Wróciłem do pierwszych zombiaków Techlandu. Dead Island dziś to więcej nudy niż nostalgii
Premiera Dying Lighta: The Beast Techlandu przypomniała mi o grze, w którą młóciłem jeszcze na Xboxie 360. Bawiąc się w najnowszym dziele wrocławskiej firmy, pozwoliłem sobie na mały skok w bok, by przypomnieć sobie prekursorów "Umierającego Światła"...
Techland nie przestaje obdarowywać nas grami o zombie. Najpierw Dead Island, a teraz Dying Light: The Beast. Każda produkcja tego studia proponuje coś nowego, a najnowsza zbiera naprawdę dobre recenzje. Ponownie więc chwyciłem pad od konsoli Microsoftu w dłoń i kupiłem (za około 10 złotych!) cyfrową wersję Dead Island – pierwszego spotkania z zombiakami Techlandu. Zapraszam Was na wycieczkę na Banoi – Martwą Wyspę.

Techland to ciekawa firma, choć mam wrażenie, że ciesząca się nieco mniejszą popularnością niż CD Projekt RED. Tymczasem pod względem liczby wyprodukowanych gier Wrocław zdecydowanie pokonuje Warszawę. Z Techlandu pochodzi m.in. taka produkcja jak Prawo krwi, ale tak naprawdę to od ukazania się pozycji zatytułowanej Chrome firma ta zaczęła powoli przebijać się na rynki międzynarodowe. Była to strzelanka z widokiem pierwszoosobowym, której akcja została osadzona w przyszłości. Gra zebrała średnie recenzje, ale też wspominam o niej nie dlatego, że była jakaś wybitna, tylko dlatego, że na jej potrzeby powstał autorski silnik zwany tak jak i ona – Chrome. I kolejne (nie zaryzykuję stwierdzenia, że wszystkie) dzieła tego studia były napędzane coraz nowszymi wersjami tegoż silnika, w tym cała seria całkiem już popularnych FPS-ów osadzonych na Dzikim Zachodzie – Call of Juarez oraz bohaterowie dzisiejszego tekstu – gry o zombie. Zaczynam od paru zdań o silniku, bo jest to obecnie pewna unikatowość Techlandu, w momencie kiedy nawet CD Projekt RED przeszedł na Unreala. Warto o tym przypominać, zwłaszcza że to najnowsza wersja Chrome’a sprawia, iż Dying Light: The Beast działa i wygląda naprawdę dobrze.
Zombie zombie zombie
Najświeższa odsłona zabijania zombiaków, czyli Dying Light: The Beast, to piąta (a może nawet i szósta) gra Techlandu o zombie. Po pierwszej, czyli Dead Island, ukazała się kontynuacja – Dead Island Riptide – która w zasadzie wprowadziła niewiele nowego i mam wrażenie, że był to raczej taki samodzielny dodatek. Potem zadebiutował już Dying Light, następnie jego sequel i wreszcie najnowsza część – The Beast. Po drodze pojawił się jeszcze dodatek do „jedynki” zwany The Following, który także mógł działać samodzielnie – bez potrzeby posiadania „podstawki”. Więc w sumie nie wiadomo jak liczyć...
Inne Dead Island
Pewnie zapytacie, skąd ten przeskok od Dead Island do Dying Lighta? Otóż pierwsza gra Techlandu o zombie powstawała w ścisłej współpracy (zwłaszcza finansowej) z wydawcą Deep Silver. Teraz już wiemy, że wtrącał się on w proces produkcji i najpierw zabronił Techlandowi ujawniania jakichkolwiek szczegółów, więc o grze zaczęło się robić głośno dopiero mniej więcej na pół roku przed premierą. Kilka ładnych lat była przygotowywana w całkowitej ciszy. Developer chciał nawet popracować nad nią dłużej, ale wydawca powiedział: wypuszczać. Widać, że dla kilku pomysłów, które finalnie zadebiutowały dopiero w Dying Lighcie, było już miejsce w Dead Island, ale zwyczajnie nie zdążono ich wdrożyć.
Dwa lata później wyszedł sequel – Riptide, który wprowadził niewiele nowego. Ot, nieco inne miejsce akcji, co w sumie okazało się bez znaczenia, bo w mordowaniu zombiaków akurat nie okolica jest najważniejsza. Do tego doszła sprawdzona już mechanika. Wydawca chciał więcej tego samego – nie było tu pola na innowacje. I tu drogi Deep Silver oraz Techlandu się rozeszły. Prawa do tytułu pozostały przy Deep Silver, które próbowało wyeksploatować markę, ale już bez udziału wrocławskiego dewelopera. Powstał na przykład osadzony w uniwersum DI tytuł typu tower defence, powstała MOBA, która akurat miała się wpasować w ówczesną rosnącą modę na takie gry (dość szybko została jednak zamknięta) oraz Escape Dead Island, które w sumie było nie wiadomo czym, a zrobiono je w graficznej technice cell shadingu. W końcu po wielu latach, problemach i kilkakrotnej zmianie dewelopera wydano Dead Island 2, które wbrew oczekiwaniom okazało się całkiem niezłą grą i uważam, że godnie kontynuowało to, co było dobre w „jedynce”.
