Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Armored Core VI: Fires of Rubicon Recenzja gry

Źródło fot. Bandai Namco Entertainment
i
Recenzja gry 23 sierpnia 2023, 17:00

Recenzja Armored Core 6. Heavy metal z mechami zamiast gitar

Odstaw już ten miecz na bok i daj w końcu duszy odpocząć. Armored Core VI: Fires of Rubicon przypomina, dlaczego to właśnie duże roboty są najfajniejszą rzeczą na świecie. Nie wierzysz? Wskakuj za ster maszyny i sam się przekonaj.

Recenzja powstała na bazie wersji PS5.

Matko Bosko kochano! FromSoftware robi coś innego niż Soulsy i ich pochodne. Ekipa ta za sprawą Armored Core’a VI: Fires of Rubicon wraca w końcu do swojej niegdyś flagowej serii o mechach. Wiedziałem, że ten dzień kiedyś nastąpi, ale i tak trudno pohamować ekscytację, gdy lubiana marka powraca po wielu latach i – jak się okazuje – jest to powrót w wielkim stylu, w przypadku którego trudno się o coś na poważnie przyczepić.

Kroniki Rubikonu spisane w gorących płomieniach

PLUSY:
  1. dynamika rozgrywki i tryb 60 klatek;
  2. uzależniające doznania podczas walki i wygodne sterowanie mechem;
  3. ogrom możliwości personalizacji własnego robota;
  4. ścieżka dźwiękowa doskonale budująca klimat;
  5. surowy industrializm wylewający się z ekranu;
  6. dobrze skondensowana i ciekawa kampania fabularna;
  7. dostępna polska wersja językowa.
MINUSY:
  1. mimo wszystko chciałoby się trochę dłuższy wątek fabularny i więcej zawartości pobocznej;
  2. kamera często nie nadąża za szybką akcją.

Siadaj i słuchaj, źle trafiłeś, bo robisz od dzisiaj pod Walterem. Nie Tobie decydować o swoim losie, więc możesz zapomnieć o jakichkolwiek obiekcjach. Jesteś w końcu zwykłym najemnikiem z korporacyjnym kagańcem na pysku. Nie posiadasz nawet imienia. Znają Cię jako numer 621, a wkrótce będą na Ciebie wołać „ogar Waltera”. Nie przejmuj się tym. Twój opiekun wie, co robi, i jeśli będziesz posłuszny, nada sens Twojej egzystencji. Masz w końcu talent do tego fachu i pilotowania. Dysponujesz potencjałem, aby wznieść się wysoko w powietrze i zostać Ravenem – legendarnym pilotem inspirującym wszystkich walczących w interesie wyzwolenia Rubikonu.

Opowiadana tu historia to mroczna dystopia, która skupia się na korporacyjnych wojnach i dotyczy tajemniczej substancji koral występującej na tytułowej planecie Rubikon. Koral posiada wręcz magiczne właściwości i zdaje się, że jego potencjał jest nieograniczony. Jako cenny zasób jest również uniwersalny i ma mnóstwo zastosowań. Można go wykorzystać jako szalenie efektywne paliwo i źródło zasilania, użyć jako nośnika danych lub stosować niczym narkotyk. Nic dziwnego, że walczą o niego potężne korporacje, które pragną zbić fortunę i znacznie poszerzyć swoje wpływy.

To będący na ich usługach niezależni najemnicy i wszelkie psy wojny przelewają codziennie krew na powierzchni tej zniszczonej planety. Koral uważany jest za dar potrafiący wynieść ludzkość na wyższy stopień ewolucji cywilizacyjnej. Niemniej na skutek eksperymentu sprzed pół wieku doprowadził również do olbrzymiej tragedii. 50 lat przed wydarzeniami z gry pewna iskra wywołała pożar koralu. Rubikon stanął w ogniu, a płomienie tragedii nie tyle pochłonęły cały układ planetarny, co strawiły nawet okoliczne gwiazdy i niezliczone ludzkie istnienia.

