Mocno opóźniony, ale wreszcie jest. W lipcowym przeglądzie m.in. toczymy odjechane taneczne pojedynki ze swoimi byłymi, kontemplujemy ruinę Ziemi z pozycji ostatniego lisa na planecie, żegnamy studio z ponad 20-letnią historią i przechodzimy inżynierski rite de passage.
Wiem, wiem, długo kazałem Wam czekać na ten tekst. Już korzyłem się i kajałem na łamach ostatniego Motoprzeglądu, ale pokajam się i tutaj – wybaczcie, potrzebowałem chwili na regenerację (czyt. urlopu), by odzyskać jakiekolwiek zainteresowanie grami. Odzyskawszy je zaś, prezentuję Wam zaległy przegląd ubiegłomiesięcznych premier małych a ciekawych (przy okazji: dzięki, Drenz, za podtrzymanie ciągłości cyklu na forum). Aktualne, sierpniowe zestawienie powinno się pojawić o czasie, tj. z początkiem września.
Z zadowoleniem przyjmuję fakt, że dewastacja Ziemi i wiszące nad nami widmo klimatycznej katastrofy są tematami poruszanymi w branży gier wideo coraz częściej (pomijając niezadowolenie z samej dewastacji) – trudno zaś o bardziej przejmującą wizję tegoż widma niż ta, którą prezentuje Endling. Karol Laska odmalował ją barwnymi słowy w swojej opinii/recenzji, więc już nie będę go małpował. Wyjaśnię tylko, że jest to swoisty survival w wersji „lite”.
Wchodzimy w skórę (futro?) ostatniej lisicy na Ziemi i toczymy ciężką walkę o przetrwanie swoje i swoich młodych, przemierzając lokacje, które bez wahania określiłbym jako „malownicze” (bo graficy wykazali się prawdziwym talentem), gdyby nie fakt, że prawie cała sceneria jest tu w stanie rozpadu, rozkładu, umierania, usychania, jałowienia tudzież zasypania śmieciami i zalania betonem.
O tym, że studiu Herobeat udało się stworzyć naprawdę dojmujące doświadczenie, świadczy 96% pozytywnych recenzji graczy na Steamie. Niestety, pech chciał, że tego samego dnia co Endling zadebiutowało Stray. W związku z tym uwaga całego świata skupiła się, rzecz oczywista, na słodkim cyberpunkowym kotku, a tragicznym losem lisków zainteresowało się jakieś 200 razy mniej osób (porównując liczbę recenzji na Steamie). Ot, nasza cywilizacja w pigułce.
Strzygę uszami zawsze, gdy słyszę (w tym przypadku: widzę w opisie na Steamie) hasło „immersive sim”. To pcha mnie do studiowania nawet gier o urodzie tak dyskusyjnej jak w przypadku Ctrl Alt Ego – i rzadko bywam rozczarowany. Nie inaczej jest teraz. Dzieło dewelopera przedstawiającego się jako MindThunk umieszcza rozgrywkę w unikalnej perspektywie, osadzając gracza w roli „bezcielesnej świadomości”.
Jako taka możemy tylko przeskakiwać między komputerowymi terminalami lub przejmować kontrolę nad robotami, których rozmaitość funkcji pozwala radzić sobie z wyzwaniami – tj. wszelkimi zabezpieczeniami stacji kosmicznej – na odmienne sposoby. Gdy tylko przyzwyczaicie się do niekonwencjonalnego punktu widzenia i zaakceptujecie oszczędną oprawę wizualną (jak również opanujecie ewentualne zawroty głowy), znajdziecie w Ctrl Alt Ego oryginalny immersive sim, stawiający bardziej na rozwiązywanie problemów głową aniżeli mięśniami, do tego całkiem błyskotliwy i niepozbawiony nuty dowcipu.
I zanim wydacie choćby złotówkę na ten tytuł, możecie pobrać wersję demo. Gorąco polecam spróbować. Szkoda, że w ciągu miesiąca gra zebrała zaledwie 49 recenzji na Steamie (za to same pozytywne).
Im wyżej trzecioosobowe gry AAA typu action-adventure zawieszają poprzeczkę, tym trudniej jest „indykom” mierzyć się z tym gatunkiem. Mali deweloperzy coraz rzadziej decydują się na tworzenie realistycznych (mniej lub bardziej) produkcji TPP, a gdy już to robią, efekty często są odpychające. Na szczęście wciąż trafiają się projekty tego typu, które nie muszą wstydzić się swojej grafiki, animacji czy gameplayu – i takim „rodzynkiem” jest Hazel Sky.
