Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Hellblade: Senua's Sacrifice Publicystyka

Publicystyka 26 lipca 2017, 14:46

Graliśmy w Hellblade: Senua’s Sacrifice – krew, szaleństwo i mitologia nordycka

Nie czekaliście? Czas zacząć! Nowe dzieło studia Ninja Theory – Hellblade: Senua’s Sacrifice – to wyjątkowo mroczna produkcja, w której mamy okazję przekonać się, jak wielkim sojusznikiem szaleńców są głosy w głowie.

HELLBLADE W SKRÓCIE:
  1. przygodowa gra akcji;
  2. mroczna, ponura wariacja na temat mitologii nordyckiej;
  3. cierpiąca na problemy psychiczne główna bohaterka, słysząca głosy komentujące jej działania;
  4. różnorodne sekcje eksploracyjne i satysfakcjonujący system walki;
  5. garść urozmaicających zabawę i pasujących do warstwy narracyjnej świeżych pomysłów, niespotykanych w innych grach.

Ninja Theory to dość niefortunne studio – choć powstałe pod jego egidą Heavenly Sword, Enslaved: Odyssey to the West oraz DMC: Devil May Cry to udane gry, mające oddanych fanów, z różnych powodów żaden z tych tytułów nie zdołał osiągnąć wyników finansowych w pełni zadowalających stojących za nim wydawców.

Być może właśnie dlatego Brytyjczycy przy swoim najnowszym projekcie postanowili zmienić podejście i – zamiast szykować kolejny wysokobudżetowy produkt na zlecenie któregoś z branżowych gigantów – zdecydowali się na stworzenie gry mniejszej, ale za to sfinansowanej w całości samodzielnie. Po tym, co miałem okazję zobaczyć podczas kilkugodzinnej sesji z niemal finalną wersją Hellblade: Senua’s Sacrifice, jestem mocno przekonany, że był to udany ruch.

Ja i moje głosy

Hellblade to najmroczniejsza gra Ninja Theory. Tytułowa Senua jest młodą wojowniczką, która rzuca wyzwanie nordyckim bogom i rusza w pełną niebezpieczeństw podróż do samego serca piekła wikingów, gdzie na ratunek czeka dusza jej zmarłego ukochanego. Po drodze musi stawić czoła nie tylko mitycznym potworom czy bogom, ale także własnej mrocznej przeszłości oraz... szaleństwu.

Dziewczyna podczas swojej wędrówki nie jest bowiem sama – przynajmniej w pewnym sensie. Towarzyszą jej głosy oraz omamy – oznaki nękającego ją od dzieciństwa szaleństwa. Niewidoczne kobiety komentują każdy jej ruch oraz otaczający ją świat i wydarzenia, często przecząc przy tym sobie nawzajem, czasem prowokując samą protagonistkę do reagowania na ich nieustanny jazgot. Tym samym bohaterka nie przypomina typowej heroiny – jej nastroje wahają się od przerażenia, przez rozpacz, po furię.

Ostateczny efekt bardzo pozytywnie oddziałuje na klimat opowieści, ale twórcy poszli o krok dalej i nie ograniczyli się do wpływu szaleństwa bohaterki wyłącznie na warstwę narracyjną gry. Nie trzeba wiele czasu, by w głosach w głowie Senui znaleźć użytecznych sojuszników, którzy pomagają przy rozwikływaniu zagadek (nawet jeśli często przeczą sobie nawzajem i nie zgadzają się co do sposobu rozwiązania problemu), a przede wszystkim ostrzegają przed wrogimi atakami w trakcie walk.

PRZYSZŁOŚĆ

Graliśmy w Hellblade: Senua’s Sacrifice – krew, szaleństwo i mitologia nordycka - ilustracja #2

W przypadku poprzednich gier studia Ninja Theory wszystkie prawa pozostały w rękach wydawców, przez co szanse na przykład na sequel Enslaved są bardzo małe i zależą wyłącznie od Namco Bandai. Z Hellblade jest inaczej, tutaj brytyjskie studio zachowuje całkowitą kontrolę nad przyszłością stworzonego przez siebie uniwersum.

Zapytani przeze mnie o dalsze plany, twórcy nie wykluczają ewentualnego powrotu do tego świata za jakiś czas w nowej grze z innym protagonistą. Na pewno nie dostaniemy natomiast fabularnych DLC, tu otrzymałem krótką i jednoznaczną odpowiedź: historia Senui stanowi kompletną, zamkniętą całość.

