Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 9 czerwca 2023, 16:33

Po 80 godzinach z Diablo 4 wiem, czego jeszcze potrzebuję od tej gry

No zakochałem się w tym Diablo 4. Los gry-usługi może okazać się różny, zależnie od kaprysu księgowych Blizzarda, ale mam trochę nadziei na prawidłowy rozwój piekielnego „oseska” – oraz na kilka konkretnych rozwiązań.

Źródło fot. Blizzard Entertainment
i

Drogi Blizzardzie. Masz pierwszy raz od dawna – i nie licząc remake’ów – świeży, dobry towar. Nie spartol tego. Kilka rys na obrazie widać, ale część można łatwo wyeliminować. Niemniej nie jest to gra tak całkiem do remontu. Raczej do wzbogacenia w nowe opcje, tryby oraz to, co lubiliśmy w poprzednich odsłonach serii. Już teraz bawię się znakomicie i pewnie nie tylko ja.

A teraz wyobraźcie sobie, kochani księgowi z Activision Blizzard, co będzie, jak ta gra dostanie rozszerzenia na miarę Reaper of Souls, Lord of Destruction czy potężne łatki niczym legendarna 1.10 do Diablo 2. Otóż to, drogie dzieciaczki odziane w garnitury i zapatrzone w słupki! Dostaniecie od nas więcej forsy bez doprowadzania nas do szewskiej pasji. Bo wiecie, dobra atmosfera wokół gry zapewnia jej długie lata życia. Dlatego macie tu kilka pomysłów, co warto dodać lub lekko poprawić, żeby wzbogacić siebie oraz nasze doświadczenia przy okazji rozszerzeń, łatek czy lig.

Paladyn lub krzyżowiec oraz inne klasy

Diablo 4 zaczęło z bardzo miłym startowym zestawem klas, takim the very best of czarodziej(ka), barbarzyńca czy nekro. Do tego wyciągnięto uwielbianego (choć wymagającego dopieszczenia cyferkami) druida z „dwójki” oraz łotrzycę z „jedynki” (nieco skrzyżowaną z zabójczynią z Lord of Destruction). No świetny zestaw. Ale brakuje kogoś, kto stał się niemal ikoną serii, jeśli chodzi o klasy, a Diablo 3 praktycznie ratował w pojedynkę. Paladyna lub krzyżowca. Szczerze mówiąc, personalnie jestem bardziej związany z nomadzką koncepcją z Diablo 3, ale to może być tylko moje widzimisię.

Tak czy inaczej gotyckie action RPG potrzebuje aroganckiego pancernego skurczybyka, który z mieczem i tarczą zaszarżuje na hordy demonów lub ześle na nie gniew niebios, a przy okazji trochę wesprze i podleczy kompanów z drużyny. Tu nawet nie trzeba dużo zmieniać. Wystarczy dostosować tę postać do drzewka, dać jej ciekawy lore, tak jak pozostałym bohaterom, przyszykować odpowiednią twierdzę i powiązane z nią zadanie klasowe odblokowujące specjalizację – i jest przepis na sukces oraz napływ graczy stęsknionych za paladynem czy krzyżowcem.

Po 80 godzinach z Diablo 4 wiem, czego jeszcze potrzebuję od tej gry - ilustracja #1

Diablo 4, Blizzard Entertainment, 2023

Zgadnijcie, kto stanie w jednym z pierwszych szeregów? No przecież, że ja. W Diablo 3 krzyżowiec zbudowany w oparciu o ciernie to mój największy „munchkinistowski” sukces, w dodatku w stylu, który lubię – podchodzisz łomotnąć i wystarczy „ino roz”, nawet na poziomach wyższych niż sugerowany (najwyżej się po drodze zginie X razy, trudno).

To również postać z gotowym zestawem ikonicznych skilli i pomysłów, można jej zafundować jakiś lekki upgrade, żeby ładnie tymi „umiejkami” żonglować, tak jak robi to chociażby druid, ale generalnie – kto z nas nie chciałby przetrzebić pomiotów Lilith świętym młotem, wparować między nie z odpalonym fanatyzmem?

Paladyn to pewny strzał, choć jeśli mam być szczery, to dwie nieco bardziej egzotyczne i kontrowersyjne klasy aż proszą się o powrót. Wystarczy, że przypudrujecie je odpowiednim klimatem. Mowa o mnichach i szamanach. Tych pierwszych powiązałbym ze startowym Kyovashadem albo quasi-azjatycką krainą w stylu Tajlandii – niech to będą twardzi, bezwzględni, choć uduchowieni brutale, którzy lubią różne używki oraz tajski (sanktuaryjnyi?) boks.

