Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 26 kwietnia 2002, 10:59

autor: Krzysztof Żołyński

Tom Clancy's Ghost Recon: Desert Siege - test przed premierą

Desert Siege to tzw. Mission Pack do taktycznej gry akcji Tom Clancy's Ghost Recon. Przenosi on akcję na teren Afryki Północnej, gdzie toczy się konflikt pomiędzy dwoma państwami: Etiopią i Erytreą.

Prawdopodobnie myślałeś, że całkowicie uspokoiłeś sprawy kończąc Ghost Recon. Niestety nie, bo źli faceci sprzedając pułkownikowi Tesfaye Wolde nadwyżki uzbrojenia umożliwili zamach stanu. Jak się domyślacie broń nie posłużyła mu do udekorowania salonu. Po obaleniu w 2008 roku rządu w Etiopii, Wolde skupił się na Erytrei, małym państewku znajdującym się na północnej granicy, które po latach wojen w 1993 roku wywalczyło niepodległość. Rząd Erytrei niepokoi się, że nie zdoła powstrzymać inwazji wojsk Wolde, ale zdaje sobie także sprawę, że przegrana oznacza zniszczenie wszystkiego, co udało się stworzyć na tych ziemiach jak również zaprzepaszczenie procesu tworzenia młodego narodu. To, czego potrzebuje Erytrea to szybka i skuteczna interwencja z zewnątrz, która powstrzyma lub przynajmniej spowolni postępy armii etiopskiej. Krótko mówiąc, znowu nadszedł czas, aby żołnierze z Ghost Recon wzięli się do roboty.

Dzięki uprzejmości firmy PlayIt, otrzymałem wersję beta opisywanej gry. Przy okazji nadmienię, że Desert Siege to typowy dodatek i należy go doinstalować do głównej części gry. Inaczej nie ma mowy o zabawie. Wersja testowa gry, którą otrzymałem zawierała cztery misje dla pojedynczego gracza i tryb multiplayer oraz edytor misji IGOR. Z tego, co wyczytałem na stronie producenta gry (UbiSoft) wynika, że finalna wersja gry zawiera osiem misji single. Zresztą nie są to żadne domysły, gdyż Desert Siege miał już premierę na Zachodzie Europy.

Każda misja teoretycznie stawia przed graczem zróżnicowane zadania. Jednak rzeczywistość jest taka, że sprowadzają się one głównie do tego samego, czyli do w miarę szybkiego przemieszczania się po planszy i wykańczania przeciwników. Zazwyczaj jest tak, że wroga można zlikwidować ze sporej odległości. Prowadzi to do trochę dziwacznej sytuacji, bo jeśli wcielicie się w rolę snajpera rozprawicie się z przeciwnikiem samodzielnie, a reszta oddziału będzie tylko dodatkiem. Nie chcę być źle zrozumianym, więc dodam, że w Desert Siege nie zabrakło misji polegających na podkradaniu się, wymagających cierpliwości, a nie popisów bohaterstwa w stylu ułańskich szarż. Mimo wszystko misje nie są wybitnie oryginalne, a często dość łatwe, ale to ostatnie wydaje się być celowym zabiegiem twórców gry.

Gameplay znany graczom z Ghost Recon w niezmienionej postaci pojawia się także w Desert Siege. Przed każdą misją gracz otrzymuje dokładny opis sytuacji ogólnej, a także charakterystykę dodatkowych celów. Po przestudiowaniu sytuacji można skonstruować trzy drużyny uderzeniowe. Każda drużyna może zawierać trzech ludzi, jednak do wykonania misji wykorzystamy łącznie tylko sześciu żołnierzy, więc należy się dobrze zastanowić. Bardzo wygodnym rozwiązaniem jest możliwość przydzielania roli dla każdego żołnierza z osobna. Jeszcze rzut oka na mapę i do roboty.

Rozpoczynamy na plażach wybrzeża Erytrei, w pobliżu miasta Mossawa. Lądowanie naszych jednostek to prawdziwy koszmar, gdyż dostają się one pod silny ostrzał karabinów maszynowych. Kolejna misja wcale nie jest prostsza, bo walcząc z czasem musimy zapobiec wysadzeniu rafinerii ropy naftowej, która została zaminowana przez jednostki Wolde. Jakby tego było za mało, kilkaset metrów dalej jest budynek, a w nim przetrzymywani zakładnicy. Oba cele misji są ściśle połączone. Kiedy je spełnimy nastaje chwila radości, ale to wcale nie koniec, gdyż należy pędzić na dworzec kolejowy, aby upewnić się, że rebelianci nie zniszczą ważnej linii zaopatrzeniowej.

Te misje mogą początkowo przerażać, ale po przejściu chrztu bojowego napewno będzie łatwiej. Następne misje kładą większy nacisk raczej na dynamiczną rozrywkę i akcję, niż na jeżące włos na głowie wyzwania.

Eskortując konwój przewożący zaopatrzenie dla obozu uchodźców poczujecie ciepło wokół serca i nie zmieni tego nawet fakt, że po drodze zlikwidowaliście mnóstwo przeciwników, którzy odważyli się zagrodzić Wam drogę.

Zazwyczaj bywa tak, że ostatnia misja to twardy orzech do zgryzienia. W Desert Siege są dwa takie orzechy. Na ostatnie misje Wolde zachował najlepsze jednostki.

Pierwsza z nich to działania przeciwko dwóm kontyngentom przeciwników. Jedna grupa przebywa w budowli podobnej do zamku, a druga rozłożyła się w bunkrach wzdłuż drogi, z których ma doskonały widok na dolinę. Taki układ wymaga dostosowania taktyki do działań w odsłoniętym terenie.

Ostatnia misja to decydujące starcie z doborowymi oddziałami przeciwnika. Jest to ostra strzelanina. Jeśli wyjdziecie z niej cali Erytrea zostanie wyzwolona, a grę możecie odłożyć na półkę.

Potrzebujemy dwóch rzeczy: żołnierzy i broni. Trzeba przyznać, że w Desert Siege obu jest pod dostatkiem i naprawdę nie ma, na co narzekać. Każdy żołnierz ma indywidualną specjalność, np.: snajper, która wpływa na rodzaj wyposażenia i uzbrojenia, jaki można mu przydzielić przed każdą misją. Wybór musi być uzależniony od celu misji i warunków panujących na polu walki. Bardzo niewygodne, a jednocześnie nierealistyczne jest to, że nasi żołnierze nie mogą podnosić i używać broni i wyposażenia porzuconego na polu walki. W związku z tym czasami dochodzi do bardzo denerwujących sytuacji, jak choćby to, kiedy po stracie żołnierza niosącego wyrzutnię rakiet nie możemy zlikwidować wyrzutni SAM. W tym celu trzeba restartować misję i zaczynać wszystko od nowa.

W grze pojawił się też pewien błąd, który co jakiś czas daje o sobie znać, polegający na tym, że momentami nie można przeładować, ani zmienić broni. W tym wypadku również konieczny jest restart misji.

Desert Siege wprowadza pięciu nowych specjalistów, a wśród nich eksperta od materiałów wybuchowych. Muszę przyznać, że cała piątka to prawdziwe gwiazdy Desert Siege. O ich wartości przekonacie się w trakcie wykonywania trudniejszych zadań. Już, kiedy trafiają do naszego oddziału mają pełne statystyki, a kiedy dodacie do tego kilka zakończonych sukcesem misji staną się prawdziwymi maszynami do zabijania. Wysoko wyspecjalizowani żołnierze mają także tą zaletę, że sami troszczą się o swoją skórę. Daje to możliwość skupienia się na drużynie, którą aktualnie kontrolujecie.

Dzięki wykonywaniu zadań dodatkowych, zyskujemy dostęp do specjalistów i normalnie niedostępnych broni.

Żołnierze byliby niczym bez uzbrojenia. W Desert Siege pojawia się kilka nowych „zabawek”. Są to: znany na całym świecie M60 i przeznaczony dla jednostek desantowych FN-FAL Para Variant (produkowany w Belgii). Bardzo ciekawie prezentują się rosyjskie produkty, czyli: Groza-strzelba z zamontowanym 40 mm granatnikiem i AN-94, który ma zastąpić wiekowego już AK-74. Zwolennicy precyzyjnej roboty znajdą też coś dla siebie. W grze znalazły swe miejsce dwa nowe karabiny snajperskie: H&K PSG-1 i Barret M98. Spory arsenał, z jakim mamy do czynienia nie wpływa w znaczący sposób na rozgrywkę, ale zawsze miło mieć świadomość, że jest w czym wybierać. Szkoda, że podobnie jak w Ghost Recon, także i tym razem w widoku z pierwszej osoby nie widzimy ani kawałka używanej broni, a tylko celownik. Przy okazji ostudzę niszczycielskie zapędy, które na pewno zaczęły Was ogarniać. Otoczenie w całości jest niezniszczalne i nie porozwalacie sobie niczego po drodze.

Podczas gry w Ghost Recon, jak również w Desert Siege napotkałem podobne problemy. Interfejs przeznaczony do dowodzenia oddziałami i mapa wciąż są dość nieporęczne. Wychodzi to szczególnie w gorączce walki. Często zamiast wydawać rozkazy korzystając z tych narzędzi kierowałem żołnierzami manualnie, bo nie było innej możliwości, aby utrzymać ich przy życiu. To bardzo utrudnia przygotowanie jakiejkolwiek taktyki i koordynowanie działań naszych oddziałów.

Na szczęście tym razem nasi podkomendni są znacznie bardziej rozgarnięci niż w poprzedniej części. Ghost Recon traci wiele właśnie przez niską inteligencję, ale trzeba przyznać, że Desert Siege wprowadza wiele poprawek na tym polu. Mimo to zdarzają się wpadki typu „ugrzęźnięcie” na przeszkodzie terenowej (szczególnie budynki). Wtedy znów trzeba przechodzić na ręczne sterowanie i wyciągać żołnierzy z opresji. Najgorsze są przypadki zabijania się nawzajem. Tego już zupełnie nie rozumiem, bo zazwyczaj jest tyle miejsca, że wcale nie trzeba strzelać do kolegów z oddziału.

Za to jednostki nieprzyjaciela zachowują się bardzo rozsądnie. Tym razem udało się wyeliminować ostrzeliwanie każdego poruszającego się obiektu.

W sumie ze sztuczną inteligencją nie jest tragicznie i być może często czepiam się na zapas, ale w końcu dowodzimy elitarną jednostką i można mieć wobec niej wysokie oczekiwania, prawda?

Wszyscy przeciwnicy, jakich spotykamy są całkowicie nowi. Najfajniejsze jest to, że jeśli uda się Wam podkraść dostatecznie blisko, usłyszycie rozmowy żołnierzy wroga prowadzone w języku Amharik, a nie w pięknej i płynnej angielszczyźnie. Świadczy to o dbałości o szczegóły i zarabia twórcom gry plusa.

Jeśli ostatnio oglądaliście telewizję, a w niej sceny z walk toczących się w Afganistanie, na pewno nieraz zauważyliście, że tubylcy używają półciężarówek wyposażonych w ciężki karabin i małą załogę. Tego typu jednostki (obecne również w Ghost Recon) znakomicie radzą sobie na wyboistym terenie, przemieszczają się bardzo szybko i przy okazji prowadzą śmiertelnie niebezpieczny ogień. Radzę nie próbować z nimi otwartej walki i nie wdawać się w strzelaniny, bo ich wynik jest zazwyczaj z góry przesądzony. Za te dwie rzeczy UbiSoftowi należą się brawa.

