Morderstwa, kradzieże i pranie pieniędzy - mroczna strona gier MMO, część 2
Gry MMO budzą wiele emocji, również tych niezdrowych. Niektórzy podchodzą zbyt poważnie do grania, a inni wykorzystują sieciowe światy w niecnych celach. A to wszystko dzieje się tuż pod nosem zwykłych graczy, którzy zazwyczaj nie mają o niczym pojęcia.
Słysząc o zdradach, oszustwach i przestępstwach w grach MMO, z pewnością najpierw pomyślicie o EVE Online. Tytuł ten słynie z wielkich afer, które doprowadziły do upadku wielu korporacji (tamtejszy odpowiednik gildii). Na wojnie wszak wszystkie chwyty dozwolone, więc społeczność niejako przywykła, że takie rzeczy w EVE Online to norma. W końcu „EVE is real”. Tym razem rzucę nieco światła na inną mroczną stronę gier MMO. Było już o cyberseksie, prostytucji i domach publicznych, a teraz przyszła pora na przestępczą naturę niektórych graczy. Zapnijcie pasy, bo szykuje się prawdziwy emocjonalny rollercoaster.
Ostrzeżenie: tekst zawiera drastyczne treści.
Przestępczość w MMO to przykra norma
Nie mam tutaj na myśli growej przestępczości, bo takie systemy posiada w zasadzie tylko kilka tytułów. Przykładowo w ArcheAge można było trafić do więzienia, istniała nawet frakcja piratów koncentrująca się na szkodliwych działaniach itp. W tym przypadku chodzi o różne kradzieże kont oraz inne nielegalne działania. W końcu nadal nie brakuje osób, które jako hasło ustawiają datę swego urodzenia lub logują się w podejrzanych miejscach, korzystając z prawdziwych danych.
Bywa również i tak, że „kolega” oszuka kolegę, przywłaszczając sobie jego wirtualne dobra. Czasami jakiś szpieg dostanie się do gildii tylko po to, by ją okraść. Dlatego miejcie się na baczności, nawet (a może zwłaszcza!) w sieciowych produkcjach. Takie właśnie sytuacje przedstawię w tym tekście. Zaznaczam również, że w niektórych opisanych poniżej przypadkach źródła nie są zgodne co do szczegółów. Starałem się wszystko omówić jak najuczciwiej, ale mogły się wkraść pewne nieścisłości, o czym wolę zawczasu uprzedzić i za co serdecznie przepraszam.
TEKST PREMIUM
Treści premium mogą powstawać głównie dzięki Waszemu wsparciu jako czytelników serwisu GRYOnline.pl. Prace nad takimi materiałami wymagają więcej czasu i wysiłku, więc jeśli chcecie czytać podobnego rodzaju content oraz wspierać jakościowe dziennikarstwo, zachęcamy do wykupienia abonamentu.
Wykup Abonament Premium GRYOnline.pl
Więcej tekstów, których powstanie było możliwe dzięki Waszemu wsparciu, znajdziecie tutaj.
Deweloper tworzył przedmioty, aby na nich zarabiać
Dungeon Fighter Online nie jest w Polsce zbyt popularny, ale jeśli chodzi o skalę globalną, to jedna z czołowych produkcji. Zwłaszcza w Azji, gdzie regularnie znajduje się w topce wszelkich rankingów. Kilka lat temu okazało się jednak, że jeden z członków administracji gry nadużywał swoich uprawnień. W latach 2020–2022 tworzył wirtualne przedmioty o dużej wartości, a następnie sprzedawał je NPC na swoich alternatywnych kontach.
Gdyby w ten sposób psuł jedynie ekonomię serwera Dungeon Fightera Online, nie byłoby aż takiej afery. Wymieniał jednak uzyskane złoto na prawdziwe pieniądze! Oczywiście nielegalnie, bo w grach MMO tzw. RMT (real-money-trading) to rzecz oficjalnie zabroniona. Ile więc zarobił nasz admin? W ciągu 2 lat wygenerował około 7 bilionów złota, dzięki czemu prawdopodobnie łącznie zarobił 2 miliony dolarów.
Jakim cudem nie udało się go złapać wcześniej? Administrator Dungeon Fightera Online dobrze wiedział, co robi. Ekonomia gry była ściśle monitorowana, więc nie tworzył przedmiotów hurtowo, a do tego sprzedawał je w małych ilościach. W końcu jednak ktoś się zorientował, a były już pracownik ostatecznie przyznał się do winy. Z jego powodu do gry wprowadzono nowe zabezpieczenia oraz wytyczne dla obsługi. Twórcy przeprosili również graczy i rozdali rekompensatę.
