autor: Grzegorz Misztal
Recenzja gry Sea of Thieves – ta łajba przecieka
Czy Microsoft przełamał wreszcie złą passę w temacie xboksowo-windowsowych tytułów ekskluzywnych? Czy Rare sprostało własnej legendzie i nie splamiło honoru, wypuszczając niedopracowaną grę? Dowiecie się tego z naszej recenzji Sea of Thieves.
Sea of Thieves miało być alternatywą dla osób, które mają dość gier sieciowych opartych na trybie battle royale, a także dla miłośników co-opa i zabawy ze znajomymi. Niestety, ten statek coraz mocniej przecieka i bardzo możliwe, że zamiast ku chwale podryfuje w nieznane, by rozbić się o skały.
Sea of Thieves po raz pierwszy zostało zapowiedziane podczas E3 w 2015 roku, gdzie zrobiło fantastyczne pierwsze wrażenie. Obietnica wielkiego świata, wspólna żegluga ze przyjaciółmi i ciągłe walki na morzu – a wszystko to w kreskówkowej i przyjemnej oprawie wizualnej. Czy twórcy spełnili swoje obietnice i wydali grę, o której fani pirackich przygód marzyli całe życie? Niestety, Sea of Thieves obecnie przypomina wersję demonstracyjną, której zadaniem jest prezentacja przykładowych zadań i kilku dodatkowych aktywności.
Jak statki na niebie...
- solidnie zrealizowana żegluga;
- przyjemna oprawa audiowizualna i świetnie odwzorowana woda;
- zabawa ze znajomymi sprawia pewną frajdę.
- tylko dwa domyślne rodzaje statków bez możliwości ulepszeń;
- gra błyskawicznie robi się powtarzalna;
- wysoka cena, nieznajdująca pokrycia w obecnej zawartości tytułu;
- brak historii, narracji i jakiegokolwiek systemu progresji;
- okazyjne błędy gry i niestabilność serwerów.
Przygodę z Sea of Thieves zaczynamy dość klasycznie – tworzymy naszego pirata, a następnie wybieramy statek… i już tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt, gdyż mamy tylko dwie opcje. Jedna to galeon – duży trzymasztowiec dla trzech lub czterech osób, druga sloop – zwinny statek dla jednego lub dwóch graczy. To, na który z nich się zdecydujemy, jest dość istotne, bo każdym kieruje się inaczej i każdy ma swoje mocne i słabe strony.
Galeon porusza się szybciej, gdy żegluje się z wiatrem, ma więcej dział i jest naprawdę wytrzymały. Ciężko nim natomiast skręcać, konieczna okazuje się ciągła korekta żagli, a podnoszenie kotwicy zajmuje dużo czasu. Slup to z kolei mniejszy i bardziej zwrotny statek, którego możliwości bojowe są słabsze – choć zdecydowanie łatwiej pełnić na nim obowiązki pokładowe.
Bo na statku, rzecz jasna, jest co robić! Manewry za sterem, rozwijanie żagli, ładowanie armat czy wypatrywanie wrogich okrętów na horyzoncie – każdy z graczy znajdzie dla siebie zajęcie i błyskawicznie poczuje się jak prawdziwy członek załogi. Zdecydowanie warto grać ze znajomymi i zaopatrzyć się w mikrofon oraz słuchawki – kooperacja to klucz do sukcesu i prawdziwa siła tej gry.
Na statku każdy znajdzie zajęcie. Gdy jedna osoba nawiguje, reszta może śledzić mapę, kontrolować żagle, czy przygrywać pirackie melodie na instrumencie.
Czy w Sea of Thieves można grać solo?
Choć teoretycznie da się bawić samemu, w praktyce jest to żmudne i nieopłacalne. Po pierwsze, musimy samodzielnie kierować statkiem, co wymaga sporej zręczności i na dłuższą metę staje się meczące. Po drugie, poszukując skarbów lub oddając skrzynki, jesteśmy łatwym celem dla grup wrogich graczy. Wystarczy, że zginiemy, a inni piraci z łatwością zatopią nasz statek i pozbawią nas łupów. Gra smakuje najlepiej, gdy bawimy się w duecie lub postawimy na pełną, czteroosobową załogę.