Wart podkreślenia jest fakt, iż UbiSoft ma w zwyczaju słuchać sugestii swych klientów. To właśnie na ich podstawie do gry wprowadzono wiele znaczących poprawek i ulepszeń. Ich lista jest spora, ale ja wymienię tylko kilka najbardziej widocznych przykładów. Są to:

  • lornetka, która teraz zachowuje się jak celownik snajperski-pojedyncze wciśnięcie i przytrzymanie klawisza zbliżenia daje 5-krotne powiększenie, zaś drugie przybliża obraz 10-krotnie
  • zwiększono zasięg sensora AN/GSQ-187 i obecnie pozwala na wykrywanie obiektów oddalonych nawet o 40 metrów
  • bardzo rozsądną zmianą jest wprowadzenie szybkiego wczytywania, które pozwala wgrywać wszelkie zapisane wcześniej gry bez konieczności wychodzenia do głównego menu.

Tyle przykładów. Resztę zaobserwujecie sami.

Najbardziej przypadły mi do gustu dwie rzeczy. Po pierwsze cudowna (wspaniała!!!) grafika, a gdyby nie wojenny charakter gry powiedziałbym romantyczna. Można to ująć także tak, że engine gry nigdy nie wyglądał lepiej, jak teraz w rozświetlających Erytreę promieniach słońca. Obserwowanie oddziałów w cudownym pustynnym krajobrazie to prawdziwa przyjemność.

Zniknął nawet nieprzyjemny efekt migania położonych dalej tekstur, a wszystkie animacje i tekstury wyglądają o niebo lepiej. Wielkie obiekty, jak choćby rafinerie, wyglądają imponująco.

Nocne misje oczywiście nie dostarczają takich duchowych doznań, ale również są wykonane doskonale. Realistyczny widok w podczerwieni, rozbłyski wystrzałów i wybuchy to wszystko, czego potrzeba do dobrej zabawy.

Drugi element robiący spore wrażenie to tryb multiplayer. Jego zawartość znacznie rozbudowano, a ponadto usprawniono działanie. Dodano 4 zupełnie nowe mapy pozwalające na grę w ciekawych okolicach: umocnienia w pobliżu Fort Bragg, Kanion Kolorado i Północna Karolina. Oczywiście nie ma problemu, aby do rozgrywek drużynowych wykorzystać 8 map z trybu single. Chat dostępny w trakcie gry jest kolorowy, a wykorzystanie zasobów systemowych zoptymalizowane. Ghost Recon miał tendencje do prób używania całej mocy komputera.

Pochwała należy się też edytorowi map dającemu użytkownikowi wielką swobodę. Jeśli macie pojęcie o 3dStudioMax z łatwością wyczarujecie nowe wspaniałe mapy lub przemodelujecie już istniejące.

Gdy zapomnimy o słabych stronach gry, które zresztą nie są poważniejsze od tych, jakie ma większość produkcji w tym gatunku, mamy zagwarantowaną fajną zabawę. Desert Siege nie jest bardzo trudna i wymagająca, co może być zarówno zaletą, jak i wadą. Dla ludzi, którzy szukają akcji, tempa i rozrywki gra jest wręcz idealnym wyborem. Jednak prawdziwi wyjadacze i wielbiciele akcji komandosów będą troszkę rozczarowani, bo dla nich gra jest chyba ciut za łatwa. Podejrzewam, że przy dobrych wiatrach grę można skończyć w dwa popołudnia.

Tym razem byłem strasznie marudny, ale naprawdę nie chcę nikogo zniechęcić do tej gry. Zresztą taka ocena jest zawsze subiektywna i ktoś inny na moim miejscu może być zachwycony. Podobno gustów się nie dyskutuje. Kończąc powiem tylko, że Desert Siege znakomicie spełnia się w roli dodatku do gry, gdyż wnosi do niej wiele poprawek i ulepszeń, a także pozwala rozegrać misje w zupełnie innym środowisku, od tego, jakie oferuje Ghost Recon.

Krzysztof „Hitman” Żołyński

Tom Clancy's Ghost Recon: Desert Siege

Tom Clancy's Ghost Recon: Desert Siege