Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 2 sierpnia 2006, 10:27

autor: Jacek Hałas

Just Cause - przedpremierowy test

Opisywany tytuł bierze to co najlepsze z takich gier jak „Total Overdose”, „GTA: San Andreas”, czy „Boiling Pointa”. Następnie wszystko to pomnażane jest średnio przez trzy, wrzucane do jednego kotła i przygotowywane z z mistrzowską precyzją...

Uwielbiam takie niespodzianki! UWIELBIAM! Otrzymujesz do testów grę, o której jak dotąd niewiele się mówiło. Instalujesz ją obawiając się przy tym, że będzie to: a) kolejna prosta konsolówka, w której jesteś prowadzony za rączkę, a wszystkie czynności wykonujesz zgodnie z ustalonym przez producentów schematem; b) kompletnie niegrywalny, wieszający się przy każdej okazji gniot, który do oficjalnej premiery niewiele się już zmieni. Nie ukrywam, iż takie dwa scenariusze zrodziły się w mojej głowie. Pierwszy wariant wynikał z publikowanych przez autorów screenów, które nie powalały niczym szczególnym. Ponadto miałem na uwadze to, że grę zdecydowano się równolegle wydać na wcześniejszą generację konsol, a jak wiadomo wszyscy znani produceni przestawili się już na najnowsze platformy. Druga opcja wynikała natomiast z niemiłych wspomnień towarzyszących obcowaniu z grą „Boiling Point”. „Just Cause” zapowiadał się bardzo podobnie, zarówno pod względem prezentowanych klimatów, jak i planowanego rozmiaru świata gry. Na całe szczęście moje obawy okazały się być bezpodstawne. Miałem co prawda do czynienia z wersją beta gry (dość zaawansowaną), a nie finalnym produktem, aczkolwiek już teraz można spokojnie założyć, iż będzie to jeden z większych hitów nadchodzących miesięcy. Opisywany tytuł bierze to co najlepsze z takich gier jak „Total Overdose”, „Chrome”, „GTA: San Andreas”, czy wspomnianego wyżej „Boiling Pointa”. Następnie wszystko to pomnażane jest średnio przez trzy, wrzucane do jednego kotła i przygotowywane z mistrzowską precyzją. W rezultacie zapowiada nam się produkt, który pomimo kilku mniej lub bardziej widocznych uchybień, o których w kolejnych akapitach szerzej wspomnę, powinien oczarować praktycznie każdego gracza, głównie za sprawą otwartego schematu rozgrywki i tropikalnych klimatów, do których chętnie się powraca.

Poważni agenci w wolnych chwilach... no właśnie, co robią? ;-)

Zanim przejdę do omówienia najciekawszych kwestii związanych z właściwą zabawą, kilka słów na temat opracowanego wątku fabularnego, a także typów zadań, do których w finalnej wersji będziemy mogli przystępować. Już na starcie wypadałoby dodać, iż do wielu spraw opisywana produkcja podejdzie w nieco żartobliwy sposób. Tyczy się to zarówno formy prezentacji głównego bohatera i otaczającego go świata, jak również napotykanych w trakcie zabawy postaci niezależnych. Akcja „Just Cause” osadzona została gdzieś w Ameryce Południowej. Konkretnie mamy do czynienia z małym (z geograficznego punktu widzenia) archipelagiem wysp o nazwie San Esperito. W trakcie zabawy wcielamy się w postać Rico Rodrigueza, agenta CIA, wysłanego w to miejsce celem obalenia tutejszego prezydenta – Salvadora Mendozy. Na miejscu będziemy mogli współpracować z dwoma innymi członkami agencji (Sheldon i Kane), a także samymi rebeliantami, pomagając im w przejmowaniu kontroli nad kolejnymi sektorami wyspy.

