Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 grudnia 2003, 17:11

autor: Borys Zajączkowski

IL-2 Sturmovik: The Forgotten Battles - recenzja gry

Forgotten Battles to podtytuł samodzielnego dodatku do jednego z najlepszych symulatorów lotu ostatnich lat – IL-2 Sturmovik. Dzięki niemu wszyscy fani podniebnych bitew zyskują możliwość wzięcia w swe ręce sterów jednego z 27 całkowicie nowych maszyn...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Od czasu do czasu trafia w moje ręce gra, o której trudno mi jest napisać dłuższy tekst tylko z tego powodu, iż jedyne co mi się ciśnie na klawiaturę, to zwyczajne stwierdzenie: kurcze, to jest po prostu fajna gra. Dobrze wtedy wiem, że ile bym się nie opisał na jej temat, nic mój trud do tej pierwszej myśli nowego nie wniesie. Tak będzie właśnie tym razem – „Ił-2 Sturmovik” drastycznie podniósł poprzeczkę dla wszelkiego rodzaju symulacji komputerowych, a niniejszy do niego dodatek jeszcze ją lekko trącił ku górze. To jest po prostu bardzo dobra gra, aczkolwiek pisząc „gra” często będę miał na myśli oryginalny „Ił-2” wzięty razem z „Forgotten Battles”, gdyż gdyby chcieć poddać ocenie jedynie nowości zawarte w dodatku, wówczas ocena ta mogłaby się okazać krzywdząca dla... świetnego przecież symulatora. :-) A teraz postaram się ująć to samo, ale w kilkudziesięciu zdaniach ujętych w kilka akapitów.

Podstawowa cecha „Iła-2”, która ani na jotę nie uległa zmianie to ta, iż symulator ten ciągle jest trudny i to niezależnie od stopnia zadanego realizmu. Historia zna przypadki symulatorów, w których łatwiej było prowadzić maszynę na najwyższym poziomie trudności, niż w FG na najniższym. Co z tego, że samolot może się odbijać od ziemi jak piłeczka pingpongowa od blatu stołu, jeśli utrzymanie się na ogonie znerwicowanego przeciwnika trudniejsze jest niźli ścinka z podkręconego serwu? Już sam start z lotniska ma prawo przysporzyć nie lada problemów, gdyż gra ochoczo pamięta nawet o takich detalach jak skręt samolotu wywołany samym tylko ruchem obrotowym pojedynczego śmigła. Jest to oczywiście wspaniałe doświadczenie dla każdego weterana przestworzy, niemniej jednak... trudne złego początki i z niejakim wstydem przyznaję się do kilku urwanych skrzydeł oraz paru samolotów zakopanych dziobem w grządkach obok pasa, zanim jakąkolwiek maszynę udało mi się poderwać do lotu. A im dalej tym weselej... Cały czas, niezależnie od tego, czy wokół gracza poświstuje wiatr, czy kule z pokładowych cekaemów, gro uwagi poświęcić przyjdzie na utrzymanie się w powietrzu. Oto jest symulator latania, do którego najlepszą instrukcję stanowi podręcznik pilotażu. Fizyka zachowania się samolotu dopracowana została tak szczegółowo, że praktycznie wszelkiego rodzaju ewolucje własnego pomysłu – podstawa walki w większości podobnych gier – nie mają tu racji bytu. Piloci mieli sto lat na opracowanie niezbędnej puli manewrów i naprawdę warto je sobie przyswoić i wyuczyć się ich, gdyż eksperymentowanie nie popłaca. Nie ma nic bardziej frustrującego i deprymującego niż wpadnięcie w poziomy korkociąg tylko dlatego, że w ferworze walki zrobiło się zwrot za wrogiem z akcentem na „wrogiem” miast na sam „zwrot”. Pamiętać bowiem należy, że duża część uroku „Iła-2” bierze się z epoki, w której będzie dane nam latać – tu komputer pokładowy nie wyrówna lotu, nie zwiększy dopływu mieszanki w krytycznym momencie i nie zaprotestuje, gdy prędkość maszyny w locie nurkowym zacznie przekraczać jej wytrzymałość konstrukcyjną. Dlatego każdy z samolotów, za których sterami można zasiąść warto poznać, ale zdecydować się należy, przynajmniej z początku, na jeden model i na nim nauczyć się latać. Wielkie brawa za to należą się Olegowi Maddoxowi, który znalazł tak doskonałe zastosowanie dla swojego nastoletniego doświadczenia zdobytego nad deską kreślarską. Jemu brawa, a graczom przestroga. Myśląc o tym, ile trzeba się nauczyć, by zacząć z jego symulatora zacząć czerpać prawdziwą przyjemność, przypomina mi się pokój jednego z pilotów z mojej rodziny, w którym to pokoju spałem lata temu, gdy LOT upgrade’ował swoją flotę. Wrzucony na materac, upchnięty pomiędzy komputer a sterty książek sunąłem wzrokiem po majaczących w mroku regałach i w końcu dostrzegłem coś, co nie dało mi zasnąć przed dłuższy czas – za bardzo chciało mi się śmiać... Był to „Boeing 767, User’s Guide” – kilkanaście opasłych tomów zajmujących dobry metr bieżący półki...

