autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja dodatku Serca z Kamienia do gry Wiedźmin 3: Dziki Gon
Pierwszy dodatek do Wiedźmina 3 zatytułowany Serca z Kamienia nie tylko zaprasza do udziału w nowej przygodzie Geralta, ale także udowadnia, że DLC nie musi być leniwe i nieciekawe, jak to często bywa u konkurencji. Panowie szlachta, szable w dłoń!
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- kilkanaście dodatkowych godzin na najwyższym wiedźmińskim poziomie;
- bardzo dobra fabuła;
- premierowe lokacje, przedmioty i karty do gwinta;
- galeria nowych, nieszablonowych postaci;
- świetne nawiązania do rzeczywistości i popkultury.
- całość troszkę przegadana.
Kilka miesięcy temu do naszych rąk trafiła gra wielka, by nie powiedzieć ogromna. I to niemal pod każdym względem – może z wyłączeniem aspektów technicznych, które jednak autorzy z CD PROJEKT RED przez cały czas starają się poprawiać. Wiedźmin 3: Dziki Gon nie bez powodu został okrzyknięty jednym z kandydatów na grę roku i moim zdaniem jak do tej pory w tej kategorii pozostaje zdecydowanym liderem. Oczekując na pierwszy dodatek zatytułowany Serca z Kamienia, zadawałem sobie więc pytanie, jaką petardę będą musieli zaserwować scenarzyści, aby jeszcze mocniej wciągnąć nas w opowiadaną historię i tym samym uzasadnić wydatek nieco ponad trzydziestu złotych na nowe przygody Geralta z Rivii. Ja już znam odpowiedź i z przyjemnością wyznam, że jest ona cholernie satysfakcjonująca.
Po zainstalowaniu dodatku niewielkiemu liftingowi ulegnie znane Wam doskonale terytorium Velen. Fabularna część dodatku rozgrywa się przede wszystkim w północno-wschodnim rejonie tej krainy oraz w pobliżu Oxenfurtu, dlatego też właśnie tam pojawiają się nowe atrakcje do zwiedzania. Nie licząc nawet dodatkowych miejsc, kryjących czekające na ubicie potwory, ale nie to jest najważniejsze w Sercach z Kamienia. Geralt ma tendencje do pchania się w każdą kabałę i nie inaczej jest i tym razem, kiedy na tablicy ogłoszeniowej przy karczmie Siedem Kotów przyjmuje zlecenie na ubicie jeszcze jednej bestii czającej się w oxenfurckich kanałach. Zleceniodawcą jest niejaki Olgierd von Everec, infamis i watażka, przypominający trochę Sienkiewiczowskiego Kmicica zmiksowanego z pierwszym polskim astronautą, imć Panem Twardowskim, którego banda Dzikich terroryzuje okolicę. W takich oto okolicznościach gracz nie tylko zapozna się z panoptikum najprzeróżniejszych nowych postaci, ale też łyknie potężną dawkę przetworzonej na potrzeby wiedźmińskiego świata popkultury oraz polskiej literatury doby romantyzmu (i neoromantyzmu), która podawana uczniom w trakcie lekcji w podobny sposób sprawiłaby, że katedry filologii na uniwersytetach pękałyby w szwach. Pamiętacie Pana Lusterko, który zaliczył drobny występ w karczmie w Białym Sadzie i skierował nas do najbliższego nilfgaardzkiego garnizonu? Teraz zagra on pierwsze skrzypce, a Geralt będzie tańczyć do ich melodii.
Co prawda autorzy twierdzą, że zawartość dodatku jest dostępna, zanim zakończy się główny wątek fabularny związany z Ciri, ale – jak przypuszczam – niewiele osób będzie w stanie wykazać się na tym etapie gry postacią dysponującą co najmniej trzydziestym poziomem doświadczenia. To absolutne minimum, od którego powinniśmy rozpoczynać nową przygodę – jeżeli bawimy się na dwóch ostatnich poziomach trudności. Sam początek zadania jest bowiem piekielnie trudny, a przynajmniej mnie sprawił na tyle duży kłopot, że poczułem się, jakby kazano mi grać w któreś Soulsy przy pomocy wiosła z Guitar Hero. Ale spokojnie, na wszystko są sposoby. Potem jest już łatwiej, a dla niecierpliwych przygotowano możliwość wygenerowania postaci od razu na 32 poziomie. Problem w tym, że raczej z ubogim wyposażeniem, jednak nie to jest najgorsze. Twórcy najwyraźniej założyli, że generować taką postać będą osoby, które mają już za sobą całą fabułę podstawki i zafundowali nam w Sercach z Kamienia taki spojler dotyczący wydarzeń z Kaer Morhen, że aż się zarumieniłem z oburzenia. Tak więc czujcie się ostrzeżeni.
Fabuła dodatku jest kapitalna i chyba nie przestrzelę, jeżeli stwierdzę, że występujące w niej postacie są w stanie przebić nawet to, z czym mieliśmy do czynienia w zadaniach związanych z Krwawym Baronem. Tym bardziej że całość, której przejście faktycznie zajmuje minimum dziesięć godzin, została podzielona na kilka wyraźnych części, a ja im bardziej zagłębiałem się w opowiadaną historię, tym bardziej z ciekawości przesuwałem w kierunku krawędzi krzesła. Niesamowitą frajdę sprawia też odkrywanie licznych odniesień do otaczającego nas świata w dialogach pomiędzy postaciami i w podsłuchanych rozmowach NPC. Wydaje mi się wręcz, że owo pośrednie nawiązywanie stało się częstsze, a przy tym bardziej czytelne. Nawet mniej uważny gracz powinien wyłuskać szeroki wachlarz cytatów – od Barejowskiego Misia, przez polską literaturę XIX wieku, na zupełnie współczesnej polityce skończywszy. W pewnym momencie spodziewałem się nawet ujrzenia Chochoła i cytatu o złotym rogu, ale tu scenarzyści postanowili jednak zachować umiar. Zabawy w każdym razie jest co niemiara. Nie jest też tajemnicą, że w Sercach z Kamienia Geralt ponownie spotyka Shani. Po raz ostatni medyczkę widzieliśmy w Wyzimie w pierwszej części serii – tym razem będzie mieć ona do odegrania istotną rolę w historii Olgierda von Evereca. Spotkanie z dziewczyną to także okazja do nowego romansu.