Chip Relic a rzeczywistość. Czy cyberpunk jest w ogóle możliwy? Analiza
Adam Bełda
- Czy cyberpunk jest możliwy? Kopiowanie umysłu to trudna sprawa
- Mózg z tworzyw sztucznych
- Chip Relic a rzeczywistość
Chip Relic a rzeczywistość
Optymistycznie patrząc, transfer umysłu do komputera... może będzie kiedyś możliwy. Stworzenie prostej kopii mózgu to prawdopodobnie kwestia kilku kolejnych dekad. „Uruchomienie” jej i odtworzenie świadomości to albo kolejne lata badań, albo kompletna mrzonka.
I możemy tu wrócić do pytania zadanego na początku artykułu: jak to, co przydarzyło się Johnny’emu Silverhandowi, ma się do rzeczywistości? Świat Cyberpunka 2077 z racji samych swoich założeń radzi sobie z pewnymi wyzwaniami, o których pisałem. Skan mózgu, będący pierwszym wielkim problemem, na który natyka się rzeczywista nauka, w mrocznej przyszłości okazuje się czymś normalnym. Elektronika jest sprzężona z umysłami edgerunnerów, co daje bezpośredni dostęp do potrzebnych danych, a przynajmniej części z nich.
Wszczepy z 2077 roku są w stanie wchodzić w obustronną interakcję z korą ruchową i czuciową ich użytkowników. Wiemy to stąd, że działanie wyspecjalizowanych protez sterowanych myślą nie byłoby możliwe bez pobierania odpowiednich informacji z układu nerwowego. Podobnie drzazgi, czyli chipy odtwarzające przygotowane wcześniej nagrania bezpośrednio przed oczami widzów, muszą mieć możliwość zarówno wytwarzania konkretnych wzorców aktywności mózgu, jak i odczytywania ich.
Ukoronowaniem gadżetów przeprowadzających bezpośredni dialog z układem nerwowym jest braindance – technologia pozwalająca na zapisanie czyichś przeżyć po to, by potem odtworzyć je w umyśle kogoś innego. Nie wiemy co prawda, czy mapuje ono tylko korę mózgową (co wydaje się wystarczające do zarejestrowania świadomych doświadczeń, ale niewystarczające do skopiowania osobowości), czy także głębsze warstwy, ale bezpiecznie jest założyć, że nawet jeśli braindance nie ma takich możliwości, to ma je jakiś inny wszczep. Jeśli komunikacja z mózgiem odbywa się za pomocą bezpośredniego pobudzania go i odczytywania jego stanu przez umieszczone w tkance elektrody, co wydaje się zarówno najprostszym, jak i najbardziej cyberpunkowym rozwiązaniem, to nie ma technicznych przeciwwskazań do zmapowania w ten sposób dowolnego miejsca, o ile tylko ripperdoc będzie w stanie umieścić w nim elektrodę.

PROTEZY ZMYSŁÓW
Współcześnie także podejmuje się próby bezpośredniego odczytywania i modyfikowania stanu mózgu za pomocą elektrod. Pozwala to na symulowanie doznań zmysłowych u osób niewidomych, u których doszło do uszkodzenia gałki ocznej lub nerwu wzrokowego. Specjalnie przygotowana kamera (ulokowana na przykład w okularach) odpowiednio obrabia obraz, po czym przesyła dane do zestawu elektrod umieszczonych we właściwym miejscu kory mózgowej. Aktywacja tych obszarów w sposób taki, w jaki pobudzane są przez naturalne bodźce, w teorii powinna wytworzyć takie samo wrażenie jak prawdziwy organ. Niestety, przy obecnym poziomie techniki urządzenia takie nie są w stanie odtworzyć naturalnych zmysłów, a tylko – albo aż – ułatwić niepełnosprawnym funkcjonowanie. Dużo lepsze wyniki osiągają za to implanty ślimakowe, mające pomagać niesłyszącym. Tutaj jednak stymulowana jest nie kora, a nerw słuchowy.
Jeszcze bardziej problematyczny od samego stworzenia kopii wydaje się chip Relic, na którym osobowość rockmana została zapisana. Maleńkie urządzenie musiałoby pomieścić zarówno ogromne ego muzyka, jak i oprogramowanie pozwalające na modyfikację mózgu nosiciela w taki sposób, aby zagnieździć w nim przechowywaną osobowość. A byłyby to zmiany na tyle ingerujące w fizjologię V, że nieuchronnie prowadzące do jego śmierci, jeśli proces nie zostałby zakończony. Program tego rodzaju musiałby być niewiarygodnie skomplikowany, a więc i wymagana moc obliczeniowa byłaby ogromna. Czy mały układ zdolny byłby to wszystko obsłużyć? W 2077 roku widocznie tak.
Kwestia samej komunikacji z engramem Silverhanda i jego pojawianie się przed oczami V jest już czystą fantastyką mającą na celu podkręcenie dramatyzmu. Nadpisywanie jednej osobowości drugą raczej nie wiązałoby się z pojawianiem się wizualizacji tej osoby (chyba że to efekt wywoływany przez sam Relic, ale nie widzę powodu, dla którego miałoby to mieć miejsce). Co więcej, gdyby proces zachodził stopniowo, V prawdopodobnie nawet nie zauważyłby tego, że powoli staje się kimś innym – tak jak gotowana żaba z popularnego eksperymentu myślowego.
WSPOMNIENIE ROCKMANANA
Cyberpunk 2077 używa słowa „engram” do określenia zdigitalizowanych osób. W rzeczywistości jest to neurobiologiczne określenie na ślad pamięciowy, zmianę w fizjologii mózgu, jaka odpowiada zapisanym w pamięci informacjom. Z semantycznego punktu widzenia Silverhand z 2077 roku nie jest więc tym z roku 2020, a jedynie jego wspomnieniem.
Maszyna bez ducha
Pozostaje więc rozstrzygnięcie kwestii, czy Silverhand zapisany na chipie to ten sam Silverhand, inny Silverhand, czy może pozbawiony świadomości program jedynie symulujący osobowość muzyka. Gra nie daje jednoznacznej odpowiedzi – konstrukt przez większą jej część traktowany jest jak człowiek, z drugiej jednak strony sam wirtualny Johnny kilkakrotnie twierdzi, że stanowi tylko ciąg danych, a nie osobę. Może to być zarówno sugestia autorów co do sposobu, w jaki oni widzą tę kwestię, jak i podkreślenie nihilistycznego światopoglądu Silverhanda.
Nie mamy na ten moment metod badania świadomości (nie mylić z przytomnością). Być może nie będziemy mieć ich nigdy – jak bowiem badać doświadczenie czysto subiektywne? Sprawdzanie stanu mózgu nie ma tutaj znaczenia rozstrzygającego, gdyż pobudzenie jego konkretnych obszarów wcale nie musi dawać świadomych doznań. Więcej – nawet realnie odczuwane wrażenia wcale nie muszą być uświadamiane, czego przykładem jest fizjologiczna reakcja na ból u pacjenta w znieczuleniu ogólnym. Osoba taka niemal na pewno nie pozostaje świadoma, natomiast jej ciało (w tym układ nerwowy) i tak reaguje na zachowanie chirurga.
Tak naprawdę obecnie nie mamy nawet pomysłu na to, jak odróżnić doskonałą symulację czyjejś osobowości od świadomego bytu. Fakt, że dane zapisane na dysku można skopiować, jeszcze bardziej komplikuje ten problem. Jeśli wykonamy cyfrową kopię człowieka, po czym zdublujemy ją i uruchomimy obie, to jak stwierdzić, która jest przedłużeniem oryginału, a która nową osobą powstałą w momencie kopiowania? Czy etyczne byłoby ewentualne scalenie tych dwóch egzemplarzy? A może takie połączenie byłoby de facto zabójstwem jednego z nich?
Nie da się z całą pewnością odpowiedzieć na powyższe pytania. Czy zatem powinniśmy porzucić marzenia o digitalizacji ludzi? Moim zdaniem nie – fakt, że coś jest skomplikowane i ryzykowne, nie oznacza, że nie powinno się do tego dążyć, rezygnując zarazem z potencjalnych zysków. Należy jednak zachować ostrożność, zarówno względem problemów czysto praktycznych, jak i tych bardziej filozoficznych. Szkoda by było, gdyby technologia mająca pozwolić na cyfrową nieśmiertelność faktycznie okazała się Soulkillerem.