Niewiele również uległa zmianie szata graficzna „Iła-2”. Dwa lata temu była doskonała i wciąż jest bardzo dobra (nie piszę tu o menu, w których poza przyciskami wiele piękna człowiek nie uświadczy). Myślę wszakże, że nie jestem osamotniony w pewnym, niewielkim acz istotnym rozczarowaniu tym, iż „Forgotten Battles” nie powalają na kolana tak, jak to uczynił pierwszy „Ił-2”. Nie bez kozery mawia się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chciałoby się, żeby dziury w ziemi wybijane przez spadające maszyny ziały zamiast się rozpościerać; żeby lasy składały się z drzew o zmiennej wysokości i żeby nie dało się zajrzeć kamerą pod teksturę imitującą – świetnie bo świetnie – ich korony. Fajnie by było, gdyby pasy startowe nie wyglądały jak rozpostarte na terenie taśmy i gdyby od eksplozji na wodzie rozchodziły się rozległe kręgi. Generalnie chciałoby się... trochę póki co niemożliwego: żeby każdy obiekt w grze prezentował się tak wspaniale, jak to czynią samoloty. Trafiona maszyna rozpada się na kawałki, z których każdy spada na ziemię oddzielnie, na skrzydłach widać przestrzeliny, a uszkodzone silniki płoną. Niechby również mocno awaryjnie lądujący samolot nie zamieniał się w dymiącą plamę, ale w wyrwany uderzeniem rów; niechby eksplozja w środku lasu pociągała za sobą jego pożar... Kruca pysk! „Forgotten Battles” wyglądają naprawdę świetnie, ale w grafice komputerowej ciągle jest jeszcze tyle do zrobienia...

Na początku poprzedniego akapitu wspomniałem o menu. Warto jednakże rozwinąć ten temat na odprawy przed i po każdej misji, które były kiepskie i są kiepskie w dalszym ciągu. Mapy są brzydkie, a opisy słowne lakoniczne i zbyt mało wyjaśniające. Podsumowanie misji za pomocą stwierdzenia: „straciliśmy dwa samoloty” również pozostawia trochę do życzenia. Przewodnią siłą nar... ;-) napędową powstania „Iła-2” było dążenie do stworzenia symulatora doskonałego pod względem fizyki lotu, różnorodności dostępnych maszyn, sztucznej inteligencji przeciwników oraz jak najbardziej realistycznych widoków ze szczególnym uwzględnieniem samych modeli wraz z fantastycznie dopracowaną stroną dźwiękową ich wirtualnego bytu. Reszta, nie wyłączając wyglądu menu, ścieżek dźwiękowych, odzywek komputerowych pilotów oraz co gorsza konstrukcji misji potraktowana została po macoszemu.

