autor: Damian Pawlikowski
Najlepsze i najgorsze gry oparte na komiksach (4)
Z okazji premiery filmu "Mroczny Rycerz powstaje" przypominamy najlepsze i najgorsze gry oparte na komiksach. Jaka gra zebrała laury zwycięzcy, a która powinna ze wstydu zapaść się pod ziemię?
4. „Filmówki” Segi
Zanim powstała inicjatywa znana jako The Avengers, każdy z herosów wchodzących w skład tej supergrupy zdołał zaliczyć swój debiut na wielkim ekranie. Jednakże cóż to za blockbuster, który nie znalazł swojego odzwierciedlenia w świecie gier wideo? Firma Sega, posiadająca odpowiednie prawa do poszczególnych tytułów ze stajni Marvela, otworzyła puszkę Pandory i wypuściła na świat dwie części Iron Mana, The Incredible Hulk, Thor: God of Thunder oraz – chyba najbardziej przystępny projekt z tego zestawienia – Captain America: Super Soldier. Każdy, kto choć raz zetknął się z powyższymi półproduktami, chciałby zapewne jak najszybciej wyprzeć przykre wspomnienia z pamięci i wtulić się matczyną pierś.
W komiksowych grach Segi nie zagrało absolutnie nic. Postacie wyglądają jak częściowo strawione przez ogień figury woskowe, monotonne i niedopracowane sekwencje walk odrzucają na kilometr, a zatrważająca ilość technicznych niedoróbek sprawia wrażenie, że pierwszymi testerami powyższych tytułów byli gracze, którzy kupili je w dniu premiery. Ojcowie Avengersów, udostępniając prawa licencyjne Sedze, popełnili niemałe faux pas i ostro nadwyrężyli zaufanie swojej wiernej klienteli. Na szczęście umowa już wygasła i Marvel zastanowi się teraz dwa razy, zanim podpisze z kimś kolejny kontrakt.
Link do encyklopedii – Iron Man
Link do encyklopedii – The Incredible Hulk
Link do encyklopedii – Thor: God of Thunder
Link do encyklopedii – Captain America: Super Soldier
3. Catwoman
W 2004 roku Electronic Arts uraczyło nas wątpliwą przyjemnością zagrania w interaktywną wersję filmu Pitofa o tytule Catwoman, która znacząco odbiegała od historii znanej ze stronic komiksu. Miast powszechnie znaną i lubianą Seleną Kyle w grze poruszamy się Patience Philips, która pośmiertnie pocałowana przez egipskiego kota wraca do świata żywych żwawsza niż zwykle. Brzmi niepokojąco? Abstrahując od tego, że już sam film był słabiutki niczym rozgazowane bezalkoholowe, cyfrowa Kobieta-Kot zdecydowanie nie jest kociakiem, którego mielibyście ochotę wziąć w ramiona. O wiele lepiej sięgnąć po Arkham City studia Rocksteady, w których Catwoman pokazuje środkowy pazur swojej marnej wersji autorstwa EA.
Miernie zrealizowana walka oraz elementy zręcznościowe nieudolnie kopiujące pomysły z Księcia Persji Ubisoftu nie byłyby w połowie tak frustrujące, gdyby nie niewygodne sterowanie i przeszkadzająca w rozgrywce kamera. Jedyną wartą uwagi zaletą gry jest to, że stosunkowo szybko da się przez nią przebrnąć – o ile przyzwyczaimy się już do idiotycznego sterowania. Jakkolwiek dużej sympatii nie odczuwalibyśmy do uprawiającej capoeirę Halle Berry w obcisłym lateksie, Catwoman Electronic Arts nadaje się wyłącznie do kuwety.
Link do encyklopedii - Catwoman