Analizujemy Overwatch – 4 powody, dla których FPS Blizzarda zamiecie - Strona 5
Overwatch to organizacja próbująca utrzymać pokój na świecie. Ale Overwatch to także zlepek różnych pomysłów z innych gier. Wybraliśmy cztery dowody świadczące o tym, że Blizzard w maju wyda kolejną hitową produkcję.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Overwatch – Blizzard pozamiatał
Po czwarte – gadżeciarstwo

W Overwatchu zbieramy sześć rodzajów łupów – skórki, emotki, zwycięskie pozy, (mówione) kwestie, graffiti, a także prezentacje zagrania. Już teraz do odblokowania jest 1000 elementów.
Kiedy dostaniemy przekonujących bohaterów, intrygujący świat, nastawienie na współpracę, mecze i e-sportowe turnieje, zabraknąć może tylko jednego – powodu do grania. W przypadku wielu gier, poza oczywistą przyjemnością z zabawy, graczy trzyma przy nich możliwość odblokowywania kolejnych elementów.
W World of Tanks zbieramy punkty doświadczenia i srebro, aby odkrywać następne czołgi – dlatego twórcy stale dodają do gry nowe maszyny. W Heroes of the Storm czy League of Legends staramy się zdobyć kolejne postacie. W Overwatchu – z racji mechaniki meczów – wszyscy bohaterowie będą od razu dostępni dla każdego gracza. Blizzard postanowił więc skopiować w tym miejscu model z Counter-Strike’a: Global Offensive.
W Overwatchu gromadzimy tylko kosmetyczne gadżety – a to graffiti, którym możemy znakować mapy, a to zwycięską pozę widoczną na ekranie punktacji. Najbardziej efektowne są oczywiście skórki modyfikujące wygląd postaci – choć tutaj, podobnie jak w przypadku Heroes of the Storm, czuję niedosyt, bo wiele z nich tylko zmienia kolory pancerza czy dodaje drobne detale. Daleko tu jeszcze do poziomu skórek z League of Legends. Ktoś może spytać, czy kolekcjonowanie takich drobnostek jak emotki bądź one-linery wystarczy, aby przyciągnąć graczy na dłużej. Jeśli sama gra będzie odpowiednio dobra – odpowiedź jest twierdząca. We wspomnianym Counter-Strike’u zbieranie skórek broni i chwalenie się nimi to ważna część zabawy. Co prawda wolno nimi również handlować, i to wcale nie za małe pieniądze, ale kto wie... może i Blizzard pozwoli na sprzedawanie zdobytych gadżetów? A pierwsze doświadczenia – z domem aukcyjnym w Diablo III – amerykańska firma ma już na koncie.
Potencjalny hit
Na miesiąc przed premierą wiemy już o Overwatchu bardzo dużo. Masa rozentuzjazmowanych graczy trafiła do beta-testów, a kolejni dołączą do nich 3 maja, gdy ruszy (w teorii) otwarta beta. Ci, którzy się nie załapali (lub nie załapią), mogą bez problemu obejrzeć rozgrywki np. na Twitchu. Nie zmienia to wszystko faktu, że z niecierpliwością czekam na debiut pierwszego FPS-a Blizzarda – ciekaw jestem, czy amerykańscy deweloperzy wstrzymują się z jakimiś niespodziankami do momentu premiery. Pozostają również pytania o to, w jaki sposób wprowadzone zostaną do gry mikropłatności (zakup skrzynek z łupami), a także jak sprawdzi się system meczów rankingowych.
Z Blizzardem jest tak, że każda produkcja powstająca pod szyldem tej firmy okazuje się murowanym hitem – a jeśli nawet coś zgrzyta na samym początku, to deweloperzy będą ciężko pracować, by grę połatać i dopieścić. W przypadku Overwatcha Amerykanie przygotowują tytuł, który już na starcie ma mieć wszystkie składowe wróżące wielki sukces. Wspomnieliśmy tylko o czterech elementach, ale jest ich znacznie więcej (choćby świetna polska lokalizacja czy tryb szalonych meczów ze zmieniającymi się co tydzień zasadami). Zbierajcie więc powoli siły na majową premierę. Wszystko wskazuje na to, że Blizzard znowu zamiecie.