Armored Core VI: Fires of Rubicon, Bandai Namco Entertainment, 2023

Powyższe tło fabularne to w zasadzie wstęp do historii i klimatu, jaki panuje podczas rozgrywki w Armored Corze VI: Fires of Rubicon. Chociaż snuta tu opowieść z pewnością zainteresuje wielu graczy, to jednak nie ma co się oszukiwać, że większość sięgnie po grę z uwagi na gameplay, licząc jednocześnie na wysokooktanową akcję z udziałem monstrualnych maszyn o nieograniczonym potencjale destrukcji totalnej. Jeśli właśnie tego szukacie – nie tyle trafiliście „dobrze”, co wręcz „najlepiej”.

Lecimy na pełnej!

Sercem Armored Core’a VI: Fires of Rubicon jest energia kinetyczna dostarczana w najczystszej postaci. To zabawa w nieustanny ruch przy jednoczesnym uwzględnieniu zużycia energii mecha. FromSoftware stworzyło grę szalenie uzależniającą już na etapie fundamentalnej obsługi. Kontrolowanie gigantycznego robota sprawia masę radochy, tak jak i korzystanie z dopalacza – czy to w celu skrócenia dystansu, czy wykonania idealnego uniku. Rozpędzony mech jest nie do zatrzymania. Chyba że wyłapie na kokpit destrukcyjną salwę wybuchów lub zostanie trafiony potężną wiązką energii.

Uwielbiam gry, w których poruszanie się po świecie odbywa się na nieco innych, niekonwencjonalnych zasadach. W przypadku Armored Core’a mamy do czynienia z pełnym trójwymiarem zarówno w przestrzeni wertykalnej, jak i horyzontalnej. Odpowiednie opanowanie unoszenia się i przemieszczania w powietrzu jest tutaj niczym nauka chodzenia – to mechanika będąca rdzeniem całej zabawy, która jednocześnie mocno odróżnia grę od konkurencji.

Armored Core VI: Fires of Rubicon, Bandai Namco Entertainment, 2023

Już samo oglądanie tego ruchu przynosi intensywne doznania. Gorący ogień bucha z silników uciekającego mecha, a hamująca maszyna pozostawia głęboką wyrwę w ziemi. Precyzyjna seria z ciężkiego działka Gatling rozrywa metalowe poszycie przeciwnika. Rakietowy ostrzał wzbija kłęby gęstego dymu w powietrze i odrzuca robota w tył. Uderzenie ostrzem plazmowym rozświetla ekran oślepiającym efektem, aż w końcu pokonany wróg rozpada się na kawałki i wybucha w spektakularnej eksplozji. Całość trwa w mgnieniu oka i pomimo ogólnie oszczędnej oprawy wizualnej widoczki są tutaj pierwsza klasa i aż chce się korzystać z trybu fotograficznego.

To właśnie na unikalnym mechanizmie poruszania się oparto cały system walki. Umiejętne lawirowanie w powietrzu jest niezbędne do omijana niebezpieczeństw, a i przed wyprowadzeniem ofensywy należy zwrócić uwagę na naszą pozycję względem przeciwnika. To wszystko świetnie się ze sobą komponuje, tworząc dobrze przygotowany i intensywny system walki o zręcznościowym charakterze, w którym promowane są czas reakcji oraz refleks gracza. Trudno mi było się od tego oderwać, a z każdą spędzoną z grą godziną otrzymywałem dodatkowe typy broni, które aż chce się sprawdzać w akcji. Niczym dziecko dostające pożądane prezenty i niepotrafiące powstrzymać ekscytacji przed zabawą nowymi podarunkami.

Raven to się musi odpowiednio wozić

Skoro już wspomniałem o świetnym systemie progresu, który naturalnie obdarowuje nas nowymi częściami i broniami, warto rozwinąć nieco myśl. Armored Core VI: Fires of Rubicon kładzie duży i wyraźny nacisk na modułowość. Naszego mecha możemy złożyć na najróżniejsze sposoby, co nie tylko mocno zmienia jego wygląd, ale i wpływa na potencjał bojowy oraz wszystkie statystyki. Jednocześnie próżno szukać tu uniwersalnego buildu, a wszystko sprowadza się do osobistych preferencji lub słabych stron bossa i charakteru misji.

