Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Fire Emblem: Three Houses Recenzja gry

Recenzja gry 25 lipca 2019, 16:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Fire Emblem: Three Houses – japońska sztuka wojny

Seria Fire Emblem od lat znana jest fanom gier taktycznych, choć w naszym kraju nigdy nie trafiała na listy przebojów. Dzięki hybrydowym konsolom Nintendo Switch, smak dobrze zaprojektowanej rozgrywki taktycznej ma szansę poznać większa liczba graczy.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

PLUSY:
  1. taktyczna rozgrywka na wysokim poziomie;
  2. personalizacja dziesiątek postaci – każda z unikatową historią;
  3. mnóstwo aktywności pobocznych;
  4. dla zapalonych strategów tabelki, cyferki, kalkulacje…;
  5. trzy różne stronnictwa do wyboru i trzy różne historie i zakończenia;
  6. świetnej jakości animowane przerywniki filmowe;
  7. pełne udźwiękowienie dialogów (japoński i angielski);
  8. zabawa na wiele tygodni.
MINUSY:
  1. niekończące się bieganie po tych samych lokacjach;
  2. starcia bardzo często nie wymagają wyrafinowanej taktyki;
  3. na dłuższą metę wszystkie poboczne aktywności są niemiłosiernie nużące;
  4. przez pierwsze dziesięć godzin fabuła stoi niemalże w miejscu.

Fire Emblem. Od dawna chciałem zagrać w którąś odsłonę z tej serii, ale w przypadku tych nowszych odstraszała mnie trochę konieczność zabawy na urządzeniu przenośnym, za czym nie przepadam. Przynajmniej w przypadku tytułów, w których tabelki ze statystykami są chlebem powszednim. Kiedy jednak nadarzyła się okazja spróbować zapoznać się z najnowszym przedstawicielem tej marki na hybrydowej konsoli Nintendo, skwapliwie skorzystałem z okazji. I wiecie co? To była bardzo dobra decyzja, bo na dużym ekranie gra nie traci nic ze swojego uroku, a moje oczy mają szansę doczekać w niezmienionym stanie spokojnej starości.

Three Houses zrobiło na mnie od początku bardzo dobre wrażenie. Po części może dlatego, że dostarczyło mi całkowicie nowych, nieznanych wcześniej wrażeń. Z czasem, kiedy zagłębiałem się w poznawanie zasad rządzących tym światem moja fascynacja rosła, aczkolwiek z przykrością muszę przyznać, że gra zawiera także wiele dłużyzn, od których mogą odbić się osoby nie przepadające za specyficznymi produkcjami z Japonii. Kiedy jednak pokonamy swoje ograniczenia okaże się, że to pokaźnych rozmiarów tytuł, z którym można spędzić długie miesiące, odpowiednio dawkując sobie wrażenia, do czego już w tym miejscu zachęcam.

Turowe starcia pozwalają w spokoju zapoznać się ze wszystkimi statystykami występujących w nich jednostek.

Fabryka oficerów

W grze wcielamy się w syna Jeralta, byłego kapitana Rycerza Seiros, który po wielu latach nieobecności wraca do przykościelnej akademii szkolącej oficerów z trzech frakcji władających krainą Fódlan. Kilkunastoletni chłopiec lub dziewczyna, bo gra pozwala nam wybrać płeć herosa, dzięki pewnym osobistym atutom tuż po przybyciu na miejsce zostaje jednym z profesorów, którego zadaniem jest szkolenie rekrutów z wybranej przez siebie frakcji. Przy okazji także nasz protagonista poznaje różne techniki walki zdobywając kolejne poziomy doświadczenia.

Garreg Mach Monastery, w którym znajduje się Akademia, to trochę taki Hogwart z cyklu o Harrym Potterze. Zajęcia w nim odbywają się według kalendarza, a w trakcie kolejnych miesięcy szkolimy naszych podopiecznych i samych siebie, a w czasie wolnym biegamy po dostępnych lokacjach bawiąc się kilkoma mini gierkami, wykonując nie tylko „fedeksowe” zadania poboczne i obserwując przy okazji latające nad głową białe sowy. Również pomysł na trzy różne frakcje rywalizujące ze sobą jest wprost wyjęty z książek o małym czarodzieju, co w moim przekonaniu nie najlepiej świadczy o deweloperach, ale to tylko taka drobna dygresja, bo fabuła jak i składowe mechanik są skierowane raczej do nieco starszych odbiorców. Choć i infantylnych momentów oraz typowo japońskie żenady również tu nie brakuje.

Hogwart jak malowany.

Przez kilka pierwszych godzin rozgrywki czułem się zwyczajnie zagubiony. Wyskakujące co chwila samouczki trochę pomagają w rozeznaniu się wśród dziesiątek statystyk i umiejętności, ale poznanie wszelkich zależności pomiędzy nimi stanowi już pewne wyzwanie i wymaga zdobycia doświadczenia w trakcie treningów i walk taktycznych. Niemniej nie zdziwcie się, jeśli po piętnastu godzinach rozgrywki zobaczycie nowy tutorial, bo akurat napotkaliście po raz pierwszy monstrualne bydle, które wymaga bardziej skomplikowanego podejścia niż większość wrogich bandytów czy żołdaków. Prawdę mówiąc, dzięki temu trudno również narzekać na nudę. Zostając profesorem faktycznie otrzymujemy ogromny wpływ na to czego nauczą się nasi studenci, jak przekujemy ich morale – bo to ono w dużej mierze decyduje o tempie nauki – w konkretne umiejętności.

CEREMONIA PRZYDZIAŁU

Wkrótce po rozpoczęciu gry staniemy przed dylematem, do której z trzech frakcji dołączyć, aby poprowadzić ją do boju. W Akademii szkolą się bowiem trzy nacje zamieszkujące krainę Fódlan. Są to Imperialne Czarne Orły, Niebieskie Lwy z królestwa Faerghus i Złoty Jeleń reprezentujący wolne ludy Leicester. Wybór któregoś z domów determinuje styl rozgrywki. Imperialni specjalizują się w magii, Lwy to siła uderzeniowa stali i kawalerii, zaś Leicester preferuje walkę na dystans przy pomocy wyszkolonych łuczników.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]