Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 4 września 2022, 12:00

Brakuje mi dobrych gier o Władcy Pierścieni, jeden tytuł miał „magię”

Dobra gra na licencji i to jeszcze w uniwersum Władcy Pierścieni – brzmi jak marzenie fanów marki. Sęk w tym, że taka pozycja już powstała. Pamiętacie Władcę Pierścieni: Powrót króla?

Gier na licencji Władcy Pierścieni powstało na przestrzeni lat całkiem sporo. Większość z nich trzymała niezły poziom. Jeśli zapytacie o najlepsze tytuły w tej kategorii, to istnieje duża szansa, że usłyszycie o Bitwie o Śródziemie (pierwszej części lub drugiej), Śródziemiu: Cieniu Mordoru lub nawet LEGO The Lord of the Rings. Grałem we wszystkie te tytuły (i wiele więcej związanych ze światem Tolkiena), ale najcieplej wspominam produkcję, o której dziś prawdopodobnie mało kto pamięta. Chodzi o Władcę Pierścieni: Powrót króla, wydanego w 2003 roku na pecety, PlayStation 2, Xboksa i GameCube’a. Nie mogę się też nie pokusić o stwierdzenie, że to był czas, kiedy EA naprawdę potrafiło zrobić dobre gry na licencji. Niedługo później powstały wszakże dwie części wspomnianej wcześniej Bitwy o Śródziemie, które do dziś stawiane są za przykłady w tej kwestii przez wielu graczy.

Grafika jak z filmu

W grach prawdopodobnie najszybciej starzeje się oprawa graficzna, w końcu co jakiś czas wychodzą nowe generacje konsol, a tytuły sprzed lat zaczynają wydawać się nam jakieś takie ubogie w detale i kanciaste. Powrót króla nie jest tutaj rzecz jasna wyjątkiem – widać, że ma niemal 20 lat na karku. Jednak w dniu premiery – 3 listopada 2003 roku – tytuł naprawdę imponował pod względem wizualnym. Postacie składały się z dużej liczby wielokątów, tekstury były zaskakująco ostre (szczególnie w wyższych rozdzielczościach), a plansze usiane rozmaitymi elementami środowiskowymi. Do tego doszła jeszcze „magiczna sztuczka”, która kompletnie uwiodła młodego mikosa – klatki z filmu zamieniały się w grową animację. Wtedy robiło to na mnie ogromne wrażenie, w jednej chwili widziałem Gandalfa spoglądającego na Helmowy Jar, a chwilę później sam odpierałem ataki Uruk-haiów.

Sama gra była w ogóle bardzo ściśle powiązana z filmem. Wszystkie misje poprzedzały przerywniki, które były kadrami wyciętymi z trylogii Petera Jacksona, co nadawało im jeszcze więcej klimatu. Do tego trzeba dodać, że dubbing do gry został zrealizowany przy udziale prawie wszystkich aktorów występujących w filmie (poza odtwórcami ról Aragorna i Legolasa) i brzmiał naprawdę dobrze.

Najwięksi fani twórczości J.R.R. Tolkiena z pewnością docenili też zapewne, że w trakcie rozgrywki odblokowywało się dostęp do materiałów zza kulis. Były to wywiady z aktorami i twórcami, które zdradzały m.in. szczegóły powstawania gry czy zabawne wpadki z planu filmowego.

Brakuje mi dobrych gier o Władcy Pierścieni, jeden tytuł miał „magię” - ilustracja #1
To jeszcze gra czy już film?!

Dziesiątki godzin spędzone w kooperacji

„Ty grasz Gimlim, ja Legolasem” – prawdopodobnie właśnie tak zaczynała się większość moich rozmów z bratem kilkanaście lat temu. Nie jestem w stanie zliczyć, ile godzin spędziliśmy razem, grając w Powrót króla w trybie kooperacji. Wiem tylko, że siadaliśmy przy komputerze i przepadaliśmy na całe dnie w wirtualnym Śródziemiu. Twórcy – studia Visceral Games i EA Redwood Shores – zaimplementowali tu pełnoprawny moduł współpracy, w którym można było przejść prawie całą grę we dwójkę (chyba tylko za wyjątkiem krótkiego prologu w Helmowym Jarze). Działało to znakomicie. Na ekranie znajdowało się jednocześnie dwóch graczy, którzy byli oznaczeni odpowiednimi markerami, krążącymi nad głowami postaci. Kooperacja była szczególnie przydatna, gdy jeden z graczy nieco gorzej radził sobie z walką, wtedy ten drugi, bardziej doświadczony, stanowił dla niego wsparcie.