Z witch doctorami sprawa jest tak prosta, że Blizzard pewnie już ma gotowca w zanadrzu. Wschodnie bagna otaczające Drzewo Szeptów z obecnej mapy aż się proszą, by ich reprezentant dołączył do rostera postaci. Taki mniej kolorowy, bardziej niepokojący, wcale-nie-voodoo szaman czy szamanka – grałbym. Trzeba by tylko napocić się trochę przy projekcie, żeby odróżniał się bardziej od nekromanty.

Powrót do starych lokacji

Jedną z największych zalet serii Diablo jest świat. Nieco sponiewierany przez pisaną na kolanie fabułę „trójki”, ale wciąż intrygujący. Rozległy, pełen mitów, legend, kultur trochę przypominających nasze, ale z ciekawym twistem, spowodowanym kontaktem z niebem i piekłem oraz magią. Bardzo proste fantasy, niemniej działa. Mapa w Diablo 4 jest rozległa, ale to zaledwie część Sanktuarium.

Mam szczerą nadzieję, że Blizzard oprowadzi nas po krainach, które dotąd znaliśmy tylko ze wzmianek w dialogach, notatkach czy podręcznikach do poprzednich odsłon cyklu. Ta seria potrzebuje każdego zastrzyku świeżości, na jaki tylko twórców stać (oraz kombinowania z bardzo różnymi krajobrazami, bo klasyczne „las-pustynia-bagno-tundra” można w końcu zajechać, ale trudno tego uniknąć).

Po 80 godzinach z Diablo 4 wiem, czego jeszcze potrzebuję od tej gry - ilustracja #2

Diablo 4, Blizzard Entertainment, 2023

Z drugiej strony... dobrze byłoby odwiedzić kultowe miejsca z poprzednich części (i trzymać się jak najdalej od „nieba” w wydaniu z Diablo 3), by zobaczyć jak się zmieniły. Właściwie... to już najwyższy czas. Bardzo chciałbym spojrzeć na Tristram, Klasztor Niewidzącego Oka, Lut Gholein czy Kurast z nowej, świeżej perspektywy. Pewnie czekają nas ruiny, ale w nich – może jakieś tajemnice? Z artefaktem łotrzyc wiąże się zresztą część zadań z wątku głównego Diablo 4, więc nawet mamy pretekst, by się tam kiedyś wybrać.

Siłą drugiej i trzeciej części od strony fabularnej i nastrojowej była – obok horroru – atmosfera wędrówki przez te udręczone ziemie, poczucie przestrzeni, tajemnicy, grozy, swego rodzaju nieskończoności. Świat w Diablo 4 jest spory, ale nie tak ogromny, by oddać tę iluzję wędrówki. Jeśli natomiast pojawią się kolejne regiony, także takie, które już znamy, a gra jeszcze się rozrośnie – czeka nas aura niesamowitej przygody.

Słowa runiczne

W całym tym zamieszaniu pominąłem jakieś dev diary lub inną formę ogłoszenia, ale Blizzardzie, do takiej nędzy, gdzie moje obiecane słowa runiczne? Miały być, a „ni mo”. No chyba że chcecie odtworzyć całkowicie i co do joty „ultimate Diablo 2 experience” – wtedy pewne interesujące i esencjonalne funkcje aplikacji poznamy dopiero w dodatku.

A dlaczego słowa runiczne są takie ważne? To proste – bardzo wzbogacają itemizację, sposoby budowania bohaterów, a więc jedną z najważniejszych mechanik w Diablo. Zwykłe kamienie szlachetne to fajne urozmaicenie i sympatyczne wzmocnienia, ale nie wywołują takiego efektu wow i nie dają takiej satysfakcji z ich skompletowania oraz ułożenia jak słowa runiczne. Te drugie też mogliśmy osadzać w „gniazdach” przedmiotu, jednak włożone w odpowiedniej kolejności zmieniały zwykłą rzecz w imponujący artefakt.

