Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Watch Dogs: Legion Publicystyka

Publicystyka 12 lipca 2020, 21:45

Grałem w Valhallę i Legion. Tej jesieni stawiam na Watch Dogs

Przed konferencją Ubisoft Forward miałem okazję zagrać w najnowsze odsłony obu głośnych serii, które Ubisoft wyda w tym roku. Po kilku godzinach z Assassin’s Creedem i Watch Dogs Legion, już wiem, że Legion będzie znacznie ciekawszym doświadczeniem.

Jestem graczem, który w zdecydowanej większości wybiera produkcje mainstreamowe. Kocham serię Mass Effect, w zeszłym roku zachwyciły mnie Control i Red Dead Redemption II, przeszedłem prawie każdą odsłonę Assassin’s Creed i należę do grona osób, którym cykl Watch Dogs przypadł do gustu („jedynka” nawet bardziej niż „dwójka”). W tym roku Ubisoft stawia mnie więc w sytuacji dość trudnej, bo 29 października wypuszcza na rynek Watch Dogs Legion, by zaledwie niecałe trzy tygodnie później zaserwować Assassin’s Creed Valhalla. No i nie zapominajmy o Cyberpunku 2077, który premierę ma mieć dokładnie dwa dni po Valhalli. To nie będzie łatwa jesień, szczególnie gdy lubicie poświęcić jednej grze trochę więcej czasu. Gdybym jednak był zmuszony wybierać między Legionem a Valhallą, w tym momencie decyzja jest dla mnie oczywista – Assassin’s Creed poczeka na lepsze czasy, bo ja szykuję się na jesienny wypad do Londynu. Tego bardziej współczesnego. Cholera, czy naprawdę oba tytuły „Ubi” pozwolą nam zwiedzić Londyn?

Dlaczego dopiero teraz?

Ubisoft zapowiedział najnowszą odsłonę Watch Dogs podczas zeszłorocznego E3 i spodziewaliśmy się debiutu „Piesków” na początku 2020 roku. Wizerunkowa porażka gry Ghost Recon: Breakpoint spowodowała jednak, że francuski wydawca postanowił przesunąć daty premier części swoich tytułów, dając twórcom więcej czasu na ich dopracowanie. Muszę przyznać, że w przypadku Legionu decyzja ta lekko mnie zaskoczyła, bo to, co miałem okazję wypróbować nieco ponad rok temu, wydawało się być całkiem odmiennym doświadczeniem, któremu nie sposób było zarzucić (jak Breakpointowi) nadużywania „sprawdzonych rozwiązań”. Przede wszystkim w tej grze nie ma jednego głównego bohatera i koncepcja pokierowania dowolnym mieszkańcem Londynu brzmiała jak bardzo intrygujące i nowatorskie rozwiązanie. Rok minął, Ubisoft znowu odkrył karty i okazuje się, że o ile pewne zmiany w produkcji zaszły, nie ma ich znowu aż tak wiele... ale to niekoniecznie zła informacja. Po co naprawiać coś, co nie jest zepsute?

Choć byłoby to odpowiednie miejsce na kolejne omówienie mechanik i systemów, które znalazły się w Legionie, pozwolę sobie odpuścić szczegółowe opisy tych elementów i skierować Was do mojej zapowiedzi z E3 2019, która w zdecydowanej większości jest nadal aktualna. W tym tekście skupię się przede wszystkim na zmianach i nowościach.

Graliśmy w Watch Dogs Legion – sandbox bez głównego bohatera

W końcu mogliśmy się przekonać, z czym tak naprawdę przyjdzie nam się zmierzyć w nowym Watch Dogs. Londyn w wizji Ubisoftu jest nadal spokojnym i rozwijającym się miastem, w którym jednak w pewnym momencie dochodzi do ataku bombowego – będziemy świadkami tego wydarzenia w prologu. Atak został zaplanowany w ten sposób, by wrobić w niego DedSec, czyli organizację hakerską, którą fani serii doskonale znają. Za wszystkim stoi Zero-Day, ale nieprędko zdobędziemy jakiekolwiek informacje, czy jest to osoba, organizacja czy też istota pozaziemska, która postanowiła wtrącić się w życie na tym naszym padole łez i katastrof.

