King's Bounty: Wojownicza księżniczka - już graliśmy! - Strona 4
Fantastyczna kraina Darion znów przeżywa najazd istot z piekła rodem. Do walki z demonami staje księżniczka Amelia, która z małej dziewczynki wyrosła na mężną spadkobierczynię królewskiego tronu. Mieliśmy już okazję przetestować tę grę.
Przeczytaj recenzję King's Bounty: Wojownicza księżniczka - recenzja gry
Miłym gestem w stronę fanów okazała się decyzja o zwiększeniu liczby bossów, czyli ogromnych istot, z którymi zmagania były interesującym urozmaiceniem tradycyjnych walk w pierwszej części gry. W Wojowniczej księżniczce przeciwko Amelii staje aż pięciu nowych przeciwników, w tym odrodzony Baal (władca krainy demonów, który w pierwowzorze był zwykłym bohaterem). Bossowie tradycyjnie dysponują unikatowymi atakami i mają bardzo dużą liczbę punktów życia, dzięki czemu walka z nimi jest nie tylko długa, ale też wymagająca.
Pierwszy kontakt z nowym dziełem firmy Katauri Interacrive pozwala stwierdzić, że Rosjanie pracowicie spędzili ostatni rok. Dodatek prezentuje się niezwykle mięsiście i jest naprawdę obszerny. Grałem zaledwie kilka godzin, a na dobrą sprawą nie zdążyłem porządnie zwiedzić trzech początkowych wysp. Cieszy przede wszystkim to, że autorzy wysłuchali opinii fanów i starali się im dogodzić, implementując nowe rozwiązania, a jednocześnie pozostawiając w Wojowniczej księżniczce to co najlepsze.

Wspomniałem na początku, że remake gry King’s Bounty, mimo popełnionych w końcówce błędów, okazał się przedsięwzięciem nad wyraz udanym. Po kilku godzinach zabawy z Wojowniczą księżniczką mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że dodatek wydaje się równie dobry, a momentami nawet lepszy. Przede wszystkim znów zakochałem się w Endorii. Ten świat jest tak fantastycznie wykonany, ma tak niesamowity klimat, że po prostu chce się go zwiedzać i odkrywać wszystkie przygotowane przez autorów gry niespodzianki. Cieszy również to, że mimo znanych z poprzedniej części rozwiązań, identycznej oprawy wizualnej (rzekomo poprawiono grafikę, ale różnicy zanadto nie widać) i muzycznej (doszło zaledwie kilka nowych utworów) Wojownicza księżniczka wciąga jak bagno. To duża rzadkość w dzisiejszych czasach, żeby kontynuacja gry, w wielu aspektach taka sama jak jej pierwowzór, potrafiła bez żadnych przeszkód przyciągnąć i zatrzymać gracza przy sobie. Jestem tego najlepszym dowodem. Legendę ukończyłem kilkakrotnie, a po uruchomieniu rozszerzenia nawet na moment nie odczułem znużenia. Ponownie zatopiłem się w rozgrywce i ocknąłem się dopiero po kilku godzinach. Nie wiem, co takiego mają w sobie produkty firmy Katauri Interactive, ale można przy nich zapomnieć o całym świecie. Naprawdę.
Oczywiście ten początkowy entuzjazm może z czasem minąć. Nie tak dawno myślałem, że King’s Bounty: Legenda jest dziełem kompletnym, a pod koniec zmagań okazało się, że autorzy, jak nowicjusze, wystrzelali się z pomysłów i to w momencie, gdy długą przygodę powinien zwieńczyć spektakularny finał. Z ostateczną oceną trzeba więc zaczekać do chwili, gdy na ekranie pojawią się napisy końcowe. Na razie jest kapitalnie i mam ogromną nadzieję, że tak już pozostanie.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna