Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Shin Megami Tensei V Recenzja gry

Recenzja gry 10 listopada 2021, 15:21

Recenzja gry Shin Megami Tensei 5 - wielki powrót legendarnego jRPG

Shin Megami Tensei 5 to powrót anarchistycznej i mrocznej serii jRPG. Szykujcie się na przygnębiającą przygodę w świecie zniszczonym przez intrygi między niebiosami a siłami chaosu. Bóg nie żyje, a chętnych na objęcie jego tronu nie brakuje.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

Ach, Shin Megami Tensei! Prawdopodobnie jeden z najważniejszych i najbardziej wpływowych cyklów japońskich gier RPG stojący tuż obok Final Fantasy i serii Dragon Quest – zacne towarzystwo, nieprawdaż? Fundamentalna dla gatunku marka, której korzenie sięgają 1986 roku i książkowego cyklu Digital Devil Story: Megami Tensei autorstwa Ayi Nishitaniego. Już rok później na podstawie powieści wydano dwie gry, przy czym nas interesuje ta przeznaczona na konsolę Nintendo Entertainment System (pierwowzór naszego rodzimego Pegasusa), a od której wszystko się właściwie zaczęło.

Ta gra kontynuowała wydarzenia przedstawione w trylogii książek i ukazała dalsze losy głównego bohatera – Akemiego Nakajimy – twórcy Programu Przywołującego Demony. Tu swój początek ma ogromna mitologia i złożone uniwersum, rozciągające się na kolejne kilkanaście gier i masę pobocznych projektów, w tym również popularniejszy w ostatnich latach cykl Persona. Seria ta również korzysta z wypracowanych wówczas fundamentów, takich jak: błądzenie po lochach, werbowanie demonów i ich fuzje, negocjacje z przeciwnikami i system walki oparty na znajdowaniu słabości wrogów.

I stała się jasność, którą Bóg oddzielił od ciemności

PLUSY:
  • uzależniająca rozgrywka i system walki;
  • dobrze zbalansowany poziom trudności;
  • piękna warstwa artystyczna;
  • najwyższej klasy ścieżka dźwiękowa;
  • przygnębiająca atmosfera osamotnienia i umierającego świata;
  • angażująca historia;
  • wiele drobnych, ale przyjemnych zmian w rozgrywce;
  • projekt lokacji i eksploracja świata przedstawionego.
MINUSY:
  • bardzo sporadyczne i okazjonalne spadki animacji w trakcie eksplorowania mapy;;
  • liczba lochów i poziom ich uproszczenia;
  • zadania poboczne to głównie nudne fetch questy.

Shin Megami Tensei ma bardzo bogatą historię. Seria szybko stała się obiektem kultu i zasłynęła na świecie z wielu powodów. Poszczególne odsłony zgrabnie potrafiły połączyć stylistykę retro-futuryzmu oraz motywy cyberpunkowe z całą warstwą teologiczną i okultystyczną. W tym świecie technologia, demony i wierzenia nieustannie się przenikają i tworzą unikalny, niepodrabialny efekt. To z reguły przygody osadzone w czasach zmierzchu człowieka i bogów, orbitujące wokół tematyki reinkarnacji i odrodzenia w kolejnych cyklach. Przedstawiają trudy ludzkości i jednostki w czasach postapokalipsy, a anarchistyczne historie tak silnie nacechowane filozoficznymi wartościami i ideami wyróżniały się na tle konkurencji znacznie dojrzalszym i mroczniejszym tonem opowiadanej narracji.

W końcu to gry, które nie bały się podejmować chociażby swoistej krytyki chrześcijaństwa, ukazując często biblijne anioły jako skrajną stronę polityczną, która w pogoni za władzą i dyktaturą w ostatecznym rozrachunku za nic ma ludzkie życie. Tutejsze anioły w swych działaniach nie ustępują pod względem okrucieństwa brutalnym demonom. Wszystko to zamknięte jest z kolei w strukturach swoistego multiwersum – poszczególne odsłony są w głównej mierze od siebie niezależne, ale wykorzystują wspólną mitologię i przenikające się elementy.

Shin Megami Tensei 5 to pierwsza od 2003 roku pełnoprawna odsłona serii, która trafiła na domowe konsole – bo mimo wszystko za taką uważam hybrydowego Switcha. Tym samym dla studia nadarzyła się idealna okazja, aby rozwinąć skrzydła. Ekipa pozwoliła sobie na znacznie więcej, a strona wizualna to gigantyczny krok naprzód pod czysto technicznym względem. Jednocześnie była to dla mnie produkcja mocno niepewna! Nie wiedziałem, w jakim kierunku pójdą twórcy i czy dotychczasowy charakter zostanie utrzymany. Jak bardzo spróbują dotrzeć do nowych graczy i czy gra w ogóle zasłuży na odpowiedni budżet? Na szczęście wiele z tych obaw było bezzasadnych, a Shin Megami Tensei zaliczyło bardzo udany powrót. Zacznijmy jednak od początku.

Wasz Bóg i Stwórca nie żyje

Punktem wyjściowym dla Shin Megami Tensei 5 jest rajski ogród Eden stworzony przez Boga dla pierwszych ludzi. Zapewne znacie historię Adama i Ewy. Kobieta skuszona przez szatana w postaci węża sięgnęła po zakazany owoc z drzewa poznania dobra i zła. Naruszono tym samym paradygmat niezakłóconej więzi ze Stwórcą, a ludzkość została wygnana na zawsze z raju i naznaczona grzechem pierworodnym.

Przenosimy się do przyszłości, gdzie ten sam Bóg nie żyje, a jego tron stoi pusty. Dotychczasowy porządek legł w gruzach, ruszył wyścig za objęciem władzy. Nam przychodzi wcielić się w ucznia liceum, który wskutek pewnego wydarzenia zostaje przeniesiony do zrujnowanego świata trapionego wojną. Budzimy się w miejscu zwanym Netherworld – zrujnowanym terytorium pełnym krwiożerczych demonów i chaosu. Tu – jako Nahobino – stawimy czoła wielu przeciwnościom losu i poznamy strony konfliktu, który ostatecznie zadecyduje o kształcie całego świata.

Klasyczny, wręcz sztampowy początek, ale w tym wypadku całość nadrabia egzekucją poszczególnych motywów fabularnych. Z tego względu jRPG-owe klisze bardzo gładko wchodzą. Na wiele z nich jestem uczulony i nie potrafię obecnie przetrawić, mimo to w przypadku SMT 5 nie mogłem się w zasadzie oderwać od poznawania kolejnych wydarzeń.

Zgodnie z tradycją bierzemy udział w anarchistycznej przygodzie, zwiedzając posępny i zniszczony świat. Narracja pod wieloma względami jest szczątkowa i w dużej mierze ograniczona do światotwórczej ekspozycji. Możecie zapomnieć o ścianach tekstu i dłuższych rozmowach. Tutaj główny nacisk kładzie się na poczucie osamotnienia w zgładzonej rzeczywistości. Z drugiej strony zostałem pozytywnie zaskoczony liczbą samych scenek, których – jak na standardy cyklu – było naprawdę sporo. Przede wszystkim: jak one wyglądają! Szybko stało się dla mnie jasne, że Atlus nie skąpił budżetu. Filmowe wstawki potrafią być bardzo dynamiczne. Zresztą tak samo, jak bardziej złożone animacje unikalnych ataków – cudo! Niejednokrotnie byłem pod szczerym wrażeniem efekciarskich walorów gry, ale do tego jeszcze wrócę.

Sama opowieść, jak już wspomniałem, jest dosyć oszczędna i eksploruje znane fanom motywy. Postacie poboczne, jak i znajomi głównego bohatera to znów karykatury, które nie mają zbyt złożonej osobowości, a mają po prostu reprezentować określone wartości. Sprawdzają się w tym dobrze, ale skłamałbym, uważając ich za czołówkę serii. Ot poprawnie napisane, choć bez większego wyrazu postacie.

Mimo wszystko polubiłem pozytywną Tao uważaną przez anioły za ucieleśnienie Bogini. Do gustu bardzo przypadł mi znany ze zwiastunów bezwzględny duet łowcy demonów Yakumo i tajemniczej kobiety Nuwa. Na tyle, że nie mogłem doczekać się kolejnych interakcji i rozglądałem się za większą liczbą scen eksplorujących tę dwójkę. Dalej jednak odczułem, że scenopisarstwo i dialogi to krok wstecz względem wydanego w tym roku remastera Shin Megami Tensei 3 – w „piątce” rozmowy są prostsze, luźniejsze i łatwiejsze w przyswojeniu. Pozbawione egzotycznej dawki enigmy, przez co mają mniej zagadkowy charakter i nie zapadały mi tak w pamięć. W trakcie gry pokręciłem trochę nosem, ale głównie na zasadzie, że „kiedyś to było”. Seria otwiera się na szersze grono odbiorców i widać to również po sposobie pisania scenariusza. Nie zrozumcie mnie źle, historia mimo wszystko podobała mi się i zaciekawiła od samego początku. To przygnębiająca opowieść z paroma mocniejszymi momentami, którą na pewno powtórzę, aby odkryć kolejne zakończenia.

Sebastian Kasparek

Sebastian Kasparek

W GRYOnline najlepiej czuje się w dziale publicystyki, a czasem zajmuje się również recenzjami. Fan kultury wszelakiej, który sięga po dzieła zarówno z górnej, jak i z najniższej półki. Najbardziej lubi zanurzać się w grach niszowych i w produkcjach ciężkich do jednoznacznego zdefiniowania. Docenia analityczne i krytyczne podejście przy obcowaniu z tworami kultury. Preferuje gry unikalne, dziwne, szalone wizualnie i odważnie poruszające ciekawsze zagadnienia narracyjne. Uzależniony od produkcji wysokooktanowych, bijatyk, wielkich robotów i klimatów arcade. Miłośnik studia Grasshopper Manufacture. Lubi nadrabiać zapomniane „hidden gemy” sprzed lat, zwłaszcza z Japonii. Ciekawy gier i ludzi stojących za nimi. Silnie uzależniony od kina. Psychofan Madsa Mikkelsena i Takashiego Kitano. Kocha również mangi Inio Asano i estetykę Tsutomu Niheia. Na forum pisze pod ksywką Junkie.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Jaki typ gier RPG lubisz najbardziej?

Klasyczne, takie jak za dawnych czasów
28,1%
Action-RPG
45,2%
RPG w stylu Dark Souls
6,2%
Hack'n'slashe
4,5%
Taktyczne RPG
7,6%
jRPG
4,2%
Roguelike'i
1,1%
MMORPG
2%
Inne
0,9%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem
Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem

Recenzja gry

The Thaumaturge ma niespecjalnie zajmujący gameplay, a wyglądem momentami przypomina pierwszego Wiedźmina, jednak pod tą warstwą kryje się naprawdę przyjemna gra, oferująca wiele smaczków i wyróżniająca się ciekawą fabułą.

Recenzja gry Final Fantasy VII Rebirth. Wielka, piękna, bezkompromisowa
Recenzja gry Final Fantasy VII Rebirth. Wielka, piękna, bezkompromisowa

Recenzja gry

Reguły zawsze były oczywiste – gry są albo krótkie i intensywne, albo długie i powtarzalne. Prosta zasada. Jednak Final Fantasy VII Rebirth przy całym swoim ogromie potrafi jakimś cudem zaskakiwać, angażować i ani myśli zwalniać przez dziesiątki godzin.

Recenzja gry Banishers: Ghosts of New Eden. Ni śmierć, ni budżet nie powstrzyma zakochanych
Recenzja gry Banishers: Ghosts of New Eden. Ni śmierć, ni budżet nie powstrzyma zakochanych

Recenzja gry

Sześć lat po wydaniu średniego Vampyra twórcy Life Is Strange znów celują w gatunek RPG. Tym razem poszło im znacznie lepiej. Banishers: Ghosts of New Eden udanie łączy rozgrywkę a la God of War z klimatem, jakiego nie powstydziłby się Wiedźmin.