Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 16 grudnia 2000, 16:51

autor: Jakub "Cubituss" Kowalski

Escape from Monkey Island - recenzja gry

Firma LucasArts postanowiła po wielu latach odkurzyć kultową serię gier przygodowych Monkey Island. Twórcy stanęli przed trudnym wyzwaniem zadowolenia zarówno fanów pamiętających poprzednie części, jak i nowe pokolenie graczy. Czy im się to udało?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Na dźwięk nazwy LucasArts serce każdego maniaka przygodówek drży z radości... Firma, znana początkowo pod nazwą koncernu George’a Lucasa (jako dział Games firmy Lucasfilm) jest jednym z prekursorów współczesnych przygodówek, swego czasu dostarczając setek godzin zabawy każdemu użytkownikowi Amigi i (wtedy jeszcze bardzo ubogiego) peceta dzięki absolutnie kultowej grze Maniac Mansion. Po wydaniu jeszcze kilku przygodówek (między innymi równie słynnego jak Maniac Mansion Zaka McKracken) firma poszła w troszeczkę innym, dużo bardziej komercyjnym kierunku, przybierając jednocześnie bardziej ‘artystyczną’ nazwę LucasArts. Komercjalizacja produktów LucasArts polegała wówczas na wykorzystywaniu zastrzeżonych przez imperium Lucasa znaków handlowych, jak choćby postaci Indiany Jonesa, czy świata i postaci Gwiezdnych Wojen. Na szczęście, mimo zmiany kierunku firmy, wydawała ona gry świeże i wręcz rewolucyjne (jak choćby słynny X-Wing, jeden z prekursorów gatunku zwanego space simulator, reprezentowanego obecnie przez takie tytuły jak Starlancer, czy Tachyon : The Fringe), a do tego nie zapominała o pierwszych swoich fanach – maniakach gier przygodowych. Dla nich to właśnie firma wykorzystywała postać Indiany Jonesa (Indiana Jones and the Holy Grail oraz Indiana Jones and the Fate of Atlantis – ta druga to pierwsza graficzna przygodówka, w której akcja mogła podążać jedną z trzech ścieżek), ale również postanowiła spróbować stworzyć grę nie opartą na pierwowzorze filmowym. Tą grą stało się Secret of Monkey Island, cudowna przygodówka osadzona w czasach rozkwitu epoki piractwa i korsarstwa, w której to grze główne skrzypce gra niejaki Guybrush Threepwood, jedyny chyba w okolicy człowiek, który jeszcze nie jest piratem, ale bardzo chciałby nim być. Sukces Secret of Monkey Island zaoowacował oczywiście wypuszczeniem kontynuacji z podtytułem LeChuck’s Revenge oraz trzeciej części – Curse of Monkey Island. W trudnej sytuacji firmy LucasArts, spowodowanej (tak to przynajmniej wygląda...) skierowaniem swoich produktów w stronę młodszej części graczy (najlepszym przykładem są gry oparte na bardzo miernym Epizodzie Pierwszym Gwiezdnych Wojen), szefostwo zdecydowało się na reanimowanie serii Monkey Island, ku uciesze (ale i trwodze – co oni zrobią z naszą ukochaną grą?) fanów serii.

Pierwsze wzmianki o Escape from Monkey Island pojawiły się mniej więcej rok temu i wzbudziły szok u wielbicieli oryginalnej gry, jako że LucasArts zapowiedziało, że program zostanie w pełni przeniesiony w trzeci wymiar. Krok to dosyć szalony, szczególnie dla ludzi nie przyzwyczajonych do kierowania postacią za pomocą kursorów... Z początku więc Escape from Monkey Island spisana została na straty. Sytuacja ta utrzymywała się aż do momentu ukazania się wersji demonstracyjnej gry, która na szczęście wśród większości fanów zniwelowała obawy i sprawiła, że zaczęli oni z utęsknieniem czekać na wydanie pełnej wersji Escape from Monkey Island. I oto wreszcie jest – kontynuacja legendy, zrealizowana w bardzo kontrowersyjny dla każdego „adventure man” sposób.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.

Recenzja gry Stray - z kotami to i cyberpunk słodki
Recenzja gry Stray - z kotami to i cyberpunk słodki

Recenzja gry

Kot i cyberpunk. Te dwie rzeczy wystarczyły, by „indyk” zrobiony w kilkanaście osób – w dodatku przygodówka (z niewielką tylko domieszką akcji) – oczarował cały świat. I nie zanosi się, by czar miał prysnąć wraz z premierą. Stray to naprawdę udana gra.

Recenzja The Quarry - najlepsza gra, w którą się nie gra
Recenzja The Quarry - najlepsza gra, w którą się nie gra

Recenzja gry

W The Quarry się nie gra, to się ogląda! Jeśli od razu tak podejdziemy do tej „gry”, spędzimy z nią naprawdę sporo emocjonujących chwil, bo to jest po prostu wciągający film interaktywny.