Podobnie jak w wielu innych grach z tego gatunku, w finalnym produkcie będziemy mieli do czynienia z dwoma typami misji. Obowiązkowych zadań teoretycznie jest niewiele. Nie trzeba się tym jednak zbytnio przejmować. O ile początkowe etapy można zaliczyć bez większych problemów, o tyle kolejne wymagają już zazwyczaj posiadania potężnego uzbrojenia i dobrego rozpoznania terenu. Jeśli chodzi o same misje, w testowanej przeze mnie wersji były one dopracowane i jednocześnie dość ciekawe. Wyraźnie widać, iż autorzy do ich wykonania bardzo się przyłożyli. Myślę, że najlepiej będzie jeśli dokładniej przedstawię jeden z takich poziomów. Na pokładzie śmigłowca musimy przedostać się w okolice pewnego masywu górskiego, gdzie zamiast obiektu cywilnego ma znajdować się baza wojskowa. Po dotarciu na miejsce możemy spróbować bezpiecznie wylądować, skorzystać ze spadochronu, bądź też pozostać dłużej w powietrzu i wyeliminować kilka celów naziemnych, sporo przy tym ryzykując (niektórzy żołnierze mają wyrzutnie rakiet). Właściwa część tej misji również może być zaliczana na kilka różnych sposobów. Do wyznaczonych celów można bowiem docierać w dowolnej kolejności, korzystając przy tym z innych środków transportu lub poruszając się o własnych siłach. Następnie należy odnaleźć pewien terminal, tak aby móc zapobiec wystrzeleniu kilku rakiet. Całość wieńczy świetnie wykonana eksplozja, będąca już filmikiem przerywnikowym. Inne poziomy prezentują się równie ciekawie. Musimy na przykład przejąć cenny transport narkotyków, uwolnić jednego z przywódców rebeliantów, wysadzić w powietrze pilnie strzeżoną elektrownię, czy też bronić stacji nadajnikowej, w trakcie gdy jeden z rebeliantów zajmuje się nadawaniem ważnego przekazu. Warto w tym miejscu jeszcze raz zaznaczyć, iż zdecydowana większość misji stawia na dużą nieliniowość. Do danego problemu można zazwyczaj podejść na kilka różnych sposobów.

Kochani. W tropikach jest cudownie. Trochę do nas strzelają, ale można się przyzwyczaić.

W przypadku zadań dodatkowych możemy liczyć na jeszcze większą różnorodność. Także i tutaj dostępne misje wypadałoby podzielić na dwie różne grupy. Zdecydowanie ważniejszą rolę odgrywają zadania, dzięki którym można przejąć kontrolę nad danym sektorem wyspy. Pomimo tego, iż misje te miały bardzo zbliżony do siebie przebieg, podchodziłem do nich z dużym entuzjazmem, szczególnie, że pojedynki zazwyczaj były dość zażarte. W przypadku odbijania mniejszych wiosek najczęściej jest tak, iż musimy zniszczyć kilka masywnych blokad. Na koniec czeka na nas jeden z oficerów, który jest swego rodzaju minibossem. Przejmowanie kontroli nad większymi miasteczkami jest zazwyczaj zdecydowanie trudniejsze. W tym przypadku musimy już zlikwidować odpowiednią ilość jednostek. W większości walk dodatkowym utrudnieniem jest obecność śmigłowców, pojazdów opancerzonych czy nawet czołgów, do których jeszcze powrócę. W celu przejęcia pełnej kontroli nad takim sektorem musimy z kolei dotrzeć do zaznaczonej na mapie flagi. Wykonywanie tych czynności ma swoje liczne zalety, o których postaram się w kolejnych akapitach dokładniej opowiedzieć. Oprócz tego możemy przystępować do tradycyjnych zadań. Są one najczęściej stosunkowo proste. Musimy na przykład zlikwidować znajdujących się w okolicy żołnierzy wroga, odzyskać ważną walizkę, odnaleźć określony samochód, czy też dokładniej zbadać wyznaczone miejsce na mapie. Warto jednocześnie dodać, iż zadania te przydzielane są w losowy sposób. Jest ich jednak bardzo dużo.