W efekcie tego ataku w Londynie pojawia się organizacja militarna o nazwie Albion, której przewodzi Niezwykle Zły Pan 1 (Nigel Cass). Albion z czasem zyskuje coraz większą władzę i pod pozorami współpracy z rządem brytyjskim wprowadza kolejne ograniczenia dla ludzi, inwigilując obywateli za pomocą ctOS. W mieście panoszą się również ci, którzy próbują się na trudnej sytuacji obywateli dorobić, i do nich na pewno można zaliczyć Niezwykle Złą Panią 2 (Mary Kelley), przewodzącą jednemu z syndykatów, trudniącemu się między innymi nielegalnym handlem narządami. Wybaczcie drobne uszczypliwości pod adresem antagonistów, ale Ubisoft znany jest z tego, że postacie wrogów w zdecydowanej większości są do szpiku kości złe, co czasem wypada dość karykaturalnie. Póki co odnoszę dokładnie takie samo wrażenie w przypadku Legionu.

Celem gracza jest więc przywrócenie dobrego (na pewno?) imienia DedSec, rozwikłanie zagadki Zero-Day oraz doprowadzenie Londynu do stanu, w którym da się w nim mieszkać. Niewiele więcej dowiedzieliśmy się o samej fabule, zresztą niewiele więcej potrzeba, by określić, że gra utrzyma typowy dla Ubisoftu poziom narracji – będzie dobrze, ale niczego odkrywczego raczej tu nie znajdziemy.

To jak to jest z tym graniem każdym NPC?

Legion od samego początku reklamowany był jako gra z bardzo odważnym rozwiązaniem – nie uświadczymy tu bowiem jednego głównego bohatera, będziemy mogli natomiast wcielić w szeregi naszej organizacji dowolnego mieszkańca Londynu. Niezależnie od tego, czy jest to wysportowany pan w sile wieku, dość wątły hipster z mlekiem sojowym na wąsach czy leciwa staruszka (która może okazać się emerytowaną zabójczynią na zlecenie, kto wie?) – każde z nich ma szansę dołączyć do grona operatorów DedSec, których będziemy kontrolować. Takich ludzi musimy jednak najpierw przekonać do siebie poprzez wykonanie dla nich indywidualnych zadań, które zwiększą poparcie dla działań naszej organizacji.

Z tego, co mogłem zauważyć, odrobinę zmieniło się podejście do umownych „klas” obywateli. Wcześniej gra dzieliła mieszkańców na enforcerów, hakerów i infiltratorów, którzy w zależności od swojej roli byli bardziej sprawni w konkretnych dziedzinach. Tutaj nie widziałem już tych łatek, zamiast tego pojawiło się po prostu więcej archetypów postaci, w które mogą wpisywać się rekrutowani przez nas londyńczycy. Do swojej drużyny udało mi się pozyskać hakerkę, sierżanta policji, pracownika budowy oraz profesjonalną zabójczynię, która pomimo podeszłego wieku była zaskakująco żwawa w walce wręcz. Z czasem zrekrutowałem również panią adwokat oraz pracownika Albionu, co dało mi dostęp do kilku ciekawych możliwości.

Pomówmy o konkretach. O ile wiadomo, czego spodziewać się po hakerce czy policjancie, dysponowanie pracownikiem Albionu oznacza łatwiejszy dostęp do placówek tej organizacji. Strażnicy chętniej przymkną oko na człowieka w mundurze. Podobnie w przypadku policjanta i dostępu do posterunków policji czy budowlańca i możliwości wchodzenia na place budowy. Ta ostatnia postać posiada jednak jeszcze jedną unikatową umiejętność, którą jest wezwanie w dowolnej chwili drona transportowego, na którego możemy wskoczyć, przejąć nad nim kontrolę i ruszyć w lot nad Tamizą ku zachodzącemu słońcu.

AGENT JEJ KRÓLEWSKIEJ MOŚCI?

