Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Serial Cleaner Recenzja gry

Recenzja gry 11 lipca 2017, 15:45

Recenzja gry Serial Cleaner – świat według czyściciela zwłok

Serial Cleaner świata nie zawojuje, ale bez większych problemów zapewnia kilka godzin całkiem przyjemnej zabawy. Wartość dodaną stanowią oryginalna tematyka i unikatowy styl wizualny.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE, Switch

PLUSY:
  1. dobrze zaprojektowane, różnorodne poziomy;
  2. solidna, choć niezbyt oryginalna rozgrywka;
  3. świetnie uchwycony klimat lat siedemdziesiątych w żartobliwej konwencji.
MINUSY:
  1. przeciwnicy są zbyt głupi – nawet jak na ramy gatunkowe;
  2. mimo pewnego potencjału ostatecznie rozczarowująca fabuła;
  3. nie do końca sprawdzający się system odblokowywania dodatkowych zleceń.

Chociaż w Serial Cleanerze zmasakrowane ciała i kałuże krwi stanowią stały widok, w opowieści pierwsze skrzypce gra seryjny zabójca, a naszymi przeciwnikami są stróże prawa, to nigdy nie uciekamy się tu do przemocy. Główny bohater nie jest nawet w żaden sposób uzbrojony. Nie musi być, gdyż jego zadanie nie polega na likwidowaniu kolejnych celów, tylko na sprzątaniu po innych mordercach – w taki sposób, by po krwawym spektaklu nie pozostała najmniejsza nawet pamiątka.

W produkcji rodzimego studia iFun4all wcielamy się w niejakiego Czyściciela – profesjonalistę, który jest wzywany na miejsca zbrodni dokonanych przez gangsterów bądź seryjnego mordercę w celu zatarcia – pod samym nosem patrolujących obszar policjantów – wszelkich śladów po tym, co zaszło. Szorujemy więc podłogi do czysta z plam krwi, usuwamy ciała oraz zabieramy wszelkie pozostawione w okolicy dowody pokroju narzędzi zbrodni czy przebrań.

Robota jak każda

Pod nietypową otoczką Serial Cleanera kryją się typowe mechanizmy rodem ze skradanek czy gier w stylu serii Commandos – tyle że okrojone z jakichkolwiek możliwości eliminowania oponentów. Na każdym poziomie mamy więc grupę patrolujących teren wrogów z zaznaczonym za pomocą stożka polem widzenia. Musimy przekradać się między nimi w taki sposób, by realizować cele misji.

Te najczęściej sprowadzają się do przenoszenia ciał z miejsc zbrodni do naszego pojazdu bądź na wyznaczony teren, jak tory kolejowe czy bagno z aligatorami, usuwania określonej procentowo ilości krwi za pomocą wyjątkowo skutecznego „odkurzacza” oraz zbierania konkretnych przedmiotów. Czasem któregoś z tych trzech wymogów brakuje, kilkakrotnie trafiamy też na nieco bardziej urozmaicone zlecenia, ale przez lwią część rozgrywki skupiamy się na wykonywaniu opisanych powyżej zadań.

Na szczęście nie znaczy to, że jest monotonnie. Poziomy są nieźle zaprojektowane i różnorodne, dzięki czemu powtarzanie tych samych czynności nie nudzi. Zależnie od tego, w jakiej lokacji akurat sprzątamy – a są wśród nich chociażby farma, port, domy, backstage sceny koncertowej czy restauracje – możemy zwabiać oponentów w określone miejsca, używając urządzeń generujących dźwięki, korzystać ze skrótów w rodzaju studzienek kanalizacyjnych, przesuwać różne obiekty i upraszczać sobie przejście bądź nawet zamykać policjantów w pomieszczeniach czy chować się w kryjówkach.

Czyściciel dysponuje odkurzaczem, któremu żadna plama krwi nie jest straszna.

Rozgrywce brakuje jakichś wyróżniających ją na tle konkurencji patentów, ale standardowe elementy zrealizowane zostały porządnie i dzięki temu zabawa jest całkiem przyjemna. Szczególnie przypadła mi do gustu częściowa losowość zleceń – po każdej porażce, gdy zaczynamy od nowa na danym poziomie, zmienia się położenie części celów misji oraz interaktywnych obiektów, dzięki czemu to samo zadanie nawet przy kilku podejściach pozostaje świeże i wymusza regularne wprowadzanie korekt do planu działania.