Wycieczka po piekle

Na rozgrywkę składają się przeplatające się ze sobą eksploracja oraz walka. Ta pierwsza wydaje się jednak pod względem mechaniki dość mocno ograniczona. Senua jest dobrą wojowniczką, ale jeśli chodzi o zdolności wspinaczkowe, to żadna z niej Lara Croft – wachlarz jej umiejętności sprowadza się do zeskoku z półki skalnej, przeskoczenia niewielkiego konaru czy wspięcia się na drabinę.

Niedobór ten na szczęście skutecznie wyrównuje spora różnorodność zagadek środowiskowych. W jednym fragmencie musiałem zapamiętywać trasę do pokonania po aktywacji pułapki, w innym zmierzyć się z serią iluzji. Podczas czasu spędzonego z tą pozycją ani razu nie odczułem monotonii – gra dbała, by stale coś mnie zaskakiwało. Całość jest jednak przy tym nastawiona na narrację i całkowicie liniowa – to nie jest sandbox czy nawet przygodówka akcji pokroju Tomb Raidera.

Jedynym powtarzającym się dość regularnie elementem była konieczność szukania w otoczeniu obiektów, których kształt odpowiada określonej runie – na przykład cienia układającego się w przekrzywiony krzyż. Z jakiegoś powodu ten konkretny typ zadań upodobano sobie szczególnie i pojawiał się on co krok. Na szczęście często łączono go z innymi wyzwaniami, dzięki czemu mimo wszystko zachowano różnorodność, ale jeśli rozglądanie się za kształtami w nietestowanej przeze mnie części tytułu będzie równie częste, to może przed końcem gry zacząć nużyć.

Uważaj, za tobą!

Znużenie za to nie grozi urozmaicającymi eksplorację walkami. Wręcz przeciwnie, im więcej czasu spędzałem z Senua’s Sacrifice, tym sieczenie humanoidalnych potworów z piekła rodem robiło się bardziej satysfakcjonujące. Bohaterka pod względem siły nie może równać się ze swoimi oponentami, stawia więc na szybkość, co czyni pojedynki mocno dynamicznymi i nastawionymi na wyłapywanie odpowiedniego momentu do ataku.

Wśród dostępnych umiejętności bojowych występują m.in. uniki, bloki (wykonane w odpowiednim momencie odrzucają wroga i dają okazję do wyprowadzenia kontry), szybki i słaby atak bronią oraz cios wręcz. Gra nie zawiera żadnego systemu rozwoju postaci ani nawet samouczka i od początku do końca liczy się tylko to, czego sami się nauczymy – ja na przykład dość późno zorientowałem się, w jakich okolicznościach najbardziej przydatne jest szarżowanie.

O ile pierwsze walki są dość banalne, tak poziom trudności szybko wzrasta. Pojawiają się oponenci wrażliwi na konkretne rodzaje ataków, musimy też mierzyć się z większą liczbą niemilców równocześnie. To ostatnie szczególnie dodaje starciom wigoru, ponieważ kiedy Senua walczy z jednym wrogiem, kamera skupia się przede wszystkim na nim, zmniejszając nasze pole widzenia i utrudniając obserwację innych potworów. W takiej sytuacji pozostaje albo lawirowanie, by nie dać się otoczyć, albo... zdanie się na głosy w głowie – te zawsze ostrzegą przed atakiem, którego sami nie zdołamy dostrzec. Wykorzystanie podczas pojedynków zazwyczaj biernego zmysłu słuchu na papierze może nie brzmi jakoś wyjątkowo, ale w praktyce sprawdza się świetnie, czyniąc potyczki naprawdę świeżymi i wyróżniającymi się na tle oferty konkurencji.

Obłęd śmierci

Pracownicy Ninja Theory zdecydowali się na realizację pewnego odważnego pomysłu. Otóż, szaleństwo protagonistki zwiększa się wraz z każdą kolejną porażką w boju czy też w wyniku wpadnięcia w pułapkę. Obrazowane jest to za pomocą czarnej substancji stopniowo pokrywającej ciało dziewczyny. Na początku zabawy możną ją dostrzec jedynie na jej dłoni, pod koniec ogrywanego fragmentu i kilkanaście nieudanych akcji później „moja” Senua oddała mrokowi niemal całą rękę.