„Forgotten Battles” wnoszą wraz ze sobą bardzo niewiele poprawek i dodatków – to, co autorzy uznali za drugorzędne, drugorzędnym pozostało nadal. Pojawiły się nowe samoloty, nowe miejsca, nowe kampanie. Gracz może podjąć walkę nie tylko po stronie niemieckiej i sowieckiej, lecz również fińskiej, węgierskiej, a nawet w jednej misji amerykańskiej. Wśród nowych maszyn pojawiły się dwa wielkie bombowce – niemiecki He-111 i radziecki TB-3 – w których własnoręcznie obsługiwać można wieżyczki strzelnicze i luki bombowe. Mają one wprawdzie charakter ciekawostki, gdyż to myśliwce ciągle stanowią oś symulatora, ale jest ciekawostka miodna. Sztuczna inteligencja przeciwników została zauważalnie doszlifowana. Wróg potrafi rozdzielać swoje siły w zależności od sytuacji i klasyczne dla większości gier komputerowych podpuszczanie komputera do samobójczych ataków, tutaj się zwyczajnie nie sprawdza.

Najważniejszą jednak poprawką jawi się dynamiczny generator scenariuszy, dzięki któremu każda kampania i jej poszczególne misje ulegają odmianom podczas kolejnych rozgrywek. Jeśli dodać do tego fakt, iż poczynania gracza, niszczenie przez niego większych obiektów oraz instalacji wpływać może na przebieg kolejnych misji, wówczas widać, iż autorzy „Forgotten Battles” naprawdę przejęli się sterylnością i powtarzalnością układu oryginalnego „Iła-2”. Nadal jednak układ samych misji pozostaje nadto... realistyczny i możliwość kompresji czasu nie istnieje w grze jedynie sobie a muzom. Podobnie porzucenie zleconej przez dowództwo trasy na rzecz turystyki nie ma tu sensu, gdyż jedyne, co gracz może spotkać na rubieżach swojego zadania, to bezkresne (no, powiedzmy) i pozbawione życia tereny.

Reszta to 20 nowych misji dla pojedynczego gracza i 10 dla rozgrywek sieciowych, a całość uzupełnia generator losowych misji oraz edytor scenariuszy. „Ił-2: Forgotten Battles” jest godnym rozszerzeniem oryginalnej gry, lecz z całą pewnością mogliśmy się spodziewać nieco więcej. Nie ma co do tego wątpliwości, iż jest to wciąż najlepszy na rynku symulator lotu z czasów II Wojny Światowej, lecz pokutujące w nim niedoróbki (raczej: elementy uznane za mniej znaczące) nie pozwalają przyznać mu najwyższej oceny bez wyrzutów sumienia. Wszystkie poprawki, które znalazły się w „Forgotten Battles” mogły stanowić integralną część oryginalnej gry, gdyż żadne względy techniczne tego nie uniemożliwiały. Jako dodatek FG mają się zatem dość skromnie, lecz jako mały kroczek w udoskonaleniu gry i tak wspaniałej, są jak najbardziej na miejscu. Dlatego moja wysoka ocena nie jest wynikiem zawartych w nich nowości, lecz przyznaję ją za całokształt; za to, iż „Ił-2” daje sobie polatać, powalczyć i pooglądać, jak żaden inny symulator.

Na koniec muszę się do czegoś przyznać... Niemal za każdym razem pisząc „Forgotten Battles” gryzłem się w palce, żeby mi nie wyszło „Forgotten Realms”. Z jednej strony jest to zabawne, a z drugiej przypomina mi, że chociaż lubię sobie polatać (rany! każdy lubi...), to jednak nie symulatory sprawiają, że mając 30 lat wciąż grywam na komputerze. Odpowiedzialność za to ponoszą erpegi... Tym większe brawa należą się panu Olegowi, iż jego gra potrafi przykuć do monitora na wiele, wiele godzin nie tylko miłośników gatunku.

Shuck

IL-2 Sturmovik: The Forgotten Battles - recenzja gry
IL-2 Sturmovik: The Forgotten Battles - recenzja gry

Recenzja gry

Forgotten Battles to podtytuł samodzielnego dodatku do jednego z najlepszych symulatorów lotu ostatnich lat – IL-2 Sturmovik. Dzięki niemu wszyscy fani podniebnych bitew zyskują możliwość wzięcia w swe ręce sterów jednego z 27 całkowicie nowych maszyn...

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.

Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą
Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą

Recenzja gry

Tytułowe "flippowanie" domów to tylko część atrakcji oferowanych przez najnowszą grę studia Frozen District, część wcale nie najważniejsza. House Flipper 2 zaskoczył mnie bowiem osobistym podejściem do tematu.