No dobrze... skończmy już może z misjami, albowiem chciałbym powiedzieć Wam więcej na temat terenu, po którym w trakcie zabawy będziemy mogli się przemieszczać. Już na samym starcie wypadałoby powiedzieć, iż świat gry jest ogromny. Pozwólcie, że jeszcze raz to powtórzę – OGROMNY! Nie miałem jeszcze do czynienia z tytułem z tego gatunku, w którym dysponowalibyśmy tak dużą swobodą działania. Jeśli ktoś sądził, że obszary w „GTA: San Andreas” były sporych rozmiarów, to w momencie premiery finalnej wersji „Just Cause” będzie raczej musiał zweryfikować swoje poglądy na tę sprawę. Teren w „Just Cause” jest bowiem zdecydowanie większy. Mamy tu do czynienia z jedną centralną wyspą, która sama w sobie spokojnie mogłaby wystarczyć. Oprócz tego mamy też jednak kilka innych wysepek, o których nie można powiedzieć, że są małe. „Just Cause” jest jedną z nielicznych pozycji, w których przedostanie się z jednego końca mapy na drugi naprawdę mogłoby zająć sporo czasu, nawet wtedy, gdy wykorzystałoby się szybszy środek transportu.

Już biegnę! Nie zaczynajcie z tymi eksplozjami beze mnie!!

W tym miejscu wielu graczy zadałoby zapewne ważne pytanie – w jak dużym stopniu przygotowanie gigantycznej mapy świata odbiło się na poziomie szczegółowości? W moim osobistym przekonaniu – w stosunkowo niewielkim. Jak można się łatwo domyślić, z racji tego, iż mamy do czynienia z tropikalnymi wysepkami znaczną część mapy formują dżungle i inne niezamieszkałe tereny. Wszystko to zostało jednak podane w taki sposób, że uproszczeń tych nie odczuwa się. Ba! Praktycznie nieograniczone pole widzenia sprawia, iż średnio co kilka minut chciałoby się na dłużej zatrzymać w danym miejscu w celu dokładniejszego rozejrzenia się po okolicy. Z pomocą przychodzą tu liczne nierówności terenu, dzięki którym niejednokrotnie roztaczają się przed nami przepiękne widoki, bijące na głowę ofertę konkurencyjnych produkcji. Ano właśnie... w grze nie zabrakło również obszarów górzystych. Na większość szczytów można przedostać się wyłącznie za pośrednictwem śmigłowca. Trafiają się też jednak nieliczne wyjątki. Świetnym przykładem może tu być nieaktywny krater wulkanu, do którego prowadzi wyjątkowo kręta i przy tym bardzo długa dróżka. Takich niespodzianek przygotowano zdecydowanie więcej. W szczególności widać to na przykładzie mniejszych wysepek, na których zlokalizowano różnorakie atrakcje, jak chociażby ogromne składowisko soli. Nieco gorzej przedstawia się kwestia wiosek, szczególnie tych, które w dodatkowych misjach możemy próbować odbijać. Są one bardzo do siebie podobne. Brakuje też większej ilości dużych miast, choć z racji prezentowanej tematyki jest to w pełni zrozumiałe. Tak czy siak, zdecydowanie nie ma na co narzekać, tym bardziej, iż świat gry wcale nie jest statyczny. W wielu miejscach jesteśmy świadkami zaciętych walk pomiędzy rebeliantami, a siłami rządowymi. Do pojedynków tych można się oczywiście aktywnie włączać. Na większości dróg mijamy sporą liczbę pojazdów. W miastach i wioskach spotykamy z kolei wielu cywilów, którzy w wyraźny sposób próbują reagować na mające miejsce w okolicy walki (tj. uciekają gdzie pieprz rośnie ;-)).

Hmm... jestem tu, a mam dostać się TAM... może pojadę na skróty? ;-)