Standardowego dwunożnego mecha możecie łatwo przerobić na projekt przypominający pająka, który zyskuje chociażby możliwość powolnego lewitowania przy niskim zużyciu energii. Jeśli najdzie Was ochota, możecie postawić na bardziej wytrzymałą konstrukcję o wyglądzie czołgu i wykorzystywać dopalacz, aby wykonywać szerokie drifty na „gąsienicach”. Przeróżnych kombinacji faktycznie wpływających na gameplay są setki, jeśli nie całe tysiące, a wiele z nich otwiera przed nami nowe możliwości walki. Części mamy tu pod dostatkiem, każdy według zachcianki może stworzyć sobie wymarzoną machinę zagłady. Jednocześnie dobór elementów nie przytłacza nadmierną ilością i złożonością, więc łatwo się w tym wszystkim rozeznać – nie obraziłbym się w sumie, gdyby twórcy przygotowali trochę więcej przedmiotów w kilku kategoriach.

Armored Core VI: Fires of Rubicon, Bandai Namco Entertainment, 2023

Najważniejsze, że budowanie mecha jest proste i intuicyjne, a części naturalnie wpadają do sklepu i naszego garażu. Konstruowanie robota wciąga i zachęca do zaliczania misji na różne sposoby. W końcu broń, jaką dysponujemy, wpływa na ogólne doznania z walki. Studio wykonało kapitalną robotę, balansując rozgrywkę, by umożliwić tworzenie konstrukcji przeznaczonych do starć na krótkim, średnim lub długim dystansie. Niezależnie od tego, na jaki styl się zdecydujecie, potyczki z najgroźniejszymi przeciwnikami zawsze okażą się żywiołowe i dostarczą pełnej gamy emocji. Mówiąc krótko: jest dobrze. Sam nie mogę się już doczekać, aż wkroczę do trybu wieloosobowego, który będzie faktycznym testem możliwości mojej maszyny.

Armored Core VI: Fires of Rubicon to przede wszystkim kompletne doświadczenie dla jednego gracza. Niemniej w grze znajduje się również tryb wieloosobowy w wariancie 1v1 i 3v3. Twórcy nie przewidzieli rozgrywki kooperacyjnej, ale przygotowali moduł zabawy PvP, w którym każdy śmiałek będzie mógł wystawić swojego mecha przeciwko najemnikom z całego świata. Niestety, serwery gry nie zostały uruchomione przed premierą i nie miałem okazji wypróbować sieciowej rywalizacji przed napisaniem recenzji.

Hardcorowa gra dla maniaków? Nie tym razem

Tak, było to już mówione wielokrotnie, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy śledzi na bieżąco newsy, więc warto przypomnieć raz jeszcze – Armored Core VI: Fires of Rubicon nie jest grą typu soulslike. Niemniej pozycja ta przesiąknięta jest charakterystycznym dla tego studia stylem i pełna typowych dla niego szczegółów, które przekładają się na fenomen jego dzieł. Od samiutkiego początku aż po napisy końcowe czuć, że gramy w produkcję FromSoftware – i stwierdzenie to uważam za ogromny komplement pod adresem recenzowanej gry. Znajome elementy zobaczycie tu chociażby w detalach, takich jak np. podobnie reżyserowane scenki – oszczędne, ale kluczowe dla danego momentu. Znajomy pierwiastek można też dostrzec w ogólnym projekcie walk z bossami, a nawet w sposobie, w jaki studio kreuje posępną atmosferę świata przedstawionego.

Tak więc nowy Armored Core posiada świetny styl artystyczny. Tym razem uderzający w klimaty surowego industrializmu, od którego wręcz bije przeszywający chłód wszechobecnego metalu – o czym już wspominałem na etapie przedpremierowego pokazu. Mocno zaznaczona jest także dołująca apokalipsa, która doprowadziła do upadku całej planety Rubikon.

Armored Core VI: Fires of Rubicon, Bandai Namco Entertainment, 2023

Zwiedzałem smutne i niszczejące ruiny niegdyś prosperujących miast. Badałem zakątki przerdzewiałych i dawno opuszczonych fabryk. Eksplorowałem wnętrza tajnych kompleksów badawczych, odkrywając stopniowo mroczne sekrety sprzed lat i tajemnice decydujące o dalszym losie tego martwego świata. Zapuszczanie się w coraz odleglejsze rejony planety bywało rajcujące, bo czułem, że lada moment odkryję prawdę skrywaną przed ludźmi od dziesięcioleci.

