8 rzeczy, które Fallout 4 zrobi lepiej od Fallouta 3
Ledwo przyszła zapowiedź Fallouta 4 a już wiemy, że w nowego RPG-a Bethesdy zagramy w listopadzie 2015 roku. To nie jedyna dobra wiadomość. Oto 8 rzeczy, którymi Bethesda przekonała nas do nowego Fallouta.
Choć to niewiarygodne poświęcenie, niektórym z nas absolutnie niemieszczące się w głowie, istnieją gry wideo, dla których warto zarwać niejedną nockę. Fakt faktem, najczęściej są one już po swojej premierze. Tymczasem trafiła nam się perełka takiego kalibru jak długo wyczekiwany Fallout 4, którego nocna (przynajmniej w naszym kraju) prezentacja w trakcie otwierającej targi E3 2015 konferencji studia Bethesda Softworks nie tylko wynagrodziła wszystkim brak snu, ale dodatkowo zdołała napompować do krwi tyle adrenaliny oraz endorfiny, że aby zmrużyć oko po takiej lawinie wrażeń, trzeba by chyba było zainwestować w komorę kriogeniczną. Pokazy gier wideo z Electronic Entertainment Expo przyzwyczaiły nas do swojej wyjątkowej jakości, choć prawdziwą próbą ich autentycznej formy okazywały się najczęściej dopiero pierwsze dni po premierze. Bethesda nie tylko przygotowała masę smakowitych kąsków, przedstawionych w ciekawej i zaskakująco rozciągniętej w czasie formie, ale też nie dała żadnych powodów, by nie ufać jej zapewnieniom i temu, co widzieliśmy na ekranie – tym bardziej że jej najświeższe dzieło trafi w nasze łapki jeszcze w tym roku, a produkcja gry po czterech latach dobiega właśnie końca. Nie przeciągając, zapraszamy na przegląd największych atrakcji, którymi czwarta odsłona cyklu Fallout zdobyła nasze serca w trakcie tegorocznego E3.
Kreator postaci
Dzięki takiemu kreatorowi każda płeć, którą wybierzemy, będzie na swój sposób piękna.
Fallout 4 pozwoli graczom na cały szereg rozmaitych modyfikacji na wielu polach, z czym zetkniemy się już przy samym starcie gry, kiedy to przyjdzie nam stworzyć przed lustrem własnego herosa bądź heroinę, którzy dwieście lat po wydarzeniach z prologu sprzed Wielkiej Wojny wyruszą na przygodę swojego życia na bostońskich pustkowiach. Sam system edycji postaci jest bardzo intuicyjny i zbliżony chociażby do tego, co mieliśmy już okazję wypróbować w czwartej odsłonie The Sims. Chwytamy dowolną część ciała naszego bohatera (tylko bez brudnych myśli, świntuchy jedne...) i delikatnym ruchem myszy przeciągamy ją w wybranym kierunku, własnoręcznie rzeźbiąc prezencję protagonisty, edytując jeszcze kolor skóry, fryzury, zarost itd. Innymi słowy, po raz pierwszy w historii gier z cyklu Fallout będziemy mogli grać kimś, kto nie wygląda niczym plastikowa lalka z bazaru, którą ktoś postanowił wysuszyć w mikrofalówce. Co więcej, jeśli dobrze pamiętacie z pierwszego oficjalnego zwiastuna produkcji, jej bohaterem ma być dumna matka bądź ojciec, którego dziecko zostanie wykreowane na podstawie dokonanych przez nas modyfikacji rodziców – zupełnie jak w GTA Online! Niby drobnostka, a jak cieszy.
Dynamiczne dialogi
Macie ochotę strzelić w pysk swojego irytującego rozmówcę? Proszę bardzo!
Kolejnym istotnym usprawnieniem, na które czekali zapewne wszyscy gracze narzekający na nieco sztywne prowadzenie rozmów w poprzednich odsłonach serii, jest pojawienie się dynamicznych opcji dialogowych, które doskonale sprawdzają się w grach m.in. Telltale Games, CD Projekt RED czy BioWare. Nigdy więcej nudnego przeglądania długich kwestii czy przyprawiających o gęsią skórkę nagłych zbliżeń na nieprzystojne facjaty naszych rozmówców – co prawda w dalszym ciągu nieco koślawe animacje postaci oraz ich martwe oczy mogą powodować pewien dyskomfort, ale taki już urok produkcji Bethesdy. Niemniej teraz w trakcie konwersacji wystarczy wybrać jedno z interesujących nas skojarzeń, a bohater wykona za nas całą resztę, rozwijając myśl. Co istotniejsze wybory zostały dodatkowo wyróżnione żółtym kolorem, podobnie jak chociażby w trzecim Wiedźminie. Jeśli zechcemy przerwać dialog w pół słowa, odwracając się na pięcie czy zatrzaskując komuś drzwi przed nosem – droga wolna. Wolimy rozwiązać werbalny konflikt odrobiną siłowej perswazji i poczęstować rozmówcę śrutem? Nic prostszego. Nie łudziłbym się jednak, że po tym zajściu uda nam się kontynuować pogawędkę.