Po wyspie nie musimy się oczywiście poruszać o własnych siłach, gdyż zajęłoby to zbyt dużo czasu. Testowana przeze mnie wersja beta gry na tym konkretnym polu zdawała się przypominać przywołaną już wcześniej serię „GTA”. Za sterami różnorakich maszyn spędzimy co najmniej połowę czasu gry. Warto byłoby więc się im bliżej przyjrzeć. Zdecydowanie najczęściej będziemy mieli do czynienia z klasycznymi pojazdami i trzeba przyznać, że jest tu w czym wybierać. W przeciwieństwie do wielu innych tego typu gier, w których zazwyczaj sterujemy lśniącymi sportowymi bolidami, tym razem przeważają zdezelowane starocie. Mamy tu malutkie hatchbacki, różnorakie vany, pick-upy, półciężarówki, monster trucki, autobusy, sedany, a nawet wozy kempingowe. Nie zabrakło oczywiście aut sportowych, choć z racji niewielkiej ilości autostrad nie korzysta się z nich zbyt często. Do jazdy w terenie najbardziej przydają się wozy z napędem na cztery koła. W tym przypadku zadbano o kilka odmian popularnego hummera. Co ciekawe, niektóre z aut są wyposażone w działka maszynowe. Niestety, żeby móc z nich skorzystać należy zatrzymać się i zająć odpowiednią pozycję z tyłu.

Wyraźnie kuleją natomiast moduły odpowiedzialne za generowanie uszkodzeń oraz symulowanie kolizji. W tym pierwszym przypadku musimy się przede wszystkim liczyć z tym, że jedynie najpoważniejsze stłuczki odbiją się na pogorszeniu wyglądu oraz osiągach pojazdu. Całkowite zniszczenie auta jest bardzo trudne. Warto jednocześnie dodać, iż z płonącej maszyny w efektowny sposób można wyskoczyć. To nie jedyny trik przewidziany przez producentów. Jeszcze ciekawiej prezentują się gotowe wyczyny kaskaderskie. Zaczynamy od wskoczenia na dach swojego auta, następnie przeskakujemy na znajdujący się w pobliżu inny samochód i wreszcie w wyjątkowo efektowny sposób wypychamy jego kierowcę. Manewr ten jest nie tylko bardzo efektowny, ale i nadzwyczaj przydatny, szczególnie gdy siedzi się w mocno zniszczonym aucie, a w okolicy roi się od wrogich jednostek. Wróćmy jeszcze na chwilę do mających miejsce w trakcie jazdy kolizji. W testowanej wersji prezentowały się one słabo. Przykładowo, po zderzeniu z drzewem sterowane auto błyskawicznie zatrzymywało się. Miejmy nadzieję, że finalna wersja gry zaskoczy nas jakimiś pozytywnymi zmianami. Sporym ułatwieniem jest natomiast możliwość przenikania przez malutkie krzaki i drzewka. Jest to mile widziane podczas rozgrywania pościgów w dżungli. Model jazdy jest natomiast dość przyjemny i przypomina to co miało do zaoferowania „GTA: SA”. Autami można w fajny sposób zarzucać, a jeszcze ciekawiej jedzie się z przestrzelonym kołami.

Ha! I kto mówił, że nie potrafię tej broni obsługiwać?!

Z pojazdów lądowych warto też zwrócić uwagę na auta opancerzone i czołgi, które pojawiają się w trakcie rozgrywania najtrudniejszych walk, a także motocykle. Jest ich dosyć dużo. Mamy klasycznego policyjnego choppera, terenowego quada, maleńką motorynkę, skuter, typowy ścigacz, a nawet maszynę w stylu retro. Z racji tego, iż działania prowadzi się na obszarze otoczonym ze wszystkich stron wodą, istotną rolę odgrywają również łodzie. Także i tu jest w czym wybierać. Zadbano zarówno o wolne, ale niezwykle wytrzymałe łodzie patrolowe, jak i wyjątkowo szybkie, ale trudne w prowadzeniu ścigacze. Z innych ciekawych maszyn warto też zwrócić uwagę na majestatyczne żaglówki oraz skutery wodne, dzięki którym w szybki i łatwy sposób można dotrzeć do wybranego celu. Na koniec pozostały nam maszyny, dzięki którym można wznieść się w powietrze. Zdecydowanie przeważają tu różnorakie śmigłowce. Głównie są to cywilne, nieuzbrojone jednostki. W dalszej części zabawy pojawiają się też jednak śmigłowce Apache. Maszynami tymi operuje się w bardzo prosty sposób. Szczególnie powinno się to spodobać tym graczom, którzy nie mogli sobie poradzić z przekombinowanym sterowaniem w „GTA: San Andreas”. W trakcie zabawy możemy też korzystać z myśliwców czy klasycznych dwupłatowców. Na uwagę zasługuje również spadochron, który pozwala wyjść cało z niejednej opresji. Z większości pojazdów można się bowiem katapultować. Inne ciekawe zagranie daje nam możliwość podczepienia linki z hakiem do przejeżdżającego pojazdu czy motorówki.

