Bajtek – ojciec chrzestny wszystkich czasopism o komputerach. Wspominamy kultowe czasopisma o grach
- Bajtek, Top Secret, Secret Service i inne. Wspominamy kultowe czasopisma o grach
- Bajtek – ojciec chrzestny wszystkich czasopism o komputerach
- Secret Service – zachodnia jakość
- Gambler – dla żółtych stron
- CD-Action – jaki „pełniak” w tym miesiącu?
- PSX Extreme – nie do zatopienia
- Play – ewolucja w dobrą stronę
Bajtek – ojciec chrzestny wszystkich czasopism o komputerach
Bajtek nie był czasopismem stricte o grach, ale pominięcie go na tej liście nie mieści się w głowie! To przecież od niego wszystko się zaczęło – bez tego miesięcznika nie byłoby wyspecjalizowanego magazynu już tylko o grach komputerowych. Bajtek pojawił się w 1985 roku, czasach PRL-u, „komuny”, żelaznej kurtyny, gdy 8-bitowy komputer był w Polsce rarytasem, oglądanym w osiedlowym klubie lub u kolegi, którego ojciec pracował w Republice Federalnej Niemiec. Zainteresowanie komputerami było jednak spore, bo Bajtek jako dodatek do gazety Sztandar Młodych sprzedawał się na pniu w nakładzie 200 tysięcy egzemplarzy. W przystępny dla każdego sposób przybliżał tajemniczy wtedy świat komputerów, uczył programowania, przekazywał nowinki, a każda z popularnych wówczas platform miała swój dział zwany „klanem”: ZX Spectrum, Amstrad-Schneider, Atari, Commodore.
Dopiero na początku lat 90. pojawił się dział dla pecetów (wtedy jeszcze IBM PC) – wcześniej komputery te postrzegane były jako arcydrogi sprzęt do biznesu i pracy, a nie coś, co można było kupić do domu. W Bajtku gry miały swój dział o nazwie „Co jest grane”. Były tam opisy wybranych produkcji, zdjęcia czytelników, którzy załapali się na tytuł „króla i królowej gier” w danym numerze oraz prośby o pomoc z jakąś grą, głównie o opisy przejścia, cheaty – z podaniem imienia i nazwiska takiej osoby oraz pełnego adresu! Dziś wydaje się to jakąś abstrakcją – wtedy była szansa, że ktoś przyśle nam solucję. To chyba wówczas gry naprawdę i najbardziej łączyły tę garstkę szczęśliwców – ówczesnych graczy.
Bajtek stał się samodzielnym czasopismem w roku 1989 i ukazywał się do 1996. Wśród ok. 130 numerów, jakie zostały wydane, były też i specjalne, poświęcone danej platformie, tylko dla początkujących albo wyłącznie z grami. Bajtek o grach miał podtytuł Top Secret, a zajmował się nim szef klanu ZX Spectrum i miłośnik elektronicznej rozrywki – Marcin „Gen Martinez” Przasnyski. Popularność gier stawała się coraz większa, więc w 1990 roku szefowie Bajtka zdecydowali się na stworzenie osobnego czasopisma, poświęconego tylko grom. Tak narodził się...
Top Secret – pierwszy z pierwszych
Top Secret od 1990 roku był właśnie takim Bajtkiem wyłącznie o grach. Po swoim prasowym pierwowzorze odziedziczył dość surową i specyficzną oprawę wizualną, co zresztą ciążyło na nim przez dalsze lata. Mimo zmian na stanowiskach grafików i całej szaty graficznej, łącznie z wielkością i jakością papieru, na jakim był drukowany, Top Secret ciągle uchodził za „brzydką” gazetę, zwłaszcza gdy na rynku pojawił się naprawdę ładnie zaprojektowany (za wyjątkiem pierwszego numeru) Secret Service. Ale – pomijając estetykę – to właśnie Top Secret był na początku lat 90. oknem na świat, jeśli chodzi o gry – kopalnią instrukcji, poradników, klawiszologii, tipsów, cheatów i nie tylko!
Czasopismo to znane było z luzu i dystansu prowadzących je osób. Pokazywano zdjęcia z życia redakcji, tworzono z nich komiksy, robiono sobie żarty, chętnie publikowano prace i listy czytelników, wśród których chyba najbardziej zasłynął wielki fan Atari, nieżyjący już Krzysztof Kubeczko. To właśnie Top Secret wprowadził zwyczaj podpisywania się pod artykułami ksywką zamiast imienia i nazwiska, co na długie lata stało się standardem w polskich mediach growych, do niedawna również w serwisie GRYOnline.pl. Był też fanfik Piwem i mieczem, którego bohaterowie odzwierciedlali ekipę redakcji, a wszystko to pozwoliło stworzyć specyficzną więź pomiędzy pismem i czytelnikami.