16 października 2023 roku w Korei Południowej odbyła się pierwsza rozprawa w tej sprawie. Postawiono oskarżonemu zarzut oszustwa na dużą skalę i zażądano kary 7 lat więzienia, a także grzywny w wysokości 2 milionów dolarów. Główny zainteresowany nie zgodził się z jej wysokością, argumentując, że nie udało mu się wymienić całego złota. Co z tego wyniknie dalej? Czas pokaże.
Zabił za dług w Tibii
Uwaga, tekst zawiera drastyczny opis, +18
Ostrzeżenie, zanim przejdziecie dalej, upewnijcie się, że poznanie drastycznych szczegółów tej sprawy nie zepsuje Waszego dnia. W razie wątpliwości możecie od razu przeskoczyć do kolejnego nagłówka.
W 2007 roku brazylijski nastolatek zagrywał się ze swoim znajomym z sąsiedztwa w Tibię. Pożyczył od niego 20 tysięcy GP (wirtualna waluta, której wartość wynosiła wtedy niecałe 2 dolary), aby rozwinąć swoją postać. Nie był w stanie oddać mu długu, więc usunął go z wirtualnych kontaktów i zablokował możliwość komunikacji. To rozzłościło kolegę, który poszedł załatwić sprawę bezpośrednio. Upewnił się, że matki chłopaka nie ma w domu, a następnie go odwiedził.
W napadzie agresji pobił swojego dłużnika oraz dokonał aktów seksualnych. Gdy ten zagroził, że powie o wszystkim rodzicom, dusił go kablem od komputera. Po otrząśnięciu się z amoku postanowił ukryć ciało. Zwłoki były dla niego za ciężkie, więc użył ręcznej piły oraz noża, aby je rozczłonkować. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że jego ofiara nadal żyła.
Nastolatek odzyskał przytomność, ale to niczego nie zmieniło. Kiedy wierzyciel uporał się z nogami, zajął się torsem. Po fakcie pozostawił w różnych miejscach w domu części ciała, które ostatecznie znalazł brat chłopaka. Mordercy nie trzeba było długo szukać i szybkie śledztwo potwierdziło jego winę. Trafił do więzienia na 3 lata, a lekarze potwierdzili, że był chory psychicznie. Rodzina w przeszłości wielokrotnie wysyłała go do psychiatrów i próbowała leczyć, ale bez skutku.
W tej historii różne źródła podają odmienne informacje, czasami sprzeczne. Jedni mówią o pożyczeniu 20 tysięcy reali brazylijskich, inni twierdzą, że chodzi o wspomniane GP. Do tego dochodzi kwestia grania w Tibię i mówi się o ich własnym, prywatnym serwerze, od którego morderca został odłączony, a nie tylko o usunięciu z listy znajomych. Niektórzy twierdzą również, że wyrył na piersi ofiary symbole Tibii. Dodam, że zdjęć ze sprawy szukacie na własną odpowiedzialność. Te szczegóły nie zmieniają jednak jednego – szesnastolatek zabił dwunastolatka z powodu długu w wirtualnym świecie.
Admin Old School RuneScape’a okradał graczy
Kilka lat temu (rok 2018) głośno było o Old School RuneScapie, a wszystko za sprawą pracownika firmy Jagex, znanego jako Mod Jed, który nieco za bardzo interesował się kontami graczy. Budziły jego niezdrową ciekawość na tyle, że je okradał, przesyłając sobie ich złoto. Nie całe, ale skubał po troszeczku, czasami zabierając również przedmioty. W ten sposób miał przywłaszczyć miliardy złota o wartości ponad 200 tysięcy dolarów. W niektórych przypadkach kasował nawet rzadki sprzęt z konta, jeśli nie mógł go sprzedać.
Z czasem sprawa wyszła na jaw i została przekazana policji. Nie obyło się oczywiście bez przepraszania graczy, a także zwrotu skradzionych dóbr. Całość jest o tyle ciekawa, że oberwało się również firmie Jagex, która ponoć źle przeprowadziła śledztwo i niesłusznie (a raczej – jak się okazało – po prostu za wcześnie) zwolniła pracownika, łamiąc tym samym prawo. Rzeczony Mod Jed ostatecznie okazał się winny zarzucanych mu czynów, a dowody wskazują, że na różne sposoby okradł co najmniej 69 graczy, wykorzystując nie tylko swoje konto, ale również innych administratorów.