Po 80 godzinach z Diablo 4 wiem, czego jeszcze potrzebuję od tej gry - ilustracja #3

Diablo 4, Blizzard Entertainment, 2023

Przy czym ja nawet rozumiem, czemu Blizzard zwleka z wprowadzeniem czegoś takiego. W Diablo 2 istniał ten problem, że w pewnym momencie wszyscy dążyli do tego, żeby mieć kilka konkretnych artefaktów, w tym niezapomnianą Enigmę. Po prostu wszyscy w krainie za tym latali, jak tylko zaczynał się sezon rankingowy. Blizzard ewidentnie chce tym razem uniknąć podobnej unifikacji buildów. W sumie słusznie.

I tak jestem ciekaw, bo wstępnie zapowiedziane rozwiązanie, które miało się w grze pojawić, ale – jak się okazało – nie w dniu premiery, brzmiało intrygująco i może urozmaicić walkę. Tym razem dostaliśmy dwa typy run – stanu i efektu. Te pierwsze warunkują, jaki czynnik odpala specjalną właściwość, a te drugie – co się stanie. Zapowiada się na całkiem intrygujący system wymagający aktywności i inicjatywy gracza, ale rozumiem, że to byłaby skomplikowana nakładka na już istniejące i funkcjonalne mechaniki.

Najemnicy

Nie każdy chce wędrować po Sanktuarium samotnie. Z drugiej strony nie wszystkim pasuje towarzystwo KrzywegoWie$ka69 lub DominatronixaRaptora37. Dla takich ludzi Blizzard trzymał dotąd w zanadrzu najemników, którzy znakomicie sprawdzali się w finalnych wersjach Diablo 2 i 3.

Wprawdzie podczas kampanii Diablo 4 okazjonalnie dołączali do nas NPC, ale to nie to samo. Najemnik był fajną ideą stałego towarzysza do wynajęcia, który miał swój ekwipunek (przynajmniej od czasu Lord of Destruction) i walczył razem z nami, a nawet trochę uzupełniał braki naszej postaci.

I tu snop światła z reflektora pada na Diablo 3, pełne dobrych chęci. I w tym jednym wypadku z niezłą egzekucją. Gra wkraczała na arenę z niegłupimi, choć nie do końca rozwiniętymi pomysłami (większe sfabularyzowanie rozgrywki chociażby – w D4 zaprocentowało). Natomiast nowy system najemników Blizzardowi wyszedł. Raz, że mogliśmy ich bardziej dostosować do naszych potrzeb nie tylko dzięki ekwipunkowi, ale i dobieraniu specjalizacji. Dwa, że tym razem byli konkretnymi bohaterami z opiniami, tożsamością, a nawet własnymi zadaniami pobocznymi. I miałem wrażenie, że ich dialogi pisał ktoś odrobinę bardziej ogarnięty niż główni scenarzyści gry.

Po 80 godzinach z Diablo 4 wiem, czego jeszcze potrzebuję od tej gry - ilustracja #4

Diablo 4, Blizzard Entertainment, 2023

Bardzo chciałbym zobaczyć podobne rozwiązanie w Diablo 4 – że poznajemy lub wynajmujemy kamratów, którzy służą nam ostrzem, czarem lub podstępem w walce, dopełniają nas, mają parę tajemnic i ogólnie coś ciekawego do powiedzenia – przyznacie, że do mocniej stawiającego na fabułę Diablo 4 to pasuje, prawda?

Ostrzejszy, wyraźniejszy dźwięk

Pora na dziwny punkt, ale istotniejszy, niż się Wam wydaje. Magia pierwszych dwóch odsłon Diablo nie wzięła się znikąd. Te cholerstwa uzależniały niczym rasowy hazard. Gameplayem, nieprzewidywalnością, dobrym systemem lootu wzbudzały żądzę polowania na łupy. Niemniej, tak jak w kasynach, istotne były nie tylko mechanizmy, cyfry (oraz ustawianie rozgrywki... – ekhem, Diablo Immortal, ekhem!), ale też oprawa. Grafika, to wiadomo, jednak również – dźwięk. Brzmienie odgrywało cholernie ważną rolę w tym, jak odbieraliśmy Diablo 1 oraz 2 i jaką głębię im przypisywaliśmy. To były przeżycia audialne.

Nie wiem, czy to kwestia masteringu, ale dźwięk w Diablo 4 wydaje mi się zbyt miękki i niezdecydowany. Zbyt subtelny. Może to wina technologii, za pomocą której udźwiękowienie powstaje, ale przekładanie przedmiotów – dla przykładu – nie sprawiało mi aż takiej frajdy jak w Diablo 2, gdzie każdy odgłos związany z bronią czy zbroją dawał wrażenie namacalności uzbrojenia. Jakbyśmy to my to nosili. Chyba Blizzard postawił za bardzo na realizm.