Ciekawy był też aspekt rywalizacji w co-opie, bo na końcu każdego poziomu gra podsumowywała nasze osiągnięcia i pokazywała, kto pokonał więcej przeciwników i w jakim stylu. Poza tym chyba zdajecie sobie sprawę z tego, jak dużo immersji zyskiwała zabawa, kiedy nie tylko postacie na ekranie krzyczały do siebie „uważaj!”, ale też gracze przed komputerem.

Sama rozgrywka była natomiast dość prosta, ale naprawdę dobrze zrealizowana – mieliśmy do wyboru kilka rodzajów ataków (bliskich i dystansowych), które z czasem można było łączyć w kombosy. Każda postać posiadała też umiejętności specjalne, których używanie dawało sporo frajdy. Pamiętam, ile satysfakcji sprawiało mi wypuszczanie deszczu strzał Legolasem i „czyszczenie” mapy z wrogów w kilkanaście sekund. Takie rzeczy były jednak możliwe dopiero po odblokowaniu odpowiednich umiejętności na późniejszych etapach gry, więc stanowiły przyjemną nagrodę i sprawiały, że zdobywanie punktów miało sens.

Brakuje mi dobrych gier o Władcy Pierścieni, jeden tytuł miał „magię” - ilustracja #2
Kooperacja była prawdziwym hitem w Powrocie króla.

Misja: uratować Śródziemie

Jak możecie się pewnie domyślać, gra została bardzo ściśle związana z materiałem źródłowym, którym w tym przypadku był film. Od pierwszych scen aż do samego końca można było wczuć się w rolę bohaterów próbujących uratować Śródziemie przed zagładą.

Deweloperzy przy tworzeniu lokacji ewidentnie bazowali na dokonaniach Petera Jacksona, choć trzeba przyznać, że sami też całkiem dobrze poradzili sobie z projektowaniem poziomów, które na wielkim ekranie nie były zbytnio eksponowane. Duże wrażenie robiły Minas Tirith, Czarna Brama czy Osgiliath. Najbardziej w pamięci utkwiło mi jednak leże Szeloby – mroczny, tajemniczy, wręcz trącący horrorem poziom. Wcielając się w nim w Sama, trzeba było uratować Froda przed ogromną pajęczycą. Jaskinie były pełne mniejszych i większych pająków, które nieustannie czyhały na życie Samwise’a. W przeciwieństwie do reszty gry, gdzie na rozległych mapach siekało się zastępy wrogów, tutaj graczowi nieustannie towarzyszyło poczucie zagrożenia ze strony bestii zamieszkujących ciasne korytarze.

Nie będę ukrywał, że trochę brakuje mi dzisiaj takich dobrych gier na licencji. Takich, które nie tylko korzystają ze znanych marek, ale powodują, że fani danego uniwersum dostają kolejny powód do radości. W nadchodzące The Lord of the Rings: Gollum i The Lord of the Rings: Return to Moria na pewno zagram, ale zdecydowanie bardziej chciałbym zobaczyć fabularną grę akcji opartą na nowym serialu lub remaki klasycznych odsłon serii, np. Powrotu króla czy Dwóch wież. Kto wie, może kiedyś się tego doczekam?

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.

Mikołaj Łaszkiewicz

Mikołaj Łaszkiewicz

W GRYOnline.pl pracuje od maja 2020 roku. Najpierw był newsmanem w dziale technologii, z czasem zaczął udzielać się w grach i publicystyce, a także redagować oraz nadzorować działanie newsroomu technologicznego. Obecnie jest redaktorem naczelnym serwisu Futurebeat.pl. Wcześniej swoimi przemyśleniami na temat gier wideo dzielił się m.in. na różnych grupach tematycznych. Z wykształcenia prawnik. Gra na wszystkim i we wszystko, co widać czasem w recenzjach. Jego ulubioną konsolą jest Nintendo 3DS, co roku gra w nową część serii FIFA i stara się poszerzać gamingowe horyzonty. Uwielbia szeroko pojęty sprzęt komputerowy i rozkręca wszystko, co wpadnie mu w ręce.

więcej