W The Division 2 będzie tryb battle royale? Spekulujemy na temat gry - Strona 5
The Division to gra, która potrzebuje pewnego oczyszczenia i zbudowania wielu mechanik od nowa – potrzebuje sequela. Tylko czy twórcy właściwie wykorzystają zdobytą wiedzę i powtarzające się sugestie fanów?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry The Division 2 – postapokalipsa lepsza niż w Falloucie
The Division 2 – battle royale
Taka dość szybka zapowiedź sequela gry, która ciągle dostaje nową zawartość i w końcu zaczyna zbierać pozytywne opinie, wydaje się nieco podejrzana – czy twórcy i wydawca naprawdę chcą naprawić wszystkie swoje błędy i stworzyć w końcu doskonały produkt na lata? Być może tak, ale trudno zaprzeczyć, że The Division 2 to przede wszystkim idealny sposób, by przemycić na rynek własną wizję niezwykle popularnego trybu battle royale!
Zupełnie nowa marka dedykowana tylko takiej formie rozrywki byłaby dużym ryzykiem przy obecnej dominacji gier Fortnite i PUBG oraz robiłaby złe wrażenie zwykłego skoku na kasę. Dodanie trybu battle royale do Ghost Recon Wildlands czy przewidywanego nowego Splinter Cella z kolei byłoby dość trudne do umotywowania w lore każdego z tych tytułów. W przypadku The Division jednak wszystkie te problemy odpadają. Pomysł walk wielu agentów czy grup między sobą istniał już przecież w Strefie Mroku, został rozwinięty w trybie przetrwania i dedykowany battle royale nie dość, że może go udoskonalić technicznie, to jeszcze dobrze pasuje fabularnie do świata gry. Gracze mogliby walczyć chociażby o jedno miejsce w śmigłowcu czy dawkę leku ratującego życie, a oznaki postępującej choroby mogłyby ograniczać mapę rozgrywki.
Warto też przypomnieć, że jeszcze przed pojawieniem się Playerunknown’s Battlegrounds we wspomnianej ankiecie na temat sequela i pierwszej części twórcy pytali graczy, czy chcieliby ujrzeć w grze tryb oparty na Igrzyskach śmierci – walki do ostatniego żyjącego agenta! Trudno przewidzieć, czy już na premierę, czy w jakimś dodatku, ale battle royale zapewne pojawi się w The Division 2.

Lotniskowiec Interpid był wymarzonym miejscem na prawdziwy rajd - niestety możliwości tej lokacji nie wykorzystano dobrze w trybie hordy Opór.
Polityka DLC i przepustki sezonowej
Tzw. season pass do The Division był ogromnym rozczarowaniem. Wszyscy oczekiwali rozbudowy istniejącej mapy, nowych dzielnic Nowego Jorku i misji fabularnych, a tymczasem płatne DLC okazały się wyciętymi z podstawki dodatkowymi trybami gry. The Division w dniu premiery byłoby zdecydowanie lepszą produkcją z rewelacyjnym trybem przetrwania czy przeznaczonym dla miłośników PvP ostatnim bastionem. Gracze mieliby po prostu większą swobodę wyboru, by uniknąć frustracji ze Strefy Mroku i jednocześnie pozostać wiernymi grze. W przypadku sequela możemy chyba już liczyć na podobną otwartość jak przy okazji Far Crya 5. Powinniśmy poznać ogólną wizję dodatków, a nie tylko same tytuły, choć jednym z murowanych kandydatów wydaje się ponownie nowy tryb rozgrywki... i chyba wszyscy wiemy jaki!
Prawdziwe rajdy w The Division 2
Ubogą zawartość endgame’u w dniu premiery pierwszej części miała wzbogacić darmowa aktualizacja z „trudną misją w kooperacji, wymagająca ścisłej współpracy”. Oczyma wyobraźni gracze widzieli w tym coś na kształt rajdów z Destiny – kilkugodzinny quest, pełen pomysłowych mechanik angażujących całą drużynę. W rzeczywistości najazd okazał się zwykłym i nudnym trybem hordy w małym pomieszczeniu, tak samo frustrującym jak bieganie z samym pistoletem po Strefie Mroku.
Choć kolejne najazdy starały się być coraz lepsze, z kilkoma minibossami i różnymi lokacjami, to jednak nigdy nie zbliżyły się do poziomu rajdów z Destiny. Jest to o tyle dziwne, że społeczność graczy nie oczekiwała tu jakichś cudów, a jedynie czegoś w stylu bardziej rozbudowanych misji fabularnych, które bardzo się twórcom udały, zwłaszcza te w siedzibie ONZ czy rosyjskiego konsulatu. W The Division 2 nie potrzeba drugiego Vault of Glass z Destiny – wystarczy trudniejsza i dłuższa misja fabularna, ale jako osobna aktywność w endgame'ie, z wyjątkowymi nagrodami.