Steampunkowy Dziki Zachód. Bez otwartego świata, bez grindu, bez nudy; polski tytuł przypomina, jak wygląda stara szkoła gier akcji
Steampunkowy Dziki Zachód
Evil West to niejako zderzenie tych dwóch koncepcji, bowiem Flying Wild Hog zabiera nas w podróż na steampunkowy Dziki Zachód opanowany przez krwiopijców. Głównym bohaterem gry jest Jesse Rentier, którego zadaniem jest powstrzymanie wampirzego spisku mogącego sprowadzić zagładę na cały świat ludzi. Opowiedziana tu historia wzbudziła u mnie pewne skojarzenia z filmowym Van Helsingiem czy filmami z Jamesem Bondem. Podczas swojej przeprawy protagonista może liczyć na pomoc kolegów i koleżanek po fachu, obdarowujących go nową bronią, gadżetami i ulepszeniami zapewniającymi dodatkowe zdolności w walce z przeciwnikami.
Dziwny Zachód
Jeśli zainteresował Was temat Weird West, zachęcam do zapoznania się z naszym opublikowanym niedawno artykułem, w którym Jonasz Gulczyński rozkłada go na czynniki pierwsze.
Ta ostatnia stanowi tu główny punkt programu. Evil West nie zasypuje nas bzdurnymi aktywnościami pobocznymi (otwieranie dziesiątek skrzyń, zbieranie dziesiątek piór – to nie ten adres), nie każe nam przetrząsać obszernych lokacji, nie zmusza nas również do uważnego studiowania ruchów przeciwników w poszukiwaniu ich słabych punktów i luk w obronie. Polska produkcja pozwala skupić się niemal wyłącznie na wartkiej akcji oraz posyłaniu do piachu hord przeciwników. To właśnie dlatego grając w nią, można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z produktem z minionej epoki, nieskażonej jeszcze pogonią za osiągnięciami czy „klepaniem” podobnych do siebie gier, „bo Excel tak „kazał”.
Na polu bitwy robimy użytek z szerokiego wachlarza broni, obejmującego między innymi rewolwer, strzelbę i kuszę (pozwalające na walkę dystans), a także rękawicę bojową, umożliwiającą masakrowanie adwersarzy w zwarciu. Co ciekawe, całkowicie zrezygnowano tu z konieczności zbierania amunicji. Zamiast tego każda broń ma zaimplementowany system cooldownu, co wymusza na nas nieustanną żonglerkę arsenałem; nawet jeśli mamy jakąś ulubioną giwerę, konieczność czekania na jej „schłodzenie” sprawia, że nie brakuje tu okazji do zabawy innymi pukawkami. Wszystko to nie oznacza, że gra jest prosta, bowiem niektóre starcia, zwłaszcza te z bossami, potrafią całkiem solidnie dać nam w kość.