Sam Mod Jed to w pewnym sensie legenda wśród graczy w Old School RuneScape’a. Podobno był zamieszany w ataki DDoS w trakcie finałowych starć PvP na serwerze typu DMM (Deadman Mode), kiedy w zabawie uczestniczyła wspierana przez niego gildia RoT (Reign of Terror). Warto wspomnieć, że w zawodach można było wygrać 10 tysięcy dolarów. Niektórzy wskazują, że po jego zwolnieniu rzeczonemu klanowi już nie szło tak dobrze, ale oczywiście mógł to być czysty przypadek.
Sam RoT znany był ze stosowania nieczystych taktyk, jak wspominane ataki DDoS czy doxxing. Do tego Mod Jed miał zdradzać tej gildii różne tajemnice bądź udostępniać lub kraść nieaktywne konta, aby klanowicze mieli unikalne nazwy postaci, zawierające tylko jedną literę, jak „Y”, „V”, „G” czy „F”. A to jedynie wierzchołek tej góry lodowej! Ile w tym wszystkim prawdy? Biorąc pod uwagę liczbę zgłoszeń, nie wygląda to za dobrze, a kto wie, czy nie było tego znacznie więcej!
Ubezpiecz swoje przedmioty z gry!
Skoro o kradzieżach w MMO mowa, warto również wspomnieć o zabezpieczeniach! W 2018 roku firma PLAY oferowała specjalny pakiet ubezpieczeniowy „Bezpieczny gracz”. W jego ramach można było ubezpieczyć wirtualne przedmioty, konta czy środki płatnicze w grze. Proponowano również odszkodowanie w przypadku ataku hakerów!
Koszt takiego zabezpieczenia był stosunkowo niski, bo w standardowej wersji wynosił 2 zł miesięcznie, a w wydaniu premium 6 zł. Odszkodowanie z kolei wynosiło od 300 do 800 zł. Gorzej wyglądała kwestia udowodnienia ewentualnej straty, a także kwestia rzeczoznawcy i walka o ubezpieczenie, ale sama idea wydaje się ciekawa! Może niepraktyczna (no bo kto rozsądnie wyceni wartość konta?), ale z pewnością interesująca.
Wydał milion skradzionych dolarów na mobilne MMO
Podobno pierwszy milion trzeba ukraść. A najlepiej wydać go na mobilną grę MMO! Najwidoczniej tak pomyślał pewien Amerykanin, który przez 7 lat pracy w firmie Holt of California (lata 2008–2015) przywłaszczył sobie około 5 milionów dolarów. Większość tej kwoty wydał na różne atrakcje w postaci luksusowych samochodów, wyposażenia do domu, operacje plastyczne i... grę MMORPG.
Nie, to nie żart, około miliona ukradzionych dolarów poszło na mikrotransakcje w mobilnym Game of War. Swego czasu była to podobno popularna produkcja. Nie jestem w stanie tego zweryfikować, ale faktycznie było o niej głośno dzięki hollywoodzkim reklamom oraz ogromnym kwotom pompowanym w marketing. W końcu niecodziennie tytuł tego typu pojawia się na Super Bowl lub korzysta z wizerunku Kate Upton, Mariah Carey czy Conora McGregora. Jak widać, była to gra grzechu warta, chociaż dzisiaj już mało kto o niej pamięta.
Polski akcent na znacznie mniejszą skalę
Również u nas nie brakuje tego typu cwaniaczków, ale działających na znacznie mniejszą skalę. Jeden z mieszkańców Siedlec wykorzystał znalezioną kartę kredytową, aby kupić w mobilnym MMORPG (przypuszczalnie League of Angels 2) wirtualną walutę, tzw. topazy. Wydał w ten sposób aż 3 tysiące zł! Za ten czyn groziło mu do 10 lat więzienia, więc moi drodzy, lepiej nie wyznawać zasady „znalezione niekradzione”, tylko oddać, co nie Wasze, policji.
Kryminalny półświatek nastolatków w Robloxie
Roblox to gra będąca prawdziwą platformą-usługą do tworzenia własnych produkcji. To niezwykle popularny tytuł wśród młodzieży, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Jego fenomen polega na tym, że można zarabiać na stworzonych w nim trybach czy mapach. Coś podobnego oferuje również Fortnite w trybie kreatywnym, ale Roblox pod tym względem nie ma sobie równych, dając graczom mnóstwo narzędzi. Co w tym złego?
Roblox płaci graczom w walucie robux, którą można wymienić na prawdziwe pieniądze. Kurs nie jest zbyt opłacalny, ale to nie przeszkadza młodocianym w ten sposób zarabiać. Z tego powodu gra jest regularnie oskarżana o wykorzystywanie pracy dzieci. Twórcy nic sobie z tego nie robią, argumentując nawet, że dzięki nim niektórzy ludzie z biednych krajów mogą w ten sposób zarobić na życie.
Jest również i druga strona medalu, czyli kryminalny półświatek nastolatków polujących na ofiary. Naciągają innych graczy, zmuszając lub zachęcając ich do pożyczenia konta, które następnie okradają. Ich ofiarami są zazwyczaj młodzi gracze. Roblox był wykorzystywany (i ponoć nadal jest) jako platforma do rekrutowania członków sekt lub grup terrorystycznych. Istnieje kilka udokumentowanych przypadków, że poprzez ten tytuł (oraz kilka innych) próbowano zwerbować młodociane osoby do czegoś nielegalnego lub niebezpiecznego.
Dwóch niepełnoletnich graczy udawało nawet terrorystów ISIS w Robloxie! Policja odkryła światy zaprojektowane tak, aby gracze mogli odgrywać rolę terrorysty. Chodziło o faktyczny roleplay o zabijaniu przeciwników ISIS, łącznie z odcinaniem głów, torturowaniem czy udawaniem propagandysty. Znaleziono również miejsca mające odwzorowywać regiony Iraku oraz Syrii, aby zainteresowani mogli dokonywać symulacji ataków i działań terrorystycznych. W przypadku wspomnianych chłopców potwierdzono, że byli w kontakcie z człowiekiem podejrzanym o terroryzm.
Farmienie złota w grach, aby godnie żyć
Farmienie złota w grach to kolejna mroczna strona MMO. Są kraje, w których zamiast pójść do standardowej pracy, o wiele bardziej opłaca się grać. A konkretnie grać, aby zdobywać walutę w hurtowych ilościach i następnie sprzedawać ją na aukcjach. Większość gier zabrania czegoś takiego w swoich regulaminach, ale to nie przeszkadza graczom, aby się z tego nielegalnie utrzymywać.
Proceder ten jest popularny przede wszystkim w Korei Południowej oraz Chinach. Swego czasu niektórzy utrzymywali się w ten sposób w Wenezueli czy Brazylii (część osób nadal to robi). Warto dodać, że w tych krajach złota nie farmiło się w World of Warcraft, ale w RuneScapie oraz Tibii. Również w Polsce nie brakuje ludzi, którzy tak zarabiają – wystarczy rzucić okiem na Allegro.
Pralnie cyfrowych pieniędzy
Mikrotransakcje to kolejny nietypowy sposób na pranie brudnych pieniędzy. Jak to działa? Zadziwiająco prosto! Skradziona karta kredytowa lub konto PayPal wykorzystywane jest do wykupienia przedmiotów kosmetycznych z item shopu jakiejś gry. Złodziej tworzy konto w darmowej produkcji, np. w Fortnicie, a następnie nabywa V-dolce oraz skórki. Potem wystawia tak „odpicowane” konto na sprzedaż, np. na eBayu lub w innym serwisie aukcyjnym. Przy odrobinie szczęścia nie tylko zarobi tyle, ile „wydał”, ale jeszcze zgarnie coś ekstra.
To oczywiście sytuacja czysto teoretyczna, chociaż nie brakuje przykładów całkiem praktycznych. W 2008 roku w World of Warcraft była grupa zajmująca się sprzedawaniem złota z gry oraz praniem pieniędzy. Tą drogą ludzie ci przeszmuglowali z Korei Południowej do Chin aż 38 milionów dolarów w ciągu 18 miesięcy. Szczegóły na temat ich działań nie są w pełni znane, ale całość związana była również z kradzieżą kont. Wiadomo jedynie, że szajka została rozbita. Z pewnością jednak nie było to jedyne ugrupowanie działające w ten sposób.
Kradzież wirtualnych dóbr to przestępstwo – również w Polsce!
Jest kilka przykładów z naszego kraju zgłoszenia kradzież konta w grze. Policja musiała wtedy reagować, a często kończyło się to sprawą sądową. Przykładowo w 2011 roku siedemnastolatek z Łodzi ukradł zbroję w Metinie 2 starszemu koledze z Olsztyna. Jej wartość wyceniono na 500 złotych.
Trzeba tutaj zaznaczyć, że panowie regularnie ze sobą grali, wymieniali się ekwipunkiem, a także znali dane do swoich kont. Siedemnastolatek w pewnym momencie postanowił zalogować się na konto kolegi i przywłaszczyć sobie wspomniany sprzęt. Jego znajomy zgłosił sprawę na policję, a całość rozwiązał sąd rodzinny. Młodemu graczowi groził poprawczak, więc oddał „przetrzymaną nieco za długo” zbroję i wszystko rozeszło się po kościach, ale podobno dostał zakaz gry w Metina 2!
Skasowała wirtualnego męża w MapleStory
O małżeństwach w grach MMO pisałem przy okazji pierwszej edycji artykułu. Tam przedstawiałem je jako formę zarabiania oraz możliwość zdobywania intratnych bonusów. Nie zawsze jednak taki wirtualny związek dobrze się kończy. W takim MapleStory w 2008 roku dwójka Japończyków postanowiła wejść w bliższą relację w grze. Wzięli cyfrowy ślub i wszystko wyglądało dobrze – aż do nagłego rozstania.
Mężczyzna w pewnym momencie porzucił swoją kobietę, ale ta nie puściła mu tego płazem. Zalogowała się na jego konto w grze, a następnie uśmierciła mu postać, kasując ją. Warto tutaj zaznaczyć, że cały czas chodzi o wirtualną znajomość. Poszkodowany zgłosił sprawę na policję, która oskarżyła „wirtualną żonę” o nielegalne użycie cudzego komputera oraz manipulację danymi elektronicznymi. Groziło jej do 5 lat odsiadki oraz 5 tysięcy dolarów grzywny.
W tym wszystkim wiadomo, że para nie była ze sobą w związku w realnym świecie. Ich relacja dotyczyła tylko MapleStory, a oskarżona poczuła się zdradzona zachowaniem swojego „wirtualnego męża”. W końcu porzucił ją bez słowa wyjaśnienia – więc się zemściła. Nie planowała jednak odegrać się na nim w realu, ograniczyła się do MapleStory. Raczej nie spodziewała się, że sprawiedliwość dosięgnie ją w rzeczywistości. Trzeba przy tym podkreślić, że policji nie chodziło o samo „zabicie” postaci, tylko nielegalne wykorzystanie czyjegoś konta.
Zerwał z nią w grze, więc postanowiła go porwać
W 2008 roku w stanie Delaware w USA sprawa cyfrowych relacji potoczyła się zupełnie inaczej. Kobieta planowała porwać mężczyznę, którego poznała za pośrednictwem Second Life. Tworzyli wirtualny związek, ale jegomość postanowił go zakończyć, gdy spotkali się w „pierwszym życiu” (znaczy – w tym prawdziwym!). Mężczyzna ponoć uznał, że jego wirtualna druga połówka nie przypomina jej awatara z gry.
Kobieta nie przyjęła tego zbyt dobrze. Przyjechała do jego miejsca pracy, a następnie próbowała go porwać. Nie udało jej się to, więc dwa tygodnie później wyśledziła, gdzie mieszka. Następnie włamała się do jego domu i czekała na niego z kajdankami, rolką taśmy klejącej, paralizatorem, wiatrówką na śrut BB oraz swoim psem. Którego zresztą przy pomocy taśmy zakneblowała w łazience, bo za bardzo hałasował. Jak to wszystko się skończyło?
Mężczyzna, gdy wszedł do domu, zauważył na swojej klatce piersiowej celownik laserowy i zwyczajnie uciekł. Tak samo zresztą zrobiła kobieta, ale wkrótce policja ją odnalazła. Na szczęście w tym przypadku obyło się bez drastycznych komplikacji, choć finałowych konsekwencji całego zamieszania nie znamy.
Jak sami widzicie, gry MMO mają swoją mroczną stronę. I to niejedną, ponieważ powyższe sytuacje to tylko kilka przykładów. Kto wie, co jeszcze dzieje się w wirtualnych światach pełnych graczy? Tego możemy się jedynie domyślać i liczyć na to, że niektóre sprawy z czasem ujrzą światło dzienne, aby można było je opisać. Tak ku przestrodze. Jedno jest pewne, dla wielu osób te tytuły to nie tylko zwykłe hobby, a coś znacznie więcej. Co czasami prowadzi do tragedii lub innych nieprzyjemności. Nigdy nie wiadomo, kto siedzi po drugiej stronie i czy dla niego to również „tylko gra”. Myślę, że warto o tym pamiętać, ale też... nie dajmy się zwariować.







