autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Wolfenstein: The New Order - Blazkowicz, naziści i Bękarty wojny w jednym - Strona 3
Nowy Wolfenstein łączy stare z nowym. Z jednej strony wykorzysta wszystkie dobrodziejstwa techniki 2013 roku, z drugiej powróci do apteczek i zabijania 100 nazistów na minutę. Blazkowicz znowu narozrabia!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Wolfenstein: The New Order - nowy porządek w FPS-ach

W pokazanym fragmencie strzelania było sporo, poświęcę mu nawet nieco miejsca, ale najbardziej zaskoczyły mnie sceny właśnie – nazwijmy to – przygodowe. Pomiędzy walkami, najczęściej skoncentrowanymi wokół większych pomieszczeń przypominających areny, trzeba było trochę pokombinować. Jeszcze przed wejściem do budynku nazistów Blazkowicz musiał ominąć robota gończego przypominającego psa. Nie chodziło o ominięcie poprzez nafaszerowanie ołowiem, a dosłowne odszukanie ścieżki, która pozwoli uniknąć pogryzienia. W tym celu wyciąłem na przykład przejście przez metalową siatkę przy pomocy podręcznej... spawarki? To narzędzie przydało się zresztą w wielu innych sytuacjach: do wycinania wejść do szybów wentylacyjnych, uwalniania blokad wind czy „otwierania” skrzynek zawierających dodatki. Spawara działa w dwóch trybach – promienia lub pocisku – i trzeba ją ładować przy specjalnych terminalach. Jej promień tnie tylko określony rodzaj materiałów, więc zapomnijcie o zabawie w szatkowanie poziomów. Jest to jednak na tyle istotne narzędzie, że w kampanii znajdziemy jego kilka coraz mocniejszych wersji. Przy okazji wykorzystamy je też w walce, bo w pobliżu źródeł prądu okazuje się ono nieocenioną pomocą w przypadku problemów z zasobnością amunicji.
Wolfenstein: The New Order powraca do apteczek. Życie bohatera regeneruje się bowiem tylko o 20 punktów, a później musimy radzić sobie, szukając rozsianego po mapie wyposażenia. Fanów gier id Software zainteresuje pewnie także to, że poziom życia może wzrosnąć powyżej stu punktów, ale wtedy stopniowo się zmniejsza (do setki). Słowem, połączenie klasyki z nowszym podejściem do gatunku.
Trudno oszacować, czy te przygodowe aspekty gry będą pasować do całości, ale w pokazanym fragmencie były stosunkowo proste i dawały chwilę wytchnienia od samej walki. Bo ta, i to już informacja, która na pewno Wam się spodoba, okazała się niezwykle intensywna, wciągająca, wymagająca i – co ważniejsze – piekielnie satysfakcjonująca.
Naboje i apteczki
Powiem szczerze, że fabuła i motyw bawienia się spawarką są niezłe, chociaż budzą pewne wątpliwości – wiele zależy od tego, czy autorom uda się wyważyć obydwa aspekty w pełnej wersji gry. Podobnych wątpliwości nie mam za to odnośnie systemu walki, który jest fenomenalnie zwariowany, zręcznościowy i radosny. MachineGames łączy w nim cechy szybkich strzelanek pierwszoosobowych, głęboko zakorzenionych w klasyce, ale jednocześnie mających odwagę pokazać coś nowego. Grając w ten krótki fragment, miałem wiele skojarzeń z legendami z lat 90. oraz późniejszymi hitami: począwszy od Wolfensteina 3D, przez konsolowego Blacka, na polskich tytułach pokroju Bulletstorma skończywszy. Z każdej z tych gier autorzy zapożyczyli jakieś elementy, zestawiając je w nowy, bardzo sympatyczny w odbiorze system, doprawiony spodziewaną porcją przesady oraz świetnym wykonaniem. Dawno nie słyszałem tak miło dudniących strzelb czy karabinów.

Porozmawiajmy o konkretach. W nowym Wolfensteinie Blazkowicz może biegać, robić wślizgi, wychylać się zza osłon na różne strony, gromadzić pokaźny arsenał, korzystać z elementów otoczenia, np. z działek, i mordować na parę sposobów. Przeciwnicy – nazistowska piechota, mechy kroczące oraz latające drony – byli za to ruchliwi i skutecznie wywierali presję, ścigając i zachodząc mnie z obu stron. Z tego względu w The New Order trzeba było strategicznie zmieniać pozycję, zbierać dziesiątki apteczek, tarcz, naboi i nowych zabawek. Nie dać się przygwoździć. Sam arsenał skojarzył mi się odrobinę z NecroVision. Co jest lepsze od kałacha albo strzelby? Naturalnie dwie sztuki którejś z tych broni trzymane w obu rękach bohatera. Siła ognia tych „zabawek” była olbrzymia i korzystanie z nich sprawiało mi sporą radochę. W związku z tym często zmieniałem sprzęt, bawiłem się, testowałem różne możliwości – większość z nich dawała co najmniej ciekawe rezultaty. Dodajcie do tego opcję modyfikowania uzbrojenia, czego nie mogłem, niestety, sprawdzić.