Owe dzieło studia Coffee Addict oczywiście wygląda budżetowo, ale przy tym ma dość uroku i klimatu, by przymknąć oko na technologiczne niedostatki. Dzięki temu można cieszyć się przygodą ze zróżnicowanymi poziomami, mechanikami rozgrywki i zagadkami, osadzoną w interesującym świecie, w którym główny bohater, młody kandydat na Inżyniera, musi przejść serię prób na bezludnej wyspie, by uzyskać prawo powrotu do domu – do latającego miasta Gideon.
Niestety, po Hazel Sky widać, że dla kilkuosobowego zespołu stworzenie takiej gry jest ogromnym wysiłkiem. Projekt powstawał więcej lat, niż ta przygoda trwa godzin – a rezultatowi i tak sporo brakuje do ideału, o czym świadczy wynik na poziomie 79% pozytywnych recenzji na Steamie. Co gorsza, zważywszy fakt, że po miesiącu od premiery nie zebrało się nawet sto opinii, zachodzi obawa, iż deweloperowi nie zwrócą się poniesione koszty. To może być jeszcze jedna ofiara Stray…
Loopmancer to gra roguelike, która może spodobać się nawet „rogalosceptykom”. Wyróżnia się formą efektownej platformówki 2,5D w cyberpunkowych realiach, która kładzie silny nacisk na narrację i ma filmowy charakter, podkreślany przez sporą liczbę widowiskowych scenek przerywnikowych (i w pełni udźwiękowione dialogi).
Ze względu na te ostatnie przymioty dzieło chińskiego studia eBrain wciągnęło mnie bardziej, niż gry tego typu zwykle są w stanie. Gdy testowałem demo parę miesięcy temu, umieranie raz po raz nie przeszkadzało mi, bo z każdym kolejnym podejściem dowiadywałem się więcej o fabule, bohaterach i świecie – na losowo generowanych etapach rozmieszczane są tutaj nie tylko gadżety czy wzmocnienia przydatne podczas starć, ale też notatki z ciekawymi informacjami.
Jednak do doskonałości trochę Loopmancerowi (nadal) brakuje, co widać po Steamie, gdzie pozytywnych jest 76% recenzji. Gracze wytykają rozmaite błędy i niedociągnięcia gameplayowe – a deweloper reaguje na nie, wypuszczając kolejne łatki. Poza tym weźcie poprawkę na to, że widowisko, choć efektowne, tchnie budżetowością – bądź co bądź nie jest to gra AAA.
To będzie kolejna mocna rzecz w katalogu firmy Annapurna Interactive (np. po Stray). Thirsty Suitors to sztampowa na pozór opowieść o dziewczynie, która po paru latach poznawania tzw. wielkiego świata wraca do rodzinnego miasteczka, by poukładać sobie życie i rozliczyć się z przeszłością – ale podana z niebywałym wdziękiem, urokiem, humorem i wariactwem. Osią gry są spotkania protagonistki z byłymi chłopakami i dziewczynami, które przybierają postać tanecznych pojedynków a la jRPG (z elementami QTE), gęsto przetykanych świetnymi dialogami i odjechanymi animacjami „ataków”. To po prostu trzeba zobaczyć. Biegnijcie po demo, póki jest dostępne.
Uruchomienie tego dema w obecności Wandy mogło być błędem… Nie minął kwadrans, a moja lepsza połówka wymogła na mnie obietnicę, że kupię jej LEGO Bricktales, gdy tylko nastąpi premiera. Choć gier korzystających z owej klockowej licencji jest mrowie, wciąż brakuje pozycji takich jak ta – stawiających na pierwszym planie budowanie i przeplatających je w zdrowych proporcjach z szeroko rozumianą przygodą (tutaj sprowadzającą się wszelako do eksplorowania barwnych światów i prowadzenia dialogów z NPC, bez walki i innych szaleństw). To będzie gratka dla każdego, kto lubi ruszyć głową, a przy tym wyżyć się kreatywnie. Radość z konstruowania jest tu niewiele tylko mniejsza niż w „realu”.
Chcecie poznać więcej gier niedostrzeżonych i niekochanych? Zapraszam do poprzednich odcinków przeglądu – ich chronologiczną listę znajdziecie tutaj.
GRYOnline
Gracze
17

Autor: Krzysztof Mysiak
Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.