Nie udało mi się przekonać o tym osobiście, ale ostatecznie, jeśli obłęd sięgnie głowy głównej bohaterki, cały nasz postęp zostanie zaprzepaszczony i trzeba będzie zaczynać zabawę od zera. Częściowo ryzyko to równoważy domyślnie włączony system dynamicznie dostosowywanego do poziomu gracza stopnia trudności walk, ale nawet z tym ułatwieniem w trakcie rozgrywki towarzyszy nam całkiem nieźle motywująca świadomość, że jeden błąd więcej może nas bardzo drogo kosztować. Zapewne część graczy uzna takie rozwiązanie za frustrujące – ja jednak uważam, że to pomysł nie tylko ciekawy, ale też świetnie współgrający z klimatem szaleństwa, jakim emanuje gra.

Piękno w szaleństwie

Chociaż testowana przeze mnie wersja Hellblade: Senua’s Sacrifice nie była jeszcze tą finalną i czeka ją przed premierą parę dodatkowych szlifów, nie natrafiłem na żaden ślad wskazujący na roboczy stan produkcji, ciesząc się zabawą pozbawioną jakichkolwiek błędów czy artefaktów. Technicznie oprawa wizualna prezentuje się świetnie i sprawia, że gra wygląda jak tytuł wysokobudżetowy, a nie niezależny. Natomiast styl artystyczny jest odpowiednio mroczny i ponury – nawet kiedy zwiedzamy na pozór zwyczajny las czy wybrzeże, mają one w sobie coś surowego i niepokojącego.

Interesującym rozwiązaniem, pozytywnie wpływającym na klimat, jest sposób umieszczenia kamery – zarówno w trakcie gry, jak i podczas przerywników ta znajduje się blisko Senui, jakbyśmy byli jednym z obserwujących ją stale głosów. Wrażenie to dodatkowo potęgowane jest w momentach, gdy sama bohaterka zwraca się właśnie w kierunku obiektywu, niemalże łamiąc czwartą ścianę.

Twórcy są na tyle zadowoleni ze swoich osiągnięć w kwestii grafiki, że do dyspozycji graczy oddali nawet tryb fotograficzny. Ten szczególnie powinien usatysfakcjonować posiadaczy high-endowych komputerów oraz PlayStation 4 Pro – uzyskałem od jednego z autorów potwierdzenie, że na mocniejszej wersji maszyny Sony gra zaoferuje wybór między zwiększoną rozdzielczością bądź liczbą klatek na sekundę.

Osiem godzin piekła

Deweloperzy planują przygodę na osiem godzin, ale na podstawie swojej około czterogodzinnej sesji oceniam, że jest to wynik niedoszacowany i że większości graczy Hellblade dostarczy około dziesięciu godzin zabawy. Zabawy na jeden raz, jak sądzę – znajdźki w formie specjalnych okręgów z ciekawostkami z mitologii nordyckiej raczej nie przekonają zbyt wielu osób do ponownego przechodzenia całej gry. Atrakcyjna cena premierowa na szczęście całkiem skutecznie równoważy tę „jednorazowość”.

Fragment Senua’s Sacrifice, który miałem przyjemność wypróbować, nastroił mnie naprawdę pozytywnie do najnowszego dzieła Ninja Theory. O ile materiały przedpremierowe nieźle oddawały klimat warstwy narracyjnej tej produkcji, tak dopiero podczas bezpośredniej rozgrywki przekonałem się, że wyjątkowa otoczka świetnie współgra z równie nietuzinkowymi pomysłami urozmaicającymi zabawę. Hellblade to tytuł, którym zdecydowanie powinni zainteresować się fani dzieł nastawionych przede wszystkim na warstwę narracyjną – zwłaszcza że całość dostępna będzie w kinowej polskiej wersji językowej.

O AUTORZE

Z Hellblade: Senua’s Sacrifice spędziłem około czterech godzin. Moją ulubioną grą studia Ninja Theory jest Enslaved: Odyssey to the West, którą uważam za jedną z najbardziej niedocenianych produkcji poprzedniej generacji konsol i o sequelu której marzę od lat.

ZASTRZEŻENIE

Wyjazd autora tekstu do Cambridge na pokaz gry opłaciła firma Ninja Theory.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Hellblade: Senua's Sacrifice

Hellblade: Senua's Sacrifice