autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Wolfenstein: The New Order - Blazkowicz, naziści i Bękarty wojny w jednym - Strona 4
Nowy Wolfenstein łączy stare z nowym. Z jednej strony wykorzysta wszystkie dobrodziejstwa techniki 2013 roku, z drugiej powróci do apteczek i zabijania 100 nazistów na minutę. Blazkowicz znowu narozrabia!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Wolfenstein: The New Order - nowy porządek w FPS-ach

Na przestrzeni lat doczekaliśmy się paru odsłon serii Wolfenstein i wariacji cyklu, w tym mobilnego RPG czy strzelanki multiplayerowej. MachineGames konsultowało pomysł na The New Order z id Software i podobno zyskał on pełną aprobatę. „Prosili tylko, aby nie zmieniać przeszłości B.J. Blazkowicza” – powiedział Jens Matthies, producent ze szwedzkiego studia.
Dobrze skrojony system walki świetnie pokazano w kulminacyjnej scenie krótkiego dema. Zaczyna się ona od opcji przyjrzenia się arenie – hangarowi z czterema prototypowymi helikopterami, których broni pluton żołnierzy i kilka mechów. Oczywiście można wparować do tego miejsca bez zastanowienia. Dobry strateg zacznie jednak od skradankowego „startera”, aby wyeliminować pierwszych wrogów po cichu i dostać się w pobliże jednej z maszyn. Zamontowane na nich karabiny znacznie ułatwiają sprawę, szczególnie jeśli chodzi o opancerzone roboty. Kiedy pada pierwsza seria i zostajemy odkryci, trzeba przestawić się na tempo akcji Wolfensteina. Biegać od kąta do kąta, wypluwać z siebie setki pocisków na minutę, szukać miejsc, gdzie można przeładować. I tak w kółko. Było to niezwykle przyjemne doświadczenie, nawet pomimo faktu, że autorzy ustawili wysoki poziom trudności, więc parę razy zginąłem. To jednak świadomy zabieg MachineGames mający pokazać jedno: Wolfenstein to poważna, hardcorowa strzelanka ze zręcznościowym sznytem.

Jest klasycznie
Czas spędzony z grą był tak satysfakcjonujący również z tego powodu, że już teraz można pochwalić jej wykonanie. Nie chodzi tylko o aspekt wizualny i muzyczny, chociaż stoją one na wysokim poziomie. MachineGames dysponuje przecież silnikiem id Tech 5 i dobrym kontaktem z jego autorami z id Software. The New Order cieszy zmysły głównie za sprawą obranego kierunku stylistycznego, czyli mrocznej, futurystycznej i chłodnej grafiki zestawionej z mieszanką gitarowych riffów oraz głębokiej jak studnia elektroniki. Ja pochwalę jednak co innego – sterowanie i oddanie wrażenia poruszania się postaci. To rzeczy pozornie oczywiste i trudne do zepsucia, które jednak często wypadają w grach drętwo lub topornie. W tej kategorii nowy Wolfenstein jest naprawdę obiecujący i czuć, że byli pracownicy Starbreeze wiedzą, co robią. Jedyne zastrzeżenia mam do dziwnie działającego sprintu (czasem trudno go odpalić w porę), ale to pewnie można jeszcze podciągnąć. Niemniej już w tej chwili jest to bardzo przyjemna w odbiorze gra.
„Głupi naziści. Dajcie coś większego albo spadajcie” – rzuca na koniec pokazanej w demie walki Blazkowicz. I wtedy na arenę wkracza z hukiem mech dwukrotnie większy od dotychczasowych maszyn. Zapytacie, czy będziemy mieć okazję posterować jedną z nich? Producenci nie chcieli udzielić tu jasnej odpowiedzi, ale nie wykluczyli takiej opcji. „Byłoby dziwne, gdyby w grze zawierającej tyle mechów nie dało się pokierować jednym z nich” – stwierdził Matthies i zamrugał porozumiewawczo.
Patrzę w notatki, jakie sporządziłem podczas prezentacji Wolfensteina: The New Order, żeby upewnić się, że przekazałem Wam wszystko, co chciałem. Nie jest ich wiele, bo pokaz, a szczególnie demo gry były intensywnym doznaniem. Zainteresowały mnie i kupiły, czego nie można powiedzieć o wspomnianym na wstępie zwiastunie. „Jest klasycznie” – to jedno z niewielu określeń, jakie zanotowałem na gorąco. Rzeczywiście gra tworzona przez studio MachineGames sprawia takie wrażenie – autorzy znają klasykę, bo wychowali się na niej. Szwedzi mają jednak świadomość tego, że powtarzanie się nie jest szczególnie rozwojowe, więc szukają nowych pomysłów. Czy trafnych? Okaże się pod koniec roku na PC, Xboksie 360, PlayStation 3 oraz konsolach następnej generacji (na E3 Bethesda doprecyzuje jakich). Ja przekonałem się o jednym: Wolfenstein w rękach tego dewelopera może być ciekawą propozycją, której na pewno warto się przyglądać.