Recenzja gry Yakuza 6 – obnażamy mroczne kulisy brutalnego świata japońskiej mafii
Kazuma Kiryu po raz ostatni zaprasza na interaktywną wycieczkę po współczesnej Japonii. W programie: intrygi, zdrady, wzruszenia, długie cut-scenki, fenomenalnie wyglądające walki, najróżniejszej maści minigry i szczypta archaizmu.
Recenzja powstała na bazie wersji PS4.
Japonia to kraj wzbudzający silne emocje. Mocno odmienny od naszego styl życia, unikatowe dzieła kultury i popkultury, cechujące się niespotykaną nigdzie indziej atmosferą miasta i wsie oraz niezwykłe łączenie bardzo silnego tradycjonalizmu z ciągotami do najnowocześniejszych technologii polaryzują mieszkańców innych krajów, jednych fascynując, innych odrzucając od siebie.
Yakuza 6 doskonale oddaje ducha tego kraju, pozwalając zwiedzić starannie odwzorowaną i tętniącą życiem dzielnicę rozrywek w Tokio oraz kontrastujący z nią fragment sennego rybackiego miasteczka. Przede wszystkim jednak, podobnie jak Japonia, jest to tytuł pod względem struktury rozgrywki łączący nowoczesność z rozwiązaniami tradycyjnymi, czasem wręcz archaicznymi. I podobnie jak Kraj Wschodzącego Słońca najnowsza Yakuza swoją specyficznością może równie dobrze zachwycić, jak i wywołać skrajnie negatywne odczucia.
Nowa stara Yakuza
- perfekcyjnie oddany klimat współczesnej Japonii;
- wciągająca gangsterska fabuła, pełna tajemnic, intryg i wzbudzających silne emocje momentów;
- ciekawe zadania poboczne – czasem z nutką humoru, innym razem z zaskakującym morałem;
- różnorodne, dobrze zrealizowane minigry;
- świetnie prezentujące się lokacje oraz sceny walk.
- pojedyncze fragmenty wątku fabularnego można było zrobić lepiej;
- system walki to krok wstecz względem poprzednich odsłon serii;
- drobne problemy techniczne.
Szósta odsłona cyklu jest jednocześnie pierwszą powstającą od początku z myślą o PlayStation 4 – zeszłoroczne Zero stanowiło jeszcze tytuł przejściowy między PS3 a PS4, co wymusiło na twórcach pewne kompromisy w kwestiach technicznych. Tym razem takich ograniczeń nie było, dzięki czemu wewnętrzny zespół deweloperski Segi mógł wycisnąć z konsol maksimum ich mocy i stworzyć najładniejszą część serii.
O ile jednak w wyglądzie dokonano dość istotnych poprawek, rozgrywka nie uległa drastycznym zmianom. U samych podstaw Yakuza jest osadzoną w otwartym świecie chodzoną bijatyką z silnymi naleciałościami erpegowymi. Opis ten, choć dość precyzyjny, nie oddaje jednak w pełni, czym jest ów tytuł. Prawdziwa siła serii tkwi w jej mocno nakreślonych wątkach fabularnych, doskonałym odzwierciedleniu współczesnej Japonii oraz... w minigrach. Uliczki kraju samurajów, choć niewielkie, kuszą najrozmaitszymi aktywnościami pobocznymi, czasem pozwalającymi przyjemnie spędzić parę chwil, innym razem będącymi w zasadzie oddzielnymi grami, w których można się zatracić nawet na kilka godzin.
„Szóstka” w tym schemacie nie zmienia prawie niczego. Głównym daniem wciąż jest świetnie wyreżyserowana gangsterska opowieść, która nie boi się regularnie zmuszać gracza do obserwowania trwających dziesiątki minut cut-scenek, jakich nie powstydziłaby się seria Metal Gear Solid. Kiedy nie spędzamy czasu na oglądaniu kolejnych filmików, zwiedzamy świat, walczymy, wykonujemy zadania poboczne i bawimy się minigrami. W tym wszystkim zmian dopatrzyć można się głównie w walkach, bowiem cała reszta dla miłośników serii pozostanie swojska i znajoma.
Tętniące życiem Kamurocho zawsze było obok Kiryu głównym bohaterem serii – miejsca tego nie zabrakło i tym razem.
Czy w Yakuzę 6 można grać, nie znając poprzednich części cyklu?
„Szóstka” w tytule wraz z silnym naciskiem na aspekt fabularny mogą sugerować produkcję nieprzystępną dla nowych odbiorców. Na szczęście Sega postarała się, by nawiązania do wcześniejszych odsłon cyklu w żaden sposób nie przytłoczyły świeżych graczy. Wydarzenia z przeszłości, o których musimy wiedzieć, by orientować się w Yakuzie 6, zostają przedstawione w formie retrospekcji już na początku zabawy, a oprócz tego opcjonalnie z poziomu menu głównego można obejrzeć filmiki streszczające poprzednie gry. Jeśli nie znamy wcześniejszych przygód Kiryu, umkną nam wprawdzie drobniejsze mrugnięcia okiem do wieloletnich fanów, ale główny wątek będzie całkowicie zrozumiały. Sam mam spore braki w starszych odsłonach serii, a mimo to ani przez moment nie czułem się zagubiony.