Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 21 stycznia 2009, 14:13

autor: Marcin Cisowski

PlayStation Home - przedpremierowy test

Home, sieciowy projekt Sony w założeniach był niezwykle ambitnym pomysłem połączenia Second Life, wirtualnego lobby, zbioru gier on-line i czatu z właściwościami serwisów Web 2.0. Co pozostało z tego pomysłu po dwóch latach oczekiwania?

O sieciowym projekcie Sony po raz pierwszy usłyszeliśmy 7 marca 2007 roku na Game Developers Conference w San Francisco. Phil Harrison określił Home mianem pionierskiego przedstawiciela trendu Game 3.0, dającego użytkownikom dowolność w wyborze treści i dzielenia się nimi z innymi ludźmi. Nikt chyba wtedy nie przypuszczał, jak bardzo jego wizja i dalekosiężne plany Sony będą różniły się od obecnego kształtu Home. A było to tak…

Dawno, dawno temu…

Home w pierwszych zapowiedziach zwiastował rewolucję, zintegrowanie pełnego środowiska on-line konsoli wokół jednej aplikacji. Główną lokacją był wielki hol przypominający futurystyczny dworzec, a w nim masa simsopodobnych postaci spacerujących, rozmawiających, grających w liczne minigry. Mieliśmy mieć szansę wykorzystania wszelkich dobrodziejstw komunikacji – tekstowej, głosowej, a nawet połączeń video. W prywatnych pokojach dawano nam możliwość umieszczania prawdziwego sprzętu Sony – zakładano opcję zapraszania znajomych do pokoju i streamowania z HDD konsoli dowolnych nagrań video wprost na nowiutką Bravię do naszego wirtualnego apartamentu. Przewidziana była funkcja dodawania własnych zdjęć w ramki lub na ścianę, również przez PlayStation Eye. Streaming miał objąć też muzykę, którą raczylibyśmy znajomych. Apartamenty miały obsługiwać tematyczne skórki, choćby z nadchodzących gier.

Innowacyjne miały być przestrzenie poświęcone konkretnym grom. Taki Warhawk do dyspozycji graczy oddawał centrum dowodzenia. Wraz z drużyną mieliśmy tam omawiać na wirtualnej mapie strategie do kolejnych meczów multiplayer i jednym przyciskiem przenosić się w pełnym składzie wprost na pole bitwy. Dodatkowo obiecywano nam pokoje, w których w szklanych gablotach mieliśmy umieszczać najcenniejsze trofea z gier i przechwalać się nimi ku zazdrości znajomych z listy – zamiast standardowego przeglądania listy osiągnięć. Tego wszystkiego NIE UŚWIADCZYMY w obecnie dostępnej aplikacji. Czym więc stał się Home na przestrzeni 2 lat?

Kwestie techniczne

Aplikację w wersji beta może pobrać z zakładki PlayStation Network każdy. Jest darmowa, nie wymaga zakładania osobnego konta, przypisuje się do profilu, z którego aktualnie jesteśmy zalogowani – w ten sposób można bez przeszkód korzystać z kilku regionalizowanych wersji. Pobieramy około 70 megabajtów danych. Jest to jednak tylko rdzeń aplikacji. Na wstępie, przy uruchomieniu rezerwuje ona z naszego twardego dysku 3 GB na poczet przyszłych aktualizacji. Każda kolejna przestrzeń, do której się udamy, wymaga jednorazowego pobrania 20 – 40 MB. Niemile niespodzianki spotykają nas już przy próbie logowania. Prowadzone od jesieni szerokie beta-testy nie przygotowały najwidoczniej Sony na najazd kilku milionów użytkowników. Przez pierwsze dni logowanie było praktycznie niemożliwe. Kolejne komunikaty o błędach i przekroczeniu czasu logowania usuwane były stopniowo wraz z kolejnymi aktualizacjami i dostawianymi serwerami. Ale – przecież to wersja beta – powiedzą twórcy. Nie musi działać stabilnie.

Gracz sam w domu

Lądujemy w kreatorze naszego avatara. Postać tworzymy trochę jak w oblivionowym edytorze. Wybieramy szablon, a następnie suwakami ustalamy szczegółowe parametry – od długości nosa przez nadwagę po zagęszczenie brwi. Pełna dowolność, fajna swoboda, ale nowicjuszy może przytłoczyć, więc pewnie wiele osób zdecyduje się na predefiniowane szablony.

Home’owy zawrót głowy.

Do postaci dobieramy ubranie ze skandalicznie małej puli. 8 bluz, 6 par spodni, 4 pary butów, para rękawiczek, jeden kolczyk i dwie pary okularów. Ta zawrotna ilość darmowego stuffu spowodowała, że większość avatarów spotykanych na serwerze jest bliźniaczo do siebie podobna.

Serwery, na których spotykamy się ze znajomymi, mają ograniczenie do 64 osób. Wydaje się to małą liczbą, ale dostępna przestrzeń jest na tyle nieduża, że większa liczba postaci powodowałaby nieznośny chaos, a przeludnione miejsca spotkań wyglądałyby śmiesznie. Tym niemniej zapowiedzi globalnej usługi i porównania do Second Life wywołują uśmiech.