Przemieszczanie się bez użycia jakichkolwiek środków transportu w wielu misjach jest wymagane i niestety już nie tak efektowne. Przede wszystkim, animacja ruchów głównego bohatera potrafi w niektórych sytuacjach nieprzyjemnie zaskoczyć. Zabrakło również znanych z takich gier jak „Max Payne” czy „Total Overdose” miłych dla oka kontrolowanych skoków. Sterowana postać wykonuje jedynie mało efektowne przewrotki. Eksterminacja jednostek wroga przez znaczną część zabawy nie sprawia większych problemów. Z pomocą przychodzi bardzo przydatna opcja przybliżenia obrazu, pozwalająca dokładniej wycelować w kolejnych wrogów. Dodatkowo, przy wielu pojazdach opancerzonych cele namierzane są w automatyczny sposób. Trochę może to irytować, gdyż zabawa staje się przez to prostsza. Poziom trudności zabawy nie został jednak wyważony w idealny sposób. Przez kilka pierwszych godzin gry właściwie o nic nie trzeba się martwić, gdyż przeciwnicy stawiają jedynie symboliczny opór, a sterowana postać sprawia wrażenie niezniszczalnej. Bardzo szybko pojawiają się jednak schody. Główne misje stają się coraz trudniejsze. Więcej problemów sprawia też podległe prezydentowi wojsko. Zastosowano tu sprawdzony w wielu innych grach patent kilkustopniowego pościgu. Na najwyższym poziomie jesteśmy atakowani przez kilka śmigłowców oraz uzbrojonych w ciężką broń żołnierzy. Ucieczka w takich warunkach sprawia zazwyczaj mnóstwo problemów. Na szczęście w przypadku utraty życia tracimy jedynie posiadany ekwipunek i jesteśmy automatycznie przenoszeni do najbliższej kryjówki. Zachowują się też dotychczasowe postępy (odbite wioski, zdobyte sekrety itp.).

Proszę sobie nie przeszkadzać... ja tu tylko koszę trawę.

Skoro już wspomniałem o kryjówkach, to warto byłoby ten temat dodatkowo rozwinąć. Zastosowano tu bardzo zbliżony schemat do ostatnich odsłon serii „GTA”. Stan gry możemy zapisywać jedynie w dwóch typach sytuacji. Każda kryjówka posiadana określony pulpit, do którego wystarczy się jedynie zbliżyć. Dodatkowo po zakończeniu każdego głównego etapu gry pojawia się opcja wykonania save’a. W trakcie rozgrywania misji nie jest to niestety możliwe. Kryjówki oferują też wiele innych przydatnych bonusów. Do każdej z nich przyporządkowany jest jeden, najczęściej rzadko spotykany wehikuł. Ponadto za darmo możemy uzupełnić stan amunicji oraz zregenerować pasek zdrowia. Gdyby tego było jeszcze mało, duży garaż jest w stanie pomieścić ulubione pojazdy, tak aby przy powtórnym wczytaniu gry nie trzeba ich było ponownie szukać. Dostęp do kolejnych kryjówek najczęściej odblokowywany jest wraz ze zdobywaniem punktów respektu i awansowaniem w szeregach dwóch różnych organizacji, również próbujących doprowadzić do obalenia prezydenta. Punkty respektu zdobywa się także za podnoszenie zaznaczonych na mapie paczek. Niektóre z nich umieszczono w bardzo niewygodnych miejscach, np. na zboczu góry. Korzystając z okazji warto jest również zwrócić uwagę na stosunkowo pokaźny arsenał broni. Możemy korzystać z różnorakich pistoletów, karabinów (maszynowych i snajperskich), shotgunów, wyrzutni rakiet, czy materiałów wybuchowych. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu wyjątkowo przydatny granatnik. Z racji tego, iż działania prowadzone są na bardzo dużym obszarze nie zabrakło również szczegółowych map – otoczenia i politycznej, która pokazuje przejęte przez nas sektory.