Nim zasiadłem do przetestowania Legionu, musiałem obejrzeć trwający kwadrans materiał wprowadzający do gry. W trakcie tego briefingu dyrektor kreatywny produkcji Clint Hocking opowiadał o różnych aspektach tego tytułu, w tym o potencjalnych rekrutach naszej organizacji. Jednym z przykładów był agent, którego będziemy mogli zwerbować do DedSec, a który wśród swoich atrybutów ma posiadać możliwość wezwania samochodu szpiegowskiego wyposażonego w różne gadżety. Czyżby James Bond bez licencji?

Każdy z rekrutowanych NPC otrzyma unikatowe statystyki, które wpłyną na działanie tylko tej jednostki lub na działanie całej naszej organizacji – przykładowo pozyskanie pani adwokat oznacza skrócenie czasu odsiadki w areszcie, o ile ktoś z ekipy zostanie złapany w trakcie akcji. Niektóre archetypy mają dostęp do specjalnej broni i tak oto pracownicy budowy mogą potraktować kogoś ogromnym kluczem albo postrzelić przy użyciu gwoździarki. Naszych agentów będziemy do pewnego stopnia modyfikować, dobierając im gadżety, z których mogą korzystać, czy zmieniając ciuchy, w których poruszają się na co dzień.

A jak właściwie sprawdza się system grania każdym? Zaskakująco dobrze! Choć nie znam szczegółów technicznych tego przedsięwzięcia (bardzo chętnie dopytam o nie przy okazji jakiegoś wywiadu), mogę powiedzieć, że każda postać jest generowana przez grę, dopasowywany jest do niej głos z puli wielu nagrań przygotowanych przez wielu aktorów, a to wszystko jest ładnie opatrywane kompletnymi animacjami. Niezależnie od tego, kogo weźmiemy do zadania, w którym odpali się cutscenka, postać będzie stanowić integralną część rozmowy. Widać, niestety, uproszczenia wynikające z takiego podejścia, bo wygłaszane przez naszych protagonistów kwestie są dość generyczne i czasem wypadają zauważalnie słabiej na tle wypowiedzi pełnoprawnych NPC, w przypadku których aktorzy głosowi mieli do zagrania tylko tę postać. Nie przeszkadza to jednak w śledzeniu opowieści, która w Legionie jak najbardziej jest obecna – ta pozycja to nie tylko piaskownica.

ZWIEDZANIE LONDYNU W TOWARZYSTWIE ZNAJOMYCH

Choć na pokazie skupiono się przede wszystkim na zabawie dla jednego gracza, podkreślono, że Legion zaoferuje również możliwość gry z trójką znajomych w dedykowanej zawartości do coopa. Jednocześnie Watch Dogs ma posiadać zawartość endgame’ową dla graczy łaknących wyzwań, ale co to dokładnie oznacza – przekonamy się w swoim czasie.

Skoro jednak o piaskownicy mowa, chciałbym podkreślić przesunięcie granicy sandboksowości w przypadku cyklu Watch Dogs. W tej odsłonie bardziej niż w poprzednich czułem, że mogę grać dokładnie tak, jak chcę, i robić rzeczy, które tylko przyjdą mi do głowy. Przykład: musiałem dostać się do serwera znajdującego się na terenie patrolowanym przez wrogów, ale konieczny był fizyczny kontakt z urządzeniem. Można było do tego użyć robota w kształcie pająka, jednak był problem z dotarciem nim do tego miejsca, więc... wezwałem drona transportowego, wskoczyłem pająkiem na tego drona, przeleciałem dronem na kładkę, gdzie znajdował się wymagający interakcji serwer, za pośrednictwem kamer ponownie przejąłem kontrolę nad spider-botem, zhakowałem serwer, a potem przetransportowałem robota do siebie przy użyciu drona. Sprawiło mi to więcej satysfakcji, niż bym się spodziewał. A można było wejść i wszystkich wystrzelać albo się przekraść, albo samodzielnie przelecieć dronem transportowym. Opcji jest cała masa, a mnogość operatorów z ich unikatowymi zdolnościami przełoży się na większy wachlarz zagrań gracza.

Legion faktycznie lepszy od Valhalli?