Nie podobała mi się za to nadmierna głupota policjantów – gdy zostajemy zauważeni, rozpoczynają pościg, ale jeśli uda nam się dobiec i wskoczyć do kryjówki, choćby i na ich oczach, to dają nam spokój i wracają na swoje posterunki. Podobnie, jeśli przesuniemy gdzieś ciało, to owszem – zwrócą na to uwagę i podejdą je obejrzeć, ale po chwili zostawią zwłoki w spokoju i jak gdyby nigdy nic odmaszerują na swoje pozycje.

Krzaki pozwalają bezpiecznie się ukryć, nawet gdy wskakujemy w nie na oczach policjanta.

Są to rozwiązania sprawdzające się z punktu widzenia rozgrywki, ale odzierające zabawę z klimatu i większego dreszczyku emocji. W przypadku tego pierwszego elementu początkowo zresztą zastawiałem się, czy nie jest to po prostu zwyczajny błąd, ale możliwość odpalenia trybu wyzwań, w których chowanie się w kryjówkach, pozostając na widoku, jest niemożliwe, rozwiała moje wątpliwości. Zdecydowanie powinna być to opcja dostępna domyślnie, a nie jako wariant zabawy dla osób, które ukończyły już grę i chcą z niej po prostu wycisnąć więcej.

Tak, mamo, posprzątam pokój

Główną atrakcją Serial Cleanera jest składający się z dwudziestu rozdziałów tryb fabularny. Opowieść poznajemy w sposób podobny do tego z Hotline Miami – pomiędzy kolejnymi zadaniami wracamy do dzielonego z matką domu, w którym otrzymujemy telefonicznie nowe zlecenia oraz możemy wchodzić z otoczeniem w proste interakcje, w rodzaju rozmowy z rodzicielką, przeczytania nagłówka w gazecie czy posłuchania radia. Akcja gry toczy się w latach siedemdziesiątych i autorzy starali się możliwie wiernie odtworzyć tamte realia, stąd regularnie pojawiają się nawiązania do ówczesnej mody, popkultury czy sytuacji politycznej. Wypada to całkiem sympatycznie i dość chętnie sprawdzałem wszystkie dostępne tego typu atrakcje pomiędzy misjami.

Wyzwania umożliwiają rozgrywanie poziomów z określonymi modyfikatorami.

Główny bohater początkowo prowadzi w miarę beztroskie życie, ale przez pociąg do hazardu niebezpiecznie zadłuża się u lokalnej mafii, co zmusza go do przyjmowania coraz bardziej niebezpiecznych zleceń. Fabuła rozwija się bardzo powoli, mocno przyśpieszając dopiero w kilku ostatnich rozdziałach i prowadząc do dość przewidywalnego finału.

Co ciekawe, premierowa wersja gry ma błąd, w wyniku którego bez zdobycia jednej ze znajdziek historia urywa się, nie otrzymawszy właściwego zakończenia... i moim zdaniem w sumie wypadłaby lepiej, gdyby twórcy zamknęli ją właśnie na tym etapie, jedynie mocniej doszlifowując finał w taki sposób, by opowieść nie sprawiała wrażenia nagle przerwanej. Byłby to znacznie logiczniejszy koniec od tego, jaki otrzymujemy w epilogu, niezbyt pasującym wydźwiękiem do reszty historii. A tak fabuła Serial Cleanera pozostawiła mnie z mocnym niedosytem.

Proste początkowo mapki dość szybko stają się bardziej skomplikowane.

Ukończenie kampanii nie wydaje się nadmiernie trudne – choć jeśli nie będziemy szczególnie cierpliwi, to błędy szybko się na nas zemszczą i bez kilku podejść do późniejszych etapów się nie obejdzie. Całość da się przejść w kilka godzin, ale na szczęście autorzy przygotowali też nieco innych atrakcji. Na każdym poziomie możemy spróbować podjąć się dodatkowych zleceń wprowadzających specjalne modyfikatory do rozgrywki – na przykład wyłączenie stożków reprezentujących zasięg widzenia oponentów czy konieczność pozostawania stuprocentowo niewidocznym przez całą zabawę.

Serial Cleaner oferuje też dziesięć dodatkowych zadań inspirowanych filmami, do których dostęp trzeba sobie odblokować. Są to pełnoprawne misje, nieustępujące w żaden sposób tym z głównego trybu fabularnego, a w niektórych przypadkach nawet je przewyższające. Sprzątanie po masakrach w kantynie Mos Eisley czy na pokładzie statku Nostromo to jedne z najciekawszych zleceń dostępnych w grze.