I tak jest lepiej niż w Diablo 3, gdzie brzmienie było jeszcze bezpieczniejsze. Na pewno lepiej wypadła muzyka, bliższa tej z Diablo 1 i 2. Jeśli jednak chodzi o wszystkie odgłosy, to wiesz, Blizzardzie, może po prostu podmień pliki na te z najwcześniejszych odsłon Diablo? Podprowadzanie samemu sobie to nie aż taka kradzież, a wszystkie te wyraziste, ostre brzęknięcia, stuknięcia, szczęknięcia – czy syczące wyładowania mocy – robiły naprawdę niesamowite wrażenie, budowały znakomite tło. A Wy przecież chcecie nas uzależnić od tej gry jak najmocniej, więc co Was, drodzy deweloperzy, powstrzymuje?

Po 80 godzinach z Diablo 4 wiem, czego jeszcze potrzebuję od tej gry - ilustracja #5

Diablo 4, Blizzard Entertainment, 2023

Tryb offline

Ech, Blizzardzie, znowu to zrobiłeś. I tym razem nie mówię o niczym dobrym. Uparłeś się jak koza w kapuście na to przeklęte always online, jakby od tego zależało Twoje życie. Pisałem w recenzji i mówiliśmy o tym w podcaście – ta forma jest potrzebna Diablo 4 jak psu buty. No ciekawie wygląda psiak w dziecięcych tenisówkach, ale przez 23 sekundy trwania rolki na TikToku. Z podłączeniem do sieci w Diablo 4 jest tak samo.

Każecie, szanowni twórcy, za swoją grę zapłacić przynajmniej 350 złociszy. Z battle passem i mikropłatnościami pozgarniacie wielokrotność tego. Naprawdę jest tu w co ładować kasę. I ludzie zapłacą. Więc co Was boli, że część z nich chce pograć bez ograniczania się słabym łączem? Bo wiecie, właściwie wyalienowaliście część odbiorców, co jest naprawdę słabym posunięciem. Żadne dorobienie ideologii tego nie zmieni, bo jakoś na konsolach jest to wykonalne, a w dodatku lwia część Waszej gry idealnie nadaje się do solowego przejścia. Co więcej, jak każdy rasowy hack’n’slash Diablo 4 ma tyle zmiennych komponentów, że aż się prosi, by pobawić się modami. Ale to niewykonalne przy usłudze always online.

To zawrzyjmy taką umowę. Niech to będzie jak z auction house’em albo klasycznymi serwerami w World of Warcraft. Jak już się nachapiecie naszym kosztem – to nam dacie to, czego chcemy, udając, że zawsze taki był plan, dobra?

Jak już zarobicie na nowe bugatti Koticka – to poproszę o rozbudowanie tej gry o dwie opcje. Po pierwsze tryb offline, po drugie możliwość postawienia prywatnej krainy dla siebie i/lub kilkorga znajomych, rozmawialiśmy nawet o tym podczas podcastu. Na pewno przeszło Wam to przez głowę. Więc może, kiedy księgowi będą patrzeć gdzieś indziej, dodacie, drodzy deweloperzy z Blizzarda, takie bajery po cichu? Nikomu nie powiemy.

Hubert Sosnowski

Hubert Sosnowski

Do GRYOnline.pl dołączył w 2017 roku, jako autor tekstów o grach i filmach. Obecnie jest szefem działu filmowego i portalu Filmomaniak.pl. Pisania artykułów uczył się, pracując dla portalu Dzika Banda. Jego teksty publikowano na kawerna.pl, film.onet.pl, zwierciadlo.pl oraz w polskim Playboyu. Opublikował opowiadania w miesięczniku Science Fiction Fantasy i Horror oraz pierwszym tomie Antologii Wolsung. Żyje „kinem środka” i mięsistą rozrywką, ale nie pogardzi ani eksperymentami, ani Szybkimi i wściekłymi. W grach szuka przede wszystkim dobrej historii. Uwielbia Baldur's Gate 2, ale na widok Unreal Tournament, Dooma, czy dobrych wyścigów budzi się w nim dziecko. Rozmiłowany w szopach i thrash-metalu. Od 2012 roku gra i tworzy larpy, zarówno w ramach Białostockiego Klubu Larpowego Żywia, jak i komercyjne przedsięwzięcia w stylu Witcher School.

więcej