Na to pytanie odpowiedź jest oczywiście subiektywna, bo każdy w grze szuka czegoś innego. Z serią Assassin’s Creed byłem od samego początku, przez dobre i złe odsłony. Bardzo podobała mi się nowa formuła oferowana przez Origins, ale Odyssey już mnie nie zachwyciło, choć zaliczyłem podstawkę i dwa epizody jednego z dodatków (Uplay pokazuje mi dziś 78 godzin na liczniku). Gra jak dla mnie okazała się za duża, zbyt pusta i nieoferująca zbyt wielu nowości. Po zagraniu w Valhallę na pewno nie powiem, że wikińska odsłona cyklu to reskin Odysei, ale nie powiem też jednocześnie, że jest w niej na tyle nowości, bym musiał koniecznie dorwać ten tytuł już w dniu premiery.

W przypadku Legionu czułem od samego początku znacznie większą ekscytację. Mamy klimatyczny Londyn, mamy rozwinięcie formuły gameplayu z poprzedniej odsłony, mamy zupełnie nowatorskie podejście do bohaterów, z którymi poznamy całą historię, i mamy bardziej sandboksową rozgrywkę niż wcześniej. I wiecie co? Ja nawet nie przepadam za piaskownicami, nie wykorzystuję w pełni ich możliwości, ale w nowym Watch Dogs aż chce się eksperymentować z tym, co gra ma do zaoferowania.

Valhalla lekko mnie zawiodła dość drewnianą reżyserią cutscenek, które znamy zresztą z Odysei, a Legion robi to lepiej, choć zdecydowanie daleko temu do poziomu reprezentowanego chociażby przez dzieła Naughty Dog. Jasne, Assassin’s Creed będzie bardziej efektowne, walka będzie zdecydowanie bardziej mięsista i gra pewnie sprzeda się znacznie lepiej od tegorocznych „Piesków”. Mimo wszystko mam poczucie stagnacji przy serii o skrytobójcach, a w Watch Dogs widzę próbę zrobienia czegoś nowego, co na ten moment, po około trzech godzinach spędzonych z tą produkcją, oceniam bardzo pozytywnie. W sumie będę w komfortowym położeniu tej jesieni – zdążę skończyć Legion, odpuszczę sobie Valhallę i zagram w Cyberpunka, który ma mieć premierę dwa dni po najnowszym Assassin’s Creed. To jedna z niewielu sytuacji, w których cieszę się, że gra (w tym wypadku Valhalla) nie spełnia moich oczekiwań.

CHCESZ DOWIEDZIEĆ SIĘ WIĘCEJ?

O grze Watch Dogs Legion mógłbym napisać jeszcze to i owo, ale nie chciałem niepotrzebnie wydłużać tekstu. Jeśli jednak czytacie go tuż po publikacji, to właśnie trwa nasz stream z serii Find Your Next Game, w trakcie którego rozmawiamy szerzej o Legionie, Valhalli oraz nowej odsłonie cyklu Far Cry. A jeśli czytacie później – zawsze możecie przeklikać sobie zapis streamu i posłuchać naszych wrażeń. Znajdziecie nas w tym miejscu.

Michał Mańka

Michał Mańka

Przygodę z GRYOnline.pl rozpoczął w kwietniu 2015 roku od odpowiadania na maile i przygotowywania raportów w Excelu. Później zajmował się serwisem Gameplay.pl, działem publicystyki na Gamepressure.com i jego kanałem na YouTube, w międzyczasie rozwijając swoje umiejętności w tvgry.pl. Od 2019 roku odpowiadał za stworzenie i rozwijanie kanału tvfilmy, a od 2022 roku jest redaktorem prowadzącym dział wideo, w którego skład w tym momencie wchodzi tvgry, tvgry+, tvfilmy oraz tvtech. Zatrudnienie w GRYOnline.pl po części zawdzięcza filologii angielskiej. Mimo że obecnie pracuje na wielu frontach, najbliższy jego sercu nadal pozostaje gaming. W wolnych chwilach czyta książki, ogląda seriale i gra na kilku instrumentach. Nieprzerwanie od lat marzy o posiadaniu Mustanga.

więcej

Watch Dogs: Legion

Watch Dogs: Legion