Może przez to nie pamiętamy tak bardzo nazwisk, jakie stały za Top Secretem, ale na pewno pamiętamy pseudonimy: Marinez, Emilus, Sir Haszak, Alex & Gawron czy te, które ponoć wymyślił Marcin Borkowski, gdy po przejęciu roli naczelnego w 1992 roku podobno praktycznie sam stworzył pierwszy numer, podpisując się różnymi ksywkami pod różnymi tekstami: Naczelny, Kopalny, Borek, Prof. Dżemik.
Top Secret ukazywał się do 1996 roku, podobnie jak Bajtek. Upadek związany był z bankructwem Agrobanku, gdzie Spółdzielnia Wydawnicza „Bajtek” miała ulokowane swoje finanse. W latach 2002–2003 próbowano reaktywować ten magazyn, jednak skończyło się tylko na wydaniu czterech numerów.
Wspomina Przemek „Łosiu” Bartula

Dla obecnego pokolenia papierowe magazyny o grach czy komputerach to archaizm, pieśń przeszłości, co najwyżej zbiór publicystyk o retro gamingu, idealny do zabicia czasu w… no tam, gdzie król chadzał piechotą. Mało kto z pokolenia Gen Z czy nawet millenialsów zdaje sobie sprawę, że na przełomie lat 80 i 90 ubiegłego wieku, takie magazyny jak Bajtek czy Top Secret stanowiły jeden z nielicznych łączników naszej szarej i mocno zacofanej komunistycznej rzeczywistości z nowoczesną technologią Zachodu oraz nowym, raczkującym jeszcze przemysłem growym i komputerowym. To była brama do totalnie nieznanego nam szerzej świata, w którym mogłeś zostać piratem na Karaibach, komandosem, szefem firmy kolejowej czy bogiem wiodącym własnych wyznawców ku świetlanej przyszłości. Kupowałeś te czasopisma, nawet jeżeli nie miałeś komputera, nawet tylko po to, żeby troszkę pomarzyć, czytając opisy gier czy sprzętów. Warto dodać, że w czasopismach znajdowały się nie tylko artykuły, recenzje czy opisy nowinek technologicznych z Zachodu, ale i gry. Tych jednak nie dostawialiśmy na nośnikach, ale w postaci kilku stron kodu do ręcznego wklepania na swoim Atari czy Commodore. Nie było tak łatwo jak teraz – dwa kliki na Steam i mamy gierkę na dysku. Do dziś pamiętam wielogodzinne przepisywanie kodu, frustrację wywołaną jakąś literówką w setnej czy tysięcznej linii kodu, czy w końcu rozczarowanie, gdy po połowie dnia spędzonej na klepaniu w klawiaturę na ekranie monitora ukazywało się żałosnych kilka ruchomych pikseli, które miały być ekstra kosmiczną strzelanką na miarę Gwiezdnych wojen, a niestety nią nie były.
Szczególnym sentymentem darzę Computer Studio, czasopismo raczej mało znane w porównaniu z kultem Bajtka, Top Secret czy Secret Service, które skupiało się na opracowywaniu bardzo szczegółowych, jak na owe czasy, poradników do gier. Pracujący tam redaktorzy robili dosłownie epicką robotę, a poradnik do pierwszej Cywilizacji miałem niemal wryty na pamięć. Pomijając doskonałą jakość treści mającej rozebrać machinki gier na czynniki pierwsze i pomóc graczom, CS-a zapamiętałem również z tego, że jego zdobycie nie należało do rzeczy prostych. Magazyn miał nieregularny cykl wydawniczy, w jednym roku wychodził co cztery miesiące, w innym co trzy, później nawet raz na pół roku, a raz na czas pojawiały się wybadania specjalne. Jako że nie było wówczas Internetu jaki znamy dziś, a w związku tym nie było łatwych dróg komunikacji z czytelnikami, w zasadzie nie wiedziałem, kiedy spodziewać się nowego numeru. Kupienie nowego Computer Studio sprowadzało się więc do cyklicznego, cotygodniowego obchodu kilku pobliskich kiosków Ruchu i wypytywania sprzedawców o nowe dostawy. Taka tam przygoda.