Nie spodobał mi się jednak sposób, w jaki je odblokowujemy. Aby uzyskać do nich dostęp, trzeba odszukać poukrywane w standardowych zadaniach znajdźki w postaci szpul filmowych. Niestety, o ile samo wypatrywanie tych elementów na mapach stanowi nawet ciekawe urozmaicenie, tak produkcja studia iFun4all w żaden sposób nie oznacza ani tego, w których zleceniach się one znajdują, ani nawet – gdzie już je zebraliśmy. W trakcie zabawy udało mi się odblokować siedem z dziesięciu zadań – by uzyskać dostęp do pozostałych trzech, musiałbym mozolnie badać po kolei każde z dwudziestu zleceń w poszukiwaniu przeoczonych elementów.

Dodatkowe poziomy inspirowane są różnymi filmami i pozwalają na przykład posprzątać po ósmym pasażerze Nostromo.

Różowe lata siedemdziesiąte

Do gustu mocno przypadła mi natomiast minimalistyczna oprawa wizualna Serial Cleanera, formą przypominająca wektorowe dokonania Erica Chahi w kultowym Another World. W porównaniu z klasycznym tytułem tutaj jednak, jak na lata siedemdziesiąte przystało, grafika jest znacznie bardziej jaskrawa i kolorowa. Twórcy podeszli z humorem do projektów poziomów oraz przeciwników, tych ostatnich przedstawiając w mocno stereotypowy sposób, co stanowi skuteczną przeciwwagę dla poważnej tematyki gry.

Ciekawą funkcją, choć wpływającą na zabawę w znacznie mniejszym stopniu, niż mogłoby się wydawać, jest możliwość synchronizacji pór dnia ze światem rzeczywistym. Po jej włączeniu poziomy odzwierciedlają sytuację, jaką mamy za oknem – nocą gramy w ciemnościach, natomiast za dnia cieszymy się (nasi przeciwnicy zresztą też) znacznie lepszą widocznością.

Atmosferę świetnie podkreśla także warstwa dźwiękowa, na którą składają się charakterystyczne dla ówczesnych czasów gatunki muzyczne – głównie jazz-funk, ale nie zabrakło też kawałków elektronicznych czy rockowych. Sposób oddania klimatu lat siedemdziesiątych jest jedną z największych zalet Serial Cleanera.

Pomiędzy zleceniami wracamy do swojego domu, gdzie czeka na nas ciepły posiłek przygotowany przez nieświadomą naszej profesji matkę.

Cleaner Fiction

Najnowsza propozycja studia iFun4all to całkiem przyjemny tytuł niezależny, który zapewnia kilka godzin udanej zabawy. Nie wszystko mi w nim do końca zagrało, szczególnie mocno irytowała momentami głupota przeciwników, która zmieniała skradankę w slapstickowe ucieczki w krzaki pod nosem policjantów, ale nie były to elementy, które wpływałyby mocno negatywnie na odbiór całości. Wyjątkiem jest tu jedynie wspomniany błąd związany z epilogiem uruchamianym wyłącznie po znalezieniu określonej znajdźki, ale podejrzewam, że zostanie on szybko załatany.

Jednak oprócz świetnie odzwierciedlonego klimatu lat siedemdziesiątych oraz oryginalnej tematyki tytuł niespecjalnie może się pochwalić jakimiś elementami istotnie wyróżniającymi go na plus. Mamy tu do czynienia z dobrze zrealizowaną grą pozwalającą na przyjemne spędzenie czasu, ale o jakiejkolwiek rewolucji czy nowej jakości nie ma mowy. Serial Cleaner to solidna pozycja warta niewygórowanej ceny, jaką życzą sobie za nią twórcy, ale nie jest to hit, o którym będziemy pamiętać, tworząc zestawienia najlepszych gier tego roku.

O AUTORZE

Z Serial Cleanerem spędziłem niecałe 10 godzin, kończąc w tym czasie wszystkie misje trybu fabularnego, wykonując szereg zadań z trybu wyzwań oraz siedem z dziesięciu zleceń dodatkowych. Z produkcji oferujących podobny styl zabawy grałem m.in. w pierwszą odsłonę cyklu Commandos, w Chicago 1930 oraz w Robin Hooda: Legendę Sherwood. Jeśli natomiast chodzi o szeroko pojęty gatunek skradanek, to jest to jedna z moich ulubionych kategorii gier, w której szczególnie cenię cykl Metal Gear Solid.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Serial Cleaner na PS4 otrzymaliśmy nieodpłatnie od jej twórców, studia iFun4all.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, zaś w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Recenzja gry Serial Cleaner – świat według czyściciela zwłok
Recenzja gry Serial Cleaner – świat według czyściciela zwłok

Recenzja gry

Serial Cleaner świata nie zawojuje, ale bez większych problemów zapewnia kilka godzin całkiem przyjemnej zabawy. Wartość dodaną stanowią oryginalna tematyka i unikatowy styl wizualny.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.