Czworonożny towarzysz
Każda para łap jest przydatna, gdy w rachubę wchodzi walka o przetrwanie.
Zgodnie z modą wprowadzoną przez takie produkcje jak Call of Duty: Ghosts, Valiant Hearts: The Great War czy nawet Grand Theft Auto V za każdym wielkim głównym bohaterem stoi jeszcze większa, równie odważna i wierna jak diabli psina. Uroczy zwierzak w postaci wyjętego żywcem z Jestem legendą owczarka niemieckiego to przede wszystkim wyjątkowo pomocny kompan w tułaczce po pustkowiach. Oprócz tego, że możemy zamienić z nim kilka słów (brzmi zabawnie, ale pamiętajcie, że zbzikować z samotności wcale nie tak trudno), czworonożny partner jest w stanie także pomagać w walce oraz na przykład przynosić wskazane przedmioty. Najeżdżamy celownikiem na dowolny obiekt bądź miejsce, a nasz wyszczekany przyjaciel bez wahania wykonuje polecenie, w zależności od kontekstu (idź, walcz, przynieś etc.). Włochaty kursor, pieseł point’n’click – jakkolwiek tego nie nazwiemy, wygląda na zaiste praktyczny „ficzer”. Oby tylko twórcy nie uśmiercili go w dalszej części fabuły, takich wyciskaczy łez bardzo nie lubimy...
Nowy lepszy Pip-Boy
Pip-boy jak żywy!
Podczas gdy miłośnicy zwierząt świętują dodanie machającego ogonem pupila do czwartej odsłony serii, starzy wyjadacze wycierają ślinę z brody na widok totalnie odpicowanego Pip-Boya, futurystyczno-oldskulowego smartwatcha, będącego obowiązkowym wyposażeniem każdego szanującego się mieszkańca krypty. Nasza ukochana maszynka powraca w odświeżonej formie, oferując wgląd w statystyki (z w pełni animowanym Vault Boyem), możliwość szperania w posiadanym inwentarzu, przeglądania mapy, słuchania radia, słuchowisk i holotaśm, a nawet... grania w minigierki, wzbudzające całkiem słuszne skojarzenia z kultowymi produkcjami pokroju Donkey Konga. Jakby tego było mało, największą furorę podczas prezentacji (no, prawie największą) zrobiło obwieszczenie o fakcie dołączania prawdziwego, fizycznego modelu Pip-Boya do specjalnych edycji kolekcjonerskich gry. Zamiast wbudowanego komputerka w szkielecie znalazło się miejsce na nasz własny telefon, na który będziemy mogli pobrać zupełnie za darmo aplikację towarzyszącą produkcji Bethesdy, imitującą dotykową edycję oprogramowania Pip-Boya, połączoną naturalnie z naszą kopią Fallouta. To się dopiero nazywa nerdgazm!
Fallout Shelter
Fallout Shelter – bo nie ma to jak zapowiadać grę w dniu jej premiery.
Studio Bethesda Softworks nie byłoby oczywiście sobą, gdyby nie dorzuciło wisienki na szczyt owego radioaktywnego tortu – w postaci kolejnej mobilnej, całkowicie darmowej aplikacji Fallout Shelter, będącej pełnoprawnym symulatorem ekonomiczno-strategicznym, pozwalającym wcielić się w zarządcę jednego z własnoręcznie wykreowanych przez nas bunkrów. Do naszych obowiązków należeć ma zarówno rozbudowywanie schronu (siłownie, strzelnice, laboratoria, kantyny), jak i dbanie o jego zasoby oraz mieszkańców, których będziemy powoli przygotowywać do wyjścia na zewnątrz. Po odpowiednim wyszkoleniu oraz wyposażeniu delikwenta w broń i odzianiu w adekwatny strój wypuścimy go na poszukiwanie przygód. Jeśli nie poradzi sobie w ciężkich warunkach i zginie, zawsze będziemy mogli sparować mieszkańców i postarać się o nowego członka naszej podziemnej społeczności. Gra bazuje na pomysłach zaczerpniętych z takich produkcji jak FTL, SimCity, X-Com czy Progress Quest, zaś pobrać możemy ją (póki co) na urządzenia z systemem iOS... już w tej chwili. Cwane zagranie, Bethesda! Dobrze wiemy, że chcecie odwrócić naszą uwagę od reszty E3!
Tower Defence Post-Apo
Wielkie osady i szlaki handlowe to także wielka odpowiedzialność i nierzadko wielkie kłopoty.
Twórcy czwartego Fallouta musieli spędzić sporo czasu z takimi tytułami jak The Sims, Minecraft, Disney Infinity oraz z dziesiątkami mobilnych produkcji z gatunku tower defence. Bo jak inaczej wyjaśnić zaimplementowanie przez nich możliwości gruntownej rozbudowy osad, które z kolei będziemy mogli połączyć ze sobą szlakami handlowymi? Nie przecierajcie oczu – jednym z głównych celów dewelopera było oddanie możliwości kreacji w ręce graczy, którzy oprócz zwiedzania pieczołowicie zaprojektowanych bostońskich lokacji będą mogli stworzyć drugie tyle w prostym w obsłudze, acz satysfakcjonującym edytorze. Każdą rzecz w świecie Fallouta 4 da się rozebrać na części, które wykorzystamy do budowy innych elementów otoczenia. Później wystarczy poskładać obiekty zgodnie z naszymi założeniami i jesteśmy gotowi na przyjmowanie gości! Tak jest, do naszych wiosek będą się z czasem sprowadzać ludzie, szukający schronu i pracujący na utrzymanie owej małej społeczności (polowania, dbanie o ogródek i grządki). Nie możemy również zapominać o zagrożeniach z zewnątrz, dlatego kiedy już wyposażymy naszą osadę w generator mocy, konieczne będzie wzmocnienie systemów obrony, postawienie działek, miotaczy ognia oraz innych równie sympatycznych „niespodzianek”. Fallout Shelter + trójwymiarowe tower defence = łykamy to!
Srogi crafting
Takiej broni pozazdrościliby nawet łowcy zombie z Dying Light czy Dead Rising.
Jeśli myśleliście, że zabawa w liczne modyfikacje i edycje skończy się na postaciach oraz wioskach, mamy dla Was kolejną zaskakująco-intrygującą nowinę – rozbudowany system craftingu uzbrojenia oraz opancerzenia. Podobnie jak w Dzikim Gonie zbieranie rupieci różnego sortu może okazać się bardzo sensowną strategią, gdyż po rozłożeniu na części naszych znalezisk będziemy mogli wykorzystać zdatne do użytku elementy przy konstruowaniu wymyślnych typów broni masowej zagłady, których nie powstydziliby się bohaterowie takich gier jak Borderlands,Dead Rising, a nawet Saints Row. Do naszej dyspozycji oddano ponad pięćdziesiąt bazowych modeli broni oraz ponad siedemset różnorodnych modyfikacji, co w sumie daje... no, całkiem sporo kombinacji. Ponadto występująca w Falloucie 4 zbroja została podzielona na warstwy, które – a jakże – doszlifujemy wedle własnego uznania i kreatywności. A skoro już o kreatywności mowa...
Hektolitry frajdy
To, czy gra będzie śmiertelnie poważna, czy co jakiś czas tryśnie humorem, zależeć ma w dużej mierze od preferencji samego gracza.
Jeśli zaserwowane przez twórców gry poczucie humoru jest dla Was zbyt mało kuriozalne, zawsze możecie zmontować w garażu prywatną wyrzutnię pluszowych misiaków czy przebrać swojego ociekającego testosteronem herosa w damskie ciuszki. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że tego typu rozwiązania od razu kojarzą się ze wspomnianymi już seriami Dead Rising bądź Saints Row, jednak skoro producent takiej perełki jak Skyrim postawił sobie za zadanie wykreowanie najbardziej zróżnicowanego i zorientowanego na detale świata, dającego graczowi pełną swobodę zabawy, to tego typu opcjonalne abstrakcje niemal musowo musiały się tam znaleźć. I bardzo dobrze, bo powaga zabija równie skutecznie co bezpośrednie spotkanie z deathclaw’em. W grze na pewno przyjdzie nam skorzystać z jetpacka, poobijać facjaty oponentom podczas walk w klatkach czy wezwać wsparcie powietrzne i przelecieć się po pustkowiach, puszczając radosne salwy ołowiu z miniguna. Brakuje tylko miniaturowej wyrzutni bomb atomowych... a nie, pardon.
LISTOPAD!
Ogłoszenie dołączania fizycznej wersji Pip-Boya do kolekcjonerskiej edycji gry oraz dzisiejsza premiera mobilnego Fallout Shelter zrobiły olbrzymie wrażenie na uczestnikach pierwszej w historii otwartej konferencji Bethesdy podczas targów E3. Aż do ostatniej minuty prezentacji zdawać by się mogło, że deweloper niczym większym nie zdoła nas już zaskoczyć. I dokładnie w momencie gdy opuściliśmy gardę, Todd Howard – reżyser oraz producent wykonawczy postapokaliptycznej sagi – wyprowadził potężny cios prosto między oczy, ogłaszając, że oficjalna data ukazania się dopieszczanego przez cztery lata czwartego Fallouta została ustalona na dziesiątego listopada bieżącego roku. Chyba pora zainwestować w komorę kriogeniczną, żeby te nieco ponad sto dni do listopada zleciało dużo szybciej.