Najgorsze gry ze świata Star Wars - ranking Gwiezdnych Wtop
Dzień Gwiezdnych Wojen powinien być świętem radości. Postanowiliśmy jednak nieco nagiąć konwencję i przypomnieć przy tej okazji gry oparte na marce Star Wars, które być może powinny wręcz zostać wymazane z kart historii.
Spis treści
- Najgorsze gry ze świata Star Wars - ranking Gwiezdnych Wtop
- Star Wars: Jedi Arena (1983)
- Star Wars: Droids (1988)
- Star Wars: Masters of Teräs Käsi (1997)
- Star Wars: Force Commander (2000)
- Star Wars Episode II: Attack of the Clones (2002)
- Star Wars: Flight of the Falcon (2003)
- Star Wars: The Clone Wars – Republic Heroes (2009)
- Kinect Star Wars (2012)
- Star Wars: The Force Unleashed II (2010)
Star Wars: Jedi Arena (1983)
Zaczynamy od... początku – od pionierskich czasów, kiedy to firma Parker Brothers (amerykański producent zabawek, obecnie część Hasbro) tworzyła pierwsze oficjalne gry na licencji Star Wars. Mowa o trzech produkcjach wypuszczonych w latach 1982–1983, zatytułowanych kolejno Star Wars: Empire Strikes Back, Star Wars: Return of the Jedi – Death Star Battle oraz Star Wars: Jedi Arena. Wszystkie były nieskomplikowanymi zręcznościówkami, przy czym o ile dwie pierwsze – „lotnicze” shoot ‘em upy odtwarzające pojedyncze wydarzenia z filmowych epizodów V i VI – dziś są na ogół wspominane z jako takim sentymentem (zwłaszcza Empire Strikes Back), tak ostatnia mało u kogo skutkuje rzewną łzą w kąciku oka.
Sam pomysł na rozgrywkę był nawet ciekawy – oczywiście, jeśli weźmiemy poprawkę na fakt, że gra powstała z myślą o 8-bitowej konsoli Atari 2600, użytkownikom której do szczęścia w tych zamierzchłych czasach nie trzeba było dużo. Pamiętacie scenę z Nowej nadziei, w której Luke Skywalker ćwiczy władanie mieczem świetlnym z lewitującą kulą, emitującą wiązki energii? Na tym właśnie motywie oparto Jedi Arena. Oto dwóch młodych adeptów Mocy staje do swoistego pojedynku, rozdzielonych wspomnianą sferą. Gracz patrzy na arenę z perspektywy „top-down” (pionowo w dół), tocząc pojedynek ze sztuczną inteligencją lub żywym przeciwnikiem. Obie strony wodzą ostrzami mieczy w lewo i prawo, wysyłając co chwilę promienie z kuli w kierunku konkurenta. Celem zabawy jest odbijanie wiązek energii przeciwnika przy jednoczesnym trafianiu go własnymi. Ot, i cała filozofia.
W zasadzie rozrywka mogła być całkiem niezła... przez jakieś pięć minut. I to pod warunkiem, że żaden z uczestników zabawy przed upływem tego czasu nie cisnął kontrolerem o ścianę, próbując wygrać z mało przyjaznym sterowaniem.