Bardzo ciekawi mnie to w jaki sposób gracze ocenią oprawę wizualną finalnego produktu. „Just Cause” byłby bowiem jednym z pewniaków do otrzymania nagrody za umiejętne maskowanie różnorakich uproszczeń graficznych. Nie ma się co jednak obawiać, gdyż nie jest ich zbyt wiele i nie są one znaczące. Jak na tytuł, w którym dysponujemy tak dużą swobodą działania jest więcej niż dobrze. Tak jak już wcześniej wspomniałem, na szczególną uwagę zasługują pięknie wykonane krajobrazy, które aż proszą się o to żeby uwieczniono je na widokówce. Jeszcze lepiej zrealizowano kwestię zmiany pór dnia. Niejednokrotnie zdarzało mi się zatrzymać auto przy brzegu i obserwować cudownie zrealizowany zachód Słońca. W ramach ciekawostki warto dodać, iż jazda nocą może sprawiać trochę problemów, gdyż jest nieco ciemniej niż w wielu konkurencyjnych produkcjach. Generalnie jednak nie przeszkadza to w zabawie, dodaje natomiast nieco realizmu do rozgrywki. Bardzo dobrze oddano również poczucie poruszania się z dużą prędkością. Podobnie jak w wielu ścigałkach, ekran lubi się wtedy nieco rozmywać. Przyczepiłbym się tylko do nieco sztucznie wykonanej wody, chociaż nie jest to nic poważnego. Wielu osobom może się ona nawet spodobać.

Działka naładowane. Rakiety na pokładzie. Kto mi podskoczy?

Najważniejsze jest w tym wszystkim to, że gra NIE MA wysokich wymagań sprzętowych. Na mojej karcie graficznej (GeForce 6600GT) na maksymalnych ustawieniach graficznych i przy rozdzielczości 1024x768 grze bardzo rzadko zdarzało się zwalniać. Przez znaczną część zabawy można się było cieszyć w pełni płynną rozgrywką. Spowolnienia najczęściej pojawiały się przy bardzo szybkiej jeździe lub wtedy, gdy na ekranie toczyły się wyjątkowo zażarte pojedynki. Nie zauważyłem również żeby „Just Cause” wymagał większej ilości pamięci RAM. 1GB w zupełności wystarcza. Producent powinien natomiast popracować trochę nad stabilnością rozgrywki, gdyż grze od czasu do czasu zdarzało się niestety „wykrzaczać”. Zwisy nie pojawiały się jednak zbyt często, głównie przy wychodzeniu z pojazdów. Sytuację ratowały też liczne kryjówki, w których można było bezpiecznie zapisać stan gry. Warstwa dźwiękowa gry prezentuje równie wysoki poziom wykonania. Zabrakło co prawda znanych z serii „GTA” stacji radiowych, ale za to w trakcie zabawy niejednokrotnie możemy posłuchać miłej dla ucha latynoskiej muzyki. Nieźle wypadły też kwestie mówione oraz odgłosy silników poszczególnych pojazdów. Jedynym wyjątkiem były niektóre motocykle, ale to mało znacząca kwestia.

„Just Cause” zapowiada się na wielki hit, przy którym przeciętny gracz powinien średnio spędzić co najmniej kilkadziesiąt godzin. Jak na tego typu produkcje przystało, zadbano o dużą ilość dodatkowych atrakcji, tak więc nawet po skończeniu głównego wątku będzie się czym zająć. Na chwilę obecną poważniejszych poprawek wymaga jedynie moduł odpowiedzialny za przedstawianie kolizji i uszkodzeń. Cała reszta wykonana została przepięknie. Osobiście nie mogę się doczekać premiery finalnej wersji. Dawno się już bowiem tak dobrze nie bawiłem. Zdecydowanie radziłbym więc się za tym tytułem rozglądać, tym bardziej, iż do premiery pozostało niewiele czasu.

Jacek „Stranger“ Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Just Cause

Just Cause