuciu, przedstawia się tryb wyzwań. W każdym z nich, a jest ich 5, po określeniu poziomu trudności staramy się w jak najkrótszym czasie spełnić warunki postawione przez grę. Jak sama nazwa wskazuje – tryb oferuje wyzwanie, które daje nam poczucie celu, a jednocześnie pozwala graczowi wykazać się poprzez wykręcanie coraz to lepszych czasów na kolejnych mapach i kolejnych poziomach trudności.