Marvel daje się popisać najważniejszym aktorom. WandaVision to Miodowe lata Marvela
- Oglądałem WandaVision. Miodowe lata Marvela mnie zauroczyły
- Marvel daje się popisać najważniejszym aktorom
Marvel daje się popisać najważniejszym aktorom
Elizabeth Olsen jako Wanda spisuje się genialnie. W dotychczasowych filmach MCU, choć pokazywała się widzom względnie często, nie mogła rozwinąć w pełni swoich umiejętności aktorskich. Miała za zadanie przede wszystkim... hmm... „avengersować”. A w „avengersowaniu”, cokolwiek ten mój sklecony naprędce neologizm oznacza, rzadko jednak chodzi o zgłębianie meandrów psychiki (super)bohaterów. WandaVision właśnie tym zaś jest. Magiczne popisy Wandy i Visiona, chociaż ważne fabularnie, w gruncie rzeczy stanowią jedynie tło do pokazania tego, jakimi postacie te są ludźmi. Paul Bettany wydaje się może nieco sztywny jako Vision, ale przecież dokładnie taki ma być. Aktor ten bywa w scenach gagowych naprawdę zabawny. Szczególnie gdy pokazuje magiczne sztuczki w stanie upojenia alkoholowego (nie jestem wprawdzie pewien, czy w jego przypadku jest to fizycznie możliwe, ale scena była tak dobra, że trudno się o to czepiać).

Świetnie wygląda też drugi plan. Kathryn Hahn jako Agnes kradnie prawie każdą scenę, w której się pojawia. Trudno przewidzieć, jak rozwinie się jej rola w kolejnych odcinkach, ale mam nadzieję, że twórcy pozwolili jej zabłysnąć. To zdecydowanie aktorka, której warto dać szansę. Przyzwoicie spisuje się też Randall Park jako Jimmy Woo (wcześniej pojawił się już w drugim Ant-Manie). Poza tym część przyjaciółek Wandy i kolegów z pracy Visiona gra bohaterów na tyle przerysowanych, że choć nie sposób zarzucić im popełniania błędów w sztuce, raczej nie zapadają w pamięć.
W WandaVision powróci bohaterka z Kapitan Marvel
Na uwagę zasługuje jednak pojawienie się na chwilę Moniki Rambeau. W tej roli zobaczymy zjawiskową Teyonah Parris. Chociaż scena z jej udziałem wydaje się niewiele wnosić do serialu, czujni widzowie pewnie wiedzą, że to coś więcej niż tylko easter egg. Jedna z przyjaciółek Wandy to bowiem dorosła już bohaterka Kapitan Marvel. Jakim cudem dziewczynka z tego filmu, którego akcja dzieje się w nie tak odległej przeszłości, jest dorosłą kobietą w WandaVision, czyli w roku (plus minus) 1960? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale nie uprzedzajmy faktów. Dość powiedzieć, że powrót Rambeau do Marvela to prawdopodobnie zapowiedź większej roli. Kto wie, czy nie okaże się, że ona też jest superbohaterką. Do MCU w WandaVision powróci także Kat Dennings jako Darcy Lewis. Trudno jednak na razie powiedzieć, co wniesie do tego zakręconego widowiska Marvela.

Muzykę do serialu stworzył natomiast Christophe Beck. Ten 49-letni Kanadyjczyk doskonale oddał ducha epoki, umiejętnie odtwarzając klimat lat 50. i 60. w taki sposób, by współczesny widz (czy może raczej w tym przypadku słuchacz) nie poczuł się znudzony. Kompozytor ów nie jest w Hollywood anonimowy. Wcześniej stworzył ścieżkę dźwiękową między innymi do uroczej krótkometrażówki Paperman, dwóch odsłon Krainy lodu, Kac Vegas, Na skraju jutra czy marvelowskich Ant-Manów. Zobaczymy, co pokaże w drugiej części serialu, kiedy prawdopodobnie nie będzie już ograniczony konwencją sitcomu. Zważywszy jednak na jego osiągnięcia, o jakość muzyki możemy być spokojni.
WandaVision to najlepszy superbohaterski sitcom wszech czasów
Sferze wizualnej również trudno cokolwiek zarzucić. Realia lat 50. i 60. zostały oddane perfekcyjnie. Z kilkoma, celowymi, zapewne, wyjątkami. Elementy zaburzające spójność świata Wandy i Visiona najprawdopodobniej zostaną wytłumaczone fabularnie. Jeżeli wierzyć przeciekom, całkiem zresztą logicznie. A inna sprawa, że gdyby nawet scenografom zdarzyło się niecelowe przeoczenie jakiegoś współczesnego akcentu na planie, zawsze można to zrzucić na karb konwencji. W końcu to „Wizje Wandy” (gdybyśmy mieli przetłumaczyć tę świetną grę językową dosłownie), prawda?

Chociaż na początku podchodziłem do tego serialu z dużym sceptycyzmem, Wanda kompletnie mnie oczarowała. Podejrzewam, że podobnie stanie się z niemal każdym fanem produkcji Marvela. Pokochacie ten serial, nawet jeśli nienawidzicie sitcomów. A jeżeli Miodowe lata czy może ich amerykański pierwowzór Honeymooners podbiły kiedyś Wasze serca, będziecie bawić się jeszcze lepiej. Nie wiem, jak twórcom udało się to zrobić, ale WandaVision to całkiem ambitna produkcja, przy której fantastycznie zrelaksuje się niemal każdy. To brzmi tak niemożliwie, że najpewniej jest to po prostu efekt jakiejś marvelowskiej magii. I to, parafrazując słowa Wandy, takiej prawdziwej, bo w przypadku nieprawdziwej wcale nie wiedzielibyśmy, że serial jest magiczny.
Czy serial będzie miał jakieś powiązanie z obrazami kinowymi? To już w zasadzie pewne. Zastanawiać się tylko możemy, jak duże. Część widzów spodziewa się, że WandaVision to swoiste wprowadzenie do nowego filmu o doktorze Strange’u. Jego tytuł sugeruje zresztą istnienie multiwersum. Czy Wanda ma z tym coś wspólnego? A może świat, w którym Vision mieszka z żoną na przedmieściach małego miasteczka żywcem wyjętego z lat 50., jest właśnie jedną z alternatywnych rzeczywistości? Szybko odpowiedzi na te pytania pewnie niestety nie poznamy. Doctor Strange in the Multiverse of Madness przy dobrych wiatrach (czyli jeżeli pandemia znów nie wtrąci swoich trzech groszy) pojawi się w kinach w roku 2022.
OD AUTORA
Podobnie jak miliony fanów na całym świecie, również ja nie mogłem doczekać się kolejnych odcinków emitowanego od kilkunastu lat serialu pod nazwą „MCU”. Kiedy oglądałem w kinie z zapartym tchem Koniec gry nie mogłem wiedzieć, że to faktycznie koniec nie tylko pewnego wątku, ale i – symboliczny – całej epoki. Tuż po tym, kiedy rzeczona produkcja zyskała miano kasowego hitu wszech czasów, pandemia postawiła pod znakiem zapytania sens tworzenia blockbusterów. Niektórzy uważają, że po koronawirusie kino wysokobudżetowe już nigdy nie będzie takie samo. Na razie trudno jeszcze wyrokować, czy to stwierdzenie na wyrost. Osobiście jednak cieszę się, że dostaliśmy w końcu przynajmniej kawał świetnie zrealizowanego serialu.