Home jest regionalizowany. Nie oznacza to jednak, że nie spotkamy się tam z kolegą ze Stanów. Również część zawartości jest różna w lokalnych wersjach. Skupmy się najpierw na europejskiej. Na umownej mapie możemy wybierać spośród sześciu obszarów. Jak wspominałem, każdy pobieramy osobno, a przejściom pomiędzy nimi towarzyszą dość długie loadingi. Bardzo nieprzyjemna to właściwość. Jak tu się cieszyć otwartym światem, skoro po przekroczeniu każdych drzwi musimy odczekać swoje, gdyż około minuty doczytują się tekstury avatarów w obrębie pomieszczenia. I tak co chwilę. Przez szyby oczywiście nie widać, co dzieje się na zewnątrz, wszystko to jest bardzo sterylne i odbiera ochotę na przemierzanie tych ogromnych połaci terenu.

Apartamenty

Zaczynamy w prywatnym apartamencie. Każdy użytkownik ma swój własny, w prezencie od Sony. Przyjemny widok na egzotyczną przystań, szum morza i jeden mały pokoik z zestawem kilku białych mebelków musi nam wystarczyć.

Ikea style.

Dalej możemy zapraszać znajomych do swojego mieszkania, ale jedyne, co da się tam robić, to siąść na kanapie i rozmawiać. Na tę chwilę wszystkie wcześniej zapowiadane multimedialne narzędzia do dzielenia się zawartością pozostają w sferze marzeń. Aha, można jeszcze poprzestawiać mebelki i zmienić tapetę, ale tylko na jeden z kilku przygotowanych wzorów – ubaw po pachy.

Gdzie się bawić

Z apartamentu najbliżej na rynek. Z wielkiego futurystycznego holu pozostał jeno mały placyk z kilkoma drzewkami, stołami do gry w szachy i warcaby, bilbordami i telebimami. I oczko wodne z rybkami dla znerwicowanych. Z tego miejsca dostajemy się do pozostałych lokacji, to taki estetyczny hub.

Na rynku widzimy człowieka, który bezczelnie kopiuje mój styl ubierania się.

Warto przy tej okazji wspomnieć, że emitowana jest tu reklama PSP z przyjemną muzyką. Fajne jest to, że im bliżej się podejdzie, tym głośniej słychać dźwięk – tak jest ze wszystkimi źródłami audio w Home. Skoro obszar ma tak mało funkcji, ludzie organizują sobie w tym miejscu dyskoteki. Wspomnijmy przy tej okazji o komunikacji. Pod jednym przyciskiem mamy sporą listę gestów. Bloki tematyczne – podziękowania, pozdrowienia, wyrazy dezaprobaty, zaskoczenia i spora ilość kroków tanecznych. Odniosłem wrażenie, że taniec to jedna z ulubionych zabaw Europejczyków.

Oprócz gestów mamy podstawowe zwroty z przodującym nie mam klawiatury. Możemy oczywiście wpisywać w dymki nad postaciami dowolne słowa za pomocą pada, prawie dowolne, bo głośno ostatnio było o politycznej poprawności w Home wykluczającej wszystkie kontrowersyjne tematy – płciowe, religijne. Obsługa headseta była, potem jej nie było, a teraz jest tylko w prywatnych apartamentach – czy to kwestia obciążenia serwerów, czy możliwości wygadywania głupot tylko w prywatnym pomieszczeniu – nie wiem.

Centrum handlowe to taka mała, uboga, o przepraszam, ascetyczna w wystroju galeryjka handlowa.

Zrób to sam, czyli: jak ludzie zabijają w Home nudę.

Dla niepoznaki umieszczono tam również darmowy ekran video z muzyką oraz stół do warcabów, ale wiadomo, że to właśnie tu Sony będzie doiło wirtualnych mieszkańców z PLN-ów. Koszulki, spodnie, krzesła, stoliki, kredensy oraz domek w górach – to aktualna oferta sklepów w tym miejscu. I jeszcze elementy dekoracyjne w stylu gumowej kaczki w cenie 3zł, zestawu katan czy choinki (że też jeszcze jej nie przecenili?). Koszulka Diesela to wydatek 3zł, ceny mebli wahają się w przedziale od 3 do 7zł. Za nową prywatną lokację przyjdzie nam uiścić opłatę 18zł. Sony w ciągu miesiąca na tych bzdurkach zarobiło już 1 milion dolarów. Co to się porobiło... Warto poszperać – kilka fantów jest darmowych. Uciekajmy ze sklepu w przyjemniejsze klimaty.

Kino w wersji europejskiej to kino z prawdziwego zdarzenia. Czerwone dywany, na ścianach plakaty filmowe. 8 sal w których zobaczymy tak porywające obrazy jak zwiastuny Strażników, Oporu, Frost/Nixon, Gran Turismo Academy, The Spirit.

Po lewej James Bond jako żydowski partyzant, czyli polski akcent w Home.

Każda sala to osobny loading, jesteśmy w takim pomieszczeniu sami, a materiały video jakościowo wyglądają kiepsko. Szybciej da się znaleźć taki zwiastun w sieci ( i przy okazji ładniej). Trochę bardziej przemyślane jest to w amerykańskiej wersji Home, gdzie wprawdzie jest tylko jedna sala, ale dzięki temu nie ma loadingów, a materiały oglądamy wraz z innymi osobami, toteż można komentować, reagować na nie – odrobinę to sensowniejsze.

Na koniec stosunkowo najciekawszy obszar – salon gier. Przewidziane w głównym holu kręgle, bilard i automaty upchnięto w niewielkiej fioletowej sali. Do każdej z atrakcji musimy grzecznie ustawić się w kolejce.

Każdy chciałby mieć stół do bilarda w domu.

Do dyspozycji jest 5 torów do kręgli, 6 stołów bilardowych i 10 automatów. Sterowanie nie stanowi wyzwania. Kręgle obsługujemy za pomocą trzech suwaków – kierunku, siły i podkręcania, a bilard to klasyczne ustawienie kija i siły uderzenia. Aż dziwne, że nie wykorzystano przy tej okazji żyroskopowych funkcji sixaxisa/dualshocka3.

A tym bardziej kręgielnię.

Automaty oferują m. in. Ice Breakera, czyli poczciwego arkanoida lub uproszczoną wersję Echochrome – oryginalnej logicznej gry z PS Store. Kiedyś podobno będziemy mogli takie maszyny wstawić do swoich apartamentów. Kiedyś. Sam grałem na Games Convention w o wiele ciekawsze gry na tych automatach, nie wiem, co się z nimi stało. Dużym minusem jest odłączanie się graczy w trakcie rozgrywki bez żadnych konsekwencji. Prowadzi to do tego, że jeśli tylko ktoś nie widzi szans na zwycięstwo, to w połowie meczu zwyczajnie ucieka. Ale na to zaradzić może jedynie wzrost inteligencji użytkowników lub sprawdzona paczka znajomych.

Powierzchnia reklamowa

Na deser dostaliśmy kilka dni temu pierwszą przestrzeń reklamową. Nawiązująca do zawodów Air Race wyspa Red Bulla daje użytkownikom Home możliwość polatania samolotami na wzór prawdziwej konkurencji. Wybieramy więc jednego z trzech pilotów i wersji kolorystycznych i w tropikalnych klimatach pokonujemy w powietrzu kolejne bramki, niektóre klasycznie, niektóre w pionie.

Sony Flight Simulator.

Całkiem fajna zabawa, sterowanie wybitnie arcade’owe, fizyki prawie żadnej, ale jest tu element rywalizacji związany z biciem rekordów. Więcej takich atrakcji, a może odzyskamy wiarę w usługę, zwłaszcza że poważny start zapowiada EA Sports, którego strefa na pierwszych filmikach wygląda profesjonalnie i zapowiada więcej atrakcji niż jest teraz ogółem we wszystkich zakamarkach domu Sony.

W Stanach mieszka się lepiej

Wspomniałem, że w amerykańskim Home jest inne kino. To niejedyna różnica. Np. na rynku (który również designersko jest nieco inny) postawiono ekran z muzyką, na którym możemy glosować na kolejne utwory z gier Sony, jakie towarzyszą nam w czasie wycieczki. Jest jakiś element interakcji i społecznościówki, jest lepiej. Dodatkowo Amerykanie dostali dwie przestrzenie dedykowane konkretnym tytułom. Far Cry 2 przenosi nas na fragment sawanny, z domkami z blachy i wrakiem autobusu. Mamy tu interaktywne mapy, profile postaci. Z kolei Uncharted to jakaś klimatyczna speluna. Szafa grająca, automaty do gier, bar przy którym można posiedzieć i tajemnicze pokoje z materiałami typu making of, do których dostęp uzyskamy, zdobywając wcześniej hasło. Tak więc Europa została lekko pokrzywdzona, otrzymaliśmy produkt jeszcze bardziej wykastrowany względem pierwotnych założeń.

Daleka droga do domu

Czy warto odwiedzić Home? Myślę, że tak. Czy warto zostać tam na dłużej? Myślę, że nie. Home znać trzeba. Stał się on, chcąc nie chcąc, gorzką częścią historii naszej branży. Te ostatnie dwa lata developingu pod naporem oczekiwań i narastającej presji użytkowników to stopniowe zmienianie kierunku rozwoju, kolejne techniczne ograniczenia i brutalne zderzenie ambitnych założeń z możliwościami technicznymi, prawnymi i czasowymi postawionymi przed zespołem odpowiedzialnym za mityczny Home. Pasjonująca historia bez happy endu, odbijająca aktualną kondycję marki Sony i rozmaite problemy, z jakimi borykają się wszyscy twórcy. W sam raz na jakąś pracę dyplomową. Ktoś chętny?

Marcin „Cisek” Cisowski

Jak myślicie, dokąd ten cały Home zmierza?
PlayStation Home

PlayStation Home