Cztery godziny z Watch Dogs - testujemy głównego pretendenta do tytułu gry roku - Strona 2
Po zagraniu w Watch_Dogs możemy stwierdzić jedno: nowa produkcja Ubisoftu raczej nie zrewolucjonizuje branży gier, ale miłośnikom sandboksów dostarczy ogrom frajdy i wiele godzin zabawy.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Watch Dogs - Ubisoft ma już swoje GTA

Premiera Watch_Dogs dopiero za miesiąc, ale już znamy pierwsze szczegóły DLC, jakie planuje Ubisoft. Dzięki ofercie Season Pass sklepu GameStop dowiedzieliśmy się, że dodatkowa zawartość do ściągnięcia będzie zawierać nie tylko zestaw ekskluzywnych broni czy samochodów, ale i osobną kampanię w trybie dla pojedynczego gracza, w której wcielimy się nie w Aidena Pearce'a, a w inną grywalną postać.
Od czasu do czasu trafiamy jednak na kogoś, komu warto przyjrzeć się nieco bliżej – ostatecznie Chicago to jedna ze „stolic” amerykańskiej przestępczości. Profiler potrafi namierzyć dla nas potencjalnego złoczyńcę, a tylko od nas zależy, jak skorzystamy z tej informacji. Zapobiegnięcie napadowi przyniesie nam polepszenie reputacji, ale narazi na potyczkę z groźnym przeciwnikiem i wzmożonymi patrolami policyjnymi. Takich wyzwań, znajdujących się poza głównym torem kampanii, jest oczywiście znacznie więcej. Aby odkryć je na danym obszarze trzeba najpierw aktywować wieżyczkę ctOS, z czym wiąże się sporo skakania po dachach, zabawy z hakowaniem różnych elementów otoczenia i w końcu prostą łamigłówką, polegającą na łączeniu przewodów. Gdy zaś znudzi nam się rola hakera z mroczną przeszłością, możemy uciec w aplikację „Digital Trips”, udostępniającą graczowi szereg niezbyt poważnych minigierek – od platformówek, w których zbieramy ośmiobitowe monety, do symulacji potężnego mechanicznego pająka, demolującego miasto. Nie pasuje to oczywiście do klimatu całokształtu, ale z drugiej strony twórcy w żadnym momencie nie zmuszają nas do skorzystania z tej atrakcji – chyba że chcemy zaliczyć grę na sto procent. W takim wypadku możemy sobie zawsze odłożyć niechciane wyzwania na później, bowiem Jonathan Morin z Ubisoftu zapewnił nas, że możliwe będzie kontynuowanie rozgrywki po zakończeniu kampanii. Zupełnie jak w Assassin’s Creed.
Poboczne aktywności mogą jednak szybko stać się powtarzalne. Tu z pomocą przychodzą nam misje fabularne, w których Ubisoft pozwala sobie na rozwinięcie skrzydeł kreatywności. Trzy zadania, które przyszło mi wykonać, różniły się od siebie w niemal każdym aspekcie. Od ucieczki z wypełnionego po brzegi stadionu, zakończonej wyłączeniem prądu na terenie całego obiektu, przez podsłuchiwanie rozmów telefonicznych własnej siostry (uznanie, że Aiden bywa „nadopiekuńczy” to spore niedopowiedzenie) i ściganie jej prześladowcy, aż po walkę z przeważającymi liczebnie gangsterami – wszystkie z wymienionych atrakcji wymagały nieco innych umiejętności i przygotowań. Przyszło mi więc szaleć za kierownicą (model jazdy jest bardzo zręcznościowy i daje sporo frajdy), infiltrować centralę ctOS czy rozrzucać w strategicznych miejscach bomby, aktywowane – jakże by inaczej – na odległość, przy pomocy smartfona.
Jedna rzecz, która bardzo mocno uderzyła mnie podczas spotkania w cztery oczy z Watch_Dogs to fakt, że gra naprawdę rzadko zmusza nas do wyciągnięcia broni. Wręcz przeciwnie – choć Aiden potrafi zrobić użytek z każdego pistoletu czy karabinu, który wpadnie mu w ręce, to słabo wytrzymuje długotrwały ostrzał i pada dość szybko. Przeciwnikom zresztą też trudno cokolwiek zarzucić – odpowiednio korzystają z osłon, zachodzą protagonistę od tyłu i całkiem celnie strzelają.