Mamy tu też wyraźnie zaznaczony wątek ognia i płomieni budzący jasne skojarzenia z ostatnimi dokonaniami narracyjnymi FromSoftware. Opowieść jest jednak serwowana mniej enigmatycznie i bardziej bezpośrednio, głównie za sprawą wiadomości głosowych od naszego przełożonego, czyli Opiekuna Waltera, i kobiety imieniem Ayre – to tajemniczy głos podający się za Rubikonkę. Natomiast fani uwielbiający zanurzać się w lorze świata także znajdą dla siebie sekrety i wątki gdzieś ledwie wspomniane, wymagające nieco więcej zaangażowania, by je w pełni zrozumieć.

Jak to jednak wygląda od strony poziomu trudności? Armored Core VI: Fires of Rubicon jest mimo wszystko produkcją przystępną i liniową. Gra zawsze prowadzi nas za rękę i wskazuje cel działania, jasno tłumacząc, co należy zrobić w następnej kolejności. Większość misji jest krótka i łatwa, ale zdarzają się naprawdę trudne momenty – pokonanie jednego z bossów zajęło mi trzy godziny ciągłej gry, jednak to pojedyncza sytuacja i zapewne kwestia dobrania odpowiednich części robota. Całość ułatwiają także checkpointy, systemy autocelowania, zapasy odnawiające amunicję i zestawy naprawcze, jak również możliwość zmiany wyposażenia w środku misji (po poniesieniu porażki).

DRUGA OPINIA

Junkie stwierdził, że nie jest to hardkorowa gra, a ja mam na ten temat skrajnie odmienne zdanie. Ma ułatwienia na tle poprzedników, przez co może być i jest łatwiejsza, ale jako fan Soulsów i np. Sekiro jestem bliski stwierdzenia, że nowe Armored Core to gra od nich trudniejsza. Żadna z wyżej wymienionych produkcji nie wymagała ode mnie tyle uwagi, tak błyskawicznych reakcji i myślenia o tylu rzeczach w ułamku sekundy. Przejście fabuły i ukończenie pobocznej zawartości zajęło mi blisko 45 godzin. Przez ten czas powtarzałem też kilka misji w celu zebrania pieniędzy. Rekordowa ilość czasu przy jednym bossie to 7-8 godzin ciągłego próbowania. A to z powodu braku innych opcji niż jak najlepsze nauczenie się bossa i dopasowanie robota do danej walki.

Krzysiek „kalwa” Kalwasiński

Oczywiście w żadnym wypadku nie jest to samograj – Armored Core VI wymaga oswojenia się z zasadami rozgrywki. Jeśli jednak obawialiście się przygody, która Was zmiażdży, to niepotrzebnie się martwiliście. Zabawa okazuje się wystarczająco angażująca, aby wymagać od nas skupienia (w najcięższych chwilach), ale nie ma tu nic sadystycznego ze strony twórców poza naprawdę okazjonalnymi sytuacjami. Mnie przykładowo zatrzymały na dłużej trzy walki, po których jednak dostałem zastrzyk dopaminy i ogrom satysfakcji w pełni wynagradzający chwilę nerwów. W porażkach łatwo odnaleźć tutaj czynnik motywacyjny, co jest chyba najważniejsze.

Armored Core VI: Fires of Rubicon, Bandai Namco Entertainment, 2023

Robot wykonany na medal

Przy Armored Corze VI: Fires of Rubicon bawiłem się wprost fantastycznie. Rozgrywka jest autentycznie uzależniająca, a wątek fabularny skonstruowano tak, że po każdej misji momentalnie pragnąłem uruchomić kolejną, aby zobaczyć, co ciekawego skrywa następny etap. Syndrom „jeszcze jednej misji” działa o tyle silnie, że gra z każdą spędzoną z nią godziną zyskuje coraz mocniej, więc miałem poważny problem, by odłożyć pad. Zabawa została zapętlona w sposób, który sprawdza się doskonale, i jeśli tylko lubicie nieprzerwany ciąg błyskawicznie prowadzonej akcji, kontakt z nowym dziełem FromSoftware powinien Was wręcz zachwycić. Nie brakuje tu albowiem chwil, od których adrenalina niemal buzuje w żyłach.

To bardzo dobrze uwspółcześniony powrót mocno zasłużonej serii umiejętnie obniżający próg wejścia dla świeżaków. FromSoftware nie wychodzi z wprawy i dostarcza grę, w której przede wszystkim świetnie się walczy. W zasadzie mój jedyny zarzut sprowadza się do tego, że... nie nagrałem się wystarczająco i nie czuję nasycenia. Konsola pokazuje, że przejście fabuły zajęło mi około 16 godzin, co i tak jest wynikiem nieco dłuższym niż standard w przypadku tej serii. Wątek główny na pewno zaliczę raz jeszcze, chociażby po to, by zobaczyć alternatywne wybory otwierające dostęp do paru innych misji i kształtujące pozostałe zakończenia.

Niemniej czuję niedosyt, czuję też growy odpowiednik kaca i ledwie co odłożyłem grę, a już do niej tęsknię. Aktualnie leczę się terapią muzyczną, słuchając od paru dni świetnych kompozycji z poprzedników. To wszystko sprawia, że w „szóstce” chciałbym jeszcze więcej misji, więcej części dla mecha, więcej broni, lokacji i wyzwania. To już myślenie życzeniowe, które może ziści się w przypadku kontynuacji, na którą – mam nadzieję – nie będziemy tak długo czekać. Po tym, co otrzymałem w ramach Armored Core’a VI: Fires of Rubicon, nie obraziłbym się, gdyby ekipa wysłała Soulsy na dłuższy odpoczynek i spędziła więcej czasu na gorącym romansie z mechami. To nie tylko świetna gra, ale i dowód na to, że japoński zespół nic nie stracił ze swojej dawnej wszechstronności i nadal potrafi robić coś więcej niż tylko odcinać kupony od sukcesu o wyraźnie już ugruntowanej pozycji.

ZASTRZEŻENIE

Przedpremierowy dostęp do gry otrzymaliśmy od firmy Cenega.

Sebastian Kasparek

Sebastian Kasparek

W GRYOnline najlepiej czuje się w dziale publicystyki, a czasem zajmuje się również recenzjami. Fan kultury wszelakiej, który sięga po dzieła zarówno z górnej, jak i z najniższej półki. Najbardziej lubi zanurzać się w grach niszowych i w produkcjach ciężkich do jednoznacznego zdefiniowania. Docenia analityczne i krytyczne podejście przy obcowaniu z tworami kultury. Preferuje gry unikalne, dziwne, szalone wizualnie i odważnie poruszające ciekawsze zagadnienia narracyjne. Uzależniony od produkcji wysokooktanowych, bijatyk, wielkich robotów i klimatów arcade. Miłośnik studia Grasshopper Manufacture. Lubi nadrabiać zapomniane „hidden gemy” sprzed lat, zwłaszcza z Japonii. Ciekawy gier i ludzi stojących za nimi. Silnie uzależniony od kina. Psychofan Madsa Mikkelsena i Takashiego Kitano. Kocha również mangi Inio Asano i estetykę Tsutomu Niheia. Na forum pisze pod ksywką Junkie.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

kALWa888 Ekspert 25 sierpnia 2023

(PS4) Armored Core 6 to gra nie tylko dla fanów ogromnych maszyn o dewastującej sile. Ma ona ogromny potencjał zadowolić każdego, kto szuka intensywnych wrażeń w grach. System walki skupiony wokół poruszania się we wszystkie strony jest dopieszczony do granic możliwości, co jest już wizytówką tego studia. W swojej formie gra bardzo uzależniająca, wystarczająco trudna, niezwykle atrakcyjna i po prostu godna polecenia. O czymś podobnym marzyłem od wielu lat.

9.0
Recenzja Armored Core 6. Heavy metal z mechami zamiast gitar
Recenzja Armored Core 6. Heavy metal z mechami zamiast gitar

Recenzja gry

Odstaw już ten miecz na bok i daj w końcu duszy odpocząć. Armored Core VI: Fires of Rubicon przypomina, dlaczego to właśnie duże roboty są najfajniejszą rzeczą na świecie. Nie wierzysz? Wskakuj za ster maszyny i sam się przekonaj.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.